Anna Kozicka–Kołaczkowska na swoim blogu krytykuje decyzję, o wysłaniu na „Eurowizję” piosenki „My Słowianie”. Mowa ciała (a głównie okrągłych kobiecych kształtów) spowodowała, że klip z piosenką obejrzano już blisko 40 mln razy. Pani Anna ma bez wątpienia rację, że ta piosenka wpisuje się w budowany stereotyp, przeciw któremu protestowały niedawno ukraińskie feministki („Ukraina to nie burdel”). Zawsze jednak lepiej traktować ten problem z przymrużeniem oka, niż go zaakceptować jako coś zwyczajnego (tak jak hiszpańscy organizatorzy szkoleń dla prostytutek).

Może biorąc pod uwagę to, do kogo ma być piosenka skierowana, wybór jest trafny? Przecież nie wysyłamy na wybory mis piękności uroczych okularnic, tylko długonogie seksbomby. Tak samo oglądaczom europejskich telewizji trzeba pokazać coś, co nie zepsuje im smaku piwa i popcornu. Czy jest na przykład sens martwić się stereotypami, jakimi żywią się mieszkańcy kraju rządzonego przez prezydenta kursującego na motorku między kochankami? A nich sobie myślą co chcą (póki wyznawcy Mahometa nie zmienią im konstytucji).

Żyjemy w świecie rozrywki. Wiadomości polityczne można łatwo pomylić z kabaretem, a klauni coraz częściej są cytowani przez poważnych analityków. Czytając na przykład o tym, że specjaliści Pentagonu od mowy ciała mają pomóc zrozumieć Putina, trudno zdecydować, czy to powinna być wiadomość z działu „rozrywka”, czy „polityka”.

Może więc Pani Anna Kozicka–Kołaczkowska nie ma racji i Europa potrzebuje właśnie słowiańskich cycków, jako znaczącego wkładu w jej kulturę ;-).

 Na przykładzie ukraińskiego konfliktu widać jak bardzo użyteczną jest filozofia. Jednym z najbardziej znaczących dzieł filozoficznych XX wieku są „Dociekania Filozoficzne” Wittgensteina. Używając wprowadzonej tam terminologii, należy stwierdzić, że dwie główne strony konfliktu: Stany Zjednoczone i Rosja prowadzą odmienne gry językowe. Nie ma więc możliwości rozstrzygnięcia konfliktu na drodze dialogu. Brak bowiem możliwości porozumienia się. Tak samo brzmiące zdania w różnych grach językowych znaczą co innego.

Polakom dość łatwo jest to zrozumieć. W PRL'u nie tylko uczono nas intensywnie języka rosyjskiego, ale przy okazji – próbowano nauczyć gry językowej sowietów. Część społeczeństwa udało się zsowietyzować, ale dla większości była to gra obca (nawet jeśli na co dzień ją prowadzili). Krytyczny stosunek do niej wyrażały dowcipy w rodzaju: demokracja tym się różni od demokracji socjalistycznej, czym krzesło od krzesła elektrycznego. Dla prawdziwego sowieta demokracja socjalistyczna była właściwym znaczeniem słowa „demokracja”. Zakończenie tej farsy stało się możliwe dopiero, gdy pojawił się Gorbaczow, który potrafił prowadzić wspólną grę językową z zachodem.

Erotyczne motywy często występują w reklamach. To takie proste granie na instynktach. Na przykład jeśli ktoś uwierzy, że nowy sportowy samochód pomaga w „seksualnych podbojach”, to chętniej kupi samochód reklamowany przez roznegliżowane hostessy. Elementy erotyczne występują nawet w reklamach produktów nie kojarzonych z seksem.

 

Wykorzystanie erotyki niekiedy łączy się z innym wątpliwym etycznie zabiegiem: działaniem „podprogowym”. W Polsce – tak jak w wielu innych krajach jest to niezgodne z prawem. Jednak pokazana przez portal bussinesinsider.com krótka prezentacja pokazuje na tyle perfidne przypadki tego typu reklam, że trudno jednoznacznie ocenić, czy motyw seksualny pojawił się w nich celowo.

W telewizji „Polsat” odkryli, że dziennikarka stacji „Russia Today” nie potępiała jedynie agresji Rosji, ale mówiła o społeczeństwie Ukrainy, które stało się przedmiotem rozgrywki.

 

Specjalista od marketingu politycznego wyjaśnił publice, że obydwa wystąpienia mają jedynie uwiarygodnić Putina. Przekaz jest jasny: wszystkie strony konfliktu są winne (co prawdą nie jest, bo akurat Ukrainy dziennikarki nie obwiniają), a „niezależność” poglądów ma tylko ten przekaz wzmocnić.

 

Zakładając, że obie panie nie konsultowały swych wystąpień z polsatowskim specjalistą, należy uznać, że mamy jaskrawy przykład bełkotania w którym prywatność i subiektywizm przesłania obiektywne fakty. Bo faktem bezspornym są krytyczne wystąpienia dziennikarek i nie ma podstaw do podważenia szczerości ich intencji. A że polskim propagandystom psuje to jasność przekazu – to tylko ich problem.

 

Pierwsze wskaźniki postępu – oparte na zapytaniach wyszukiwarki Google:

 7 marca 2014:

16 marca 2014:

28 marca 2014: