Ministerstwo Rozwoju planuje wprowadzenie w Polsce obligacji społecznych. Ten instrument finansowania zadań publicznych jest znany między innymi w USA i Wielkiej Brytanii (jako „social impact bond”). Jego głównym założeniem jest „płacenie za efekt”. Czyli realizujące zadania publiczne jednostki otrzymują pieniądze za to co zrobiły (z dołu), a nie na planowane zadania (z góry). Aby zapewnić płynność finansową w trakcie realizowania zadań, musimy więc zaangażować środki inne niż publiczne. Jednostka finansująca zadania emituje więc obligacje społeczne, które po rozliczeniu zadań i otrzymaniu za nie zapłaty zostają wykupione. Schemat działania takiego systemu przedstawia poniższy rysunek (pochodzący z opracowania Biura Analiz Sejmowych):

Obligacje społeczne, czyli upupianie społeczeństwa

Dodatkowym założeniem, jakie postuluje się w tym systemie jest brak możliwości obrotu tymi obligacjami na rynku wtórnym.

W zależności od tego, kto dostarcza kapitału (kupuje obligacje) na realizację zadań społecznych rozróżnia się:

  • obligacje „filantropijne” (philantropic SIB) – kapitał prywatnych darczyńców (donatorów), instytucji charytatywnych, fundacji, których celem jest wsparcie tworzenia dobra wspólnego określonej grupy społecznej;

  • obligacje sektora publicznego (public sector SIB) – oszczędności podmiotów publicznych „niższego” rzędu niż rozliczająca zadania władza rządowa (na przykład jednostka samorządu terytorialnego);

  • obligacje komercyjne (commercial SIB) – czyli finansowanie przez banki i inne instytucje finansowe, dla których obligacje społeczne to aktywa finansowe obarczone ryzykiem związanym z realizacją zadań społecznych (i to ryzyko musi być oczywiście wycenione i opłacone)

Możliwe jest też stosowanie rozwiązań hybrydowych – łączących powyższe źródła kapitału.

Trwa śmiertelne żniwo w Niemczech. Wczoraj w ruchliwym centrum handlowym w Monachium młody Niemiec pochodzenia irańskiego zabił 9 osób i popełnił samobójstwo. Reakcja mediów była dużo bardziej histeryczna niż po poprzednich atakach. Mówiono o grupie osób, o ucieczce części z nich samochodem, blokadzie granicy z Czechami. W rzeczywistości napastnik działał w pojedynkę – tak zwany „samotny wilk”. Ten atak w powiązaniu z poprzednimi jednak wygląda jak część realizowanej w Europie strategii. Przed takimi atakami nie ma skutecznej obrony. Czy więc Europejczycy powinni się do tego przyzwyczajać?

Jednym z bohaterów książki „Zniewolony umysł” Czesława Miłosza był Konstanty Ildefons Gałczyński. Miłosz opisuje między innymi sprawę korespondencji Gałczyńskiego z Moskwy, która cenzorów doprowadzała „do stanu wrzenia”. Wiedzieli oni bowiem, że „Moskwa jest miastem raczej odrażającym i ponurym. Zachwyty Delty [Gałczyńskiego] nosiły wszelkie cechy wyszukanego szyderstwa. Zdawały się one mówić: “żąda się ode mnie, żebym chwalił, dobrze, będę tak chwalił, że bokiem wam wylezie”. Niełatwo jednak byłoby odgadnąć, jakie były naprawdę jego intencje. Nie należał do ludzi, co do których da się stwierdzić, że kłamią czy też mówią prawdę. Normalne kryteria były wobec niego bezsilne.

 

Podobna bezsilność musi ogarniać czytelników dziennika „Rzeczpospolita”, gdy napotyka na przykład takie doniesienia pióra Dominika Zdorta: Papież przeciw "dobrej zmianie". Według publicysty powołującego się na „nieoficjalne źródła w Watykanie”, Papież chciałby dać wyraz swojemu zaniepokojeniu zagrożeniom dla demokracji w naszym kraju, spotykając się z niejakim Rzeplińskim w Dolinie Chochołowskiej, w miejscu, gdzie w 1983 roku Jan Paweł II spotkał się z Lechem Wałęsą. A skoro nasze władze mu tego nie umożliwiają, rozważał odwołanie przyjazdu na „Światowe Dni Młodzieży”. Według Zdorta „Odwołanie wyjazdu do Polski byłoby bardzo mocnym głosem wolnego świata w obronie wolności w Polsce. Jednak w Watykanie rozważa się także wariant, aby nie rezygnować z wizyty na Światowych Dniach Młodzieży, ale wykorzystać ją dla wzmocnienia pozycji Trybunału Konstytucyjnego”.

Taka pisanina publicysty współczesnej wersji „Trybuny Ludu” może być jednak bronią obusieczną. Bo może się zdarzyć, że jakiś katolik poczuje się urażony robieniem idioty z Papieża i odda sprawę do sądu. Co prawda rozpatrywać będą to pewnie kumple Rzeplińskiego, ale może trafić akurat na jakiegoś młodego prawnika i wtedy nawet zastrzeżenia typu „rozważa się” mogą nie być pomocne….

 

Kilka dni przez internet przelewa się fala oburzenia z powodu podwyżek jakie zafundowała sobie władza. Szczególnie dostaje się Andrzejowi Dudzie, który teraz już na pewno nie zostanie prezydentem na drugą kadencję – skoro jego żona ma dostawać od państwa pensję.

Zwolennicy PiS są szoku, a jego przeciwnicy dopytują się z satysfakcją – co „pisiory” na to?

Ten gniew ludu przypomina sytuację w pewnym państwowym przedsiębiorstwie w latach 90-tych. Jego dyrektor popełnił równie niewybaczalny błąd jak Andrzej Duda. Kupił sobie mianowicie nowy samochód (prywatnie i za własne pieniądze). Zbiegło się to z batalią związków zawodowych o podwyżki. Dyrektor argumentował, że firmy na nie nie stać, pokazując sprawozdania finansowe i symulacje. Problem w tym, że pensję dyrektorowi ustalał właściciel – czyli skarb państwa. Skoro więc stać go było na samochód – to ani chybi musiał prowadzić podwójną księgowość i co innego przedstawiać pracownikom, a co innego w ministerstwie. Wybuchł strajk i dyrektora usunięto. Na jego miejsce przyszedł autentyczny idiota, który nie miał zielonego pojęcia o prowadzeniu przedsiębiorstwa, ale znał się na intrygach i strajkach. On pasował jak ulał do głupków, którzy byli w stanie uwierzyć w to, że państwowa firma może prowadzić podwójną księgowość.

Jaki prezydent pasowałby ludowi, który uniósł się słusznym gniewem? Bronisław K. byłby chyba w sam raz?

Do obecnej władzy można mieć o wiele poważniejsze zastrzeżenia, niż dbanie o własną kieszeń. Na przykład to płaszczenie się przed Amerykanami (a w szczególności bezwarunkowe poparcie TTiP). Nie wiadomo po jaką cholerę mamy wysyłać wojska na amerykańskie wojny. Nie wiadomo jakim cudem obce wojska na naszym terytorium mają zapewnić nam bezpieczeństwo. Jesteśmy bezradni wobec bezczelnych ataków person takich jak „rozczochrany Belg”, czy nawet warchoła Rzeplińskiego, ale politycy śnią swój sen o potędze. Telewizję przekształcono z antypolskiej (jak prywatne stacje) w antyrosyjską szczekaczkę. Żenujący jes kult jednostki jakim „dwór” otacza Kaczyńskiego (co skutkuje między innymi krzewieniem „religii smoleńskiej”). Z tym wszystkim jednak da się żyć. Można znieść błędy rządu – póki wierzymy, że to nasz, polski rząd.

Na portalu www.argumenty.net nieraz pojawiały się komentarze krytyczne wobec polityki społeczno-gospodarczej rządu. Po zmianie władzy wiele z postulowanych zmian zaczęły być realizowane przez rząd – co wcześniej praktycznie się nie zdarzało. Na przykład wczoraj rząd zapowiedział skończenie z haniebnym procederem lichwy. To dużo ważniejsze, niż pensja premiera. Chcemy mieć dobre rządy, to powinniśmy im dobrze płacić. To nie jest kwestia sprawiedliwości, ani wyraz przekonania, że mamy do czynienia z ludźmi bezideowymi. To kwestia profesjonalizmu.

Obecna władza jest na gniew ludu wrażliwa. Wycofano się więc z podwyżek. Dla mediów – kolejny temat dnia (będą starały się utrwalić wrażenie, że „niesmak pozostał”).

Wczoraj Zbigniew Ziobro zaprezentował projekt ustawy, która ma skończyć w Polsce z lichwą. Wcześniej mówił o tym w Polskim Radiu. Wspomniał wówczas, że to co go najbardziej zaskoczyło po przejęciu funkcji Prokuratora Generalnego, to ilość spraw o wyłudzenie przez lichwiarzy mieszkania. Zdarzały się przypadki, że pożyczenie kilkuset złotych skutkowało utratą mieszkania. Z tego powodu wiele osób popełniło samobójstwo (prezes jednej z fundacji wspierającej ofiary lichwiarzy twierdzi, że to może być nawet 3 tysiące osób). To najbardziej drastyczny, choć nie jedyny sposób wykorzystywania w Polsce naiwności starych ludzi, pełnych nabytej w młodości ufności do państwa i jego organów.

Ustawa ma zmieniać zapisy Kodeksu Karnego tak, by lichwa była traktowana jako przestępstwo. Zmienia się także definicja lichwy (znika subiektywne kryterium „przymsowego położenia”). Lichwą będzie pobieranie należności w wielkości przekraczającej pożyczoną kwotę o więcej niż 10%.

Miejmy nadzieję, że powoli ale skutecznie PiS usunie z naszego państwa inne patologie. Na razie jednym z niespodziewanych efektów 500+ jest likwidacja patologii rodzin w których panuje przemoc.

Może przyjdzie też czas na nagminne i bezczelne łamanie zapisów ustawy o nieuczciwej konkurencji: „Czynami nieuczciwej konkurencji są w szczególności: … wprowadzające w błąd oznaczenie towarów lub usług ...”. Naiwnym ludziom wciska się „Świetną gospodynię” udającą śmietanę, różne mazie udające masło, usługi firm telekomunikacyjnych udających TPSA itd…

Działania Ministra Ziobry nie znalazły uznania w (anty)polskich mediach. Zajęły się one w tym czasie między innymi przemeblowaniem Beacie Szydło gabinetu.