Polski sąd odrzucił żądania Amerykanów, aby im wydać Romana Polańskiego, który 40 lat temu dopuścił się seksu z 13 letnią dziewczynką. Przypadek ten jest interesujący z kilku względów.

1. Sam fakt, że Polska czegoś odmówiła USA jest niesamowity. Najgłośniejszą ekstradycją do USA było wydanie Davida Bogatina w roku 1992 roku. Sięgnięto w tym celu do traktatu z 1927 roku (!). Na dodatek Amerykanie posłużyli się fałszywymi oskarżeniami (Bogatin został skazany za oszustwa podatkowe, a we wniosku ekstradycyjnym podano „fałszowanie dokumentów” - bo wspomniany traktat oszustw podatkowych nie obejmował).

2. W uzasadnieniu wyroku sędzia poddał miażdżącej krytyce postępowanie amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości w tej sprawie. To już wygląda jak rewanż ;-). Kiedy Polska kilka lat temu zwróciła się do USA o ekstradycję Edwarda Mazura, amerykański sąd uznał, że w naszym dzikim kraju nie może on liczyć na sprawiedliwy proces. No to teraz nasz sędzia pokazał, że USA to dziki kraj….

3. Zarówno ekstradycji Mazura, jak i Polańskiego towarzyszyła medialna aktywność Zbigniewa Ziobry. Ten facet chyba już nigdy nie zmądrzeje (i na pewno nie czuje się winny temu, że przyczynił się do 8-miu lat rządów mafii w Polsce).

4. Oczywiście polskie media wykorzystały od razu sytuację, głosząc że PiS i Jarosław Kaczyński osobiście chce wydać Polańskiego Amerykanom. Powołują się przy tym na wypowiedź Kaczyńskiego z kampanii wyborczej: „Mówi się, że Polański nie powinien odpowiadać za swoje czyny, ponieważ jest wybitnym reżyserem. My tę argumentację odrzucamy”. Nawet jeśli tak powiedział, to chyba tylko „dziennikarze” nie dostrzegają różnicy między tym odnoszeniem się do zasad, a medialną sprawiedliwością Ziobry (miejmy nadzieję, że nie znajdzie się on w nowym rządzie). Bardzo podobny do wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego komentarz wygłosił Barack Obama w sprawie Bila Cosby'ego (który jest oskarżony o liczne gwałty – w tym na nieletnich). Obama zapytany, czy odbierze Cosby'emu Prezydencki Medal Wolności podkreślił, że stara się nie komentować konkretnych spraw sądowych przed wyrokiem. Nie unikał jednak oceny czynu: jeśli ktoś poda kobiecie narkotyk bez jej wiedzy i potem uprawia z nią seks to jest to gwałt, a gwałty nie powinny być tolerowane w żadnym cywilizowanym kraju.

10 dolarów, żebym nie widział reklam? Dzięki, wolę adblocka” – myśli sobie wielu internautów, nie szczędząc usłudze YouTube Red słów krytyki. Tak zaczyna swój tekst na temat nowej usługi Google'a Łukasz Kotowski z spidersweb.pl. Podaje on szereg argumentów przeciwnych do krytyków posunięcia Google'a:

1. Możliwość wynagradzania twórców filmów na YouTube.

2. Dodatkowe możliwości legalnego oglądania filmów i słuchania muzyki przy niewygórowanych kosztach.

Jednak z drugiej strony trudno nie przyznać racji jednej z komentatorów: Brzmi jak artykuł sponsorowany, w którym to przekonuje się jedynie o zaletach usługi... Nadal jednak nie jestem przekonana. Także wolę wesprzeć konkretnych youtuberów czy twórców (choćby kupując albumy czy wybrane piosenki) niż wydawać miesięcznie 50 zł na coś, co w większości będzie mi zupełnie niepotrzebne, bowiem z yt korzystam tylko do słuchania muzyki, a tą mogę znaleźć również w innych serwisach. Reklamy da się przeżyć, akurat zdążę sobie zrobić kawę albo przejrzeć coś innego. IMO - zwykłe naciągactwo i trzepanie kasy.

 

Działalność Martin Shkreli można porównać do szmalcownictwa, czyli wymuszania „okupu” od ludzi których życie jest zagrożone. Człowiek ten wsławił się tym, że kupił producenta leku ratującego życie i podwyższył jego cenę o 5 tysięcy procent. Podobno już wkrótce może pojawić się konkurencyjny lek w cenie 1 dolara.

Ta historia skłania do kilku refleksji:

1. To kolejne potwierdzenie, że finansiści (Martin Shkreli jest byłym menadżerem funduszy hedgingowych) to zakała ludzkości.

2. Pojawienie się taniej konkurencji pokazuje, że wolny rynek potrafi radzić sobie z takimi dewiacjami.

3. Istnieją jednak silne bariery, które choć mają swe uzasadnienie merytoryczne, utrudniają konkurencję. W tym wypadku chodzi o drogie atesty FDA (amerykańskiej Agencji Żywności i Leków), której nowy lek nie będzie miał.

4. Wyobraźmy sobie, że jakiś ratujący życie lek jest na tyle unikalny, że nie można go zastąpić bez naruszania patentów. Co wtedy? Jest to jaskrawy dowód na to, że prawo patentowe może być niezwykle groźne. Restrykcyjne jego stosowanie w USA prowadzi zresztą do wielu patologii. Tym bardziej Europa powinna unikać jego wprowadzenia poprzez traktat TTIP.

Jedną z pierwszych reform, jakie chce podjąć PiS jest likwidacja gimnazjów. Jak każda rewolucja w edukacji – jest to działanie kontrowersyjne i z pewnością spotka się z oporem ze strony wielu nauczycieli. Wiadomość o tym została w TVP podana w sposób skrajnie tendencyjny. W długim materiale nie zmieścił się ani jeden argument za likwidacją gimnazjów. Nie zmieściła się też informacja, że PiS jest gotowy na referendum w tej sprawie.

Takie działanie mediów jest do przewidzenia, dlatego dziwi to, że politycy zwycięskiej partii nie starają się temu przeciwdziałać. Mogli przecież zacząć od informacji o referendum - podkreślając, że obecna władza chce zmian, jakich sobie życzą rodzice. Bo z punktu widzenia wielu rodziców i dzieci – zwłaszcza na prowincji – powstanie gimnazjów to był poroniony pomysł. Gimnazja od dawna są krytykowaneTo najsłabsze ogniwo w łańcuchu polskiej edukacji. Problemem jest nie tylko rosnąca agresja uczniów, ale też to, że zamiast się uczyć nowych rzeczy, zapominają to, co już dawno powinni wiedzieć. Ostatnio pojawił się dodatkowy argument: odwrócenie reformy edukacji ułatwi utrzymanie małych szkół podstawowych.

O wiele lepiej wypada starcie PiS kontra media w dziedzinie gospodarki. Powód jest prosty: jeszcze nie ma rządu, a w imieniu partii wypowiada się szef jej ekspertów, profesor Piotr Gliński. Człowiek niezwykle spokojny przedstawia wyważone plany i nagle okazuje się, że 500 zł na każde dziecko, czy duży wzrost kwoty wolnej od podatku to nie są księżycowe pomysły. Widać wyraźnie, że aby zneutralizować funkcjonariuszy mediów takich jak Stokrotka czy Gugała wystarczy odrobina ekonomicznej wiedzy.

Największym problemem jaki obecnie stoi przed polskimi władzami, jest trudna sytuacja międzynarodowa. Należy się liczyć z silnym atakiem brukselskich hipokrytów. W tej sytuacji Donald Tusk jako przewodniczący Rady Europejskiej mógłby być wielce pomocny. Tak naprawdę jego zachowanie ma większe znaczenie dla zachowania jedności Europy, niż pozycji Polski. Europa może wyjść z tego kryzysu wzmocniona tylko wtedy, gdy nastąpi korekta błędnej polityki. Problem arogancji władzy, która „wie lepiej” (co było chyba główną przyczyną porażki PO) dotyczy nie tylko poszczególnych krajów, ale także całej Unii (może jej przede wszystkim). Tusk musiałby pokonać dwie olbrzymie przeszkody, które dzielą go od postawy męża stanu: autorefleksja i zdolność do przeciwstawienia się Niemcom. Pokonanie tych przeszkód wydaje się zupełnie nierealne.

Zupełnym przeciwieństwem Tuska jest prezydent Rosji Putin. On doskonale rozumie, że przetasowanie w skali globalnej jest nieuchronne i z całych sił dąży do zajęcia przez Rosję jak najbardziej korzystnej pozycji. Sankcje zachodu nie tylko okazały się nieskuteczne, ale są impulsem do strukturalnych przemian gospodarczych. Izolacja na arenie międzynarodowej po interwencji w Syrii też już jest zupełną fikcją. Ukraina powoli znika z pierwszych stron gazet, a trudna sytuacja gospodarcza tego kraju może już niedługo zaowocować politycznym trzęsieniem ziemi.

Napięta sytuacja polityczna jest groźna nie tylko z powodu możliwości eskalacji konfliktów, ale także dlatego, że w każdej chwili może skutkować nowym kryzysem gospodarczym na niewyobrażalną skalę. Olbrzymie zadłużenie jakie zostawia Polsce odchodząca władza jest w tej sytuacji niezwykle groźne. Wyważona polityka zagraniczna jest nam zatem niezwykle potrzebna. Po kilku miesiącach urzędowania widać, że Prezydent Duda potrafi taką politykę prowadzić. Dlatego niejasność Konstytucji w zakresie podziału kompetencji między Ministra Spraw Zagranicznych i Prezydenta może być wykorzystana do wzmocnienia roli Prezydenta.

Biorąc pod uwagę złożoną sytuację międzynarodową, zdumiewa credo wygłoszone w programie „Bliżej” Jana Pospieszalskiego, przez Tomasza Sakiewicza. Jego zdaniem sytuacja międzynarodowa Polski jest równie doskonała, jak u progu II Rzeczpospolitej. Bo słabną Niemcy i Rosja, a my jesteśmy użyteczni dla Amerykanów, którzy „wracają do Europy”. Czy naprawdę polską racją stanu jest bycie amerykańskim popychadłem? Miejmy nadzieję, że jednak polska polityka będzie bliższa Orbana niż Sakiewicza. Inaczej TTIP nas nie minie (a ten traktat jest narzędziem ekonomicznej agresji).

Zestawiając Tomasza Sakiewicza i Piotra Glińskiego widać różnicę klasy. Z jednej strony mitoman z drugiej wzorzec odpowiedzialnego myślenia.

Pomimo, że w tym roku wyjątkowo ostatnie sondaże były bardzo trafne, a badania exit-poll przewidziały wynik realny przy błędzie mniejszym niż do 2 punkty procentowe, opóźnienia w ogłoszeniu wyników wzbudziły oskarżenia o manipulacje. Obawiano się, że PKW liczy tak, by PiS nie miał większości gwarantującej samodzielne rządy.

Każdy zdaje sobie sprawę, że w komputerze można osiągnąć dowolny wynik, ingerując w tok obliczeń. Jednak sposób prezentacji danych praktycznie to wyklucza. Na stronie http://parlament2015.pkw.gov.pl można znaleźć wyniki w podziale - aż do poszczególnych komisji. Te zaś można konfrontować z wywieszanymi protokołami. Poprawność obliczeń można sprawdzić z kalkulatorem, a poprawność podziału na głosy – stosując przyjęty algorytm Hondt'a. Aby to ułatwić przygotowaliśmy stronę internetową, na której można wpisać głosy wybranego okręgu i uzyskać podział mandatów: http://www.argumenty.net/sejm2015/

Pomimo tego, że „tropiciele spisków” nie mają tym razem żadnych podstaw do oskarżeń, powinniśmy im być wdzięczni. To między innymi dzięki ich aktywności nikt nie zaryzykuje na większą skalę fałszowania protokołów (co teoretycznie jest możliwe). Poza tym fakt, że nagle w Polsce statystyka zaczęła działać jest ewidentnym dowodem na to, że poprzednio dochodziło do wielkich manipulacji.