Powinniśmy dopiąć wszelkich starań dla poprawy warunków życia ludzi w krajach Afryki Północnej. Tworzyć specjalne projekty inwestycyjne dla przedsiębiorców i otworzyć rynek UE dla produktów z Afryki. Ludzie, którzy będą czuli się potrzebni w ojczystym kraju i będą widzieli tam dla siebie szanse, są najlepszym panaceum na falę wyjazdów. Niemcy stoją przed poważnym wyzwaniem, ale nie przerasta ono ich sił.

Taką mniej więcej odpowiedź uzyskali Włosi, gdy w roku 2011 prosili o pomoc w sytuacji napływu uchodźców (oczywiście była wówczas mowa o Włoszech, a nie o Niemczech). Wtedy była to wypowiedź światłych polityków, zatroskanych o przyszłość Europy. Dziś analogiczna wypowiedź to świadectwo ksenofobii i braku solidarności. Jest oczywiście kilka zasadniczych różnic między sytuacją z roku 2011 a obecną. Najważniejsza polega na tym, że Włochy pokornie prosiły o pomoc, a Niemcy próbują siłą i szantażem przerzucić skutki swoich decyzji (i zaniedbań) na innych. Dlatego rację ma słowacki minister spraw zagranicznych, mówiąc, że niemiecki sukces w tej sprawie oznacza koniec Europy.

Tymczasem w Polsce od kilku dni trwa spór o to, kto ma pojechać na Maltę na nieformalny szczyt w sprawie uchodźców. Przy okazji otrzymaliśmy kolejny dowód na to, że gdyby w dnie odkopać pół metra mułu, to dotarlibyśmy do miejsca, w którym tkwią media głównego nurtu. Na przykład gazeta Fakt (i nie tylko ona) zarzuca Kancelarii Prezydenta, że data szczytu (12) „jest znana od dawna wszystkim, którzy traktują politykę serio”. No bo przecież w internecie można było znaleźć tą informację już 3 listopada. W każdej instytucji istnieją procedury zawiadamiania o tego typu wydarzeniach (w tym wypadku przez MSZ). Oczekiwanie, że urzędnicy będą śledzić internet – czy aby ich coś nie ominie jest tak głupie, że chyba tylko polskie pismaki są w stanie to wymyślić. Rzadko też podaje się informację, że unijne szczytowanie ma trwać dłużej. Zostało przez Tuska zaplanowane już wcześniej i miało się zakończyć 11 listopada (przedłużenie na 12-go pojawiło się w ostatniej chwili). No bo Tusk może nie wiedzieć, że akurat wtedy w Polsce mamy narodowe święto ;-).

Dzięki temu sporowi nikt nie ma czasu ani ochoty zastanawiać się nad problemem „uchodźców” - choć twarde stanowisko Polski w tej sprawie w oczywisty sposób wzmocniłoby front opory przeciwko dyktatowi Niemiec i mogłoby doprowadzić do poważnych perturbacji politycznych.  

2015-11-01

2015-11-02

2015-11-03

2015-11-04

2015-11-05

2015-11-06

2015-11-07

2015-11-08

2015-11-09

2015-11-10

2015-11-11

2015-11-12

2015-11-13

  • INFORMACJA DNIA: Państwo Islamskie w siedmiu zamachach morduje ponad 120 osób w Paryżu. Ponad trzysta osób zostało rannych.

2015-11-14

2015-11-16

2015-11-17

2015-11-18

2015-11-19

2015-11-20

2015-11-21

2015-11-22

2015-11-23

2015-11-24

2015-11-25

2015-11-26

2015-11-27

2015-11-28

2015-11-29

2015-11-30

Księdzu Sowie nie udało się pozbawić pracy redaktora Krzyżaka w Rzeczpospolitej, pomimo tego, że właściciel dziennika publicznie wyrażał "nadzieję", że po kilku słowach krytyki pod adresem Sowy, Krzyżak sam będzie uprzejmy się wynieść. Na dodatek sąd uznał, że wydawca spod śmietnika złamał prawo, a artykuł o trotylu na samolocie był rzetelny. Nie należy się w tej sytuacji dziwić, że nagle „Rzepa” wyłamuje się z frontu medialnej nagonki na społeczeństwo i publikuje – znakomity zresztą – tekst Konrada Kołodziejskiego „Jak wychować społeczeństwo”. Jak się trochę poudaje konserwatywną gazetę, to może uda się zachować reklamy finansowane z kasy państwa?

 

Zbliża się okres świąteczny. Rodzice powinni pomyśleć o tym, aby robiąc dziecku prezenty, dbać równocześnie o ich rozwój. Poniższe refleksje mogą być po części w tym pomocne.

W polskich i czeskich szkołach sporą popularność zdobył program Baltie, ułatwiający naukę programowania. Pomysł twórcy programu, by nauczać programowania zamiast „informatyki” wydaje się z wszech miar słuszny. Nie wszyscy będą programistami, ale to nie jest umiejętność trudniejsza od szkolnych rachunków, a jej brak może wkrótce znamionować pewien rodzaj analfabetyzmu. Już teraz zażenowanie budzi brak umiejętności wykonania elementarnych operacji na komputerze (jak wyszukanie czegoś w internecie, czy napisanie i wydrukowanie tekstu). Można się spodziewać, że za 20-30 lat taką operacją będzie na przykład zaprogramowanie działania „inteligentnego” sprzętu domowego na czas urlopu.

Program Baltie może być użyteczny w nauczaniu umiejętności programowania. Idea działania programu , która polega na działaniu „czarodzieja” wykonującego automatycznie zaprojektowany w postaci obrazków algorytm jest fajna. Czy jednak wystarczy zabawa z tym programem, aby w sposób lekki łatwy i przyjemny nauczyć się programować? Zapewne najbardziej kompetentni w tej kwestii byliby nauczyciele. Z przykładowego planu nauczania z informatyki z programem Baltie widać, że uczniowie opanowują całkiem sporo umiejętności:

  • budowanie sceny z rysunków,
  • umiejętność korzystania z pomocy,
  • sterowanie obiektami na scenie (dojście do obiektu przez czarodzieja powoduje wykonanie akcji),
  • wielokrotne powtarzanie tych samych czynności (pętla),
  • tworzenie animacji,
  • samodzielne kodowanie

Przy okazji poznajemy środowisko programowania (program), które nieco przypomina komputer, a nieco programy do animacji. I tu rodzi się pewna wątpliwość (być może widoczna tylko dla kogoś zajmującego się programowaniem). Na ile uczniowie zdobywają uniwersalne umiejętności, a na ile uczą się posługiwać konkretnym programem? Pierwsza styczność z programem nie powala na kolana. To nie jest „otwórz i używaj”. Dopiero otwarcie przykładów pozawala szybko zrozumieć o co chodzi. Przez cały kurs używa się jednego programu, opanowując coraz bardziej złożone konstrukcje. Pozwala to na organizowanie konkursów (także międzynarodowych), które są doskonałym uzupełnieniem procesu nauczania. Jednak umiejętności pożądane dla programisty są różnorakie i program nie tylko nie rozwija każdej z nich niezależnie, ale nawet nie pozwala ocenić ich opanowania. Można też mieć wątpliwości co do tego, czy niektóre umiejętności (zobacz dalej) wręcz nie warunkują możliwości korzystania z programu.

W zamierzchłych czasach twórcy starali się dotrzeć do prawdy o człowieku i przetworzyć ją na artystyczną formę dzieła. Jednak każde dzieło oddziałuje na odbiorców wpływając w ten sposób niekiedy na całe społeczeństwa (wystarczy przywołać przykład Biblii). Stąd szczególna odpowiedzialność artystów i pisarzy, którzy powinni unikać kłamstwa. Nawet literacka fikcja nie powinna tworzyć fałszywego obrazu człowieka lub atakować fundamentalnych wartości. Czy zwolnienie ze służby prawdzie, połączone z misją oddziaływania na społeczeństwa można nazwać sztuką? Można. Tak pojmowali sztukę komuniści i tak ją pojmuje wielu „polskich twórców kultury”.

Ich misję w niemieckim „Sueddeutsche Zeitung” przedstawia „polska kuratorka i krytyk sztuki” Anda Rottenberg („Polscy twórcy kultury są w szoku”): „Dla kręgów liberalnych i lewicowych wynik wyborów parlamentarnych jest szokiem. Wszyscy dobrze jeszcze mają w pamięci politykę historyczną rządu PiS z lat 2005- 2007, polegającą na jednostronnej gloryfikacji bohaterstwa i patriotyzmu Polaków. Wyhamowała ona rozprawę z historią, która zaczęła się przed 15 laty owocując badaniami naukowymi, publikacjami książkowymi, filmami, inscenizacjami i wystawami”, wylicza Anda Rottenberg, zaznaczając, że „Teraz może być jeszcze gorzej, nawet jeżeli nowy rząd nie powróciłby do dawnych priorytetów i nie starałby się narzucić jedynej słusznej linii w polityce kulturalnej”,

Tyle, że właśnie tego domaga się jego elektorat, wywodzący się w największym stopniu z ksenofobicznych, narodowo-katolickich środowisk, któremu jak najbardziej podoba się fizyczne rozprawianie się z niemiłymi mu dziełami sztuki. Tu autorka wspomina o niejednokrotnym podpalaniu „Tęczy” Julity Wójcik na warszawskim Placu Zbawiciela.

W obronę „ksenofobicznych Polaków” bierze inny polski „twórca kultury”, Stefan Chwin. Tłumaczy on Niemcom, że polska ksenofobia bierze się z obaw egzystencjalnych, które mają swe źródło w historii. Bierze się ona ze strachu Polaków przed zagładą. Żadne z zachodnich społeczeństw nigdy nie poznało groźby tego, że zostanie całkowicie unicestwione. Ani Francja, ani Niemcy, ani Anglia nigdy nie zostały wymazane z map. I nigdy ani Niemcy, ani Anglicy nie musieli liczyć się z tym, że przestaną istnieć jako naród. Na dodatek Polskę dotknęło nieszczęście: Ostatnim bastionem dla wielu Polaków stał się katolicyzm. Dlatego „zachód” zamiast się na nas obrażać, powinien podjąć terapię: Poczucie bezpieczeństwa i świadomość, że region ten może liczyć na prawdziwą europejską solidarność, byłoby najlepszym lekarstwem na bolączkę mieszkańców Europy środkowej, odczuwających strach przed ludźmi o obcej im kulturze.

Teraz powinien jeszcze odezwać się jakiś kolejny mędrzec, który poda prostą sposób realizacji tego szczytnego celu. Bo przecież brak poczucia bezpieczeństwa bierze się z wolności (w narodowym wymiarze z suwerenności). Może dlatego PiS tak usilnie dąży do wprowadzenia do Polski wojsk okupacyjnych? Tylko czemu takie połowiczne rozwiązania? Trzeba iść na całość! Ustanowienie w Polsce obcych rządów ostatecznie rozwiąże problem braku poczucia bezpieczeństwa. A artyści odkurzą sobie dzieła z lat 50-tych ubiegłego wieku, zastępując tylko ZSRR i Stalina ich aktualnymi odpowiednikami…..

 

PS [8-11-2015].

Znakomity tekst Konrada Kołodziejskiego „Jak wychować społeczeństwo” ukazał się w dodatku do "Rzeczpospolitej". Tego tekstu raczej media zachodnie nie będą cytować.