Wczoraj przez moment rubel staniał wobec dolara do poziomu ponad 57 RUB/USD. Zaraz potem wrócił do poziomu otwarcia, a nawet się wzmocnił. Ale ta chwila wystarczyła, by eksperci orzekli: „Rubel pada razem z Grecją”. Na dodatek ten chwilowy spadek według nich wynosił aż 7% (w rzeczywistości nieco ponad 3%). Rubel zachowuje się w miarę stabilnie i przez ostatni miesiąc dzienna zmiana kursu tylko kilka razy przekroczyła 1%. Jego wartość jest prawie taka jak miesiąc wcześniej -  i to pomimo spadku cen ropy! Co innego złoty, który podlega perturbacjom, a ostatnio coraz częściej tanieje. Frank szwajcarski na powrót kosztuje ponad 4 PLN.

 

Premier Kopacz ma rację: przejęcie władzy przez PiS może się w Polsce skończyć greckim scenariuszem. Jak to możliwe, skoro jesteśmy „tygrysem Europy”? Zabawmy się w political fiction.

Pod koniec roku bardzo prawdopodobne są perturbacje finansowe. Frank szwajcarski zapewne będzie powyżej 4 PLN (być może nawet sporo powyżej). Banki będą chciały przygotować się na walkę z zaostrzeniem przepisów regulujących ich funkcjonowanie. W skrajnym przypadku – gdy plany nowej władzy okażą się dla banków bardziej kosztowne niż mały „kryzys” - mogą one spróbować doprowadzić do nowych wyborów. Potrzebne jest do tego jakieś spektakularne wydarzenie. W Grecji nie trzeba było się wysilać, bo tam mamy spektakularny kryzys. W Polsce może nastąpić na przykład taka sekwencja zdarzeń:

  • demonstracje „frankowiczów” doprowadzają do rozpoczęcia prac nad przewalutowaniem kredytów z dużą stratą banków;

  • media całego świata robią wokół tej sprawy zadymę, starając się zasiać niepokój wśród inwestorów;

  • jakiś duży gracz inicjuje atak na polską walutę (ubiegłoroczny atak na rubla pokazuje, jakie są możliwości);

  • szybko będą malały rezerwy walutowe, a eksperci orzekają, że jedynym wyjściem jest znacząca, skokowa dewaluacja złotego;

  • w bankach pojawiają się kolejki ludzi, chcących zamienić swoje pieniądze na coś trwałego – zaczyna się szybki odpływ kapitału;

  • zaczną się problemy z płynnością

I tu już jesteśmy bardzo bliziutko Grecji. Kluczową rolę w tej sytuacji odgrywa bank centralny. W systemie rezerwy cząstkowej żaden bank nie ma pieniędzy na pokrycie wszystkich depozytów. W sytuacji wzmożonych wypłat nie ma innego wyjścia, jak zwrócić się do banku centralnego o pomoc w utrzymaniu płynności.

I wtedy właśnie NBP może doprowadzić do sytuacji analogicznej jak w Grecji. Wystarczy, że prezes Belka wyjdzie i powie: albo PiS rozpisze nowe wybory, albo zobaczycie g..., a nie swoje pieniądze.

Ten scenariusz jest mało prawdopodobny z jednego powodu: Polska dysponuje własnym bankiem centralnym i trudno sobie wyobrazić tak otwarty atak NBP na państwo. Co innego gdybyśmy weszli do strefy euro. EBC ma przećwiczone na Grecji przywoływanie opornych do porządku.  

Bezprecedensowy atak na Grecję trwa nadal. Polskie media głoszą, że EBC zamierza utrzymać dotychczasowe limity "kredytów ratunkowych", dzięki czemu greckim bankom wkrótce skończy się gotówka. Te „kredyty ratunkowe” są mechanizmem dostarczania bankom gotówki niezbędnej do „zachowania płynności” - czyli wypłaty ludziom ICH pieniędzy. Ludzie nie ustawiają się przed bankomatami po kredyty! Żaden bank nie ma też gotówki wystarczającej do zaspokojenia nadzwyczajnego popytu. Nikt nigdy nie zarzucił greckim bankom, że złamały reguły bankowości, ustalane przez EBC. Więc jeśli działają zgodnie z regułami, to ich wsparcie jest obowiązkiem EBC. Po to tworzy się takie nadzwyczajne mechanizmy. EBC jest bowiem zobowiązany do dbałości o płynność sektora bankowego w strefie euro. Po to ma takie mechanizmy, jak wspomniany wyżej. Został on nazwany „emergency liquidity assistance” (ELA), ale równie dobrze może się nazywać „promyk słońca”. Nie jest też najważniejsze, że w Polsce to przetłumaczono jako „kredyt ratunkowy”.

Obecną panikę w Grecji wywołał zachód (prawdopodobnie celowo), swoją propagandą. W tej sytuacji EBC nie tylko odmówił Grekom wsparcia, ale obecnie żąda dodatkowego zastawu ze strony rządu! Decyzja EBC zburzyła system zarządzania strefą euro i jeszcze bardziej upolityczniła EBC, co „budzi mnóstwo nieprzyjemnych pytań o sposób traktowania państwa członkowskiego i niezależność banku centralnego”. Autor cytowanego tekstu (Grexit: porażający koszt braku niezależności banku centralnego), profesor Charles Wyplosz dochodzi do wielu interesującychdla nas wniosków:

Na chińskiej giełdzie od początku roku trwała niebywała hossa. Miliony chińczyków postanowiło ulokować na giełdzie swe oszczędności. Szacuje się, że zainwestowano tak nawet 10% oszczędności gospodarstw domowych wiele z tych inwestycji dokonano przy bardzo wysokich cenach akcji. Akcje były bardzo przewartościowane – więc nie należy się dziwić, że nastąpił krach. Spadek blisko 30% porównuje się do krachu w USA w roku 1929, który dał początek Wielkiemu Kryzysowi:

Rząd Chin postanowił interweniować, w celu ochrony oszczędności. Obrona giełdy przed krachem odbywa się na wielu frontach:

  1. Ludowy Bank Chin od niedzieli stymuluje zakupy akcji przez specjalne kredyty dla państwowych instytucji finansowych.

  2. Państwowy Fundusz Central Huijin Investment skupuje jednostki funduszy ETF (ich kurs jest odbiciem notowań wybranych indeksów) .

  3. 28 spółek postanowiło wstrzymać swoje oferty publiczne „ze względu na ostatnie fluktuacje na rynku akcji”

  4. 21 największych chińskich brokerów zdecydowało się powołać fundusz stabilizacyjny, z kapitałem 19 mld USD. Ich celem jest powrót indeksu giełdowego do poziomu ponad 4500 punktów.

  5. Podjęto też kroki celem ograniczenia spekulacji na spadek indeksu (tak zwana krótka sprzedaż).

Zdaniem ekspertów ustabilizowanie giełdy w ten sposób jest bardzo trudne z uwagi na dominację na niej drobnych inwestorów.

Warto przypomnieć, że podobna sytuacja miała miejsce w Polsce po pierwszej dużej prywatyzacji (Banku Śląskiego) z udziałem giełdy. Wówczas polski rząd również „interweniował” sprzedając duży pakiet posiadanych akcji. To zapoczątkowało krach, na którym tysiące drobnych inwestorów straciło swe oszczędności. Co kraj to obyczaj. Nie do końca ma więc rację ekspert BOŚ - pisząc, że „reakcja władz na gwałtowne spadki na giełdach w różnych państwach, nawet odmiennych kulturowo i z odmiennymi systemami politycznymi, wygląda całkiem podobnie”. 

Grecy odrzucili w referendum dyktat „Trojki”. Jeden z ciekawszych komentarzy na ten temat wygłosił w TVP Info były minister finansów Grzegorz Kołodko. Jest on jednym z nielicznych komentatorów, którzy przeczytali żądania „trojki” i nie ma wątpliwości: Grecy mieli rację. Trojka postawiła bowiem zupełnie nierealistyczne żądanie, aby Grecy osiągnęli 3,5% nadwyżki pierwotnej (przed spłatą zadłużenia) w budżecie. To nie jest osiągalne bez wywołania humanitarnej katastrofy (choć w MFW pojawiają się nawet bardziej "ambitne" liczby). Najciekawszy jednak w wypowiedzi Kołodki jest problem: dlaczego światli ludzie nie potrafią się dogadać, tylko formułują takie nierealistyczne plany (bardziej radykalny komentarz Kołodko umieścił na Facebooku).

Mało prawdopodobne jest to, że Grzegorz Kołodko się myli i działania wobec Grecji są dziełem głupców. Bardziej prawdopodobne jest to, że rację mają premier Grecji i jego minister finansów. Działania wierzycieli miały na celu poniżenie Greków i zmianę rządów na bardziej uległe. Najbardziej niesamowita jest jednak osłona propagandowa tej akcji, Media całego świata: od Warszawy po Nowy Jork i od Londynu po Ateny „rozsiewały strach” (jak to określił grecki minister) i wmawiały ludziom kłamliwie, że Grecy chcą opuścić strefę euro, że są leniami, którzy chcą żyć na koszt innych, że rządzą nimi „populiści” i głupcy, którzy nie chcą przyjąć „hojnej oferty pomocy”. To rozsiewanie strachu musiało skutkować w Grecji kolejkami do bankomatów. Wstrzymanie transferów waluty przez EBC w tym momencie było obliczone na wywołanie bankowej paniki. Gdyby Grecy mieli własny bank centralny, do powstrzymania paniki wystarczyłoby prawdopodobne czasowe ograniczenie wysokości wypłat i zwiększenie kredytowania banków komercyjnych. Wybrane z banków pieniądze wskutek normalnego obrotu gospodarczego szybko do banków by wróciły (w najgorszym razie pojawiłaby się inflacja). Jednak Grecy oddali kompetencje banku centralnego EBC – i to zostało wykorzystane przeciw nim.