Na stronach Ministerstwa Rozwoju jest już przyjęty wczoraj przez rząd „Plan na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju” wicepremiera Morawieckiego. Plan został bardzo dobrze odebrany przez komentatorów. Może za dobrze? Na pewno zaważyła na tym bardzo rzetelna analiza stanu obecnego: wyczerpujących się prostych rezerw. Bardzo optymistycznie wyglądają też cele programu:

  • reindustrializacja (wspieranie istniejących i rozwijanie nowych przewag konkurencyjnych i specjalizacji polskiej gospodarki),

  • rozwój innowacyjnych firm (budowa przyjaznego otoczenia dla firm i systemu wsparcia innowacji),

  • kapitał dla rozwoju (więcej inwestycji i budowanie oszczędności Polaków),

  • ekspansja zagraniczna (wsparcie eksportu i inwestycji zagranicznych polskich firm, reforma dyplomacji ekonomicznej, promowanie polskich marek),

  • rozwój społeczny i regionalny (m.in. reforma szkolnictwa zawodowego, włączenie obszarów wiejskich i małych miast w procesy rozwojowe).

Jednak teza, że nie powinny one budzić kontrowersji jest przesadzona. Umieszczenie zagranicznych inwestorów na poślednim miejscu musi niepokoić Balcerowicza, według którego to od tych inwestorów zależy nasze życie. Można wręcz powiedzieć, że Plan Morawieckiego to odwrócenie Planu Balcerowicza. I to jest dobra wiadomość :-).

 

Rzucającą się w oczy cechą planu jest brak mechanizmów, które mogłyby być odebrane jako kontrowersyjne. Przede wszystkim nie ma spodziewanego udziału NBP: Widzimy kapitał w zasięgu ręki, za drugim zakrętem, on jest dostępny. Dlatego nie ma dzisiaj natychmiastowej potrzeby, żeby wzorem Bank of England budować program "Funding for Lending". Nie ma natychmiastowej potrzeby, żeby wzorem Europejskiego Banku Centralnego budować program "LTRO" – powiedział Morawiecki dziennikarzom.

 

Są w nim zasady obecne w polskiej polityce gospodarczej. Zostały one jedynie uporządkowane i nieco inaczej niż dotąd rozłożono akcenty. I tutaj właśnie rodzą się wątpliwości. Jedną z tych zasad jest bowiem nadmierna wiara w sterowalność gospodarki i w rolę „kół zamachowych”. Nie zostało to wprost wyartykułowane, ale też ma mowy o pospolitym ruszeniu” znanym z początku lat 90-tych. Nadzieję budzi deklarowana otwartość, ale trudno przypuszczać, aby dotyczyła ona także fundamentów na których zbudowano tą strategię.

Dlatego istnieje obawa, że dobre chęci i ambitne plany mogą zderzyć się z szarą rzeczywistością:

 

1. Finanse publiczne.

Przy takim zadłużeniu, jakie obecnie mamy trudno będzie wyrwać się z dotąd obserwowanej strategii krótkiej kołdry. Wiele mówi się o kapitale na inwestycje, ale zanim zacznie on pracować na większe wpływy do budżetu, państwo pozostanie ważnym konkurentem o finansowe środki. Zwłaszcza, jeśli koszty realizacji planu będą wymagać dodatkowych nakładów państwa.

 

2. Klastry i doliny przemysłowe.

Na prezentacji pokazano naturalne centra rozwoju i plany ich wsparcia. Czy jednak to „wspieranie” będzie elementem dotąd realizowanej polityki klastrowej? Pomimo tego, że ta polityka nie daje żadnych widocznych efektów, nadal dominują w tej dziedzinie zupełnie nie przystające do rzeczywistości zasady promowane przez IBnGR. Klastry zamiast środowiskiem pobudzenia gospodarczego ułatwiającego wejście na rynek mniejszym podmiotom pozostają głównie wygodnym narzędziem pozyskiwania unijnych środków. Bez radykalnej zmiany polityki klastrowej (na poczatek odsunięcia od niej pomorskich liberałów) nic się w tej dziedzinie nie zmieni.

 

3. Współpraca biznesu z nauką.

Nowa perspektywa finansowa UE została tak przygotowana, że uczelnie wyższe stały się kluczowym elementem w „pozyskiwaniu środków”. To z pewnością spowoduje pozorny wzrost współpracy nauki z biznesem. Czy jednak przełoży się to na współpracę realną? Można mieć co do tego wątpliwości. Można obecnie w internecie znaleźć tysiące dzieł i opracowań polskich naukowców. Jednak za każdym razem przedsiębiorca staje przed dylematem: czy to kolejne opracowanie zrobione „dla punktów”, czy efekt wieloletniej pracy fachowca dysponującego realną wiedzą. Prawdopodobieństwo tego drugiego jest znikome. Praca naukowa za „punkty” prowadzi na zupełne manowce.

 

4. Polska Wschodnia.

Zasada podstawowa jest taka, że w Polsce Wschodniej są księgowane środki, które tak naprawdę trafiają do firm z bogatszych regionów. Przyczyną nie jest jedynie słabość podmiotów „ściany wschodniej'. Ważną rolę pełni „małomiasteczkowa mentalność” osób, które trafiają na kluczowe stanowiska dość przypadkowo. Przede wszystkim jednak program „Polska Wschodnia” wydaje się z góry zakładać, że środki z niego mają trafić gdzie indziej. Przykładem takiego działania jest aktualnie „Tworzenie sieciowych produktów przez MŚP”. Program skierowany do konsorcjów MŚP obejmujących minimum 10 przedsiębiorstw, przy minimalnej wartości wydatków kwalifikowalnych – 20 mln PLN. Biorąc pod uwagę specyfikę inwestycji z funduszy unijnych (ograniczona optymalizacja kosztów inwestycji, dodatkowe koszty obsługi, przepływy pieniężne oparte o refinansowanie, podatki) trzeba szacować własne potrzeby kapitałowe na 10mln. Znalezienie 10 firm gotowych wyłożyć po milionie na wspólne przedsięwzięcie jest w warunkach Polski Wschodniej zupełnie nierealne.

 

Powyższe obawy powstały na podstawie ogólnej prezentacji planu. Jak zwykle „diabeł tkwi w szczegółach”, a te dopiero przed nami.

 

Bardzo przekonująca jest warstwa wizualna planu. Pokazana prezentacja budzi szacunek: widać, że to dzieło fachowców, dobrze rozplanowane i dopracowane w szczegółach.