Jeśli jest cokolwiek godne ocalenia w naszej telewizji publicznej, to jest to Teatr Telewizji. Od czasu do czasu pojawiają się w nim przedstawienia, które są wydarzeniami kulturalnymi. Sztuki, które poruszają i odsłaniają elementarne prawdy, o których na co dzień nie myślimy. Oglądając je, można uznać, że słowo „misja” w odniesieniu do polskich mediów nie jest zupełnie pozbawione treści. Takim wydarzeniem jest bez wątpienia spektakl „Norymberga”, który wczoraj przypomniał Program Pierwszy TVP.

Chcąc polecić tą sztukę i oszczędzić sobie czasu na pisanie recenzji, zacząłem szukać „gotowca” w internecie. W ten sposób odkryłem drugi wymiar kultury – jako nadbudowy tworzonej przez ludzi kulturalnych. Najbardziej genialne dzieła odsłaniają prostą rzeczywistość. Po ich doświadczeniu pozostaje nam stanąć oko w oko z tą rzeczywistością. Ta konfrontacja może być nieznośna. Wtedy do akcji wkraczają ludzie kulturalni. Herbert jednym z wierszy określił ich słowem „Ornamentatorzy”.

 W redakcyjnym komentarzu Washington Post ostro krytykuje politykę zagraniczną prezydenta Obamy. Jej jałowość widać szczególnie w przypadku Ukrainy. Jednak w artykule zwraca się uwagę na podobną bierność wobec prezydenta Syrii oraz poczynań Chin.

Błędem jest według tego komentarza traktowanie przywódców tych krajów jak nowoczesnych polityków XXI wieku. Tymczasem W. Putin rozumie tylko politykę siły.

Czy jednak redaktorzy WP nie są większymi fantastami – wierząc w możliwość siłowego powstrzymania ekspansji Rosji?

Wygląda na to, że kryzys ukraiński zmierza do szczęśliwego rozwiązania, które od początku wydawało się racjonalne (choć to akurat dla Rosjan nie musi być argument). Na Krym uda się międzynarodowa misja. Skończy się to zapewne autonomią półwyspu.

Jeśli uznamy, że celem strategicznym Putina jest odbudowa mocarstwowości Rosji, to jego sukces jest bezsporny. Wojna w Europie XXI wieku wydaje się czymś abstrakcyjnym. Ale nie dla Rosji – a jak śpiewał Jacek Kaczmarski w piosence Jałta: wygra, kto się nie boi wojen.

Drugim wygranym jest Kanclerz Merkel. Bardzo wątpliwe, by wobec sukcesu negocjacji z Władimirem Putinem, nabrały znaczenia wątpliwości co do sensu uzależniania gospodarki od rosyjskich dostaw gazu.

Wbrew pozorom te wydarzenia mogą być bardzo korzystne dla samej Ukrainy. Z jednej strony zewnętrzne zagrożenie może przyczynić się do zintegrowania społeczeństwa. Z drugiej – dla UE pomoc Ukrainie nabiera konkretnej wartości.

Dla Polski dotychczasowy rozwój wypadków wydaje się korzystny. Jednak za wcześnie na jakieś podsumowanie. Na pewno chwilowe zjednoczenie wszystkich sił politycznych stworzyło sytuację, w której Donald Tusk mógł wystąpić jako mąż stanu. Nie do końca się to udało (małostkowe uwagi w rodzaju „dobrze, że przynajmniej ….”).

Porażkę poniosła amerykańska polityka knowań połączona z brakiem konkretów w oficjalnych wystąpieniach. Zarówno piątkowe wystąpienie Obamy, jak i sobotnia rozmowa z Putinem to porażka. Sukces amerykańskiej polityce mogłaby zapewnić bliska współpraca z Polską. Ale amerykańska arogancja w tym wypadku może się obrócić na korzyść naszego kraju, jeśli uznamy, że zgodna z naszą racją stanu jest silna Polska w silnej Europie.

fot: Kanclerz Niemiec Angela Merkel (fot. PAP/EPA/STEFAN SAUER)
Radosław Sikorski

Według polskich mediów „gospodarczy liliput” Rosja cierpi na kompleks mocarstwowości i nie chce się pogodzić z tym, że podporządkowane jej w czasach ZSRR państwa wybierają dobrobyt, wolność i demokrację. Według Rosjan Ukraina pogrąża się w chaosie, czego wyrazem jest podeptanie porozumień sygnowanych przez ministra Sikorskiego. Skoro „zachód” nie panuje nad odradzającym się ukraińskim nacjonalizmem, Rosja musi być gotowa przejąć bardziej aktywną rolę – stąd ostatnia decyzja Dumy, aby dać zgodę Putinowi, na użycie w razie potrzeby armii. Rosja stara się postępować zgodnie z prawem i międzynarodowymi umowami, więc sama decyzja Dumy niczego nie przesądza.

Tak się złożyło, że w tym samym czasie miało miejsce inne wydarzenie, które wymagałoby odrobiny odwagi cywilnej, którą zabłysnął ostatnio minister Sikorski. Angielska Izba Lordów wsparła wymierzone w Polskę działania „Przedsiębiorstwa_Holokaust”, mające charakter kryminalnego wymuszenia. Żydzi żądają, aby z naruszeniem obowiązującego prawa, Polska zapłaciła za holocaust 60 mld USD. Lordowie w sposób arogancki i bezczelny wsparli te żądania. Tymczasem nasz heroizm wyraża rzeczniczka rządu, która podejrzewa, „że minister spraw zagranicznych wyda oświadczenie w tej sprawie”.

Minął tydzień od tego haniebnego listu Anglików. Radek zbiera się w sobie. Czekamy z niecierpliwością. Wszak po tym jak okazał się gierojem w Kijowie, na pewno odwagi mu nie braknie.

Czytaj: cały komentarz Jerzego Wawro.

(Fot. TVPInfo)

 

Sekretarz Stanu USA John Kerry porównał antygejowskie prawa w Ugandzie do nazistowskiego antysemityzmu. Kerry powiedział m.in., że „ten antygejowski ruch wyrasta w różnych miejscach na całym świecie; to nie jest tylko problem Afryki, to jest problem globalny, i zmagamy się z nim”.

Na całym świecie od dziesięcioleci obserwujemy proces zanikania agresji. Jest to proces naturalny – choćby z uwagi na starzenie się społeczeństw (wiadomo z psychologii, że z wiekiem ludzie łagodnieją). Potwierdzają to także badania naukowe. Dlaczego więc akurat stosunek do zboczeńców jest tu znaczącym wyjątkiem? Czy nie jest temu winny ich agresywny atak na tradycyjne wartości? A może zagrożenie ma szerszy i całkiem realny charakter?

Czy pan Kerry zadał sobie pytanie – dlaczego właśnie Uganda? Jest to jeden z krajów, w którym zarażenia HIV mają charakter epidemii. Zarażonych jest od 7 do 10 procent dorosłych mieszkańców Ugandy. Poniższa grafika pokazuje rolę zboczeńców w roznoszeniu choroby. Razem z ćpunami (co w Ugandzie problemem raczej nie jest) są oni odpowiedzialni za blisko 90% zarażeń!

Homo HIV

Powyższe zestawienie wydaje się tak niesamowite, że zostały podjęte poszukiwania internetowych źródeł w celu ich potwierdzenia (wykres pochodzi z tekstu, prezentującego arogancję panoszących się zboczeńców). Przy okazji okazało się, że większość informacji o olbrzymim udziale homoseksualistów w roznoszeniu HIV pochodzi z czasów, gdy nikt jeszcze (a przynajmniej nikt rozsądny) nie mówił o „kulturze gejowskiej”.