Znany (z tego, że jest znany) socjolog z UW (bo tylko tam można być takim znanym socjologiem) okazuje się paskudnym antysemitą. Gdy usłyszałem, że według niego 1/3 Polaków to antysemici, zaciekawiło mnie, według jakiej definicji antysemityzmu. Znalazłem ją na "Frondzie":  „antysemityzm nowoczesny określa przekonanie, że Żydzi rządzą kapitałem, mają żyłkę do zysku, zawsze dążą do rządzenia, ale zawsze niejawnie, i trzymają się ze sobą.”

Nikt inteligentny nie powie „żyłka do zysku”, bo zysk to wynik (wielce zresztą niepewny) działań, do których można mieć „żyłkę”. Powszechnym jest natomiast przekonanie, że Żydzi mają żyłkę do biznesu (potocznie „interesów”). Ściśle mówiąc, nie chodzi też o rządzenie „kapitałem”, tylko współczesnym systemem finansowym. Problem w tym, że Żydzi rzeczywiście rządzą finansami (oraz w dużej części mediami) i trudno z faktami się spierać. Po części jest to zapewne wynik ich zdolności, a po części uwarunkowań historycznych (wszak w średniowieczu bankierstwo było piętnowane przez chrześcijan). Kogoś, kto rządzi trudno też posądzać o „dążenie do rządzenia”, a jeszcze trudniej z tego robić zarzut – podobnie jak z tego, że Żydzi wspierają się nawzajem. A cóż w tym złego do licha? Po co więc Krzemiński urządza to „tropienie antysemitów” (zakładając, że nie jest to wynik czystej głupoty – czego w tym wypadku wykluczyć nie sposób)? Jako socjolog zapewne zna sposób manipulowania ludźmi, polegający na wytwarzaniu powszechności jakiegoś przekonania. Jeśli ja nie lubię dajmy na to Krzemińskiego i uważam go za idiotę, to może być mój problem. Jeśli taka opinia należy do większości, to nie muszę się nad tym zastanawiać i czuję się usprawiedliwiony. Wytworzenie przekonania, że powszechna jest wrogość wobec Żydów tylko dlatego, że są Żydami działa podobnie. Celem Krzemińskiego jest więc najwyraźniej antysemicka propaganda.