Przy porównaniu zawartości najpopularniejszych portali informacyjnych wp.pl oraz onet.pl od razu rzuca się w oczy większy optymizm portalu należącego do Polaków. A przecież Polacy to znani w kosmosie malkontenci ;-). Na Onecie słowo „sukces” może pojawić się przy wiadomościach z zagranicy, informacjach sportowych albo pisane z przekąsem. Dlatego czytając na „Wirtualnej Polsce” o gratulacjach dla rządu – można się spodziewać przewrotnego tytułu, będącego wstępem do totalnej krytyki. Bo przecież tekst dotyczy wycofania się z Polski jednego z największych serwisów internetowych. Ale chodzi o serwis bukmacherski, który nie płaci w Polsce podatków. Zgodnie z ustawą anty-hazardową jego działalność działa jest nielegalna. Ustawa przyjęta przez rząd Tuska była pisana przez lobbystów (vide afera hazardowa) – nic więc dziwnego, że pod jej rządami nastąpił rozkwit hazardu. Wystarczyło na przykład poświadczenie, że gry mają charakter „zręcznościowy” - by automat zalegalizować. Serwisy internetowe działały również całkowicie bez przeszkód – choć w celu ich likwidacji przeprowadzono nowelizację ustawy. Tymczasem okazało się, że jeśli chce się zlikwidować szkodliwą dla gospodarki działalność – to można. Ustawa jeszcze nie weszła w życie, a już są widoczne jej efekty.

Wirtualna Polska wcale nie wyłamuje się z frontu opozycji ludzi światłych wobec rządzącego „ciemnogrodu”. Oni po prostu podają normalne informacje, wśród których bywają pozytywne – zwłaszcza jeśli chodzi o gospodarkę. Na przykład o tym, że wcześniejsze informacje resortu pracy okazały się […] bardziej pesymistyczne od rzeczywistości, a wynagrodzenia poszły mocno w górę (kolejny dobry miesiąc dla pracownika).

Optymizm we współczesnej gospodarce pełni bardzo ważną rolę, gdyż przekłada się na skłonność do inwestycji. Dlatego wskaźnik optymizmu jest regularnie badany (na podstawie ankietowania przedsiębiorców). Okazuje się, że obecnie „polscy producenci są wśród najwiekszych optymistów i spodziewają się dalszej poprawy sytuacji rynkowej. Dlatego nie dziwi, że „totalna opozycja” składa wotum nieufności dla najgorszego rządu po 1989 roku. Dziwią jedynie wyniki sondaży, które wskazują iż Polacy wierzą w te propagandowe brednie :-(.

W czasie wizyty Angeli Merkel w USA Prezydent Trump zażartował, że to go łączy z Kanclerz Niemiec – że oboje byli obiektem inwigilacji za czasów rządów Obamy. Przywódcy Kongresu USA natychmiast skomentowali to - zapewniając, że nie mają dowodów na potwierdzenie tych zarzutów. Kiedy jednak okazało się, że takie dowody jednak istnieją, za urabianie narracji wzięły się media. Powstała historyjka o dobrym Obamie i złym Trumpie, który knuł z Rosjanami. Obama musiał więc podjąć kroki w celu wytropienia spisku w otoczeniu Trumpa, a Prezydent - elekt nagrał się zupełnie przypadkiem. Prawda według CNN została powielona w Polsce. Tymczasem prawda według „Fox News” jest dużo ciekawsza. Bo dobrze poinformowany kongresmen David Nunes, który widział materiały z podsłuchów, stwierdził że podsłuchy nie były związane z dochodzeniem FBI w sprawie ewentualnego spiskowania z Rosją. Dodał też, że "nie można wykluczyć" tego, że prezydent Obama nakazał zakładać podsłuchy. „Incydentalne” podsłuchiwanie Prezydenta elekta i jego sztabu Nunes uznał za legalne, ale niepokojące. Zapewne teraz czeka nas kolejna historia zgodnie z którą to i tak wszystko jest winą Trumpa. Uniwersalna strategia „elit” polega bowiem na tym, że im sprawa bardziej kompromitująca, tym bardziej oczywista powinna być wina atakowanej przez eliciarzy strony (vide reakcja polityków PO na skandaliczne ekscesy pod Wawelem – to oczywista wina Kaczyńskiego).

Zbiegiem okoliczności wizyta Jarosława Kaczyńskiego w Wielkiej Brytanii zbiegła się z krwawym atakiem terrorystycznym w Londynue. Stało się to okazją do żartów, z których zdecydowanie najpodlejszy jest ten dziennikarza (?) "Gazety Wyborczej". Czytelnikom tej informacji najbardziej przypadł do gustu komentarz: „Jak się pracuje dla Wyborczej, to nie można spaść na dno. Na dnie już się jest”.

Niby tak – ale od GW przynajmniej nikt nie oczekuje rzetelności. Podobnie jak nikt rozsądny nie oczekuje od mediów niemieckich, że będą prezentować polski punkt widzenia. W dyskusji nad repolonizacją mediów słusznie zwrócono uwagę na to co zrobił z porządną gazetą Grzegorz Hajdarowicz. Najnowszy numer tej współczesnej „Trybuny Ludu” przynosi sondaż „Czy są powody do debaty o Polsce w Parlamencie Europejskim”. Samo postawienie tego pytania najwięcej mówi o pytających, a wyniki to jedynie miara skuteczności propagandy.

Ulubiony sposób działania „Rz” - czyli manipulowanie tytułami nie jest niestety zbyt oryginalny. Jest on stosowany nagminnie. Trudno powiedzieć, czy bulwersujące tytuły prasowe pochodzą od dziennikarzy, szukających rozgłosu redakcji, zawodowych manipulatorów, czy dywersantów (bo w ostatecznym rozrachunku mogą bardzo szkodzić publikującym je mediom). Faktem jednak jest, że tytuły często nie mają potwierdzenia w treści artykułu, a nawet bywają kłamliwe. Na przykład bulwersujący artykuł Superekspresu na temat perypetii sędziego Żurka nosi obecnie tytuł „Sędzia chciał pozwać córkę do sądu, żeby oddała alimenty!”, ale w przeglądarce Google zachował się tytuł poprzedni: „Sędzia pozwał córkę do sądu, żeby oddała alimenty!”. Niewielka różnica? Taka jak między prawdą a kłamstwem. Rzecznik KRS przyznaje, że wysłał pismo z żądaniami do córki, ale nie było żadnego pozwu! Redaktorzy uznali, że samo żądanie jest zbyt mało kompromitujące, czy chcieli dać sędziemu pretekst do słusznego oburzania się na kłamstwa prasy?

Inny przykład – dość rzetelnego jak na polskie warunki dziennika „Program „Mieszkanie+” pod znakiem zapytania”. Chodzi o niejasną sytuację prawną terenów, które miały być przeznaczone pod budownictwo w ramach rządowego programu. Chodzi o tereny użytkowane przez PKP bez podstaw prawnych. Jednak współpraca z PKP nie warunkuje powodzenia programu – o czym uważny czytelnik może wyczytać z artykułu.

Zmarł David Rockefeller. Okazuje się więc, że nawet nieograniczone fundusze nie pozwalają na znaczące przedłużenie życia. Kolejne transplantacje przedłużyły wegetację do zaledwie 101 lat. Może słabe serce nie wytrzymało tego, że jego marzenia przegrywają z „populizmem”?

David Rockefeller był jednym z założycieli Klubu Bilderberga, który miał dbać o to by władza nad światem nie dostała się w nieodpowiedzialne ręce (ludzi takich jak Trump, Orban lub Kaczyński). W roku 1991 sformułował on te cele następująco1:

Gdybyśmy przez te wszystkie lata ujawniali opinii publicznej nasze działania, nie mielibyśmy możliwości tworzenia planu rozwoju dla świata. Jednak świat staje się coraz bardziej skomplikowany, a zarazem coraz bliższa jest faza powołania rządu światowego. Nowa realna władza polityczna, wykraczająca poza suwerenne państwa narodowe, zostanie zbudowana z elity intelektualnej i międzynarodowych bankierów, co z pewnością będzie znacznie lepsze niż dotychczasowa, trwająca od stuleci władza państwowa”.

Początek lat 90-tych z pewnością dawał powody do optymizmu. Łatwość z jaką udało się podbić kraje upadającego bloku komunistycznego musiały u miliardera wywoływać nie tylko radość ale i pogardę dla ludzi, którzy uwierzyli w geniusz takich głupków jak Balcerowicz. Dotknięte tą samą zarazą państwa Ameryki Południowej (vide Argentyna) mogą przynajmniej szukać usprawiedliwienia w tym, że nie miały wielkiego wyboru. Część Polaków do dzisiaj zresztą wierzy w to, że komunizm upadł dlatego, że jakiś elektryk przeskoczył przez płot :-(.

W mediach trwa panika wokół makabrycznego pomysłu gry prowadzącej do samobójstwa. Ma ona polegać na manipulowaniu przez internet młodymi ludźmi tak, by wypełniając kolejne zadania dotarli do ostatniego: samobójstwa. Ta historia bardzo przypomina miejską legendę o „czarnej wołdze”, ale niestety nie jest zupełnie wyssana z palca („czarna wołga” też zresztą nie wzięła się zupełnie znikąd). Autor portalu mitologiawspolczesna.pl przeprowadził analizę tej historii i dokonał następujących ustaleń:
Wszystko zaczęło się od artykułu Galiny Mursaliew na portalu „Nowaja Gazeta” z 16 maja 2016. Autorka opisywała śledztwo związane ze śmiercią dwóch nastolatek (autentyczne), łącząc jednocześnie (bez dostatecznych podstaw) grę w wieloryba ze śmiercią 130 dzieci.

Artykuł dobrze się klikał, więc przedrukowywały go kolejne media, czasem wzbogacając o nowe szczegóły, czasem tylko parafrazując, żeby uniknąć procesu o plagiat.

16 lutego 2017 r. ukazuje się w „Nowej Gazecie” kolejny tekst tej samej autorki, w którym zjawisko ma już skalę globalną, a do akcji rzekomo wkraczają już rosyjskie cybersłużby.

Artykuł klika się jeszcze lepiej. Interesują się nim media na świecie. Dociera także do Polski. […]

Fenomen faktycznie istnieje. Nietrudno odnaleźć w sieci kogoś, kto zechce zostać „kuratorem” naszego wyzwania. Zarazem jednak przy żadnej z dziennikarskich prowokacji nie doszło do namawiania do samobójstwa. […] Dziennikarzom udało się naświetlić przynajmniej dwie istotne motywacje administratorów niebezpiecznych grup:

  1. fascynacja psychodeliczną symboliką (zabawa w wyznaczanie ludziom tajnych numerów, zadań, kolejne fale inicjacji)

  2. PIENIĄDZE

Otóż tajne grupy w rodzaju „morza wielorybów” służą administratorom do zarabiania. Przedstawiają oni uczestnikom nie tylko depresyjne wiadomości, lecz także reklamy, na których – dzięki niesamowitej popularności tej nowej rozrywki – zarabiają niezłe pieniądze.

Równie niesamowita jak ta historia jest konkluzja sformułowana przez cytowanego autora: Nawet jeżeli gra w „niebieskiego wieloryba” nigdy nie istniała, to po serii obiegających cały świat sensacyjnych doniesień musi zaistnieć.