Szymon Hołownia na łamach „Rzeczpospolitej” opisuje uwspółcześnioną sytuację powrotu Mojżesza z Góry Synaj: „wystarczy, by ktoś wbił w ziemię kijek i stwierdził, że jest on dla niego pełen znaczeń, a natychmiast facebooki i telewizory zostały zalane tsunami komentatorskich uniesień, na samym kijku nieznani sprawcy dokonali egzekucji, po której z kolei na miejscu zbrodni pojawili się wstrząśnięci rodacy palący znicze i przeżywający narodową żałobę na pohybel tym pierwszym”. Z punktu widzenia tego znanego katolickiego (???) dziennikarza, Mojżesz był szurniętym facetem, który posłużył się anonimowymi oszołomami (Lewici), by niszczyć jakieś rzeczy tylko dlatego, że dla niektórych jego rodaków nabrały one symbolicznego znaczenia.