Trybuna Ludu musi cienko prząść, skoro sięga po chwyty godne Onetu. Przykładem jest sensacyjny tytuł „Giganci IT na ratunek Ukrainie”, kryjący absurdalne political fiction, zbudowane na jednym fakcie: że twórca WhatsUp jest Ukraińcem.

Ostatnie działania Putina zdają się sprzyjać konserwatystom w Polsce i USA. W obu tych krajach sytuacja partii konserwatywnych jest bardzo podobna. Tak jak w Polsce PiS, tak w USA Republikanie (GOP) znaleźli się w ostatnich latach w głębokiej defensywie. W obu przypadkach okazało się, że w kluczowych kwestiach politycznych konserwatyści mieli rację. W obu przypadkach wygląda to na zrządzenie losu, które może przekonać społeczeństwa, aby powierzyć konserwatystom władzę.

 

Republikanie tradycyjnie powiązani z wielkim przemysłem wydobywczym okazali się nagle rzecznikami polityki energetycznej, która jest najlepszą (może jedyną) bronią przeciw agresywnemu Putinowi. Tej okazji Republikanie nie mogli przepuścić, ale chyba zbytnio ich upaja sama możliwość sukcesu. Oni już nie tylko atakują Obamę, ale wręcz przeciwstawiają mu skutecznego i twardego Putina – de facto wychwalając rosyjskiego prezydenta. Obamie dostaje się za to, że był naiwny i swą słabością zachęcił Putina do działania. CNN zarzuca Republikanom hipokryzję, przypominając słynne słowa Busha: Spojrzałem Putinowi głęboko w oczy. Zobaczyłem w nich uczciwego i bezpośredniego człowieka.

 

 W roku 2005 Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne (APA) opublikowało raport pewnej lesbijki i skrajnej feministki z którego wynikało, że nie istnieją badania, wykazujące na to, że dzieci wychowywane przez pary homoseksualne rozwijają się gorzej, niż dzieci wzrastające w rodzinach heteroseksualnych.

Ostatnio jednak opublikowano wyniki takich badań, zakrojonych na dużą skalę.

Jak pisze w swym komentarzu dr Andrzej Margasiński, te badania zakwestionowały dotychczasowy Porządek sprowadzający się do twierdzenia jakoby pomiędzy dziećmi wzrastającymi w normalnych nienaruszonych biologicznie rodzinach a dziećmi wychowywanymi przez pary homoseksualne „nie było różnic”.

Zobacz:

 Anna Kozicka–Kołaczkowska na swoim blogu krytykuje decyzję, o wysłaniu na „Eurowizję” piosenki „My Słowianie”. Mowa ciała (a głównie okrągłych kobiecych kształtów) spowodowała, że klip z piosenką obejrzano już blisko 40 mln razy. Pani Anna ma bez wątpienia rację, że ta piosenka wpisuje się w budowany stereotyp, przeciw któremu protestowały niedawno ukraińskie feministki („Ukraina to nie burdel”). Zawsze jednak lepiej traktować ten problem z przymrużeniem oka, niż go zaakceptować jako coś zwyczajnego (tak jak hiszpańscy organizatorzy szkoleń dla prostytutek).

Może biorąc pod uwagę to, do kogo ma być piosenka skierowana, wybór jest trafny? Przecież nie wysyłamy na wybory mis piękności uroczych okularnic, tylko długonogie seksbomby. Tak samo oglądaczom europejskich telewizji trzeba pokazać coś, co nie zepsuje im smaku piwa i popcornu. Czy jest na przykład sens martwić się stereotypami, jakimi żywią się mieszkańcy kraju rządzonego przez prezydenta kursującego na motorku między kochankami? A nich sobie myślą co chcą (póki wyznawcy Mahometa nie zmienią im konstytucji).

Żyjemy w świecie rozrywki. Wiadomości polityczne można łatwo pomylić z kabaretem, a klauni coraz częściej są cytowani przez poważnych analityków. Czytając na przykład o tym, że specjaliści Pentagonu od mowy ciała mają pomóc zrozumieć Putina, trudno zdecydować, czy to powinna być wiadomość z działu „rozrywka”, czy „polityka”.

Może więc Pani Anna Kozicka–Kołaczkowska nie ma racji i Europa potrzebuje właśnie słowiańskich cycków, jako znaczącego wkładu w jej kulturę ;-).

W telewizji „Polsat” odkryli, że dziennikarka stacji „Russia Today” nie potępiała jedynie agresji Rosji, ale mówiła o społeczeństwie Ukrainy, które stało się przedmiotem rozgrywki.

 

Specjalista od marketingu politycznego wyjaśnił publice, że obydwa wystąpienia mają jedynie uwiarygodnić Putina. Przekaz jest jasny: wszystkie strony konfliktu są winne (co prawdą nie jest, bo akurat Ukrainy dziennikarki nie obwiniają), a „niezależność” poglądów ma tylko ten przekaz wzmocnić.

 

Zakładając, że obie panie nie konsultowały swych wystąpień z polsatowskim specjalistą, należy uznać, że mamy jaskrawy przykład bełkotania w którym prywatność i subiektywizm przesłania obiektywne fakty. Bo faktem bezspornym są krytyczne wystąpienia dziennikarek i nie ma podstaw do podważenia szczerości ich intencji. A że polskim propagandystom psuje to jasność przekazu – to tylko ich problem.

 

Szerokim echem odbiły się w mediach wystąpienia dwóch dziennikarek rosyjskiej stacji telewizyjnej nadawanej po angielsku Russia Today. Najpierw Abby Martin w audycji na żywo wyraziła solidarność z narodem ukraińskim, który stał się przedmiotem rozgrywki obcych potęg. Wczoraj inna dziennikarka z tej stacji Liz Wahl zrezygnowała z pracy – mówiąc, że nie chce być częścią sieci wspierającej Putina. Nawiązała ona do historii jej dziadków, którzy uciekali z Węgier przed sowiecką interwencją.

Odważna postawa dziennikarek robi szczególne wrażenie, na tle polskich i amerykańskich mediów – z relacjami o wystąpieniu Abby Martin włącznie. Nie wspomina się o tym, że ona dostrzega uprzedmiotowienie Ukraińców przed obce mocarstwa (a nie tylko Rosję). Deprecjonuje się także samą stację, nazywając ją „tubą propagandową Kremla” (lub podobnie).

Tymczasem portal rt.com zyskuje miliony odsłon właśnie dlatego, że pokazuje prawdziwe wydarzenia, które są przemilczane przez zachodnie media. Stacja nie zamierza zwalniać Abby Martin (Liz Wahl odeszła sama).

W USA wielokrotnie dochodziło do zwalniania dziennikarzy z pracy z powodu relacji niewygodnych dla władz (w szczególności dotyczących wojny w Iraku).

 W redakcyjnym komentarzu Washington Post ostro krytykuje politykę zagraniczną prezydenta Obamy. Jej jałowość widać szczególnie w przypadku Ukrainy. Jednak w artykule zwraca się uwagę na podobną bierność wobec prezydenta Syrii oraz poczynań Chin.

Błędem jest według tego komentarza traktowanie przywódców tych krajów jak nowoczesnych polityków XXI wieku. Tymczasem W. Putin rozumie tylko politykę siły.

Czy jednak redaktorzy WP nie są większymi fantastami – wierząc w możliwość siłowego powstrzymania ekspansji Rosji?

Wygląda na to, że kryzys ukraiński zmierza do szczęśliwego rozwiązania, które od początku wydawało się racjonalne (choć to akurat dla Rosjan nie musi być argument). Na Krym uda się międzynarodowa misja. Skończy się to zapewne autonomią półwyspu.

Jeśli uznamy, że celem strategicznym Putina jest odbudowa mocarstwowości Rosji, to jego sukces jest bezsporny. Wojna w Europie XXI wieku wydaje się czymś abstrakcyjnym. Ale nie dla Rosji – a jak śpiewał Jacek Kaczmarski w piosence Jałta: wygra, kto się nie boi wojen.

Drugim wygranym jest Kanclerz Merkel. Bardzo wątpliwe, by wobec sukcesu negocjacji z Władimirem Putinem, nabrały znaczenia wątpliwości co do sensu uzależniania gospodarki od rosyjskich dostaw gazu.

Wbrew pozorom te wydarzenia mogą być bardzo korzystne dla samej Ukrainy. Z jednej strony zewnętrzne zagrożenie może przyczynić się do zintegrowania społeczeństwa. Z drugiej – dla UE pomoc Ukrainie nabiera konkretnej wartości.

Dla Polski dotychczasowy rozwój wypadków wydaje się korzystny. Jednak za wcześnie na jakieś podsumowanie. Na pewno chwilowe zjednoczenie wszystkich sił politycznych stworzyło sytuację, w której Donald Tusk mógł wystąpić jako mąż stanu. Nie do końca się to udało (małostkowe uwagi w rodzaju „dobrze, że przynajmniej ….”).

Porażkę poniosła amerykańska polityka knowań połączona z brakiem konkretów w oficjalnych wystąpieniach. Zarówno piątkowe wystąpienie Obamy, jak i sobotnia rozmowa z Putinem to porażka. Sukces amerykańskiej polityce mogłaby zapewnić bliska współpraca z Polską. Ale amerykańska arogancja w tym wypadku może się obrócić na korzyść naszego kraju, jeśli uznamy, że zgodna z naszą racją stanu jest silna Polska w silnej Europie.

fot: Kanclerz Niemiec Angela Merkel (fot. PAP/EPA/STEFAN SAUER)
Radosław Sikorski

Według polskich mediów „gospodarczy liliput” Rosja cierpi na kompleks mocarstwowości i nie chce się pogodzić z tym, że podporządkowane jej w czasach ZSRR państwa wybierają dobrobyt, wolność i demokrację. Według Rosjan Ukraina pogrąża się w chaosie, czego wyrazem jest podeptanie porozumień sygnowanych przez ministra Sikorskiego. Skoro „zachód” nie panuje nad odradzającym się ukraińskim nacjonalizmem, Rosja musi być gotowa przejąć bardziej aktywną rolę – stąd ostatnia decyzja Dumy, aby dać zgodę Putinowi, na użycie w razie potrzeby armii. Rosja stara się postępować zgodnie z prawem i międzynarodowymi umowami, więc sama decyzja Dumy niczego nie przesądza.

Tak się złożyło, że w tym samym czasie miało miejsce inne wydarzenie, które wymagałoby odrobiny odwagi cywilnej, którą zabłysnął ostatnio minister Sikorski. Angielska Izba Lordów wsparła wymierzone w Polskę działania „Przedsiębiorstwa_Holokaust”, mające charakter kryminalnego wymuszenia. Żydzi żądają, aby z naruszeniem obowiązującego prawa, Polska zapłaciła za holocaust 60 mld USD. Lordowie w sposób arogancki i bezczelny wsparli te żądania. Tymczasem nasz heroizm wyraża rzeczniczka rządu, która podejrzewa, „że minister spraw zagranicznych wyda oświadczenie w tej sprawie”.

Minął tydzień od tego haniebnego listu Anglików. Radek zbiera się w sobie. Czekamy z niecierpliwością. Wszak po tym jak okazał się gierojem w Kijowie, na pewno odwagi mu nie braknie.

Czytaj: cały komentarz Jerzego Wawro.

(Fot. TVPInfo)

 

Sekretarz Stanu USA John Kerry porównał antygejowskie prawa w Ugandzie do nazistowskiego antysemityzmu. Kerry powiedział m.in., że „ten antygejowski ruch wyrasta w różnych miejscach na całym świecie; to nie jest tylko problem Afryki, to jest problem globalny, i zmagamy się z nim”.

Na całym świecie od dziesięcioleci obserwujemy proces zanikania agresji. Jest to proces naturalny – choćby z uwagi na starzenie się społeczeństw (wiadomo z psychologii, że z wiekiem ludzie łagodnieją). Potwierdzają to także badania naukowe. Dlaczego więc akurat stosunek do zboczeńców jest tu znaczącym wyjątkiem? Czy nie jest temu winny ich agresywny atak na tradycyjne wartości? A może zagrożenie ma szerszy i całkiem realny charakter?

Czy pan Kerry zadał sobie pytanie – dlaczego właśnie Uganda? Jest to jeden z krajów, w którym zarażenia HIV mają charakter epidemii. Zarażonych jest od 7 do 10 procent dorosłych mieszkańców Ugandy. Poniższa grafika pokazuje rolę zboczeńców w roznoszeniu choroby. Razem z ćpunami (co w Ugandzie problemem raczej nie jest) są oni odpowiedzialni za blisko 90% zarażeń!

Homo HIV

Powyższe zestawienie wydaje się tak niesamowite, że zostały podjęte poszukiwania internetowych źródeł w celu ich potwierdzenia (wykres pochodzi z tekstu, prezentującego arogancję panoszących się zboczeńców). Przy okazji okazało się, że większość informacji o olbrzymim udziale homoseksualistów w roznoszeniu HIV pochodzi z czasów, gdy nikt jeszcze (a przynajmniej nikt rozsądny) nie mówił o „kulturze gejowskiej”.