Reuters depeszuje z Watykanu: „ateiści, pracujcie z nami dla pokoju, powiedział Papież w Boże Narodzenie (Atheists, work with us for peace, Pope says on Christmas). Tymczasem w odpowiednim fragmencie wypowiedzi, Papieża powiedział: Zapraszam nawet/również niewierzących, pragnących pokoju. Dołączcie do nas z waszymi pragnieniami pokoju, które otwierają serce (I invite even non-believers to desire peace. (Join us) with your desire, a desire that widens the heart). Czyżby szanowna agencja dopuściła się manipulacji?

Samo określenie „pracować dla pokoju” nieco spłaszcza wezwanie Papieża, sprowadzając je do relacji współpracy. Tymczasem Papieżowi chodzi o jedność z ludźmi niewierzącymi. W tym kontekście czymś dziwacznym byłoby, gdyby zwrócił się on akurat do ateistów. Bo ateista, to ktoś przekonany, że Boga nie ma. W przeciwieństwie do agnostyków oraz ludzi, którzy wprawdzie nie przeczą istnieniu istoty najwyższej, ale nie są wyznawcami żadnej religii. Relacje teisty (człowiek wierzący) z ateistą opierają się na wykluczających się wzajemnie odpowiedziach na pytanie o istnienie Boga. Nie ma więc żadnej możliwości porozumienia na tej płaszczyźnie. Oczywiście nie wyklucza to współpracy, jeśli obie strony uznają kwestię wiary za nieistotną dla tej współpracy. Jednak jaki sens miałoby w takiej sytuacji podkreślanie różnic? A czymże jest użycie określenia „ateista”?

Columbia University uruchamia otwarty, bezpłatny kurs pod nazwą „The Age of Sustainable Development” (Wiek zrównoważonego rozwoju). Kurs rozpoczyna się w styczniu 2014 i potrwa 14 tygodni (sylabus dostępny na stronie kursu). Prowadzić będzie go Jeffrey Sachs (ten sam, którego przysłał nam Soros, by napisał plan Balcerowicza ;-)). Informując o tym kursie, Sachs wspomina słowa Prezydenta J.F. Kennedy'ego na temat postępu. Stwierdzenie, że ludzkość może zmierzyć się z problemem biedy lub dokonać destrukcji życia na ziemi, w czasach zimnej wojny mogło wyrażać obawy o losy świata. Obecnie mamy realne możliwości ostatecznego pokonania biedy na świecie. Tak samo jak realne pozostają możliwości zniszczenia środowiska naturalnego.

Można mieć wątpliwości, czy to nie jest próba powtórzenia wątpliwego sukcesu „globcio” Cartera. Sachs wprost odnosi się do Agendy ONZ "Post-2015 Sustainable Development" (IRF2015). Na pewno nie braknie wśród uczestników kursu osób, które uznają, iż wspomniana agenda może nie rozwiąże wszystkich problemów, ale im umożliwi dostatnie życie z przekonaniem misji. Brak w sylabusie wzmianek o kontrowersyjnych kwestiach, które ekscytują wielu krytyków współczesności. Ani słowa o wadach systemu finansowego z emisją pieniądza poprzez dług, o kompromitacji monetaryzmu, o wojnach ekonomicznych i monetarnych, o neokolonializmie, o rosnącym rozwarstwieniu rozwiniętych społeczeństw itd.... Takie uzupełnienie kursu zapewne utrudniłoby karierę przyszłym zbawcom świata.

Niemniej sama idea kursu warta odnotowania, a biorąc pod uwagę znaczenie prowadzącego – warto zapewne zapoznać się z tym, co on ma do powiedzenia.

Łukasz Warzecha komentuje list Episkopatu Polski dotyczący zagrożeń ze strony szerzącego się lewactwa oraz reakcje na niego „postępowych katolików”:

Kościół ma nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek wypowiadać się w sprawach ważnych społecznie. Takie jest nasze oczekiwanie – niestety, w tym trudnym okresie zbyt rzadko spełniane. Tym bardziej cieszy wyraźny i stanowczy głos w sprawie ideologii gender. Nie tylko nie jesteśmy nim zniecierpliwieni, nie tylko nie mamy go dosyć, ale przeciwnie – czekamy na więcej”.

Cały komentarz wart przeczytania. Dosadnie i celnie. Może jedynie odrobinę zbyt mało optymizmu. Jeszcze niedawno wydawało się, że w polskim Kościele mamy rzeczywiście rozłam na kościół tradycyjny i „postępowy” (czyli ulegający manipulacjom pseudoelity). Skoro udało się napisać tak jednoznaczny list do wiernych, to znaczy, że jednak jedność kościoła została zachowana, a te kilkaset osób czytujących wypociny pseudointeligencji w „Tygodniku Powszechnym” jest jedynie nic nie znaczącą sektą.

Jak to mawiają charyzmatycy: chwała Panu!

Prezes Lecha Poznań jest rozczarowany brakiem „efektu Euro 2012”. A miało być tak pięknie! Przecież Premier obiecał skok cywilizacyjny, a tu nawet nie ma jak zapełnić nowiutkich stadionów :-(. Prezesa jednak dobry humor nie opuszcza: „Liczyliśmy na większe zainteresowanie biznesu piłką. Wielki przychód sprzed dwóch lat wziął się z gry w Europie i sprzedaży Roberta Lewandowskiego - wyjaśnia. - Nie przypuszczałem, że przez kolejne trzy lata nie zdołamy awansować do fazy grupowej choćby Ligi Europejskiej”. Panie Prezesie! Trzeba było sprzedać więcej piłkarzy a ich miejsce zaoferować dzieciom prezesów przedsiębiorstw – to by się biznes zainteresował.

W Polsce coraz więcej miast wydziela część budżetu, pozostawiając decyzję co do jego przeznaczenia obywatelom. Nazywa się to budżetem obywatelskim albo budżetem partycypacyjnym. Postulaty rozwoju tego typu aktywności obywatelskiej najczęściej podnoszą przedstawiciele lewicy (w Polsce środowisko Krytyki Politycznej) lub anarchiści. Taidea jest także zgodna z postulatami „Solidarności” i społeczną nauką Kościoła Katolickiego. Propaguje ją także Instytut Obywatelski, związany z rządzącą partią (zob. link).

Na budżet obywatelski można jednak popatrzeć też krytycznie: „Szwedzki samorząd znany jest z dużej przejrzystości, a mieszkańcy ufają lokalnej władzy. Podejrzewam, że po prostu nie ma zapotrzebowania na dodatkowe narzędzia” - twierdzi przedstawiciel szwedzkiego stowarzyszenia gmin i województw samorządowych Kjell-A.