Samo postawienie takiego pytania wywołuje wściekłość nadwiślańskich autorytetów (co samo w sobie jest podejrzane). Fałszowanie wyborów to jednak coś innego, niż fałszowanie wyników liczenia głosów (co udowodnić trudno). Gdyby na przykład wprowadzono zasadę, że ważne są tylko głosy oddane przy użyciu zielonego długopisu, a poinformowano o tym jedynie zwolenników jednej partii, to byłoby sfałszowanie wyników, czy nie? Czyli w tym wypadku nie liczy się jedynie fałszerstwo dokumentów, ale każde działanie zmierzające do uzyskania wyników nie odzwierciedlających woli wyborców.

Nie ulega wątpliwości, że takie działania były prowadzone. Wiele osób zostało wprowadzonych w błąd informacją o sposobie głosowania. I nie zmienią tego obecne wyjaśnienia, że „karta” może mieć formę broszurki. Jeśli do tego dodać dość niezwykłe okoliczności, w których zniknął zapis o konieczności analizy głosów nieważnych, to przesłanki do przeanalizowania sprawy są wystarczające. Zamiast tego mamy kolejny raz ujadanie „autorytetów”. W ciągu tych 25 lat zdarzyło się bardzo wiele rzeczy nie do uwierzenia (jak na przykład zlecenie zabicia dziennikarza przez „szanowanego biznesmena” powiązanego z władzą) i niebywałych zbiegów okoliczności. Można wierzyć w „szczęśliwe losowanie, które zdarza się nadzwyczaj często (na przykład losowania w mistrzostwach świata prawie zawsze gwarantujące gospodarzom, że najgroźniejszych przeciwników spotkają najszybciej w półfinale). Ale to nie znaczy, że tak ma być w przypadku wyborów. Nawet krytyczne artykuły w „zaprzyjaźnionych mediach” krajowych i zagranicznych należy traktować z rezerwą – bo to może być „osłona medialna”.

 Sporą sensację w mediach wzbudziła informacja o bankructwie twórcy serwisów megaupload.com oraz mega.co.nz (zobacz polskie omówienie). Kim Schmitz (znany jako Kim Dotcom) schronił się w Nowej Zelandii, ale dla FBI to nie problem. To jedna z wielu osób na świecie, która najbardziej boi się ekstradycji do USA (choć jest Niemcem i nie prowadził w USA żadnej działalności). Wrażenie robi zarówno wielkość grożącej mu kary (50 lat więzienia - czyli tyle ile można dostać w USA za ohydną zbrodnię) jak i kwota jaką wydał na prawników (10 mln dolarów). Jak widać, "sprawiedliwość" bardzo zależy od zamożności :-(.

 

Na zdjęciu (źróło) rezydencja Dotcoma w Nowej Zelandii.

 

Na początku lat 90-tych ubiegłego wieku Francja bardzo chciała wspomóc swoją firmę informatyczną Bull. Problem w tym, że uwarunkowania prawne nie pozwalały im na prostą dotację dla firmy, której udziałowcem było państwo. Pomoc biednej Polsce nie budziła kontrowersji. Więc Francja wspomogła Polskę, a ta zleciała firmie Bull komputeryzację naszego systemu podatkowego (menadżerowie Bull'a byli szczerze zdziwieni, że w ramach tej transakcji oczekiwaliśmy otrzymania działającego systemu).

 

Kilkanaście lat później Polska dokonała podobnego manewru. Kiedy w obliczu zbliżającej się zimy Rosja wstrzymała dostawy węgla na Ukrainę, Polacy pospieszyli z pomocą Ukrainie, której grosi klęska humanitarna. Przy okazji opróżniono składowiska węgla na kopalniach, a Polskie górnictwo dostało legalne wsparcie państwa.

 

Niestety jedna z tych historii jest prawdziwa, a druga to tylko mrzonki.

 

Od czasu do czasu prasę obiegają sensacyjne informacje o polskim złocie, które opuściło kraj na początku II wojny światowej. Teoretycznie wojna się skończyła, a Polska jest wolnym krajem. Czemu więc zasoby złota składujemy za granicą (jak się okazuje w Wielkiej Brytanii)?

Aby uciszyć głosy sceptyków, NIK zbadał polskie rezerwy i czy faktycznie złoto fizycznie istnieje. Wyniki opisuje Michał Żuławiński na bankier.pl („Czy polskie złoto powinno wrócić do kraju?”):

Decyzja o zmianie miejsca przechowywania nie została podjęta ze względu na fakt, że Londyn jest głównym centrum finansowym, w którym odbywa się obrót hurtowy i inwestycyjny złotem. Utrzymywanie złota w BoE stwarza większe możliwości zarządzania zasobami kruszcu, z uwagi na to, że ułatwia rozliczenie transakcji związanych z fizycznym przemieszczeniem złota w skarbcu tego banku – stwierdza NIK.

Jednak zdaniem Żuławińskiego wątpliwości pozostają: Mimo tych zapewnień, pytanie o zasadność przechowywania polskiego złota za granicą wciąż pozostaje. Skoro bowiem a) NIK zgadza się z NBP, że obrót złotem nie stanowi źródła dochodów banku centralnego b) NBP podwyższa wymogi takich transakcji, a w ostatnich latach ich w ogóle nie przeprowadza c) przechowywanie złota w Banku Anglii kosztuje, to czy aby na pewno polskie złoto nie powinno wrócić do kraju?

Szczucie Polaków przez media sprawia, że nasze demonstracje przypominają u nas kościelne procesje (chyba, że do akcji wkroczą kibice, zwani „kibolami”). Niestety w USA czytelnictwo Gazety Wyborczej nie jest duże. Skutki widać na poniższym obrazku:

Rewolta w Ferguson wybuchała z nową siłą, gdy sąd orzekł, że policja miała prawo zastrzelić nie uzbrojonego Murzyna. Byle nie nazywała go przy tym Murzynem, tylko Afroamerykaninem – bo to już jest przestępstwem i to dużym. Innym problemem USA jest brak polityka takiego, jak Jarosław Kaczyński. Godzina wymierzonej w takiego osobnika nienawiści tygodniowo na pewno rozładowałaby atmosferę.