Wczoraj odbyła się debata telewizyjna między kandydatami na Prezydenta. Urzędujący Prezydent dał pokaz antykaczyzmu w najlepszym wydaniu. Andrzej Duda był wobec tych ataków nieporadny. Ciekawe ile osób oglądało to do końca. Mnie wystarczył żenujący spór o to, ilu żołnierzy obcych wojsk udało się zainstalować na polskiej ziemi. Urzędujący Prezydent uczynił zarzut przeciwnikowi z tego, że za rządów PiS nie było tu obcych wojsk, a teraz są. Teraz jeszcze tylko sprowadzimy sobie terrorystów i nasi politycy będą szczęśliwi. Kiedy Komorowski z dumą ogłosił, że Polska ma obecnie tak dobre stosunki z sąsiadami, jak nigdy dotąd – można było spokojnie darować sobie resztę debaty.

Wynik wyborów jest ciągle wielką niewiadomą. Tygodnik „Do Rzeczy” twierdzi, że to polskie służby specjalne podpaliły szopę na terenie rosyjskiej ambasady w 2013 roku. Jeśli to prawda, to tylko ten jeden incydent powinien wystarczyć, aby dokonać oceny rządzącej ekipy: to niebezpieczni „pirotechnicy”, bez żadnych zahamowań.

PiS jak zwykle przyszedł z odsieczą. Pewnie stąd wpis o klatkach w czasie, gdy władza jak kania dżdżu potrzebuje jakiegoś wystąpienia, które można zamienić w aferę medialną.

 

Prezentowanie kampanii wyborczej w konwencji walki, analiza nic nie wartych sondaży lub wróżenie „przepływu elektoratu” (a nawet jakichś rewolucji) można by pewnie uznać za niezłą rozrywkę. Tyle, że czasy mamy trudne i trzeba być chorym, aby urządzać sobie teraz takie igrzyska.

Jaki jest kandydat Komorowski każdy widzi. Pod filmem ilustrującym dobrze jego intelektualne możliwości ktoś napisał komentarz: „jak na takiego ... można głosować. To niepojęte”. Młody (zapewne) człowiek książek nie czyta, więc i pojąć nie może. Profesor Legutko doskonale objaśnił kto i dlaczego: w książce pod wymownym tytułem „Antykaczyzm”. Antykaczyzm to choroba roznoszona poprzez media. Młodzież telewizji nie ogląda, no i mamy „rewolucję”. Gdyby koniecznie chcieć przykładać polityczne kategorie do ich chęci normalnego życia, w warunkach na miarę XXI wieku, to należałoby to raczej nazwać „antyrewolucją”.

Oczywiście – jak w każdej zawierusze – nie brak chętnych to sterowania „przemianami”. Ostatni liberałowie zgromadzeni gdzieś w redakcji „Rzeczpospolitej” próbują zrobić reaktywację Balcerowicza: Niedawny sondaż w „Rzeczpospolitej”, w którym nikomu prawie nieznana partia Balcerowicza dostaje 11% jest ewidentną próbą wpływania na przyszły kształt sceny politycznej. Jak to się robi, żeby jeszcze nie istniejąc już być uwzględnionym w badaniu? Zapytajcie redakcji „Rzeczpospolitej”.

Miejmy nadzieję, że doczekamy dnia w którym upadnie ostatnia duża gazeta w Polsce.

Tak a'propos Balcerowicza: zgodnie z przewidywaniami rozpoczęła się wyprzedaż Ukrainy. Może by zrobić narodową ściepę i odkupić Lwów, gdy już będzie do kupienia? Wiem, wiem – to tylko żarty. Ukraińcy szybciej opchną go Putinowi. Ale przecież nie musimy kupować bezpośrednio. Uczmy się na własnych błędach – u nas przecież ćwiczy się sprzedaż „na słupa” ;-).

Odgadywanie przyszłości jest w obecnej sytuacji raczej pozbawione sensu. Pozostaje wiara w bożą opatrzność (tylko czy te resztki religii nas do tego uprawniają?) i/lub marzenia. Te jednak bywają niebezpieczne. Ja na przykład odkryłem ze zgrozą u siebie coś przerażającego: los polityków PO, a nawet szerzej - całej tej styropianowej elity absolutnie nic mnie nie obchodzi. Cieszyłbym się po prostu, gdyby któregoś ranka znikli. I o nic bym nie pytał. Rządy PO mają zaiste wielki walor edukacyjny. Nigdy nie byłem w stanie zrozumieć jak to się stało, że kulturalne społeczeństwo niemieckie zaakceptowało eksterminację żydów. A przecież oni także nic nie chcieli wiedzieć. W dzisiejszych czasach łatwego przepływu informacji to nie do pomyślenia. Chociaż – gdyby wspomnianą „elitę” ktoś wysłał tam, gdzie ich miejsce: na Marsa – to naprawdę ktoś dociekałby, co tam się dzieje? Na szczęście jestem chrześcijaninem i muszę zwalczyć te natrętne myśli. Ale trzeba przyznać, że grzeszna natura czasem w człowieku bierze górę….  

Jerzy Wawro

Lepiej siedzieć cicho i mieć opinię głupka, niż się odezwać i rozwiać wszelkie wątpliwości. Niestety strategia wyborcza oparta na unikaniu spontanicznych wypowiedzi wzięła w łeb i Bronisław Komorowski zaczął się wypowiadać…. To sobie pogada z ludźmi z suflerką na plecach…, innym razem na pytanie o to jak żyć za 2tys radzi: „należy zmienić pracę lub wziąć kredyt”. Prawdziwym kuriozum był atak na dziennikarza za pytania o WSI. W „zaprzyjaźnionej stacji” takie pytania? No to nic dziwnego, że się zdenerwował. Po tylu latach wkładania do głów wyborcom, że dopiero wyrok i to prawomocny pozwala (p)osądzić człowieka – Komorowski deprecjonuje przeciwnika na podstawie samego oskarżenia! Byle nie odpowiedzieć na pytanie.

Co robi Bronek, gdy nie rozmawia z wyborcami? Jak każdy łaskawy władca zastanawia się, co zrobić, aby ludzie byli zadowoleni. Wygląda na to, że przed wyborami jest gotów obiecać wszystko i nawet złożyć dowolną ilość projektów ustaw w sejmie…..

Chyba rzeczywiście miał on rację, mówiąc o tym, że kampania jest stanowczo zbyt długa. Dwa tygodnie takiej żenady to stanowczo zbyt długo ….

Niesie się po polach smętny śpiew skowronka
Tak przyroda żegna gajowego Bronka
Łanie głośno płaczą, dzik chlipie donośnie
Łzy żywiczne ciekną po spękanej sośnie
Trawożerce, drapieżniki, lisy, kuny i chomiki
wszyscy dzisiaj głośno płaczą
bo już Bronka nie zobaczą.
Stary grab żałośnie skrzypi,
boleściwie mruczy buk:
- pięc lat jeszcze rządzić mógł
za wiele tego było smukłej daglezji
Hola panowie ! dość już tych herezji ?
Właśnie ! właśnie ! Świerk jej na to w słowo
szumisz koleżanko daglezjo morowo
- Wszak pięć lat temu prawił Gajowy,
że bór bez zmiany staje się jałowy

 

źródło

Urzędujący Prezydent III RP po ogłoszeniu niekorzystnych dla niego wyników wyborów raczył powiedzieć, że trzeba je odczytywać „jako poważne ostrzeżenie dla całego szeroko pojętego obozu władzy”. Istnieje pewna możliwość, że on sam to wymyślił i przez najbliższy tydzień będzie trwało „tresowanie Bronka”, aby w czasie debaty telewizyjnej nie palnął czegoś równie „mądrego”. W innym wypadku zmiana w Pałacu Prezydenckim wydaje się przesądzona. Na tle „eliciarzy” trzęsących się ze strachu na myśl o możliwości utraty władzy Andrzej Duda wypadł znakomicie. Zaprezentował się jako kandydat na Prezydenta, który postrzega kampanię wyborczą, jako ścieranie się poglądów różnych osób zatroskanych o losy kraju. Zadeklarował gotowość do debaty nie tylko z przedstawicielem „obozu władzy”, ale także na przykład na temat JOW.

Ktoś przytomnie wykorzystał kolejną „miesięczną rocznicę” katastrofy w Smoleńsku, aby uzasadnić brak Kaczyńskiego w studiu wyborczym. Redukując wybory prezydenckie do jednego z etapów zmiany władzy, Kaczyński pokazał po raz kolejny, jak marny z niego polityk. Mąż stanu na jego miejscu wykorzystałby fakt, że Dudę przedstawiano początkowo jako „niepoważnego” kandydata i podkreślił, że to wynikało z braku jego uwikłania w bieżące spory partyjne. On bowiem wywodzi się z PiS i ta partia popiera jego kandydaturę, ale nie po to aby budować nowy obóz władzy, ale aby pomóc dokonać zmian jakie są oczekiwane. Kaczyński jako mąż stanu wyraziłby też nadzieję, że Dudzie uda się zrealizować plany zjednoczenia narodu jakie deklaruje, a PiS z pewnością nie będzie mu w tym przeszkadzał. Słowem to była okazja do wykreowania nowego, samodzielnego lidera, który cieszy się zaufaniem opozycji, ale nie jest jej zakładnikiem.

Na szczęście pokazywanie Kaczyńskiego w masce Dudy – jak czyni to „obóz władzy” świadczy o tak wielkim prymitywizmie tych ludzi, że chyba rzeczywiście „tego już nie idzie zdupić” (jak to mówią na Śląsku – vide jeden z kabaretowych skeczy - od 27:10). Oby.

źródło grafiki: Wykop.