Polscy rolnicy się starzeją i sprzedają ziemię. Dwadzieścia pięć lat antychłopskiej propagandy przynosi efekty (zobacz Izabela Bukraba-Rylska "Polska wieś – poza zasadą tolerancji" + komentarz, Piotr Nowak "Trzeba bronić rodzinnych gospodarstw"). Narastający problem nie jest tak widoczny, gdyż ZUS działa cuda – młodzi ludzie zostają rolnikami na niby. Pomimo stale poprawiającej się sytuacji wsi, skutki polityki lat 90-tych nadal są znaczące. Politycy stawiali sobie wówczas za cel maksymalne zmniejszenie ilości osób żyjących z rolnictwa. Próbowano wbrew rozsądkowi poddać chłopów rygorom podatkowym (w tym ZUS) niemożliwym do udźwignięcia. Odrzucono też rozsądne propozycje ich udziału w prywatyzacji przetwórstwa. Doprowadziło to do sytuacji, w której rolnicy mieli bardzo mały udział (kilkanaście procent) w wartości dodanej branży spożywczej.

 

Dzięki dopłatom z UE sytuacja rolników nieco się poprawiła, ale nadal jest dużo gorsza w porównaniu z miastem.

 

Za rok 2012 GUS informował: najniższe wydatki, […] tak jak w ubiegłym roku, odnotowano w gospodarstwach rolników (790 zł) – o 24,4% poniżej przeciętnej dla gospodarstw ogółem (w 2011 r. o 27,5%). […] Wzrost realnego poziomu dochodu rozporządzalnego odnotowano w gospodarstwach domowych rolników o 7,5%. Na wzrost dynamiki realnej dochodu rozporządzalnego w grupie gospodarstw domowych rolników wpływ miał prawie 35% realny wzrost dopłat związanych (w 2011 r. - spadek o 8,4% ; w 2010 r. wzrost o 13,2%) […]. Należy pamiętać o niskiej wartości bezwzględnej dochodu z roku 2011 oraz o dużej skali wahań dochodów rolników pomiędzy kolejnymi latami.

Wzrost dynamiki dochodu rozporządzalnego w gospodarstwach rolników przyczynił się do zmniejszenia różnicy w poziomie dochodów rolników w odniesieniu do średniej

krajowej. W 2012 r. przeciętne miesięczne dochody na osobę w gospodarstwach domowych rolników były niższe o 13,5% od średniej krajowej podczas, gdy w 2011 r. niższe o 19,8% (w 2010 r. niższe o 14,1%, a w 2009 r. niższe o 20,7 %).

Zwraca też uwagę to, że udział dochodów z głównego źródła utrzymania w gospodarstwach domowych rolników to jedynie 69,4%.

 

Wieś ma bardzo wiele zalet. Przeciętna liczba osób w gospodarstwach domowych rolników 4.08 (ogółem 2,81). Najmniejsze nierówności dochodowe. Najniższe koszty utrzymania. A przede wszystkim – jest to jedna z najważniejszych branż naszej gospodarki.

 Fragment rządowego dokumentu opisującego polski sektor spożywczy:

 W roku 2012 wartość produkcji sprzedanej sektora (bez podatku od towarów i usług i podatku akcyzowego) wyniosła 204,6 mld zł. Odpowiadało to 21,4% produkcji sprzedanej przetwórstwa przemysłowego (co stanowi jeden z wyższych wyników w Unii Europejskiej) oraz 18% sprzedaży przemysłu ogółem. Sektor zatrudniał przy tym 386 tys. osób, co odpowiada 18,9% zatrudnionych w przetwórstwie przemysłowym oraz 15,6% zatrudnionych w przemyśle. Jak widać więc, sektor spożywczy jest kluczowy dla polskiej gospodarki.

Te statystyki nie ujmują małych gospodarstw produkujących tylko na własne potrzeby.

Podobno polska gospodarka eksportem stoi. Eksport branży rolno-spożywczej od chcili wejścia do UE wzrósł trzykrotnie

źródło grafiki: forsal.pl

W tym samym roku 2012 wartość produkcji rolnej wyniosła około 97 mld zł, a wartość dodana (netto) 31,4 mld zł.

Według spisu z 2010 roku, w Polsce liczba osób pracujących w rolnictwie w odniesieniu do zatrudnienia w pełnym wymiarze godzin (RJW) wynosiła 1,9mln osób.

Trybuna Ludu musi cienko prząść, skoro sięga po chwyty godne Onetu. Przykładem jest sensacyjny tytuł „Giganci IT na ratunek Ukrainie”, kryjący absurdalne political fiction, zbudowane na jednym fakcie: że twórca WhatsUp jest Ukraińcem.

Jeszcze kilka dni temu PAP donosił, że dzięki faktycznej nacjonalizacji pośredników na rynku kredytów hipotecznych podatnicy w USA zarobią $179mld. To nie jest dużo, zważywszy, że utrzymywanie Freddie Mac i Fannie Mae przy życiu kosztowało od 2008 roku $187,5mld. Dzisiaj ogłoszono porozumienie w sprawie reformy kredytów hipotecznych, której częścią będzie powstanie nowej agencji. Czyli powolna likwidacja wspomnianych wyżej firm. Oczywiście natychmiast ceny ich akcji natychmiast gwałtownie spadły (ponad 30%).

Przed 2008 rokiem nazwy Freddie Mac i Fannie Mae były znane tylko specjalistom. W roku 2008 to te firmy oskarżono o wywołanie światowego kryzysu finansowego.

Ich historię opisał na łamach Polityki Witold M. Orłowski:

Fannie Mae albo udzielała takich gwarancji, albo wręcz odkupywała kredyty hipoteczne od banków komercyjnych. W ten sposób rozwiązywano dwa problemy naraz: z jednej strony banki komercyjne nie obawiały się już udzielać kredytów na zakup domów, z drugiej zaś, po odkupieniu ich przez Fanny Mae, na nowo zapełniały swoje skarbce pieniędzmi, których można było użyć do udzielenia kolejnych pożyczek. Fanny Mae żądała jednak czegoś w zamian: po to, by banki mogły uzyskać rządowe gwarancje, kredyty hipoteczne musiały być nisko oprocentowane, dostosowane do możliwości Amerykanów o przeciętnych dochodach i rozłożone na wiele lat (to dzięki Fannie Mae standardem stały się kredyty 30-letnie). W ten sposób rząd realizował złożoną przez Roosevelta obietnicę, że każdego członka klasy średniej stać będzie na własny dom, banki pozbywały się ryzyka (zadowalając się za to mniejszymi zyskami), a sektor kredytów hipotecznych kwitł. […]

 W 1970 r. utworzono organizację bliźniaczą i działającą według niemal identycznych zasad – Freddie Mac. Tym razem po to, żeby (skoro gwarantowanie kredytów hipotecznych stało się normalną działalnością rynkową) zapewnić na rynku niezbędną konkurencję. I wszystko szło podobnie jak dawniej.

 Dzięki skutecznej działalności Fannie Mae i Freddie Mac, dzisiaj 70 proc. amerykańskich rodzin ma własne domy. A jedyną ceną do zapłacenia było to, że rząd – w powszechnym odczuciu – stał się za ich pośrednictwem faktycznym gwarantem ponad połowy udzielonych w USA kredytów hipotecznych, zobowiązując się w razie problemów dłużników do ich spłaty. Do 2007 r. nigdy nie okazało się to masowym problemem, zwłaszcza wobec ostrożnych zasad działania obu korporacji. Prawdziwe kłopoty pojawiły się dopiero w ciągu minionego roku, gdy kryzys na rynku kredytów hipotecznych wysokiego ryzyka (sub prime) uderzył w cały rynek amerykańskich nieruchomości, powodując gwałtowny spadek cen i masowe zjawisko niezdolności do spłaty długów.

Teoretycznie to nie Fannie Mae i Freddie Mac za to odpowiadały. Ale, jako gwarant większości kredytów hipotecznych, to one muszą uzupełniać inwestorom straty, ryzykując bankructwo. Formalnie są one (a raczej były) firmami prywatnymi i mogą w takiej sytuacji po prostu upaść. Faktycznie są przedsiębiorstwami sponsorowanymi przez rząd, które muszą być przez rząd uratowane przed bankructwem.

Obecna reforma będzie prawdopodobnie oznaczać powrót do pierwotnych prostych zasad działania tego typu gwarancji.

Wygląda więc na to, że Janusz Korwin-Mikke zostanie ostatnim nie-lewakiem na Ziemi. Komentując podobne propozycje PiS pisał on niedawno, że DOKŁADNIE to samo, co zrobili amerykańscy lewacy: założyli fundusze „Freddie Mac” i „Fannie Mae” – by umożliwić kupno własnego lokum tym, których nie stać na kupno własnego lokum.

Notowania Fannie Mae (za businessinsider.com):

Ostatnie działania Putina zdają się sprzyjać konserwatystom w Polsce i USA. W obu tych krajach sytuacja partii konserwatywnych jest bardzo podobna. Tak jak w Polsce PiS, tak w USA Republikanie (GOP) znaleźli się w ostatnich latach w głębokiej defensywie. W obu przypadkach okazało się, że w kluczowych kwestiach politycznych konserwatyści mieli rację. W obu przypadkach wygląda to na zrządzenie losu, które może przekonać społeczeństwa, aby powierzyć konserwatystom władzę.

 

Republikanie tradycyjnie powiązani z wielkim przemysłem wydobywczym okazali się nagle rzecznikami polityki energetycznej, która jest najlepszą (może jedyną) bronią przeciw agresywnemu Putinowi. Tej okazji Republikanie nie mogli przepuścić, ale chyba zbytnio ich upaja sama możliwość sukcesu. Oni już nie tylko atakują Obamę, ale wręcz przeciwstawiają mu skutecznego i twardego Putina – de facto wychwalając rosyjskiego prezydenta. Obamie dostaje się za to, że był naiwny i swą słabością zachęcił Putina do działania. CNN zarzuca Republikanom hipokryzję, przypominając słynne słowa Busha: Spojrzałem Putinowi głęboko w oczy. Zobaczyłem w nich uczciwego i bezpośredniego człowieka.

 

 Po ubiegłorocznej awanturze o deficyt budżetowy w USA, wydawało się, że aktyw Partii Republikańskiej (GOP) w USA już nigdy nie doczeka się powrotu do władzy (konwencje tej partii coraz bardziej przypominają zjazd emerytów). Obraz klęski i odwrotu dopełniła styczniowa zmiana dopuszczalnego deficytu, którego Republikanie nie odważyli nawet próbować wykorzystać. Wydawało się, że Prezydent USA powinien wdrożyć program Obamacare i przeprowadzić oszczędności w Pentagonie. Zapewne nie zostanie także zmuszony do poparcia projektów, które jego zdaniem nadmiernie faworyzują wielki biznes kosztem ochrony środowiska, jak łączący Kanadę i USA system ropociągów Keystone XL.

Sielanka. Hilary Clinton może już przymierzać fotel w Białym Domu.

A tu nagle Putin próbuje anektować Krym, bezczelnie posługując się energetyką, skuteczniej niż Stalin czołgami. Pierwsze reakcje Obamy są takie, jak można się było tego spodziewać. Można być odważnym strzelając z dronów do pakistańskich pastuchów, ale przywódcy kraju, który ma broń jądrową lepiej nie drażnić.

Republikanie poczuli się jak troglodyta w spokojnej wiosce, zaatakowanej znienacka przez człowieka z maczugą. Nagle wszyscy spostrzegli, że USA może tak samo posługiwać się bronią energetyczną jak Putin (nasi biedni liberałowie ze swoimi bajkami o kapitale bez narodowości mogą tego nie przetrzymać). Hilary Clinton wyznała, że ona od dawna knuje, jak tu dowalić łupkami wrogom Ameryki – czym sprowokowała kpiny dziennikarza Forbes'a, który zauważa, że teraz zapewne nawet ekologom nie uda się zablokować budowy rurociągu Keystone XL. W styczniu 2012 prezydent Obama zablokował tą inwestycję, a w 24 stycznia br. republikanie wystosowali do prezydenta Obamy pismo wzywające go do zatwierdzenia projektu.