Ten, kto używa władzy, którą rozporządza w sposób prowadzący do czynienia zła, jest winny zgorszenia i odpowiedzialny za zło, któremu bezpośrednio lub pośrednio sprzyjał. "Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą" (Łk 17,1).

Ten przepis z Katechizmu Kościoła Katolickiego (2287) jest jednym z najważniejszych wskazań, jakimi powinien kierować się współczesny Kościół, jeśli chce zachować istotną rolę społeczną. Religia nie jest tylko sprawą prywatną, a grzech zgorszenia nie może zostać zmazany w obrębie konfesjonału.

Ten straszny grzech zgorszenia jest bez wątpienia udziałem Józefa Wesołowskiego, który przyczynił się do osłabienia Kościoła. Dlatego nie należy się dziwić, że Trybunał pierwszej instancji przy Kongregacji Nauki Wiary orzekł wobec byłego nuncjusza w Republice Dominikańskiej abp Józefa Wesołowskiego karne wydalenie ze stanu duchownego - poinformowało Biuro Prasowe Stolicy Apostolskiej.

Byłego kapłana czeka proces karny przed sądem powszechnym. Ciąży na nim także klątwa samego Chrystusa: kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych... temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza (Mt 18, 6).

Poza objęciem go modlitwą przebłagalną, Kościół musi podjąć wysiłki, które pomogą w przezwyciężeniu zła.

 

Miejmy nadzieję, że instytucje Kościoła Katolickiego będą mniej wyrozumiałe także wobec pomniejszych gorszycieli. Wystąpień hierarchów jawnie sprzeciwiających się Ewangelii i nauczaniu Kościoła nie brakuje. Szerzenie herezji jest także rodzajem zgorszenia. Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle (Mat.10,28).

W Polsce nie brak duchownych, którzy negują stanowisko Kościoła w różnych kwestiach: od etyki seksualnej po ideologię gender. Nawet bluźniercza sztuka „Golgota Picnic” znalazła swojego obrońcę wśród osób duchownych, ale ten akurat przypadek jest raczej problem upadku kultury, niż problemem teologicznym. Kultury, która nie może być skierowana przeciw człowiekowi i nie może być wyrazem pogardy. Katolik nie może być biernym widzem. Nie może się godzić na zacieranie różnic między dobrem i złem, ani relatywizację ocen. Dlatego jest zobowiązany do aktywnej reakcji na szerzące się zło i zgorszenie.

Dużo większym problemem jest zaangażowanie Kościoła w tworzenie systemu polityczno-społecznego, który nie jest zbudowany na fundamencie wartości ewangelicznych. W czasach PRL sytuacja była jasna: Kościół zachowywał autonomię, odważnie oceniając działania władz z punktu widzenia Ewangelii. Po roku 1989 można mówić co najmniej o grzechu zaniechania. Zabrakło refleksji, która pozwoliłaby wypracować równie krytyczny stosunek do współczesnych władz. W tej sytuacji zbliżenie państwa polskiego z Kościołem przyniosło nie tylko dobre owoce. Powstało wrażenie, że Kościół bez zastrzeżeń weksluje wszystko, co władza świecka robi (wyjątkiem był spór wokół ustawy any-aborcyjnej). Dopiero niektóre poczynania rządu Donalda Tuska wywołały sprzeciw. Na dodatek tylko u części duchownych – prowadząc do dalszego rozbicia w Kościele. Ten brak jasnego stanowiska (pomimo bardzo jasnych przesłanek do jego zajęcia – zarówno w Katechizmie, jak i nauczaniu społecznym Kościoła) powoduje, że wielu duchownych błądzi, siejąc zamęt wśród wiernych. Patologie transformacji ustrojowej prowadziły do wielu ludzkich nieszczęść. Tysięcy samobójstw, rozbitych rodzin, ubóstwa milionów ludzi, bezdomności, odbierania sensu życia. Jeśli był to wynik świadomych działań (a istnieją przesłanki ku temu, by tak przypuszczać), to jest to grzech ciężki, którego nie sposób naprawić. Brak moralnej oceny sprawia, że sprawcy tych nieszczęść łatwo się usprawiedliwiają, a ludzie o socjopatycznej naturze zyskują coraz silniejszą pozycję w społeczeństwie. Grzech wiernych staje się w ten sposób grzechem Kościoła, gdyż czyniony jest przy jego aprobacie.

W tym kontekście nie sposób nie zauważyć aktywności hierarchów, występujących przeciw nauczaniu Kościoła Powszechnego. Dzieje się to w imię rozumianej na liberalny sposób wolności (a przecież to nie wolność, ale miłość stanowi fundament Kościoła). Oto na przykład o. Jacek Gniadek twierdzi, że teolodzy głoszący „sprawiedliwość społeczną” łamią przykazania Boże, gdy tymczasem Katechizm KK nie tylko wyjaśnia pojęcie „sprawiedliwości społecznej”, ale wręcz podaje zasady dzięki którym może ta sprawiedliwość zostać osiągnięta:

  • 1929 Sprawiedliwość społeczną można osiągnąć jedynie przy poszanowaniu transcendentnej godności człowieka. Osoba jest celem ostatecznym społeczeństwa, które jest jej podporządkowane:
    W grę wchodzi godność osoby ludzkiej, której obrona i rozwój zostały nam powierzone przez Stwórcę i której dłużnikami w sposób ścisły i odpowiedzialny są mężczyźni i kobiety w każdym układzie dziejowym (Jan Paweł II, enc. Sollicitudo rei socialis, 47).

  • 1930 Poszanowanie osoby ludzkiej pociąga za sobą poszanowanie praw, które wypływają z jej godności jako stworzenia. Prawa te są uprzednie w stosunku do społeczności i powinny być przez społeczność uznane. Są podstawą moralnej prawowitości wszelkiej władzy; lekceważąc je lub odrzucając ich uznanie w prawodawstwie pozytywnym, społeczeństwo podważa swoją własną prawowitość moralną (Por. Jan XXIII, enc. Pacem in terris, 65). Bez poszanowania osoby władza może jedynie opierać się na sile lub przemocy, by uzyskać posłuszeństwo swoich poddanych. Do Kościoła należy przypominanie tych praw ludziom dobrej woli i odróżnianie ich od nieuzasadnionych i fałszywych roszczeń.

Trudno zrozumieć dlaczego według o. Gniadka Katechizm miałby nauczać w jaki sposób należy łamać boże przykazania.

Innym przykładem jest Dariusz Piórkowski SJ, który fałszuje nauczanie Jana Pawła II, twierdząc, „Jan Paweł II w swym nauczaniu wyraźnie rozróżnia przynajmniej dwa rodzaje liberalizmu”: liberalizm wywodzący się z dziedzictwa Oświecenia i liberalizm ekonomiczny. To jest uleganie liberalnej propagandzie i pochwała ideologii, która ma na sumieniu tysiące ludzkich istnień. Pomieszanie pojęć jest typową strategią liberałów. Utożsamiają oni liberalizm z wolnością gospodarczą albo z kapitalizmem, aby utrudnić krytykę wyznawanej ideologii (niestety ulegają temu nawet autorzy hasła „Liberalizm” w opracowaniu Centrum Jana Pawła II). Także rozróżnienie liberalizmu ekonomicznego i obyczajowego służy wyłącznie sianiu zamętu. Chrześcijanin nie może mieć innych zasad w biznesie i poza nim.

 

W Polskim Kościele brakuje wysiłku w celu adaptacji nauczania społecznego do współczesnych warunków. O tym, że jest to możliwe świadczy dobitnie przykład Kościoła w Niemczech.

 

Każdemu, kto ma jakiekolwiek wątpliwości co do zła ulegania liberalizmowi przez Kościół w Polsce polecam opracowanie profesora Uniwersytetu San Francisco Raymonda Dennehy „Liberal Democracy as a Culture of Death: Why John Paul II Was Right(Liberalna demokracja jako kultura śmierci):

Dla wyjaśnienia zagadnienia autor przeprowadza „eksperyment myślowy” opisujący społeczeństwo wampirów. Naród wampirów miałby własny rząd, przywódców politycznych, ustawodawstwo, gospodarkę, edukację, opiekę zdrowotną, transport i siły zbrojne. Wampiry żyją dzięki ssaniu krwi ludzi, co prowadzi ofiary do śmierci lub przemiany w wampira. Zatem wszystko w społecznej organizacji tego narodu (w tym szkolnictwo) musi być podporządkowane temu celowi.

 

Czy jest zatem sens rozważania różnych aspektów naszego życia, zanim nie dokonamy oceny całości? Nasze społeczeństwo zostało wbrew swojej woli i tradycji wtłoczone w ramy liberalnej demokracji. Na dodatek bunt młodego pokolenia zagospodarowują manipulatorzy twierdzący, całe lekarstwem na całe zło jest jeszcze więcej liberalizmu. Jeśli im się to uda, grzech Kościoła będzie jak głupota panien z lampami bez oliwy.

 

Zgorszenie jest postawą lub zachowaniem, które prowadzi drugiego człowieka do popełnienia zła. Ten, kto dopuszcza się zgorszenia, staje się kusicielem swego bliźniego. Narusza cnotę i prawość; może doprowadzić swego brata do śmierci duchowej.

 

Obecnie obserwowany upadek państwa  nie jest dziełem przypadku, ani agresji z zewnątrz. To wynik złych wyborów, zaniechań, tolerowania nienawiści i pogardy. Tego nie da się zmazać w prosty sposób, ale wysiłki w tym kierunku muszą być podniesione (o ile mamy się podźwignąć z tego upodlenia). Rozczarowanie postawą Kościoła wobec tego głębokiego kryzysu są w tej sytuacji naiwne. Niedawno profesor Andrzej Nowak mówił na antenie Radia Wnet: „Nie mogę zrozumieć, dlaczego Kościół nie zabiera głosu ws. afery taśmowej”. Aby zabrać głos w takiej ważnej sprawie, potrzebne jest odwołanie do zasad, których głoszenie Kościół zaniedbał. Profesor Nowak uważa, że „doszło do potwornego podeptania moralności publicznej”. Z punktu widzenia liberalizmu istnieje wyłącznie moralność indywidualna. A jak jest z punktu widzenia praktyki i teorii Polskiego Kościoła?