Pewien zakonnik zamiast poczytać sobie w spokoju Biblię, zaczął grzebać w warszawskiej gadzinówce. Wygrzebał tam pisaninę innego zakonnika, który właśnie się napatoczył. Wzburzony walnął go bez łeb tym, co miał w ręce (a miał wiadomoco). Napadnięty uznał najwyraźniej, że to pieszczoty, bo molestowanie z dzieciństw mu się przypomniało. Zamiast więc nadstawiać drugi policzek – oddał z nawiązką (pomoc chirurga okazała się konieczną). Takie są smutne skutki obcowania ze słowem, które z całą pewnością od Boga nie pochodzi :-(.