- Szczegóły
- Kategoria: Stan Bezprawia

Sprawa w największym skrócie wyglądała następująco: PO tracąc władzę postanowiła mianować na odchodnym „swoich” sędziów TK w miejsce tych, którym kończyła się kadencja w roku wyborczym. Spreparowali odpowiednią ustawę i wybrali sędziów. Jednak Prezydent Duda zwlekał z przyjęciem od nich ślubowania, a nowy parlament postąpił podobnie jak poprzednicy: uchwalił ustawę i wybrał innych 5 sędziów, od których ślubowanie zostało przyjęte.
Konstytucja w Art. 194 mówi: „Trybunał Konstytucyjny składa się z 15 sędziów, wybieranych indywidualnie przez Sejm”. Wybranie nowych sędziów sędziów przed upływem kadencji poprzedników a następnie ponowny wybór innych sędziów stworzył niejasną sytuację prawną.
Na jej temat wypowiedziały się chyba wszystkie uznane autorytety – każdy interpretując ją na swój sposób. Czy jest możliwe rozwikłanie tego sporu w sposób jednoznaczny i obiektywny? Odpowiednich do tego narzędzi dostarcza logika. Nic więc dziwnego, że głos zabrał także autor monografii o Szkole Lwowsko-Warszawskiej - Jan Woleński. Zarzucił on brak poszanowania prawa prezydentowi Andrzejowi Dudzie. Przedstawiona argumentacja jest jednak bardziej szokująca, niż sam spór. Nie tylko bowiem brak w niej jakiejkolwiek logiki, ale są wręcz ordynarne kłamstwa. Na przykład pisze Woleński, że Prezydent posłużył się argumentem: „uchwały Sejmu VIII kadencji o bezskuteczności postanowień poprzedniego Sejmu nie mogą być weryfikowane przez żaden organ”. Tymczasem chodziło o to, że TK nie został powołany do oceny sposobu działania Sejmu, ale jego ustaw. Prawomocność działań posłów podlega jak najbardziej ocenie - sądów i Trybunału Stanu (o ile oczywiście uznamy, że Polska jest państwem prawa). Pozostaje więc jedynie wyrazić ubolewanie, że nazwisko Woleńskiego podobnie jak jego kolegi z żydowskiej masonerii Hartmana jest kojarzone z Uniwersytetem Jagiellońskim.
- Szczegóły
- Kategoria: Monitor gospodarczy
Przeglądając popularne media można odnieść wrażenie, że PiS to samo zło. Może dlatego stosunkowo mało uwagi media poświęcają gospodarce ;-). Bo tu dzieją się takie rzeczy, że nawet „polscy ekonomiści” przestają bredzić (poza chorobliwym przypadkiem tow. Balcerowicza).
1. Po latach biadolenia i „ratowania nierentownych kopalń” z obawy przed palącymi opony górnikami nagle się okazało, że te kopalnie mają szanse na miliardowe zyski. Miejmy nadzieję, że nie tylko ta szansa się zmaterializuje, ale też przynajmniej część zysków zostanie wykorzystanych do prawdziwej reformy górnictwa. Nie chodzi bynajmniej o żadną nową „restrukturyzację”, ale rozwój technologii (gazowanie węgla, większy uzysk węgla grubego, własne systemy sprzedaży) oraz odbudowę kapitału społecznego. Jest na przykład okazja do tego, aby poprzez wyraźne powiązanie zysków z zarobkami wytworzyć większą świadomość ekonomiczną wśród górników i zabezpieczyć się na przyszłość przed zbyt roszczeniowymi postawami.
2. Udało się sądownie zablokować przejęcie przez Gazprom rurociągu Opal – przesyłającego gaz z Nord Streamu na południe – wzdłuż zachodniej granicy Polski. Do rozstrzygnięcia ostatecznego jeszcze daleko (wcześniej UOKiK powstrzymał rozbudowę Nord Stream). Jednak nareszcie rząd walczy o polskie interesy, zamiast dbać o interesy państw zachodnich.
3. Deficyt budżetu państwa po listopadzie wyniósł 27,6 mld zł, czyli 50,4 proc. planowanej w tegorocznej ustawie budżetowej kwoty 54,7 mld zł. Rosną dynamicznie wpływy z tytułu podatku VAT a maleją wydatki budżetu. Więc nawet trudno się przyczepić o wzrost fiskalizmu. Większe dochody z podatku VAT to bowiem prosty efekt dwóch rodzajów działań: pobudzania konsumpcji (rośnie sprzedaż) i walki z patologią wyłudzeń.
4. Od 1 stycznia nareszcie wchodzi w życie ustawa umożliwiająca sprzedaż bezpośrednią własnych przetworów przez rolników. Problem ten pojawił się pierwszy raz w roku 2004 – gdy podjęto próbę zainicjowania w Polsce klastrów wiejskich (storpedowaną osobiście przez posła Szeinfelda). Autorzy tej idei argumentowali, że nienormalną jest sytuacja w której rolnik nie może zapakować w folię jabłek i sprzedać je w przydrożnym sklepiku. Wówczas przeciwnicy takich klastrów obiecali ten problem rozwiązać w inny sposób. Takie obietnice pojawiały się później regularnie i nigdy nie zostały spełnione. Dopiero teraz to się zmienia. Nic dziwnego, że zewsząd słychać „profesolenie” - jakoby głosujący na PiS nie chcieli tak głębokich reform. Przecież „elita” wie, że chłopi to obok górników lenie i obiboki są, żyjące na koszt tych, którzy wykonują ciężką pracę obnoszenia przodem brzuchów ;-).
5. Na koniec „wisienka na torcie” - czyli ciąg dalszy krytykowanego przez tychcosięznają ratowania sanockiej fabryki autobusów. Okazuje się, że przejęcie tego zakładu przez firmy z Polskiej Grupy Zbrojeniowej było jak najbardziej ekonomicznie sensowne. Właśnie podpisano list intencyjny zgodnie z którym w Sanoku mają być produkowane elementy systemu rakietowego Patriot.
Wszystko to dzieje się pomimo wyraźnego spadku inwestycji (co przekłada się na niższy od spodziewanego wzrost gospodarczy). Wicepremier Morawiecki spodziewa się zmiany tej sytuacji w roku 2017. Ruszą inwestycje związane z nową perspektywą UE. Realizowany będzie program Morawieckiego. Może też ustabilizuje się wreszcie sytuacja polityczna – co będzie sprzyjać inwestycjom samorządowym i prywatnym.
- Szczegóły
- Kategoria: Konserwatywna Polska
Dopiero dzisiaj widać jak wielką zbrodnią na polskim narodzie była gruba kreska. Żałosny spektakl sejmowy (z posłem Nitrasem grzebiącym w cudzych rzeczach) to jest pozbawiony retuszu obraz naszych elit odziedziczonych po PRL-u. Obraz, który budzi przerażenie. „Liderem” tego warcholstwa jest Ryszard Petru – uosobienie czegoś co nazywa się „polską ekonomią”. Takiego osobnika sportretował w filmie Miś Stanisław Bareja:
„On odpowiada żywotnym potrzebom całego społeczeństwa To jest Miś na skalę naszych możliwości. Ty wiesz co my robimy tym misiem? My otwieramy oczy niedowiarkom. Patrzcie - mówimy - to jest nasze, przez nas wykonane, i to nie jest nasze ostatnie słowo!”
- Szczegóły
- Kategoria: Krótko
Pucz to jest zastosowanie siły, żeby obalić rząd – wyjaśnia prof. Domański - „Jarosław Kaczyński ma swoją definicję puczu, która odbiega od definicji badawczej”.
Według cenionego słownika języka polskiego pod redakcją Witolda Doroszewskiego słowo „pucz” oznacza próbę przewrotu politycznego, zamachu stanu przygotowywaną przez niewielką grupę spiskowców. Dokładnie w takim znaczeniu użył słowa „pucz” Jarosław Kaczyński. Nie był on zresztą jedyny (wcześniej podobnie wypowiadała się Premier Szydło). Widać więc, że profesor Domański nie ma racji, w kwestii definicji autorstwa Kaczyńskiego.
Dużo ciekawsza jest końcowa część wypowiedzi profesora, odnosząca się do „definicji badawczej”. W normalnej nauce „badawcze” mogą być hipotezy. Nauka uprawiana przez polskich profesorów widać ma swój własny język. Dzięki ich działalności język polski może się znacznie wzbogacić. Kto wie, czy z czasem słowo „profesor” nie stanie się synonimem „idioty”, wzbogacając i tak bogaty repertuar polskich inwektyw.
- Szczegóły
- Kategoria: Stan Bezprawia
Kto publicznie znieważa Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. Tak mówi Kodeks Karny ustanowiony nam miłościwie przez nasze prawnicze autorytety (art. 135. § 2). Nie ma chyba większej zniewagi Prezydenta, niż pomówienie go o to, że łamie prawo, a Konstytucję w szczególności. Tymczasem prawnicze autorytety robią to gremialnie. W tym gronie mamy promotora Prezydenta prof. Zimmermanna (który przy okazji wyraził ubolewanie – że Prezydent jest absolwentem UJ), koledzy Zimmermanna apelowali o o uszanowanie prawa – sugerując, że je łamie. Mamy profesoro-magistra Stępnia, który odgraża się Trybunałem Stanu). Mamy też innego prezesa TK, Andrzeja Zolla. I wielu, wielu innych. Ostatnio znów dał o sobie zasłużony w betonowaniu prawniczej postkomuny profesor Strzembosz.
Może jednak Prezydent jest przestępcą – bo te wszystkie prawnicze autorytety mylić się nie mogą? Gdy kiedyś ówczesny (i obecny) Minister Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro publicznie oskarżył o łamanie prawa Doktora G. - te same autorytety jednoznacznie orzekły, że nie można rzucać takich oskarżeń bez wyroku sądu. Prezydentowi należy się chyba co najmniej taka ochrona jak doktorowi G. (ostatecznie skazanego zresztą przez sąd)? Tymczasem nie podjęto przeciw Prezydentowi nawet żadnych kroków prawnych. Dlaczego? Czyżby autorytety zapomniały w naszym systemie prawnym zapewnić możliwości przeciwdziałania łamaniu prawa? A może oni doskonale wiedzą, że ich oskarżenia nie mają podstaw? Dlaczego więc je rzucają? Czy może być w tym inny cel, niż poniżanie Prezydenta.
Jeśli tak – to rodzi się kolejny problem: zgodnie z treścią art. 304 § 2 KPK instytucje państwowe i samorządowe, które w związku ze swą działalnością dowiedziały się o popełnieniu przestępstwa ściganego z urzędu, są obowiązane niezwłocznie zawiadomić o tym prokuratora lub policję oraz przedsięwziąć niezbędne czynności do czasu przybycia organu powołanego do ścigania przestępstw lub do czasu wydania przez ten organ stosownego zarządzenia, aby nie dopuścić do zatarcia śladów i dowodów przestępstwa.
Uniwersytet Jagieloński jest instytucją państwową, a jej władze w związku ze swoją działalnością musiały wiedzieć o pomówieniach profesorów prawa. Przestępstwo to jest zaś ścigane z urzędu. Dlatego ewidentnie zostało złamane prawo zarówno przez władze Wydziału Prawa i Administracji UJ, jak i władze tej uczelni.