Związek Sadowników R.P. ustosunkował się do propozycji rekompensat, przedstawionych przez KE. Poniżej fragment oświadczenia:

Komunikat z 22 sierpnia to jedno wielkie rozczarowanie. Forma udzielanej pomocy (przez organizacje producenckie), stawki (obniżone o 50% dla indywidualnych producentów), termin obowiązywania, termin wypłacenia pomocy i nieuwzględnienie pewnych gatunków, to wyraźne postawienie Polski w zdecydowanie złej sytuacji. Nie możemy na to pozwolić, bo to właśnie my najbardziej odczujemy skutki rosyjskiego embarga, a absolutnie nie uważamy się za europejczyków drugiej kategorii.
Największą złość wywołuje zastosowanie, oficjalnie i dosłownie zapisanej zasady „kto pierwszy ten lepszy”. Nie zgadzamy się na to, że jako kraj, który w zeszłym roku wyeksportował do Rosji ponad 800 tys. ton owoców i warzyw, o wartości blisko 350 mln. Euro, będzie się „ścigał” z innymi, których rozmiar strat jest minimalny, o zaproponowane 125 mln. Euro pomocy skierowanej do ogrodników całej Unii Europejskiej. Nie jesteśmy sforą zgłodniałych psów, która będzie między sobą walczyła o ochłap rzucony przez „dobrego pana”, wzajemnie się przy tym zagryzając
.

Polska w sezonie 2012/13 stała się największym eksporterem jabłek na świecie. Cały nasz eksport wyniósł 1,2 mln ton i osiągnął wartość 438 mln euro. Z tego ponad połowa trafiła do Rosji: 677 tys. ton o wartości 256 mln euro.

Spożycie jabłek w Polsce spadło z 37 kg rocznie na osobę w roku 2002 do 8kg na osobę w roku 2007, aby w ubiegłych kilku latach wzrosnąć do około 15 kg na osobę.

Poziom konsumpcji zależy oczywiście od ceny jabłek. Jeszcze kilka lat temu cena w detalu kształtowała się niewiele powyżej 2zł za kilogram. Obecnie najczęściej około 4zł w detalu (cena giełdowa około 2zł).

Aby zrekompensować straty w eksporcie, Polacy musieliby podwoić konsumpcję (czyli wrócić do zjadania ponad 30kg rocznie). Niestety jak na razie akcja jedzenia jabłek na złość Putinowi nie przynosi żadnych efektów. W bieżącym roku zapowiadają się wyjątkowo wysokie zbiory. GUS szacuje je na 3,2 mln ton. Ale być może promocja cydru też coś by pomogła.

Ciekawy jest pomysł, aby w związku z nałożeniem embarga przez Rosję, swoje embargo znieśli Amerykanie:

Z powodów fitosanitarnych, ale głównie by chronić własną produkcję, USA nie dopuszczają na swój rynek jabłek z UE, poza Włochami.

Starania mają związek z ogłoszonym przez Rosję w czwartek embargiem na import produktów rolnych z UE i USA, w tym jabłek, których Polska jest obecnie największym eksporterem na świecie. By łagodzić szkody, jakie wynikną z zamknięcia rosyjskiego rynku, Polska chce przekonać Stany Zjednoczone do zezwolenia na eksport polskich jabłek do USA. Ambasador Polski w Waszyngtonie Ryszard Schnepf już spotkał się w tej sprawie z wiceministrem rolnictwa Michaelem Scusem.

"Nas interesuje szybka ścieżka, bo sytuacja jest nadzwyczajna" - powiedział PAP Schnepf. Jak dodał, Polska liczy na wsparcie ze strony sojusznika, jakim są USA, nie tylko w obszarze obrony, ale też handlu. "Zważywszy na to, że strona amerykańska też została dotknięta rosyjskimi sankcjami, jest większe zrozumienie tej sprawy".


Najnowsze wieści na ten temat nie są jednak optymistyczne (http://www.dziennik.com/wiadomosci/artykul/polskie-jablka-w-usa-nie-w-tym-roku):

Rozwiązaniem mógłby być amerykański konsument. Polscy przedstawiciele rozmawiali o tym w czwartek w Waszyngtonie i otrzymali "realną perspektywę otwarcia rynku". Przynajmniej tak spotkanie z przedstawicielami służb sanitarnych ocenia Ryszard Schnepf, ambasador Polski w USA. Zastrzegł jednak, że długość procedur będzie zależała od spełnienia technicznych wymogów."Polska musi przedstawić formalny wniosek o dopuszczenie do rynku oraz – co najważniejsze – listę chorób, którymi dotykane są polskie owoce, a zwłaszcza jabłka" – podkreślił.

Następnie odbędą się specjalne wizytacje w polskich sadach i środkach transportu. Wreszcie odbędą się tzw. konsultacje społeczne i wówczas mogą pojawić się głosy sprzeciwu ze strony amerykańskich producentów jabłek, którzy obawiają się konkurencji. "Zwłaszcza, że polskie jabłka są w momencie wyjściowym o połowę tańsze niż amerykańskie czy chilijskie" – dodaje Schnepf.

W "amerykańskie rozwiązanie" wątpią sami sadownicy. "Byłem w USA, widziałem jak tam wygląda produkcja i powiem, że ten rynek jest bardzo, ale to bardzo szczelny. A my nie mamy czasu. Żeby sytuacja nie stała się dla nas dramatyczna, już musimy zacząć eksportować. Przecież każdy chyba zdaje sobie sprawę z tego, że w tym roku na pewno rynek amerykański się nie otworzy.