Proszę się nie obrażać, ale śledząc publikacje dotyczące kredytów we frankach widać, że Polak przed i po szkodzie głupi. Jest kampania wyborcza, więc nie wykluczone, że parlament „urodzi” w miarę przyzwoitą ustawę restrukturyzacyjną. Póki co jednak na to się nie zanosi. Dlaczego? Bo nie musi – o ile ma z głupcami do czynienia.

 

1. Jak oszukać głupca, aby nawet o ty nie wiedział? Wiele takich metod jest opartych na statystyce. Każdy pewnie zna grę w trzy karty. Oczywiście liczy się w niej sprawność tasującego, ale ona ma służyć przede wszystkim zamaskowaniu miejsca położenia wygrywającej karty. Losując w ciemno grający ma prawdopodobieństwo wygranej 33%. Statystycznie biorąc karciarz wygrywa więc w 2/3 przypadków.

Wyobraźmy sobie trochę inną grę opartą na statystyce. Rzucamy 100 razy kostką do gry. Każdy wynik od 1 do 6 jest równie prawdopodobny. Najbardziej prawdopodobny wynik przy 100 rzutach wyniesie 350. Elementarne zadanie ze szkoły. Załóżmy teraz, że ktoś nam proponuje grę: rzucasz 100 razy kostką i jeśli będzie więcej niż 350, wpłacasz różnicę, a gdy mniej niż 350, „bank” wpłaca ci różnicę. Na przykład gdy suma wynosi 360 – płacisz 10PLN, a jeśli suma wynosi 330 – dostajesz 20PLN. Uczciwe? Uczciwe.

 

2. A gdyby tak bank zaproponował kredyt na podobnej zasadzie? Pożyczasz 350 PLN bez żadnych odsetek, a gdy przyjdzie moment spłaty, rzucasz 100 razy kostką i zwracasz tyle, ile wypadnie. Na pewno znalazłoby się wielu chętnych na taki kredyt.

Kredyt frankowy działał na bardzo podobnych zasadach. Tyle, że obstawialiśmy nie wynik rzutu kostką, ale to, że w chwili spłaty kurs CHF do złotego będzie taki jak w chwili zaciągnięcia kredytu. Bank mógłby udzielać kredytów denominowanych w oczkach na kostce do gry, albo w stopniach Celcjusza (zamiast odsetek płacilibyśmy różnicę między temperaturą w chwili wzięcia kredytu i w chwili spłaty). Jednak CHF lepiej brzmi i można zbudować lrobiącą wrażenie profesjonalizmu opowieść z tym terminem. Jeśli ktoś oglądał występy iluzjonisty, to wie, że otoczenie jest ważne.

3. Wróćmy do prostszego przykładu z kostkami do gry. Banki obowiązują pewne normy oszczędnościowe. Dlatego musi zabezpieczyć się u innego podmiotu. Może więc zrobić zakład: mam klienta, który przyjdzie i rzuci 100 razy kostką do gry. Obstawiam, że będzie 350. Jeśli będzie mniej, to wygrywam, a jeśli więcej, to przegrywam różnicę. Jest to tylko przeniesienie ryzyka na inny podmiot. Bank ani nie traci, ani nie zyskuje. W realnym przykładzie bank powinien założyć się o kurs CHF. Takie zakłady nazywa się instrumentami pochodnymi i spekulacja na nich jest głównym terenem działaniem banków. To był zapewne jeden z ważniejszych powodów popularności CHF: możliwość uzyskania „żetonów” do kasyna (czyli spekulacji na instrumentach pochodnych).

Może już czas, aby Polacy zrozumieli, że banki nie są po to, aby im dostarczać kredytów, czy co oni tam piszą w ulotkach, tylko po to, żeby ICH OSKUBAĆ?

 

4. Mając żetony (instrumenty pochodne) bank ma przepustkę do wielkiego świata spekulantów. Mogą uczestniczyć w ogólnoświatowej ruletce. I to jest ich największa korzyść z tego, że ktoś w Polsce wziął kredyt na dom. Na razie wygląda na to, że klienci banków nic na tym nie tracą, że złożyli się na żetony dla bankierów. Jednak koszty tej zabawy spekulantów obciążają wszystkich (nie tylko kredytobiorców).

Oczywiście wchodzą tu w grę inne czynniki (odsetki, marże, spread), ale skupmy się na ryzyku kursowym. Można spekulować, czy te kursy nie są manipulowane przez wielki kapitał (pewnie są, ale tego udowodnić nie sposób). To nie jest najważniejsze, gdyż same zasady gry prowadzą do wygranej banku. W tej grze banki mają uprzywilejowaną sytuację. Aby to pokazać – wróćmy do przykładów z kostkami do gry. Wprowadźmy małą modyfikację w naszej grze. Nadal mamy 100 rzutów, ale bank ma możliwość zmiany obstawianej sumy po każdym rzucie. Jeśli na przykład po 50 rzutach suma wynosi 155, bank może obstawić sumę 330. Gdy taka suma wypadnie, bank zarobi 20PLN.

W rzeczywistości działało to bardzo podobnie. Bank nie musiał obstawiać kursu w dniu spłaty, bo przepisy (KNF) wymagały od niego tylko tylko posiadania zabezpieczeń (co do kwot), bez zgodności terminów spłaty kredytów i zakładów/zabezpieczeń. Mógł więc obstawiać codziennie. Łatwiej zgadnąć kurs na drugi dzień, niż za 10 lat, no nie? Nawet najbardziej prymitywny algorytm obstawiania, zakładający że kurs na drugi dzień będzie taki jak w dniu zakładu, daje lepszy wynik, niż obstawianie stałego kursu.

 

"Do zarządzania płynnością banku można zastosować dwie odmienne koncepcje. Pierwsza jest oparta na klasycznym podejściu wywodzącym się z początku historii bankowości i opierającym się na tzw. złotych regułach – między innymi na ścisłym
dopasowaniu terminów wymagalności pasywów i zapadalności aktywów. Druga koncepcja koncentruje się na zapewnianiu stabilnych pasywów, których wartość odpowiada wartości aktywów (portfela kredytowego). W ostatnich dekadach banki w Polsce istotnie odeszły od klasycznego podejścia w zarządzaniu płynnością na rzecz modelu, w którym szacowano tzw. osad dla depozytów krótkoterminowych,
traktując go jako ekwiwalent długoterminowego finansowania" [http://www.bfg.pl/sites/default/files/dokumenty/bb_154_2014_0.pdf

Poniżej konkretny przykład dla kredytu 12tys PLN wziętego na rok ze spłatami miesięcznymi w wysokości 1tys PLN.

Data

spłata

pozotało

Obstawiany kurs zakupu

kurs aktualny (sprzedaży)

zysk banku

Dod.koszt kred.

08-08-2014

 

12000

3,4705

3,4604

-34,92

0,00

10-08-2014

 

12000

3,4604

3,4561

-14,91

0,00

11-08-2014

 

12000

3,4561

3,4606

15,62

0,00

           

05-09-2014

 

12000

3,4737

3,463

-36,96

0,00

07-09-2014

1000

11000

3,463

3,4635

1,59

2,16

08-09-2014

 

11000

3,4635

3,4652

5,40

0,00

           

04-11-2014

 

9000

3,4525

3,4573

12,51

0,00

05-11-2014

 

9000

3,4573

3,4585

3,12

0,00

07-11-2014

1000

8000

3,4585

3,4579

-1,39

3,46

...

           

26-07-2015

 

1000

3,9175

3,9236

1,56

0,00

27-07-2015

 

1000

3,9236

3,8586

-16,57

0,00

28-07-2015

 

1000

3,8586

3,8689

2,67

0,00

29-07-2015

 

1000

3,8689

3,8811

3,15

0,00

30-07-2015

 

1000

3,8811

3,9099

7,42

0,00

           

05-08-2015

 

1000

3,9265

3,9116

-3,79

0,00

06-08-2015

 

1000

3,9116

3,9106

-0,26

0,00

07-08-2015

1000

0

3,9106

3,9027

0,00

-126,81

             

Razem

       

1086,04

-970,90

Suma dodatkowych zysków banku to 1086 PLN, a dodatkowy koszt kredytobiorcy 970 PLN. Przy czym mowa o marnym kredyciku 12 tys na 12 miesięcyoraz najbardziej prymitywnym algorytmie spekulacji.

No dobrze – ale w czym problem?

1.Jak już wspomniano – „frankowicze” biorąc kredyt wchodzili równocześnie do gry hazardowej, o której nikt ich nie informował. Gdyby po przyjściu do banku słyszeli: „damy ci kredyt na niski procent, jeśli zgodzisz się, byśmy twoim zobowiązaniem spekulowali na światowych rynkach”, nie mogliby dzisiaj miećpretensji. Jednak nikt im prawdy nie powiedział. Czy powinien? Wśród zadań Komisji Nadzoru Finansowegomamy zapis: Celem nadzoru nad rynkiem finansowym jest zapewnienie prawidłowego funkcjonowania tego rynku, jego stabilności, bezpieczeństwa oraz  przejrzystości, zaufania do rynku finansowego, a także zapewnienie ochrony interesów uczestników tego rynku.

Nie ma żadnej wątpliwości co do tego, że  KNF nie dopełnił swoich obowiązków. Nawet wprowadzając w końcu „Rekomendację Sograniczającą spekulacje, nie podano społeczeństwu pełnych informacji o tych mechanizmach. Najlepszym dowodem są publikacje na ten temat. Nawet teraz pisane przez „ekspertów” wydają się zupełnie pomijać istotę sprawy.

2. Nawet jeśli „frankowicze”  nie  byli świadomitego, w czym uczestniczą, to jednak podobno informowano ich o tym, jakie jest ryzyko. Po co więc państwo miałoby wtrącać się w relacje między nimi i bankami? Problem w tym, że państwo cały czas się „wtrąca” - dbając o to, aby szuler (czyli bank) nie przegrał. W USA mają banki zbyt duże aby upaść. My za to mamy NBP:  bank centralny nie tylko „wtrąca się” w stosunki między podmiotami na rynku, ale robi to ciągle i ze szkodą dla swoich obywateli. Zasadnym jest twierdzenie, że NBP działa na rzecz banków.  Przykładem tego wtrącania siębył tak zwany „Pakiet zaufania”. Nawet nie trzeba było posiedzenia sejmu, żeby pomóc szulerom. Wystarczyła zgrabna nazwa. Toczony od czasu do czasu spór o to, czy NBP powinien w ogóle przejmować się stanem gospodarki, dotyczy tak naprawdę tego, czy cokolwiek poza dbaniem o szulerów NBP powinno interesować. Polacy akceptują odpowiedź negatywną.

3. Z powyższego widać, że „frankowicze” mogą mieć przede wszystkim pretensje do swojego państwa. To nie znaczy, że jakieś polubowne rozwiązanie tego problemu nie jest w interesie banków.  Wtedy wszystko wróciłoby do normy: NBP nadal będzie dbał o to, aby banki miały tu żerowisko. W przeciwnym przypadku może się zdarzyć, że NBP zostanie przejęte przez ludzi, którzy będą kierować się interesem społeczeństwa, a nie zyskami bankierów. Niedługo będzie zmiana prezesa NBP. I co wtedy? To na pewno jest analizowane. Skoro banki pozostały bierne, to zapewne wykalkulowano, że to optymalna strategia. Trudno byłoby to przyjąć bez założenia, że Polacy są zbyt głupi, aby coś zmienić.Czy ich kalkulacje są słuszne? 

Wspomniana "Rekomandacja S” pokazuje, że KNF zdawał sobie sprawę z sytuacji. Obecnie ta wiedza powinna być powszechna. Tymczasem udało się ten problem sprowadzić do potyczki w polsko-polskiej wojence. No bo PiS był przeciwny tej rekomendacji! Problem rozwiązany. PO ma narzędzie do ataku, ale wiadomo, że sami nie zaatakują. PiS zaś będzie unikał tematu.