Gazeta Polska Codziennie wykryła szpiona. Prezes Unizeto – spółki ważnej z punktu widzenia bezpieczeństwa danych - okazał się konsulem honorowym Rosji. To żadna tajemnica, ale nagle zapanowała doktryna, że przyjaciel naszego wroga musi być także naszym wrogiem....

Reakcja polityków PiS na te wieści jest kuriozalna:

Udział funkcjonariusza dyplomacji rosyjskiej w życiu gospodarczym Polski w taki sposób, że spółka, której jest prezesem, uczestniczy w przedsięwzięciach dotyczących bezpieczeństwa kraju, jest skandalem – mówi poseł PiS‐u Piotr Naimski. – Używanie honorowego konsula rosyjskiego do tego typu działań na terenie Polski pokazuje, że Rosja postanowiła wyjść z ukrycia ze swoim wpływem na naszą gospodarkę i bezpieczeństwo. Do tej pory wydawało się, że mamy w kraju jedynie „ukrytą partię rosyjską” – dodaje.

Konsul honorowy, to osoba która angażuje się społecznie na rzecz rozwoju współpracy dwóch krajów – między innymi służąc pomocą turystom. Nie jest więc to więc „funkcjonariusz dyplomacji” i w żaden sposób nie jest podległy obcemu państwu. Piotr Naimski z kolei też nie jest drugorzędnym politykiem (był między innymi szefem UOP) i nie można jego wypowiedzi ocenić jako zwykłego wygłupu.

Spółka UNIZETO wydała oświadczenie, w którym broni swojego „dobrego imienia”. Dwa dni później spółka potwierdziła cofnięcie w roku 2009 certyfikatu bezpieczeństwa przemysłowego.

Informujący o tej sprawie funkcjonariusz ABW nie omieszkał zaznaczyć, że to w czasach rządów PiS doszło do przyznania certyfikatów a zgodę na pełnienie przez prezesa Unizeto funkcji konsula honorowego wydała Anna Fotyga.

O ile można się zżymać na polityków nie potrafiących ważyć słów, to uprawianie polityki przez funkcjonariuszy służb specjalnych jest to w ogóle nie do zaakceptowania. A wplecenie w komunikat informacji stricte politycznych jest uprawianiem polityki. Nikt o te informacje funkcjonariusza ABW nie pytał. Po co więc to powiedział? Ano po to by dać okazję czcicielom miłościwie nam panującej partii do kolejnej erupcji nienawiści.

W całym tym szumie informacyjnym giną kwestie najważniejsze, które stanowią o jakości życia w naszym społeczeństwie i mogą wręcz zaważyć o jego przyszłości:

1. W standardach państwa obywatelskiego służby specjalne mają określone zadanie i ktoś, kto tego nie rozumie, nie powinien tam pracować.

2. Centralne miejsce w medialnych przekazach powinna zajmować rzetelna informacja, której w tym przypadku nie ma w ogóle.

3. Zanim się sformułuje poważne oskarżenia (zwłaszcza pod adresem innego państwa), warto byłoby mieć choć cień dowodów. Inaczej można ośmieszyć nie tylko siebie.

4. W tego typu sytuacjach aż się prosi o poprzedzenie stanowiska ekspertyzą fachowców. To sposób nie tylko na uniknięcie kompromitacji, ale i jest okazja do budowania fachowego zaplecza partii politycznych. Inna rzecz, że wątpliwości co do rzetelności ekspertów są bardziej niż zasadne (po co więc płacić za ekspertyzę, której wynik jest ustalony z góry?).

5. Zachowanie polityków i publicystów związanych z PO jest poniżej jakichkolwiek standardów. Ale to akurat jest u nas smutną normą, której jak się wydaje w cywilizowany sposób nie uda się zmienić.

 

Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że robi się sztuczną i nikomu nie potrzebną awanturę nie wiadomo o co, budując mylne przekonanie, że politykom rzeczywiście na czymś poza osobistymi interesami zależy. Prawdziwy skandal, jakim jest na przykład wieloletnia polityka utrudniania rozwoju handlu elektronicznego pozostaje w cieniu. Gdyby zastosować kryterium: stoi za tym ktoś, kto miał w tym interes, to Unizeto znalazłoby się natychmiast w kręgu „podejrzanych”. Ta firma zarobiła krocie na przykład na przepisie wymuszającym zakupienie podpisów kwalifikowanych przez przedsiębiorców rozliczających się z ZUS przez internet (po tym idiotyzmie można przelać milion złotych z banku bez podpisu kwalifikowanego, ale elektroniczne wysłanie deklaracji ZUS już nie jest możliwe). Ale w przypadku tego typu spraw w grę wchodzą takie powiązania i takie pieniądze, że lepiej się nie interesować. Nie będzie więc żadnego „dziennikarskiego śledztwa”, ani żadnej komisji sejmowej.

 

 Przy okazji wróciła idiotyczna sprawa „fałszowania” wyborów (oczywiście bez cienia dowodów). Już kilka lat temu pojawiły się podejrzenia, że Rosjanie sfałszowali wybory w Polsce. Ta historia pokazuje poziom „dialogu społecznego” w Polsce. Pochopne oskarżenia stały się okazją do chamskich i głupich komentarzy w rodzaju: Przecież Rosjanom byłoby wręcz na rękę, by wygrali ludzie aż tak skrajnie durni, by wierzyć w "fałszowanie głosów na serwerach DNS", albo "sztuczną mgłę", albo "bezgłośne wybuchy 100 m nad stertą śmieci uważaną za brzozę".

Żeby nie było niejasności – nikt nie twierdził, że fałszowano głosy na serwerach DNS. Serwery takie służą do zamiany adresów symbolicznych (typu pkw.gov.pl) na adres IP (jak 81.15.178.120). Serwery DNS są jednym z najczęściej atakowanych elementów internetu. Mając kontrolę nad DNS'ami stosowanymi w danej sieci można by na przykład wstawić fałszywy serwer, który tylko pośredniczyłby w przekazywaniu danych do serwera właściwego. Trudne do zrealizowania i stosunkowo łatwe do wykrycia, ale musi być brane pod uwagę. Wyniki wyborów obsługiwanych elektronicznie trudno sfałszować poza komisją wyborczą z innego powodu: łatwości weryfikacji publikowanych danych zbiorczych z danymi cząstkowymi (z treścią protokołów, które powinny być wywieszone włącznie).

Zestawiając powyższy opis z wyssaną z palca tezą o fałszowaniu głosów na serwerach DNS widać jakimi metodami posługuje się hołota pod wodzą miłościwie panującej nam „platformy”. Jeśli ktoś obawia się, że w Polsce będzie rządził Putin, a nie przeszkadzają mu rządy ludzi plujących jadem w taki sposób, to chyba nie jest normalny.