Życzenia świąteczne czasu wojny nie mogą być sztampowe. Nawet jeśli ta wojna przybiera postać „Ciamajdanu”. Nie wiadomo jak to się skończy – bo to pierwsza w historii rewolucja „elit” przeciw społeczeństwu. Zawsze dotąd bywało odwrotnie. Może warto w tym miejscu sięgnąć do czasów ostatniej wojny przeciw naszemu społeczeństwu (która jednak nie miała formy rewolucji, tylko wojskowej dyktatury). W roku 1983 Radio Wolna Europa nadało audycję Jacka Kaczmarskiego, w której padło wiele szczerych życzeń. Między innymi generał Jaruzelski usłyszał życzenia życia długiego i pełnego cierpienia.

Życzenia świąteczne czasu wojny (1983)

My nie jesteśmy aż tak okrutni i póki co stać na ignorowanie dziedzictwa PRL gnijącego na naszych oczach. Dlatego ludziom dobrej woli życzymy wytrwałości i cierpliwości, którą – ufamy – Boża Dziecina nagrodzi nam wszystkim odrodzoną Ojczyzną naszych marzeń. Taka nadzieja naszym rodakom z Kazachstanu kazała niedawno rzucić wszystko i przyjechać nad Wisłę. Znani z malkontenctwa Polacy stają się wyjątkowymi optymistami (bo i są ku temu powody), a efekty wielu lat pedagogiki wstydu ustępują pod naporem narodowej dumy. Radujmy się więc wyjątkowymi świętami, w czasie których najbardziej zarażone pesymizmem bydlęta same odizolowały się od społeczeństwa ;-).

 

Komisja Europejska uznała, że Polska ma „trwały problem” z praworządnością i obiecała wysłać zamiast świątecznych życzeń nowe zalecenia. Może to przyznanie się do porażki? Konstattacja, że polskie społeczeństwo nie da się zwieść i porażka wyborcza pupilków Brukseli jest trwała – przynajmniej na 3 najbliższe lata? Może niepotrzebnie niektórzy odbierają to jako groźby? Na pewno stanowisko KE to prezent świąteczny dla Niemców. Ich media mogą powrócić do tego co istotne – czyli „obrony demokracji” w Polsce – zamiast rozpisywać się o rozjechanych Berlińczykach. Polskie szczujnie też zresztą wolą pisać o rozjechanej Warszawie.

Nie pomoże jak widać uporządkowanie sprawy TK, ani propozycje zgody ze strony Prezesa PiS. Rzeczpospolita na pierwszej stronie dodaje znak zapytania, a w treści śródtytuł „paragraf się znajdzie”. W odnośnikach o rozjechanych „alejkach” słowo „alejki” zastąpiono przez „okolice sejmu” - taka subtelna manipulacja. W informacjach medialnych na temat propozycji Kaczyńskiego dominuje niezbyt rozsądny „lider opozycji”, gdy tymczasem rewolucyjna propozycja ustalania programu niektórych sesji sejmu została powszechnie zignorowana.  

Problem Europy leży dzisiaj na ulicach Berlina. Ale jutro Komisja Europejska znów zajmie się „brakiem demokracji” w Polsce. Wypada życzyć panu Timmermansowi, aby osobiście doświadczył braku demokracji – inaczej nie zrozumie jaka jest różnica między warszawską tragikomedią, a berlińskim dramatem. Ten dramat dotyka także Polskę – bo polski kierowca został wczoraj prawdopodobnie zamordowany przez zamachowca, który następnie przejętym samochodem wjechał w tłum na świątecznym jarmarku, zabijając 12 osób i raniąc kilkadziesiąt. Zachodnie media podawały początkowo, że Polak był „drugim kierowcą” (co-driver). Jak informował właściciel firmy i kuzyn kierowcy - ciężarówka miała jedynie w Berlinie zostawić ładunek. Jednak odbiorca poinformował, że rozładunek nastąpi dopiero na drugi dzień…. Żona kierowcy próbowała się z nim skontaktować około godziny 16-tej. Jego telefon już nie odpowiadał.

To nie był jedyny wczorajszy zamach. Wcześniej zastrzelono rosyjskiego ambasadora w Turcji. O strzelaninie w Szwajcarii w tej sytuacji już mało kto wspomina. Nie jest także informacją dnia wynik głosowania elektorów w USA (ostatecznie tylko 7 zdecydowało się głosować inaczej niż chcieli wyborcy). Donald Trump już oficjalnie został zwycięzcą wyborów i to on obejmie urząd prezydenta mocarstwa na te trudne czasy. Na pewno USA nie będą nieprzychylne Polsce i jej obecnym władzom. Doradca Trumpa Rudy Giuliani, który niedawno przyjechał do Polski by rozmawiać z Jarosławem Kaczyńskim nie zostawia w tej kwestii żadnych wątpliwości. Miejmy nadzieję, że na ołtarzu tej przyjaźni nie zostanie złożony Nowy Jedwabny Szlak. Nie byłoby też dobrze, gdyby USA zgodziły się na uzbrojenie Niemiec w broń jądrową. Osoby, które znajdą się w nowej amerykańskiej administracji to są twardzi ludzie, którzy na pewno zadbają o interesy USA. Jeśli Donald Trump dotrzyma wyborczych obietnic – to będzie to jednoznaczne z dbałością o amerykański naród (wbrew obawom Kłopotowskiego, że „The business of America is bussines”). Czy ta strategia będzie także uwzględniała dobro Europejczyków? Najpierw muszą oni zadbać o to, by ich państwa przyjęły taką strategię – bo przykład Polski pokazuje, że prospołeczne władze nie są mile widziane przez europejskie „elity”. Jeśli jakieś dobro może wyniknąć z tego zła, które rozlewa się po Europie – to może właśnie w tej dziedzinie? Nacjonalizm będzie narastał tak, czy inaczej. Bez powrotu do chrześcijańskich korzeni trudno będzie uniknąć szwowinizmu i w konsekwencji marginalizacji Europy.  

Na Ukrainie doszło do nacjonalizacji największego banku detalicznego. Decyzja uzgodniona jest z ukraińskim Bankiem Narodowym i światowymi organizacjami finansowymi. Balcerowicza najwyraźniej nikt nie zapytał, bo raczej trudno uwierzyć w to, że ten prorok prywatyzacji nagle na starość uzyskał zdolność do refleksji.

Chociaż pierwsze próby nacjonalizacji liczą już blisko 2 lata – jeszcze kilka dni temu kierownictwo banku zapewniało, że to tylko plotki.

W depeszy Reutersa informującej o tej operacji pojawiają się obawy, że opozycja może wykorzystać niezadowolenie klientów banku do obalenia obecnej władzy. Trudno będzie uniknąć perturbacji z uwagi na wielkość Privat Banku (jest to największy bank detaliczny, obsługujący blisko połowę rynku). Jednak rząd nie miał innego wyjścia, bo bez interwencji państwa bank by nie przetrwał. Jak twierdzi kierownictwo banku – seria "ataków informacyjnych" doprowadziła do odpływ środków klientów indywidualnych i korporacyjnych.

Bloger Matka Kurka relacjonuje przebieg zamachu stanu w Warszawie: „W trzecim dniu powstania, szeregi wyglądają tak, jak kolejka do komercyjnego, w którym zostały już tylko wołowe kości. Za tłum robią wszyscy przegrani, tituszki Sorosa i garść gapiów nie obchodzących Wigilii. Na moje oko podrygi potrwają jeszcze kilka dni, najdalej do czwartku i z każdą godziną będzie to wyglądać coraz bardziej żałośnie”.

Oby miał rację i rzeczywiście „jesteśmy świadkami ostatniego pierdnięcia esbecji, nie strzałów z Aurory”. Bo to co się dzieje jednak nie jest śmieszne.

Bezczelność, arogancja i głupota ludzi, którym zamarzył się przewrót w Warszawie jest tak wielka, że wprost nie do uwierzenia. Niejaki Broniatowski – szef polskiej wersji Forbesa (naprawdę coś takiego istnieje) broni się przed zarzutami następująco:

„W obliczu mało rozumnych zachwytów nad rzekomym Majdanem w Warszawie, napisałem informację o tym co się musiało stać, żeby mógł się zorganizować Majdan w Kijowie. Widziałem to na własne oczy więc wiem. A histerycy po tamtej stronie uznali to za wezwanie do boju, ponieważ ironicznie nazwałem swój tekst "instrukcją".”

Tymczasem tekst o którym mowa zaczyna się od słów: „MAŁA INSTRUKCJA co musi się stać, żeby powstał Majdan”. Tu nie ma żadnych wątpliwości – w języku polskim do opisu przeszłych zdarzeń używa się czasu przeszłego (więc byłoby "co musiało się stać").

Człowiek, który odegrał rolę ofiary przemocy policji pod sejmem tłumaczy, że położył się, bo to taka forma protestu. No przecież nie jego wina, że PO umieściła go w swoim spocie opisującym reżim PiS’u.

Nie jest też winą uczestników tych zdarzeń ich dziwaczna koincydencja w czasie. Ktoś zamówił do sejmu tysiąc kanapek. Tusk czekał we Wrocławiu z odezwą do ludu pracującego miast i wsi. O zgodę na spontaniczne protesty zadbano kilka dni wcześniej. Ktoś dywaguje o możliwości przyłączenia się górników do protestu z likwidowanej kopalni (podobno blokowano informację o tym, że 100% załogi otrzymało oferty pracy, a inne kopalnie są gotowe ich przyjąć nawet całymi brygadami). Akurat w Krakowie i Warszawie wpadli na ten sam pomysł, by wobec nielicznych sił rewolucyjnych sięgnąć po formę „kładzenia się na ziemi” i odgrywania (oczywiście mimowolnie ;-)) roli ofiary policji.

 

W tej sytuacji przestają dziwić podejrzenia prezesa TVP, że niespotykany zanik sygnału nie bez przyczyny wydarzył się akurat w trakcie orędzia Beaty Szydło.