Trwa przedwyborczy teatr. Gra toczy się o „niezaangażowanego widza”. Siłą rzeczy nie można takiemu „niezaangażowanemu” głowy zawracać sprawami trudnymi. Czasem jednak dochodzi do złamania tej konwencji. W lokalnej debacie na Podkarpaciu jeden z uczestników zadał posłowi Kasprzakowi pytanie: dlaczego Ministerstwo Gospodarki popiera niekorzystny dla Polski traktat TTIP. Właśnie pojawił się ciekawy wywiad z Profesor Leokadią Oręziak na temat tego traktatu pod tytułem „Umowa pomiędzy UE i USA będzie korzystna tylko dla wielkich korporacji”. Polska ekonomistka mówi w nim między innymi: „Nieuczciwość całego procesu negocjacyjnego umowy handlowej pomiędzy UE a USA polega m.in. na tym, że korporacje oddelegowały do jego obsługi setki tzw. konsultantów, którym zapewniono nieograniczony dostęp do dokumentów negocjacyjnych oraz do polityków i funkcjonariuszy zaangażowanych w rozmowy. Dostępu takiego nie uzyskali przedstawiciele państw oraz strony społecznej, w tym pracowników. Podobnie zresztą wygląda sytuacja ze strony Stanów Zjednoczonych, gdzie na rzecz TTIP działają lobbyści wielkich korporacji i banków z Wall Street, natomiast interes społeczeństwa również został pominięty”.

Co na to poseł Kasprzak?

Mówi, że Ministerstwo Gospodarki sprzyja rozwojowi, popiera strefy ekonomiczne, etc… etc… Ani słowa o TTIP. Gdyby nie potrafił na takie proste pytanie odpowiedzieć któryś z liderów partyjnych, albo trzeciorzędny polityk, to nie byłoby zdziwienia. Ale poseł Kasprzak to były wiceminister gospodarki! Z partyjnego nadania, ale zawsze…. Niestety ta debata nie poszła w telewizji ogólnopolskiej. Może wówczas Polacy by się zlitowali i odesłali PSL tam gdzie ich miejsce (a piszę to jako człowiek ze wsi i prawie sąsiad Kasprzaka).

Gościem specjalnym podkarpackiej debaty był Zbigniew Stonoga, który wręcz rozpływał się nad SLD i „ich” prezydentem Rzeszowa Ferencem. Ktoś niezorientowany mógłby wręcz odnieść wrażenie, że Zbigniew Stonoga startuje z list SLD.

W dziedzinie polityki potwierdzają się obserwowane od dawna tendencje: w sieci zamykamy w bańkach samopotwierdzania się i dobrego samopoczucia [...]. Jeśli swoimi "lajkami" i retweetami wspieramy idee bliskie konkretnym formacjom politycznym, to po jakimś czasie zbudujemy w sobie przekonanie, że zwycięstwo będzie należeć właśnie do tej partii. Jeśli kogoś zajmuje w sieci kwestia ochrony życia poczętego i tradycyjnego modelu rodziny, to według niego - z tego, co sieć mu dostarczy - PiS będzie po wyborach tworzył samodzielny rząd. A gdy ktoś w kółko "lajkuje" i poleca innym strony o prawach osób homoseksualnych, o prawach związkowców i ochronie zwierząt, sam zamyka się bańce informacyjnej, w której Jarosława Kaczyńskiego nie ma w ogóle, a jest Zjednoczona Lewica i wchodząca do parlamentu Partia Razem.

W tej sytuacji tarcia „na styku baniek są czymś dość naturalnym”. Poznawanie „innych światów” i sposób w jaki z nimi polemizujemy jest kwestią kultury. Kultury, której brakuje „gwieździe dziennikarstwa” Tomaszowi Lisowi. Nie mogą ścierpieć tego nawet jego koledzy. Duży rozgłos zdobył list dziennikarza sportowego Krzysztofa Stanowskiego, w którym pisze między innymi: „Niestety, panie Tomaszu – [...] minęło kilka lat, a pan wywołuje u mnie obrzydzenie. Rzadko kiedy coś takiego w moim życiu miało miejsce, taka zmiana postrzegania jednej osoby, ale w pańskim wypadku tak właśnie jest. Obrzydzenie. Udzielił pan wywiadu „Gazecie Wyborczej”, w której spłakał się pan, że odbierają panu kraj. Myślę, że to istota demokracji – raz wygrywa partia, którą się popiera, raz przegrywa”.

Segmentacja internetu wyjaśnia, dlaczego debaty i inne kampanijne wydarzenia nie mają większego wpływu na wynik wyborów. W bańce PO wczorajszą debatę wygrała Kopacz, a w bańce PiS wygrała Szydło. Istnieje jakiś poziom prawdy obiektywnej, ale w tym wypadku nie można przecież tego zmierzyć. W zestawieniu z teorią Huxleya, według którego 20% społeczeństwa jest niezwykle podatna na manipulację, nie ma też co liczyć na to, że jakakolwiek wpadka lub afera spowoduje pęknięcie „bańki” PO. Będziemy musieli żyć z tą partią ludzi przekonanych o własnej wyjątkowości jeszcze długo….

 

 

Włamanie się na serwery obsługujące transakcje finansowe jest coraz trudniejsze. Jednak aby skutecznie korzystać na uzyskanych informacjach takie włamanie nie jest potrzebne. Celem hakerów stały się opiniotwórcze czasopisma. Wiadomości publikowane w takich czasopismach wpływają wprost na trendy giełdowe. Znając je wcześniej, można przewidzieć reakcję i zarabiać na tym.

Bloomberg opublikował raport, oskarżający „rosyjskich hakerów” o taką działalność. Podobno udało się włamać na serwery Dow Jones & Co., właściciela „Wall Street Journal” oraz kilku innych tytułów prasowych i skradziono informacje handlowe zanim stały się one publiczne.

Jak dotąd FBI nie udało się potwierdzić tych oskarżeń

A najgorsze jest, że nie ma się tej pomocnej duszy, która by ci pomogła, nie? Żeby się podnieść, żeby mówiła: „słuchaj, dobra, wiem jak źle masz, wiem jak jest, miesiąc możesz u mnie, może jakąś pracę znajdziesz, czy coś, pomogę ci”. Ale to jest najgorsze, że widzisz, że własna twoja rodzina odwraca się do ciebie plecami, że nikt ci nie chce pomóc. To skoro rodzina ci nie chce pomóc, to dlaczego my narzekamy na rząd, nie? Że rząd nam nie pomaga. Bo taka jest prawda.

To jeden z głosów polskich ubogich. Refleksje polskich ubogich – pomimo że są smutne - i tak nie są tak pełne beznadziei, jak inne przytaczane przez Ryszarda Szarfenberga:

„Ubóstwo to upokorzenie, poczucie zależności od innych, przymusowa zgoda na ich chamstwo, obelgi i obojętność, gdy się prosi o pomoc” [Litwa].

„Dla biedaka wszystko jest straszne - choroba, poniżenie, wstyd. Jesteśmy

kalekami; boimy się wszystkiego; zależymy od każdego. Nikt nas nie potrzebuje. Jesteśmy jak śmieci, których każdy chce się pozbyć” [Mołdawia].

“Gdy ktoś jest biedny nie wypowiada się publicznie, czuje się gorszym. Nie ma jedzenia, więc jest głód w domu, nie ma ubrania, nie ma postępu w rodzinie” [Uganda].

Głównym problemem jest bez wątpienia brak pracy. A ten dotyka w największym stopniu młodych, którzy w znacznej części mogą liczyć na wsparcie rodziców. Może dlatego tylko 4% Polaków uważa, że barierą wyjścia z ubóstwa jest brak wsparcia rodziny lub brak rodziny.

Wczoraj był Światowy Dzień Ubóstwa i niektóre media przypomniały sobie o tym, pomimo kampanii wyborczej. Ujawniono, że poziom skrajnego ubóstwa w Polsce w ciągu siedmiu lat wzrósł z 5 do 7 proc. Szczególnie ten dotyka już 700 tysięcy dzieci.

Program powyborczy

Wydaje się, że na tydzień przed wyborami, Polacy są wyjątkowo dobrze do nich przygotowani. Każdy ma swoich wrogów dobrze określonych. Dla tych nielicznych, którzy jeszcze się wahają, krótki przewodnik wyborcy – dlaczego mamy (nie)głosować na poszczególne ugrupowania:

  • PO – żeby córusia znanej z prawdomówności Ewy Peron nie musiała wyjeżdżać z „tegokraju”.

  • PSL – bo lokalne sitwy też powinny mieć reprezentację w parlamencie.

  • PiS – bo prezes Kaczyński swoje lata ma – jak nie teraz to kiedy ma budować państwo na miarę marzeń Piłsudskiego?

  • Kukiz'15 – jak Paweł Kukiz dostanie subwencje, to na pewno jakiś program polityczny napisze.

  • ZL – bo znikające resztki spadkobierców PRL'u są żywym świadectwem historii, a ich muzeum uświetnia człowiek ze sztucznym penisem.

  • Nowoczesna PL – bo w Polsce politycy jeszcze nie siedzą w kieszeni bankierów tak głęboko jak w USA – Ryszard Petru to krok w dobrym kierunku (wszak wszystko co amerykańskie jest „nowocześniejsze”).

  • KORWIN – bo obecny sejm jest zdecydowanie za mało rozrywkowy.

Szczerze mówiąc normalny człowiek na tej podstawie nie znajdzie swojego kandydata (to tylko żartobliwe podsumowanie). Jednak najgorsze, co może zrobić taki człowiek, to włączyć telewizor.