Uzupełnieniem do artykułu na temat systemów wyborczych może być tekst Daniela Haczyka, opisujący najnowsze projekty w tej dziedzinie, wykorzystujące technologię bitcoina. Konkluzja jest bardzo wymowna: Aktualnie trwają prace nad darmowymi, super bezpiecznymi, niemożliwymi do złamania systemami wyborczymi online. Co więcej takie systemy będą miał otwarty kod źródłowy, będą darmowy, oraz będzie można zaprogramować je w ten sposób, że wyniki do samego końca wyborów pozostałyby niejawne dla nikogo, a system o odpowiedniej godzinie blokowałby możliwość głosowania, publikował wyniki i jednocześnie przesyłał je mediom. [...]

Co więcej możecie później zweryfikować w systemie czy was głos na pewno został poprawnie oddany, ale jednocześnie nikt nie może sprawdzić do kogo należał dany głos. Rządzący mieliby jedynie możliwość sprawdzenia czy dany obywatel zagłosował, ale nie wiedzieliby na kogo.

Abstrakcja? Od strony technologicznej z pewnością nie, ale rozwiązanie to ma jedną zasadniczą wadę – nie spodoba się rządzącym. System nie pozwoliłoby na żadne oszustwa, a frekwencja byłaby bardzo wysoka. Który rząd zgodzi się na takie rozwiązanie?

Odejście Tuska na wysokie stanowisko UE zbiegło się w czasie z powrotem tematu przyjęcia przez Polskę euro. Wywołało to plotki o tym, że Tusk złożył jakieś obietnice w zamian za stanowisko. W każdym razie wiemy już, że nia ma w tym żadnych przypadków. Portal bloombergbusinessweek.pl komentuje słowa nowego ministra spraw zagranicznych na temat euro:

 

Mało kto wie, że słowa te nie znalazły się w wystąpieniu szefa dyplomacji przypadkiem. I nie chodzi o to, by po raz setny powtarzać to, co politycy mówią od dawna. Chodzi o to, by partnerom z UE wysłać jasny sygnał: tak, pamiętamy o euro.

 

Od jakiegoś czasu podczas nieoficjalnych rozmów z przedstawicielami UE coraz częściej spotykamy się z pytaniami, jakie Polska ma plany w sprawie wprowadzania u siebie euro – mówi „Businessweekowi" jeden z wysokich rangą polskich dyplomatów z Brukseli. Mało tego, pytania te coraz częściej pojawiają się wraz z sugestią, że nasz kraj, który uznawany jest w Unii za poważnego gracza i wskazywany jest jako jeden z jej liderów gospodarczych, powinien w końcu złożyć w sprawie euro jasną deklarację. – Takie przynajmniej jest oczekiwanie – mówi dyplomata. A jak wynika z naszych informacji, z podobnymi sugestiami spotykają się już nie tylko europosłowie czy dyplomaci, ale również ministrowie. – Usłyszałem, że to by pomogło nie tylko pozycji Polski, ale też samej strefie euro, która próbuje jakoś przezwyciężyć problemy i wyjść na prostą. Po zadyszce potrzebuje jakiegoś impulsu – dodaje.

 

Kiedyś politycy każdy idiotyzm tłumaczyli „wymogami Unii Europejskiej”. Teraz coś się zmieniło. Udają, że prowadzą suwerenną politykę.

 

 

Hanna Gronkiewicz-Waltz (zwana HGW albo „Bufetową”) jako prezydent stolycy to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Dlatego zapewne mieszkańcy tego miasta poprą ją w drugiej turze.

Ktoś mniej kompetentny mógłby na przykład przejmować się takimi drobiazgami, jak praworzadność i gospodarność. I jak wtedy wyglądałaby stolica III RP? Bez sensu.

A tak....

Pani Profesor Pawłowicz – zapewne zdając sobie sprawę z „efektu Sawickiej” (po ujawnieniu przygotowań do korupcji na wielką skalę PO w cuglach wygrała wybory), robi klakę HGW, ujawniając, że słynna pedalska tęcza to samowola budowlana:

Tęczę postawiono 3 lata temu. Jak wiadomo, termin 120 dni od zainstalowania tęczy minął już bardzo dawno. Po 120 dniach ten, kto postawił „instalację tymczasową” musi z mocy prawa rozebrać ją. Wynika to wprost z Prawa Budowlanego, które nie przewiduje instytucji przedłużenia czasu dla „urządzenia tymczasowego”. Na tym właśnie polega istota prawna instalacji „tymczasowej”. Ma ona stać właśnie tylko tymczasowo, w czasie podanym w zgłoszeniu, i nie może stać się z czasem instalacją „trwałą”.

Starosta, w przypadku Warszawy funkcję tę wykonuje HGW, miał ustawowy obowiązek usunięcia instalacji po upływie 120 dni. Miał doprowadzić do obowiązkowej rozbiórki tęczy, w sytuacji, gdy stawiający sami tego nie zrobili. HGW jako starosta, z tego obowiązku się nie wywiązała.

 

Kanclerz Merkel w Krzyżowej powiedziała: "Jesteśmy przy tym świadomi, że możemy tylko wspólnie z Rosją na dłuższą metę i długoterminowo zabezpieczyć bezpieczeństwo Europy, i dlatego sankcje nie są dla nas celem samym w sobie, tylko musimy prowadzić dialog z Rosją"

Komentarz polskiego polityka prawicy - Konrada Rękasa - publikuje Głos Rosji (Jak Angela Merkel zaskoczyła Ewę Kopacz): […] Trzeba przyznać, że oświadczenie pani Merkel dla wielu polskich polityków było zaskoczeniem. Polska, uczestnicząc w różnego rodzaju antyrosyjskich akcjach, stale wspierając oficjalny Kijów, była przekonana, że działa przy pełnym poparciu Berlina. Tymczasem, obiektywni obserwatorzy europejskiej sceny politycznej już dawno zwrócili uwagę na to, że dyplomacja europejska, ta do której nie dosięgneła „ręka Waszyngtonu”, nie była zainteresowana eskalacją konfliktu. Ponadto antyrosyjskie sankcje, o czym głośno mówi Putin, uderzyły przede wszystkim w gospodarki tych krajów, które je inicjowały. To wszystko jest bardzo poważnie omawiane wśród państw członkowskich Unii Europejskiej, w tym Niemiec. Mogę powiedzieć jedno - Polska z wielką starannością wypełniła zadanie Waszyngtonu. Ale w tym samym czasie „minęła się” ze swoimi głównymi partnerami europejskimi. [...]

Kompromitacja wyborów samorządowych w Polsce tylko częściowo związana jest z obsługą informatyczną. System informatyczny nie tylko można łatwo poprawić, ale też zacząć naprawiać przy jego pomocy naszą demokrację. Nasze problemy z informatyką nie są wielkie w porównaniu ze skandalem w USA sprzed 10 lat (już wtedy NSA było „ciekawą” instytucją): Amerykański programista Clinton Curtis złożył doniesienie w sprawie... napisanego przez niego programu do modyfikacji tablic danych za pomocą ekranu dotykowego […] program ten miał działać w amerykańskich maszynach wyborczych i jego zadaniem było fałszowanie wyników kandydatów, wskazanych specjalnymi kombinacjami klawiszy.

 

Takie przypadki skłaniają do dużej ostrożności w stosowaniu informatycznego wsparcia wyborów (e-voting). Poprzedni system stosowany w Polsce (ten wyrzucony do kosza) bardzo niwelował możliwości wyborczych oszustw. Dawał on bowiem możliwość sprawdzenia wyników z protokołami komisji. Jeszcze dla wyborów do PE wizualizacja wyników pozwalała dotrzeć do poziomu komisji i sprawdzić, czy to co jest w komputerze, zgadza się z protokołem wywieszonym na drzwiach lokalu wyborczego. Oczywiście można także sprawdzić sumy – choćby przy pomocy kalkulatora. Wbrew oskarżeniom („ruskie serwery”), możliwość oszustwa przy przetwarzaniu danych praktycznie wykluczono. Jednak pozostał problem pracy komisji, nieważnych głosów i ograniczonej dostępności protokołów (komu chciało się chodzić do lokalu wyborczego by sfotografować protokół?). Te problemy rozwiązuje propozycja Davida Bismarka z TED (zobacz prezentację z polskimi napisami). Według tej propozycji karty do głosowania zawierałyby identyfikator w postaci dwuwymiarowego kodu „kreskowego”.