Jedna z „miejskich legend” głosi, że kiedyś małpie udało się zdać test wstępny na jeden z uniwersytetów. Oczywiście przypadkowe skreślanie odpowiedzi (co małpy można nauczyć) daje jakieś szanse. W przypadku zadań niewerbalnych szanse człekokształtnych rosną i można nawet podejrzewać je o przejawy myślenia.

Ekonomiści traktują niektóre państwa tak, jak te małpy. Nawet jeśli dostrzegają w ich działaniach jakieś pozytywy, to wypada się dziwić – tak jak tym małpom. Do takich krajów należą Węgry. W ubiegłym roku dziwiono się, że w I kwartale 2013 r. gospodarka Węgier wyszła z recesji i osiągnęła nieoczekiwanie wysokie tempo ekspansji 0,7 proc. w ujęciu kwartalnym, wobec -0,9 proc. rdr. W tym samym kwartale polski PKB wzrósł o 0,4 proc. rdr i 0,1 proc. kdk (rdr = rok do roku, kdk = kwartał do kwartału).

 

W tym roku okazuje się, że zagrażająca demokracji polityka Orbana rozpedziła gospodarkę Wegier w sposób trwały. W drugim kwartale tego roku Węgry pod wodzą Viktora Orbana zanotowały wzrost PKB na poziomie 3,9 proc. – to najlepszy wynik od 2006 roku. Choć wiele reform wdrożonych przez rząd Fidesz poddawanych jest krytyce, obrany kierunek powoli zaczyna przynosić wymierne korzyści.

 

Węgry to obecnie jeden z nielicznych państw, które nie poddają się władzy banków. To oczywiście nie podoba się Europie. Węgierski parlament zdecydował, że kredytobiorcy spłacający zobowiązania w walutach obcych powinni otrzymać rekompensaty za niesłusznie stosowany spread. Banki wypłacały kredyty według kursu kupna waluty, a raty obliczane były według kursu sprzedaży. Ustawa przegłosowana na początku lipca daje bankom 90 dni na zwrot niesłusznie pobranych kwot.

 

U nas nie do pomyślenia. Nawet słynna afera z opcjami, na które dało się naciągnąć wiele przedsiębiorstw została skwitowana bajdurzeniem o wolnym rynku.

 

Oczywiście banki składają pozwy przeciw państwu. O dziwo – przed węgierskimi sądami. Finansiści straszą, że „z uwagi na ustawę banki powinny się też zastanowić, czy w ogóle są w stanie przetrwać na węgierskim rynku”. A na to prezes banku centralnego odpowiada, że ewentualne wycofanie się dużych banków spowoduje z jednej strony wzmocnienie roli już działających małych i średnich banków węgierskich, a z drugiej może doprowadzić do powstania nowych. Nie wykluczył też wejścia na rynek węgierski nowych banków ze Wschodu i Azji.

 

Na Węgrzech działa osiem dużych banków, własność zagraniczna sektora bankowego w nasze ojczyźnie wynosi 58 proc., a 42 proc. jest w rękach węgierskich. To oznacza bardzo wysoki udział zagraniczny.

 

A przecież ten udział zagranicznych podmiotów w sektorze bankowym jest najniższy w całej Europie Wschodniej i Środkowej. Czy należy się więc dziwić, że ekonomiści się dziwią?