- Szczegóły
- Kategoria: Stan Bezprawia
Nienawiść do Trumpa skłoniła jednego z jego amerykańskich demokratów do napisania na internetowym forum zapowiedzi: „Będę na inauguracji i zamierzam zabić Prezydenta-elekta Trumpa ... co zamierzasz z tym zrobić Secret Service?”. Pikanterii dodaje fakt, że autorem tych słów okazał się przyjaciel rodziny Clintonów. Secret Service (Tajne Służby, odpowiednik naszego BOR) odpowiedziało na zadane pytanie aresztowaniem delikwenta. Tego typu groźby są karane w USA wyrokiem do 5 lat więzienia – o ile zostaną potraktowane poważnie. Pytanie skierowane do Tajnych Służb świadczy o tym, że raczej była to prowokacja. Jednak takie wybryki stwarzają realne zagrożenie. Wiadomo, że internet jest filtrowany pod kątem informacji zawierających groźby zamachu. Teraz z pewnością szum informacyjny spowodowany wiadomością o znajomym Clintonów bardzo utrudni szukanie realnych zagrożeń. Nawet jeśli sąd się tym nie zajmie – autor tych słów nie będzie miał lekkiego życia. Amerykańskie społeczeństwo jest pod tym względem inne niż polskie. W listopadzie ubiegłego roku jeden ze sfrustrowanych wyborców Clinton na prywatnym koncie Facebooka wyjawił zamiar zabicia Trumpa. Gdy jego wypowiedź została ujawniona odbiła się szerokim echem, a on sam mógł doświadczyć czym jest nienawiść. Nie pomogły przeprosiny i zapewnienia, że to był tylko głupi żart. Nie został aresztowany, ale stracił pracę i boi się o swoje życie.
W Polsce szerzenie nienawiści jest karane tylko w odniesieniu do określonych grup społecznych (na tle rasowym, narodowościowym,etnicznym lub religijnym). Nie wiadomo jak ma się do tego konstytucyjna zasada równości wobec prawa. Nienawiść motywowana politycznie nie jest karana – nawet jeśli wyrażana jest w formie nawoływania do zabójstwa. Doświadczył tego ojciec Rydzyk oraz KOD-omici w Lublinie. Ścigane jest jedynie nawoływanie wprost do zabicia konkretnej osoby (tak było w przypadku „miliona za głowę Rzeplińskiego”). W przypadku ojca Rydzyka wskazane wypowiedzi zawierały pragnienia jego śmierci (np. „należałoby”), a nie bezpośredni zamiar.
Jeśli natomiast chodzi o społeczny odbiór tego typu wypowiedzi, to jak prawie wszystko – natychmiast przeradzają się one w wojnę dwóch politycznych klanów. To coś, co uchodzi za „elitę” stanowczo reaguje jedynie na okrzyki „śmierć wrogom Ojczyzny”. Ale to akurat można zrozumieć w kraju o tak zakorzenionej i tolerowanej tradycji narodowej zdrady. Wrogowie Polski i Polaków nie tylko są tolerowani, ale nawet honorowani - jak niejaki Gross. Choć to akurat może mieć związek z tym, że żydom udało się upowszechnić przekonanie, że nienawiść jakiej doświadczyli w czasie Holokaustu daje im prawo do nienawiści. Dlatego Hartman może pisać o „polskich chamach”, a Gebert głosić po świecie odynarne kłamstwa o naszym kraju.
- Szczegóły
- Kategoria: Społeczeństwo sieci
Kiedyś wskutek politycznych zawirowań Polska uzyskała szansę na niepodległość. Teraz w sali jednostkowej podobny los spotkał niejaką Chelsea Manning. A właściwie Bradleya Manning który po skazaniu na 35 lat poczuł się kobietą. Był to żołnierz USA, który przekazał WikiLeaks mnóstwo tajnych dokumentów. Między innymi słynny film na którym widać żołnierzy amerykańskich strzelających z helikoptera do ludzi jaki do kaczek.
Przed końcem kadencji Obamy opublikowano różne statystyki – w tym pokazujące bezprecedensową aktywność Prezydenta w dziedzinie ułaskawień. Zbiegło się to z kolejną próbą samobójczą bardzo źle znoszącej więzienie Manning. Popłynęły do Białego Domu apele o łaskę. W tym od Snowdena i uwięzionego w ambasadzie Ekwadoru w Londynie twórcy WikiLeaks. Assange zdobył się nawet na niesamowity heroizm – deklarując gotowość stanięcia przed amerykańskim sądem. No i Obama złagodził wyrok Manning (zamiast po 35 latach wyjdzie już w maju). Reakcja Juliana Assange jest wymijająca. Twierdzi on, że nie może być sądzony za publikowanie prawdziwych informacji. Jego prawnik podjął dialog w tej sprawie z Ministerstwem Sprawiedliwości USA.
Barack Obama przejdzie z pewnością do historii. Nie tyle z powodu tego jednego aktu łaski, ale z powodu „długiego pożegnania” z Białym Domem, którego ułaskawienie Manning jest częścią. Donald Trump w czasie swojej kampanii bardzo ostro wypowiadał się o działalności osób szkodzących USA przez różne „wycieki informacji” - w tym Edwarda Snowdena i WikiLeaks. Z drugiej strony środowiska związane z wolnym internetem zdecydowanie go poparły – najwyraźniej licząc na to, że po wyborach zajmie się czym innym. Do tego dochodzi sprawa „ruskich hakerów”. Ewentualny proces Assange na pewno nie byłby mu na rękę. Będzie okazja do ciągłego podgrzewania kwestii cyberbezpieczeństwa. Cokolwiek zrobi Trump – może obrócić się przeciw niemu. Trzeba przyznać, że ta intryga odchodzącej ekipy jest wyjątkowo perfidna. Chyba, że nie chodzi o żadną grę, tylko Obamę autentycznie wzruszyły prośby o uwolnienie Manning….
- Szczegóły
- Kategoria: Filozoficznie
Oni naprawdę by chcieli… Bardzo by chcieli… W każdym razie nie ma podstaw, aby zakładać złą wolę. Jednak dobre chęci nie wystarczą. Założenie, że intelektualistom poczucie misji każe mierzyć się z rzeczywistością jedynie podkreśla ich całkowitą i rażącą bezradność.
W ostatnim czasie mamy dwa szczególnie rażące przypadki katastrofalnych prób zderzenia intelektu z rzeczywistością.
Pierwszy dotyczy autorytetu nauki, druki autorytetu Kościoła:
1. Senat UJ podjął uchwałę w której wyraża zaniepokojenie polaryzacją i radykalizacją „postaw i działań politycznych” oraz coraz bardziej pogłębiającymi się podziałami w społeczeństwie”.
2. „Rzeczpospolita” z kolei drukuje wykład ks. prof. Andrzeja Szostaka w którym były Rektor KUL analizuje warunki narodowej zgody.
Uchwała senatu UJ jest w zasadzie bez znaczenia i przeszła zupełnie bez echa. Gdyby jej autorzy mieli odrobinę autokrytycyzmu, to nie traciliby czasu na jej formułowanie. Chyba, że chodziło wyłącznie o to, by dać komuś (JM Rektorowi, który nie omieszkał w mediach podkreślać swego jednoznacznego politycznego zaangażowania?) oręż do politycznej walki. Ale przecież mieliśmy zakładać dobrą wolę…. Sens tej odezwy opiera się na założeniu, że jej autorzy cieszą się niekwestionowanym autorytetem. Tymczasem gdy spojrzymy na pozauczelnianą aktywność funkcjonariuszy nauki – przeziera przez nią moralne i intelektualne dno. Wystarczy przypomnieć skandaliczny atak tego gremium na Prezydenta Andrzeja Dudę, czy zestawić krytykę wymierzoną w Rafała Ziemkiewicza z działalnością niejakiego Hartmana. Wobec Ziemkiewicza sformułowano zarzut (na podstawie jakiejś wyrwanej z kontekstu wypowiedzi): „Jakakolwiek osoba publicznie wypowiadająca stwierdzenia uwłaczające i obraźliwe wobec kobiet (lub wobec jakichkolwiek innych osób) nie zasługuje na honor uczestnictwa w debatach toczących się w ramach wydarzeń kulturalnych czy akademickich”. Widać określenie „polski cham” używane przez Hartmana nie jest obraźliwe – więc ten gościu może bez przeszkód funkcjonować w środowisku naukawym. Mądrość jest cnotą. W tym przypadku także w tym sensie, że można ją (a przynajmniej jej zewnętrzne przejawy) stracić.
Ocena wystąpienia Księdza Profesora nie jest tak jednoznaczna – bo to nie tylko autorytet naukowy, ale także katolicki duchowny i wychowanek Jana Pawła II. Możemy więc zakładać zdolność wyjścia poza korporacyjne spojrzenie skrzywdzonego przez „polskich chamów” eliciarstwa. Dokonana analiza warunków dialogu (uznanie istnienia dobra wspólnego i minimum zaufania) na pierwszy rzut oka wydają się trafna. Czy jednak czegoś w tym nie brakuje? Czy od etyka będącego równocześnie katolickim księdzem nie należałoby oczekiwać spojrzenia przez pryzmat walki dobra ze złem?
Przykład z dnia wczorajszego. Media spekulują, że częścią niezrozumiałego z zewnątrz porozumienia w Parlamencie Europejskim jest zgoda na wspólny atak na polski rząd (a przecież uczą nas autorytety, że mamy jedną Polskę – więc ta rządzona przez „polski rząd” to także ta zamieszkana przez nas). Dowodem ma być planowane spotkanie Ryszarda Petru ze spiskowcami. Jak już Petru wróci z Brukseli – to powinien usiąść naprzeciw Andrzeja Dudy i negocjować zgodnie z zarysowanymi przez Andrzeja Szostka warunkami dialogu? Negocjować co? Zakres naszej suwerenności, czy od razu warunki poddania się?
Oczywiście możemy założyć dobrą wolę, szczerość i oddanie dobru wspólnemu ze strony Ryszarda Petru i jego zwolenników. Jak w takim razie uzgodnić to z ich działaniami wymierzonymi w Polskę? Wbrew pozorom nie jest to trudne – wystarczy uznać to, co w przypadku pana Petru widać na każdym kroku: bezbrzeżną głupotę. I to jest właśnie główny element, który umyka intelektualnej analizie dokonanej przez Profesora Szostka. Uczynione przez niego niejawne założenie, że ludzie postępują racjonalnie nie ma żadnych podstaw i jest wręcz intelektualną nieuczciwością.
- Szczegóły
- Kategoria: Monitor gospodarczy
Mianem Ekonomii Trumpa (Trumponomics) określa się plany gospodarcze Prezydenta – elekta.
Obejmują one obniżenie podatków, renegocjację umów handlowych oraz środki stymulujące inwestycje (głównie w infrastrukturze i obronności). Większość analityków sądzi, że bodziec fiskalny Trumpa wpłynie pozytywnie na wzrost PKB Stanów Zjednoczonych. Zmniejszą się jednak wpływy z podatków (co najmniej 2,6 biliona dolarów w ciągu 10 lat). Całkowity dług publiczny USA, który wynosi ponad 19,8 biliona dolarów (czyli 106% PKB) raczej wzrośnie niż spadnie. Niektórzy przestrzegają także przed wzrostem bezrobocia i/lub inflacji.
Ten plan gospodarczy zmieniał się w trakcie kampanii i nie wiadomo jaki ostatecznie przybierze kształt. Zwłaszcza jeśli chodzi o politykę wobec sektora bankowego. Podjęcie współpracy z bankowcami zdaje się zapowiadać brak radykalnych zmian.
Zadziwiająca jest radykalnie różna reakcja ekonomistów i inwestorów na wyniki wyborów.
Po krótkim spadku na rynkach zapanowała euforia, a dolar bije rekordy (negatywny efekt utrzymuje się jedynie w odniesieniu do meksykańskiego peso). Ekonomiści tymczasem wróżą katastrofę, przed którą przestrzegali jeszcze przed wyborami. Ubiegłoroczny noblista Hart liczy na to że zerwanie traktatów i protekcjonizm to tylko takie gadanie – bo to złe rozwiązania dla USA i światowej gospodarki. Inny noblista Krugman ostrzega, że Trump nie będzie potrafił rozdzielić interesów prywatnych i publicznych, co doprowadzi do kleptokracji (rządów tych, którzy tak jak na Ukrainie wzbogacili się na zawłaszczaniu majątku publicznego). Jeszcze dalej idzie Stiglitz (także słynny laureat nagrody Nobla), który zarzuca Trumpowi brak elementarnej wiedzy ekonomicznej. Takie zarzuty wobec człowieka który prowadzi potężną firmę i to w realnej gospodarce, zakrawają na megalomanię. Tym bardziej, że poparte są tezą (którą może sformułować tylko profesor ekonomii): „On chce jednocześnie obniżyć podatki i obniżyć deficyt i zwiększyć wydatki inwestycyjne - to się nie składa księgowo”. Polityka gospodarcza państwa to nie tylko gromadzenie pieniędzy z podatków i kredytów, by je wydawać na inwestycje. Obniżka podatków i odbudowa przemysłu (powrót produkcji do USA) umożliwią zmniejszenie transferów socjalnych. Zmiana polityki obronnej może drastycznie obniżyć wydatki na wojsko. Stiglitz sam to zresztą postulował. Tak samo jak „stymulację podatkową”. Co mu się więc „nie składa”?
Ekonomiści mogą znajdować różne wyjaśnienia swej niewiary w sukces Trumpa. Istnieją jednak powody dla których należy to rozumieć nie jako brak wiary, ale jako życzenie niepowodzenia. Dlaczego ekonomiści mieliby źle życzyć swojemu krajowi? Niestety zawsze bliższa ciału koszula, a Trump jest dla ekonomii śmiertelnym zagrożeniem. Ta pseudonauka opiera się na założeniu wyższości teorii nad praktyką. Jeśli na przykład chcesz aby firmy sprzedające samochody Amerykanom produkowały je w USA, to należy teoretykom powierzyć opracowanie takiego systemu, który „mechanizmami rynkowymi” zachęci do tego producentów. Trump tymczasem zwraca się wprost do tych firm zapowiadając, co im grozi jeśli nie będą działać zgodnie z jego planami. Tak po prostu (by nie rzec „po chamsku”).
Zdaniem noblistów Trump powinien zacząć studiować ich dzieła, a gdy dojdzie do miejsca w którym już nic nie będzie rozumiał – zdać się na tych którzy wiedzą i rozumieją. Miejmy jednak nadzieję, że Prezydent-elekt pozostanie sobą i powie wprost gdzie on ma ich nagrody i dlaczego. Wiele osób obawia się, że CIA może zabić Donalda Trumpa, jeśli będzie zbyt samodzielny. Jeśli te groźby są realne, to wkrótce po objęciu urzędu Trump urządzi w CIA czystkę. Inni sądzą, że lewackiej „elicie” uda rozbudzić taką nienawiść do Trumpa, która doprowadzi do katastrofy. Jednak w dobie internetu, którym Prezydenta-elekt posługuje się bardzo sprawnie coraz trudniej jest manipulować opinią społeczną. Naprawdę groźnym przeciwnikiem pozostają jedynie „eksperci”. To są ludzie, którzy nie są w stanie przewidzieć ceny ropy za miesiąc (nie mówiąc już o ich przewidywaniach wyników wyborów), a chcieliby decydować o losach świata. Ich pycha jest nieziemska. Może nie tylko w przenośni (zob. „Czy ekonomiści mogą być zbawieni?”).
- Szczegóły
- Kategoria: Krótko
Wczorajsza premiera filmu dokumentalnego „Pucz” rodzi pytania o granice tego, co społeczeństwo powinno akceptować w imię wolności? Pytanie jest bardzo trudne. Pasywna postawa partii rządzącej była skuteczna. Czy jednak nie jest to raczej zasługa nieudolności „ciamajdanu”? Czy czekają nas kolejne takie próby? Nie ma żadnych mechanizmów, które mogłyby to zastopować. Okazuje się (tak twierdzi Pani Poseł Pawłowicz), że poza utratą intratnych stanowisk wybieralnych (jak wicemarszałek) „protestującym” posłom nic formalnie nie grozi. Nawet utrata części uposażenia za czas „okupacji”. Wykreowany podział społeczeństwa sprawia, że warcholstwo i chamstwo nie spotkają się nawet ze społecznym napiętnowaniem. Poseł Nitras w pierwszym rzędzie będzie dla wielu Polaków „nasz” a nie po prostu cham. W tej grupie jakimś cudem mieszczą się zarówno „skrzywdzeni” ubecy, dziennikarze, politycy, ludzie kultury i nauki. Grupa zbyt liczna i wpływowa, by to ignorować.
Czy zatem nieuchronnie zmierzamy ścieżką wytyczoną przez Pierwszą Rzeczpospolitą? Mamy już zdegenerowane „elity” karmiące się iluzoryczną manią wielkości, obce wojska w granicach i decyzje o naszym losie podejmowane w obcych stolicach. Obecne reformy to także jakieś nawiązanie do Konstytucji 3-Maja. Analogia nie jest jednak pełna, gdyż inna jest sytuacja międzynarodowa. Inna w tym sensie, że agresje militarne i terytorialne roszczenia pozostały w sferze polityki, która traci na znaczeniu. Rządzi biznes, a tutaj działania rządu są rozważne (choć nasze zadłużenie zagraniczne spać spokojnie nie pozwala). Degeneracja „elity” nie jest więc zagrożeniem śmiertelnym – zwłaszcza, że czas robi swoje. Dla ludzi myślących ta nowa forma tolerancji (dla chamstwa i głupoty) jest uciążliwa, ale większość ludzi na co dzień się tym nie zajmuje….
Tolerancja dla intelektualisty to zgoda na różne poglądy w kwestiach, które nie są obiektywną prawdą. Nie obejmuje ona całkowitej pogardy dla prawdy. Osoby głupie w chrześcijańskim społeczeństwie mogą liczyć na tolerancję opartą na miłości bliźniego. Ta tolerancja nie obejmuje jednak zgody na motywowane głupotą działania. W dobrze zorganizowanym społeczeństwie głupota nie ma możliwości społecznego awansu. Żyjemy jednak w czasach wielkiego rozchwiania o którym mówi profesor Bogusław Wolniewicz. Nawiązując do jego wykładu można stwierdzić, że w świecie odrzucającym tyranię logiki, prawie każdy może zostać twórcą makulatury w dziedzinach tylko przez grzeczność nazywanych „nauką”. W tej sytuacji reforma nauki ukierunkowana na przedmioty ścisłe i praktyczne to nie tylko reakcja na gospodarcze potrzeby, ale polska racja stanu.