W Adwencie często przypomina się słowa Jana Chrzciciela „Przygotujcie drogę Panu, Dla Niego prostujcie ścieżki" (Mk 1,3). To „prostowanie ścieżek” można rozumieć różnie – ale z pewnością uzasadnione jest łączenie go z wyzwaniem do życia w prawdzie. „Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi”. (Mt 5:33-37) Zwłaszcza – gdy mamy w pamięci to, że to szatan jest ojcem kłamstwa na ziemi.

W tegorocznym adwencie to wezwanie do prawdy ma szczególne znaczenie. W czasach spokojnych można się skupić na życiu wewnętrznym i doskonaleniu siebie. Obecnie, gdy zalew kłamstwa w przestrzeni publicznej zwiastuje jakąś katastrofę – musimy się z tym zmierzyć. Czy naszą reakcją może i powinno być wycofanie i jakaś forma wewnętrznej emigracji? Dla człowieka myślącego i prawego, wydaje się to jedyna droga zapewniająca jakiś komfort psychiczny: niech się dzieje wola nieba.

Kwestią indywidualnej oceny jest, czy Polska (a nawet cały świat polityki) to już niepodzielne królestwo szatana i mamy do czynienia z zalew kłamstwa porównywalnym z potopem. Wówczas tak potępiany przez „elity” brak aktywności politycznej (w tym odmowa udziału w wyborach) nie tylko nie jest czymś nagannym, ale wręcz można uznać za postawę ewangeliczną. Jeśli twoja Ojczyzna jest powodem do grzechu, „odetnij ją i odrzuć od siebie” (Mt 5:30).

Jeśli jednak zabieramy z jakichś powodów głos w tak zwanej „debacie publicznej” – nie możemy ulegać kłamstwu. To w dzisiejszych czasach wymaga męstwa. Kłamcy i głupcy opanowali bowiem media, świat polityki a nawet świat nauki. Oni będą bezwzględnie atakować każdego, kto mówi prawdę, bo sami nie są w stanie zaakceptować prawdy.

1. Jednym wielkim kłamstwem jest współczesna ekonomia. Ekonomiści uczynili z tej nauki narzędzie perswazji dla polityków, służących interesom bogatych. Wystarczyło jedno proste założenie: wartość ekonomiczną ma tylko ta praca, która przynosi materialne bogactwo. W praktyce prowadzi to do przekonania, że tylko służenie bogaczom ma wartość (a reszta to koszty z których musimy się tłumaczyć). Aby ukryć to proste założenie tworzy się różne wymyślne mechanizmy i teorie, wmawiając ludziom, że ekonomia to wielce skomplikowana sprawa, a tylko nieliczni posiedli wiedzę. Na przykład „młody Balcerowicz”, nowoczesny Rysiek. O poziomie intelektualnym tego gościa świadczy wyrażone przez niego przekonanie, że w polityce chodzi o to, by partia rządząca „traciła popularność”. Nawet poprzednia wersja „nowoczesności” (ta ze sztucznym penisem) potrafiła udawać, że w polityce najważniejsze jest dobro wspólne, a sens bycia w opozycji zawiera się przede wszystkim na budowaniu alternatyw. Podobno „nowoczesnym” rośnie poparcie w sondażach. Trudno znaleźć jakiekolwiek tego uzasadnienie - poza pozowaniem jej lidera na tego który „zna się na gospodarce” (jeśli ktoś zadał sobie trud i przeczytał jego „program” - to wie, że nie ma w tym nic poza pozą). Kłamcy i głupcy muszą mieć przekonanie, że ich pozycja społeczna jest uzasadniona, a „nowoczesny Rysiek” im to daje (dbając przy okazji, by bankierom „żyło się lepiej”).

Gdy trwa wojna, reguły finansowe są podporządkowane celom wojennym. W szczególności dotyczy to kredytów. W czasach pokoju kredyt finansuje inwestycje, a odsetki od niego można traktować jako udział kredytobiorcy w uzyskanych korzyściach. W czasie wojny pieniądze nie tylko nie finansują inwestycji, ale finansują zniszczenie. To dlatego wojna jest tak korzystna dla bankierów. Jeśli skredytują bombardowanie i odbudowę miasta, to wartość tego nieruchomości zostaje obciążona podwójnymi odsetkami. Dotyczyło to także okresu II wojny światowej i „pożyczek Zwycięstwa”, które finansowały zniszczenie i chociaż niczego nie produkowały, musiały mimo wszystko przynosić procent.

Jedną z reguł, która była twardo stosowana od czasu powołania Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) było pilnowanie interesów państw wierzycieli. Jeśli nawet jakieś państwo (jak ostatnio Grecja) stanie na krawędzi bankructwa, warunkiem pomocy ze strony MFW jest bezwzględnie dogadanie się z innymi wierzycielami. Jednak ta reguła została złamana wobec Ukrainy. Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) poinformował we wtorek, że zmienił swe wewnętrzne zasady przyznawania kredytów w ten sposób, że zaległości Ukrainy wobec Rosji nie będą blokowały udzielenia wsparcia finansowego rządowi w Kijowie.

Jest to absolutnie niebywała sytuacja i nie należy się dziwić, że Rosja zapowiada podjęcie kroków prawnych. Premier Jaceniuk odpowiada: „Jeśli Rosja wystosuje pozew sądowy pod adresem Ukrainy, będziemy do tego przygotowani. Jesteśmy w pełnej gotowości bojowej”.

Ukraina ogłosiła po prostu, że Rosji długu nie odda. MFW przyjął to do wiadomości. Nie postawił nawet warunku, aby te pieniądze nie finansowały ukraińskiej korupcji. Oczywiście nie przeszkadza im też ostrzeliwanie przez armię ukraińską osiedli mieszkaniowych w Doniecku.

Prezydent Duda udaje się za kilka dni na Ukrainę. Powinien się upewnić, czy nie spotka go coś gorszego niż poprzednika. Przecież jest przedstawicielem państwa, w którym funkcjonuje pojęcie „bandy UPA”, a to na Ukrainie jest karalne.

Jerzy Stępień to prawdziwy ekspert – zwłaszcza w odniesieniu do samorządów: Senator I i II kadencji (1989-93), współtwórca reform administracji publicznej w latach 1990-1999. Przewodniczący rządowych zespołów do spraw reorganizacji administracji publicznej (1991-1994), podsekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji (1997-1999). Współzałożyciel i aktualnie prezes Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej. W latach 1991-2006 wykładowca w Instytucie Samorządu Terytorialnego i Rozwoju Lokalnego Uniwersytetu Warszawskiego.

Nic więć dziwnego, że odchodząca władza doceniła eksperta. Uczelnia Łazarskiego chwali się: Z przyjemnością informujemy, że sędzia Jerzy Stępień, prorektor Uczelni Łazarskiego, został powołany na członka rady programowej nowo utworzonej jednostki budżetowej. 10 listopada 2015 na mocy decyzji Ministra Administracji i Cyfryzacji sędzia Jerzy Stępień został włączony do Rady Programowej Narodowego Instytutu Samorządu Terytorialnego.

Fragment statutu narodowego instytutu samorządu terytorialnego: Instytut realizuje zadania na rzecz harmonijnego rozwoju samorządu terytorialnego i podnoszenia standardów jego działania, a także zadania związane z prowadzeniem badań i analiz w zakresie funkcjonowania samorządu terytorialnego.

Ekspert odwdzięcza się byłej władzy, krytykując obecną: „Moi studenci mi ostatnio powiedzieli na administracji, ze te 500 zł to mają wypłacać gminy jako zadanie własne, czyli ze środków własnych i że pozwala się czyli nakazuje się gminom podniesienie podatków od nieruchomości żeby miały pieniądze na wypłacenie tych zasiłków”.

Artykuł 7 punkt 3 Ustawy o samorządzie gminnym mówi: „Przekazanie gminie, w drodze ustawy, nowych zadań własnych wymaga zapewnienia koniecznych środków finansowych na ich realizację w postaci zwiększenia dochodów własnych gminy lub subwencji”.

Czy ekspert w danej dziedzinie może nie znać fundamentalnego prawa regulującego tą dziedzinę? Czy może mieć wiedzę mniejszą od referenta w księgowości? Może – o ile jest profesorem prawa w III RP. Uczelni Łazarskiego gratulujemy uczonego.

Ryszard Petru poczuł się obrażony okładką tygodnika „Wprost” ujawniającego za ile jego i Tomasza Lisa „kupiła Platforma”: Jednym z większych beneficjentów NCK jest poseł Ryszard Petru. Instytut wspierał finansowo książki, których autorem lub współautorem jest lider Nowoczesnej. W marcu 2015 r. NCK zapłaciło 23,3 tys. zł za druk książki „Koniec wolnego rynku? Geneza kryzysu”. Centrum było wydawcą publikacji. Organizowało też spotkania autorskie z Petru.

Koleżanka partyjna Nowoczesnego Ryśka Kamila Gasiuk-Pihowicz raczyła porównać Andrzeja Dudę do Jaruzelskiego – oczywiście porównanie wyszło na plus tego drugiego. Mniej nowocześni koledzy próbowali nawet doprowadzić do debaty nad „polską demokracją” w Parlamencie Europejskim (wysługując się przy tym Niemcami), co absolutnie nie jest „donosem na własny kraj”. Politykom wtórują dyżurne „autorytety”:

  • prof. Andrzej Zoll: Mamy samowładzę, która decyduje o wszystkim, bardzo to przypomina początek lat 40. i przejmowanie przez komunistów pełni władzy w Polsce” .

  • prof. Jan Zimmermann z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego o swoim doktorancie Andrzeju Dudzie:„Ubolewam, że jest on absolwentem naszego wydziału”.

Ogłoszono nawet, że Andrzej Duda to już nie jest prezydent, tylko „zwykły funkcjonariusz partyjny”.

Wszystkie te działania układają się w scenariusz zamachu na legalne i demokratycznie wybrane władze w Polsce. Może nie od rzeczy jest więc zapoznać się, jak w takich razach radzili sobie nasi przodkowie: Wieść o zamachu na króla lotem błyskawicy obiegła Warszawę. Mieszkańcy stolicy byli w szoku, bowiem królobójstwo nie było nigdy orężem w walce politycznej polskiej szlachty z królami. […] Piekarski trafił do więzienia. Dwa tygodnie później decyzją sejmu Piekarski został wyjęty spod prawa, ale był to dopiero początek tego co, miało spaść na niedoszłego królobójcę. Co prawda król okazując wielkoduszność przebaczył zamachowcowi, ale sejm przerażony całym wydarzeniem postanowił przykładnie ukarać Piekarskiego. Marszałek korony opracował dokładny plan pozbawienia go życia. Miało być długo i bardzo, bardzo boleśnie. […] Na początek Piekarski miał być obwożony specjalnym wozem po Warszawie, a w wyznaczonych miejscach kat rozpalonymi szczypcami miał szarpać jego ciało. Po dotarciu na miejsce kaźni, kat został zobowiązany do włożenia mu prawej dłoni z czekanem w ogień. Kiedy dłoń „dobrze przepalona będzie” – głosił rozkaz marszałka - należało ją odciąć. Podobnie należało postąpić z lewą dłonią. Na koniec wreszcie „ czterema końmi ciało na cztery części roztargane, a obrzydłe trupa ćwierci na proch na stosie owym spalone zostaną. Na koniec proch w działo nabity, wystrzał po powietrzu rozproszy”.

PS.

Od okładki "Wprost" bardziej adekwatna jest upowszechniana w internecie grafika:

 

Jeśli establishment całego świata potraktować jako jedną klasę polityczną, to bez wątpienia największym jej zmartwieniem jest obecnie kandydujący na prezydenta USA Donald Trump. Nic więc dziwnego, że każdy krok tego polityka i przedsiębiorcy jest śledzony w poszukiwaniu „wpadek”, które mogą go zdyskredytować. Tym razem chyba się udało. Na polskojęzycznych stronach można znaleźć informację, że „Donald Trump chce zamknąć internet”: Kandydat na prezydenta stwierdził, że "trzeba coś zrobić z internetem", bo jest używany do "radykalizowania" ludzi. Zapowiedział, że będzie chciał spotkać się z Billem Gatesem, by lepiej zrozumieć, jak działa sieć i jak można ją "zamknąć".

Na tym przykładzie dobrze widać, czym różni się debilna polska (?) propaganda od amerykańskich wzorców. Amerykanie nie posuwają się do tak ordynarnych manipulacji, ale dodają komentarz „autorytata” - w tym wypadku Jeffa Bezosa – szefa Amazonu, który w komentarzu na Twitterze stwierdził, że to Trump stanowi największe zagrożenie i należałoby go wysłać w kosmos.

Donald Trump zauważył (co jest zgodne z prawdą), że islamiści z Daesz wykorzystują internet do werbowania zwolenników i komunikacji z nimi. Dlatego należałoby w niektórych obszarach wyłączyć dostęp do internetu. Jak to zrobić? Trzeba pogadać z ludźmi, którzy się na tym znają – na przykład z Billem Gatesem.

Czy wypowiedź Trumpa jest tak głupia, jak się wydaje? Czy odcięcie od internetu jakiegoś państwa lub obszaru nie jest możliwe?

Może nie w 100%, ale przecinając światłowody łączące kontynenty można poważnie zakłócić funkcjonowanie nawet całego internetu. Jeszcze prościej jest po prostu odciąć dopływ zasilania – co przecież niedawno paru Tatarów pokazało na przykładzie Krymu. Skoro wszyscy niby się zgadzają z tym, że Daesz należy zniszczyć to w czym problem? Można nawet ogłosić dokładne daty bombardowań poszczególnych elektrowni i węzłów sieci – aby uniknąć zbędnych strat w ludziach. Problem jednak jest, gdyż Daesz to w rzeczywistości nie jest odrębne państwo, ale zajęte obszary Syrii i Iraku. Te państwa chyba nie będą zaś zbyt chętne do niszczenia własnej infrastruktury.

Na szczęście aby odciąć Daesz od internetu nie trzeba nawet tak drastycznych środków. Chińczycy od dawna skutecznie cenzurują internet, więc w takim policyjnym państwie jak USA to na pewno jest także możliwe. Tyle, że władze musiałyby przyznać jaki naprawdę jest zakres „wolności słowa” (Trump twierdzi, że tym pojęciem szermują tylko głupcy). Prace nad „odcięciem” USA od internetu prawdopodobnie są prowadzone. Eksperyment z zablokowaniem internetu zrobiono także w Rosji. Ma to polegać na skoordynowanych działaniach wszystkich kluczowych dostawców internetu. Idąc tym tropem można znaleźć najbardziej skuteczną metodę odłączenia jakiegoś terytorium od internetu. Firma Renesys przeanalizowała pod tym kątem różne kraje i okazalo się, że w 61 krajach za komunikacje ze światem zewnętrznym odpowiedzialny jest jeden lub dwóch operatorów. Tam wystarczy odpowiedni rozkaz ze strony rządu lub nawet atak fizyczny, aby pozbawić obywateli łączności. W Polsce jest to 40 operatorów:

W Syrii jest dokładnie jeden operator, a odcięcie internetu było tam już ćwiczone (nie było łączności przez 52 godziny).

Swoboda dostępu do internetu i wielotorowość komunikacji jest w dużym stopniu fikcją i nie trzeba Billa Gatesa aby to zrozumieć (tak naprawdę to gdyby Gates „znał się” na internecie, to pewnie byłby nadal strategiem Microsoftu ;-)). Każdy komputer przyłączony do sieci dostaje swój adres IP, który jest zależny od urządzenia (routera) sterującego danym segmentem sieci. Nawet takie najprostsze routery za kilkaset złotych mają równocześnie wbudowane mechanizmy filtrowania (firewall), co daje teoretyczną możliwość pełnej kontroli – przynajmniej sieci naziemnej. Pozostaje oczywiście jeszcze łączność satelitarna. Jednak Daesz nie posiada swoich satelitów.

Wprowadzając odpowiednie regulacje międzynarodowe można zmusić operatorów do zastosowania odpowiednich filtrów. Gdyby dzięki internetowi ludzie na masową skalę odłączali się od źródeł mądrości opanowanych przez bankierów, „ekspertów” od globcio itp…, to wprowadzenie kontroli internetu nie zajęłoby tym obłudnikom więcej niż tydzień.