Na stronach „Nowej Konfederacji” poruszany jest problem „renty neokolonialnej” (szacowanej na 5% PKB), czyli drenażu Polski przez obcy kapitał. Autor koncentruje się na transferach legalnych, wynikających z dużego udziału obcego kapitału w naszej gospodarce. A do tego należy doliczyć „optymalizację podatkową” („Podatkowy raj Junckera” z powodu którego oburza się cały świat, to wierzchołek góry lodowej), koszmarne zadłużenie oraz transfery nielegalne, które są szacowane na około 10mld dolarów. Ten ostatni czynnik jest szczególnie wymowny, bo jest to w całości osiągnięcie mafii Tuska.

Bardzo wymowne są komentarze pod tym tekstem. Jeden z bardziej charakterystycznych:

Autor, śladem Wosia, widzi tylko jedną stronę medalu. Ten sam kapitał stworzył miejsca pracy, sprowadził światowe technologie do Polski (chociażby LCD) i jest głównym dostarczycielem naszego eksportu. A ponieważ w PRL-bis wszystko jest horrendalnie opodatkowane, to i nic dziwnego, że optymalizuje swoje koszty, a jednocześnie nie można powiedzieć, że nie przysparza bogactwa Polsce i Polakom: wzrost płac (powyżej typowych w PRL 25$ miesięcznie), podatki od płac, nieruchomości, ZUS, zatrudnianie lokalnych firm, itd.

Ten komentarz jest w całości bezdennie głupi. Zamiast tracić czas na roztrząsanie tych głupot, zajmijmy się lepiej pytaniem: czy z tym coś da się zrobić? Czy Polska może odzyskać suwerenność ekonomiczną?

 

Żeby jednak nie być zupełnie gołosłownym, rozważmy „choćby” podany przykład LCD. Kiedy w Polsce nie było obcego kapitału (jeśli nie liczyć kredytów ukradzionych przez rodzące się rodzące się spółki nomenklaturowe), rozwijał się bardzo rynek komputerów PC. Od zera powstało w Polsce tysiące firm zajmujących się importem, produkcją i dystrybucją tych komputerów. Niektóre firmy urosły do gigantyczne rozmiarów (Optimus, JTT). Technologii LCD wówczas nie było, ale gdyby była, mogło być podobnie. Dlaczego to się skończyło? Tacy komentatorzy mają na wszystko jedną odpowiedź: za dużo państwa. Tak się składa, że wspomniany przez cytowanego komentatora Rafał Woś właśnie obnaża zadziwiającą zbieżność tej libertariańskiej tezy z marksizmem. Warto przeczytać i się zastanowić.

 

Czytując takie teksty jak wskazany na początku artykuł Bartłomieja Radziejewskiego, czy krytyczne wobec liberalizmu teksty Rafała Wosia, można spostrzec, że prawie zawsze pojawiają się puste merytorycznie i napastliwe komentarze – takie jak ten cytowany. Dlaczego?

Albo Polacy są generalnie beznadziejnie głupi, albo ktoś jest w pracy i pisze takie teksty dla pieniędzy – komuś zależy, żeby się tubylcy nie burzyli.

Trudny wybór: między totalnym zanegowaniem inteligencji własnego narodu, a skrajną odmianą spiskowej teorii dziejów.....

I tutaj pojawia się pierwszy sposób na odzyskanie suwerenności ekonomicznej. Liberalizm należałoby zdelegalizować – tak jak komunizm i faszyzm. A jego szerzenie ścigać tak jak pornografię dziecięcą.

No dobrze – zanim jakiś liberał zejdzie na zawał, przedstawię łagodniejszą wersję (co nie znaczy, że powyższa propozycja, to był żart): należy zdelegalizować trolling jako sposób lobbowania. Nie znaczy to, że uda się go zupełnie zlikwidować. Ale rozstrzygnięciem powyższego dylematu (głupota, czy trollowanie za pieniądze) powinno zająć się ABW.

Stosunkowo prostych (nie wymagających rewolucyjnych zmian w gospodarce) sposobów na polepszenie sytuacji jest wiele. Część z nich można znaleźć rozproszone po zakątkach internetu.

Na razie poprzestańmy na hasłowym wyliczeniu kilku takich kwestii:

  1. Na całym świecie podejmowane są próby ukrócenia optymalizacji podatkowej. Właśnie 51 państw podpisało porozumienie, które usuwa jedną z przeszkód: tajemnicę bankową. Polska powinna aktywnie uczestniczyć w tych działaniach, a nie jedynie biernie dostarczać informacji jakich od nas chcą.
  2. Choć optymalizacja podatkowa jest w Polsce legalna, to towarzyszące jej często fikcyjne transakcje już nie. Udowodnienie, że transakcja w dokumentach była fikcją może skutkować uznaniem ksiąg za nierzetelne. Polscy przedsiębiorcy doskonale wiedzą co to znaczy. Może tak dla odmiany nasz fiskus zająłby się gigantami funkcjonującymi na naszym rynku? Wiadomo, że w większości przypadków nie da się tego skutecznie udowodnić. Ale przede wszystkim chodzi o sygnał – że my już nie chcemy być stadem baranów do strzyżenia.
  3. Zmiana polityki NBP. Ludzie tacy jak Belka i Winiecki rządzący naszymi finansami to urąga nawet dobremu smakowi, nie tylko inteligencji. Na absurdalność ich działań zwrócił ostatnio uwagę Krzysztof Rybiński – wiążąc wysokość stóp procentowych z sondażami poparcia dla rządzącej mafii. Prawdziwy powód utrzymywania nieracjonalnie wysokich stóp może być jednak zupełnie inny. Wystarczy dokonać symulacji spłat kredytów dostępnych w bankach, by zauważyć, że większość z nich jest na granicy lichwy. A ta jest powiązana ze stopą kredytu lombardowego. Zaś wbrew temu co zapisano w konstytucji, dbałość o zyski banków wydaje się głównym celem działań NBP. W tej sytuacji wybawieniem wydaje się wejście do strefy euro (może właśnie o to chodzi?). Ale to tak głupie (na miarę wspomnianych włodarzy NBP, czy Gajowego), jak argumentacja za podpisaniem ustawy o zakazie przemocy domowej w postaci bicia żony (jak nie podpiszecie, to będę ją bił). Na początek warto by więc zadać pytanie wspomnianym mędrcom: dlaczego oprocentowanie w Polsce (która ponoć kwitnie na tle Europy) jest tak relatywnie wysokie? Skoro według nich głównym efektem ekonomicznym przyjęcia euro ma być likwidacja ryzyka kursowego, to co się będzie działo z dostępem do taniego kapitału?
  4. Pilne rozwiązanie problemu kredytów zaciągniętych we frankach szwajcarskich - wbrew temu, co twierdzą niektórzy komentatorzy - leży w interesie społeczeństwa, a nie tylko kredytobiorców. Nie tylko dlatego, że spodziewana aprecjacja franka stworzy olbrzymi problem społeczny. Frankowiczom można pomóc w sposób racjonalny, bez naruszania zasad równości i sprawiedliwości (generalnie ten kto pożyczył, powinien spłacić). Pojawiają się interesujące propozycje rozwiązania tego problemu przy użyciu istniejących mechanizmów finansowych (na przykład tutaj). Potrzebna jest dyskusja. Może na przykład warto rozważyć powiązanie przewalutowania z wykupieniem tych kredytów przez bank kontrolowany przez państwo. Za co? Źródeł kapitału może być kilka. Na przykład polskie złoto, które gdzieś się zapodziało. Nawet jeśli nie ma co liczyć na skuteczne odzyskanie go przez rządzących, to można je korzystnie sprzedać. Nawet nasza rządząca mafia wykazuje się skutecznością, gdy chodzi o ich interesy. Za część wartości stanie na głowie, by je odzyskać. Może w zamian na przykład dać dożywotnią rentę każdemu członkowi PO? Na obrzeżach oficjalnej ekonomii dyskutuje się nad problemem emisji złotówki. NBP musi coś kupować, aby wprowadzić walutę do obrotu. Kupuje głównie zagraniczne papiery wartościowe. Aktualnie samą gospodarkę amerykańską finansujemy kwotą ponad 30mld USD. Czy polskie nieruchomości są gorszym zabezpieczeniem siły złotówki niż amerykańskie obligacje lub złoto?
  5. Wydaje się, że decentralizacja państwa jest jedną z niewielu zmian, co do których w polskiej transformacji ustrojowej nie ma zastrzeżeń. Ale i tu pojawił się problem, który można łatwo naprawić. Związany z tym podział budżetów generuje wielkie koszty finansowe. Jeden samorząd pożycza, gdy inny trzyma w tym samym banku oszczędności. Na zmniejszenie nożyc między oprocentowaniem depozytów i kredytów nie ma co liczyć. Na szczęście to nie jest jedyne rozwiązanie. Na całym świecie funkcjonują banki miejskie, obsługujące budżety miast i finansujące ich rozwój. To jest rozwiązanie banalnie proste do zrealizowania. Jedynym problemem jest w Polsce znalezienie uczciwych bankierów, którzy chcieliby to zrobić (miejmy nadzieję, że przynajmniej obawa o własne bezpieczeństwo nie jest jeszcze u nas w takich działaniach uzasadniona).
  6. Wprowadzenie warunków rozwoju walut alternatywnych i alternatywnych systemów rozliczeń. Chodzi o to, aby rozliczanie transakcji oraz płacenie podatków lokalnych mogło odbywać się poza systemem bankowym. Temat jest obszerny i wart odrębnego potraktowania. Ale z pewnością nie jest to już kwestia marginalna. Szybki rozwój płatności mobilnych sprawia, że toczy się zażarta o ten rynek. Gra chodzi o kontrolę nad kosztami transakcji, które są liczone w miliardach. Dobrze byłoby, aby te koszty były jak najniższe, zyski z tego tytułu zostawały jak najbliżej miejsca wykonywania transakcji.

Ta lista z pewnością nie wyczerpuje wszystkich tematów związanych z suwerennością ekonomiczną. Podsumowaniem niech będzie refleksja nad tym, że większości poruszanych zagadnień nie ma w programach partii politycznych – nawet w formie problemu do rozwiązania. Czyli albo panuje zgoda co do tego, że suwerenność ekonomiczna nie jest Polsce potrzebna, albo Polakom nie są potrzebne te partie.

 

JW