Od wielu miesięcy w komentarzach ekonomistów na temat chińskiej gospodarki przewijają się obawy, że Chińczyków może czekać kryzys taki, jak w USA roku 2008. Rynek nieruchomości, stanowiący około 12,5% aktywności inwestycyjnej w Chinach, rzeczywiście przechodzi okres stagnacji. W pierwszych czterech miesiącach tego roku, ilość rozpoczętych inwestycji budowlanych spadła o 25 procent w stosunku do analogicznego okresu roku ubiegłego. Ilość sprzedanych domów spadła o 8,6 procent. Jest to efekt ograniczania bankowej szarej strefy.

Wczorajszy komentarz www.businessinsider.com rozwiewa te obawy. Porównanie z sytuacją w USA pokazuje, że obciążenie gospodarstw domowych w proporcji do dochodu rozporządzalnego jest w Chinach dużo niższe (lewy wykres). Także kredyty na inwestycje w nieruchomości stanowią dużo niższy odsetek całego zadłużenia (prawy wykres).

china property problem

Początkom rewolucji naukowo-technicznej towarzyszyła refleksja nad wpływem technologii na społeczeństwa. Z perspektywy czasu ówczesne publikacje mogą budzić zdumienie – i to z dwóch powodów:

  1. Trafności przewidywań.
  2. Zupełnego ignorowania przez społeczeństwa.

 

Przewidywania

 Warto zwrócić uwagę na dwie publikacje z początku lat 80-tych, które uzupełniają się nawzajem:

Autorzy nie przewidzieli rozwoju kluczowych dla współczesności technologii: internetu i telefonii komórkowej. Nie poświęcili też zbyt wiele uwagi procesom gospodarczym (w tym skutkom globalizacji). Jednak pomimo tego podziw budzi przenikliwość autorów i trafność opisu rozwoju współczesnego społeczeństwa.

Wspólnym elementem obu dzieł jest personalistyczna wizja pracy ludzkiej. Autorzy zakładając niezbywalną godność człowieka analizują pojawiające się szanse i zagrożenia.

Wśród zagrożeń można wymienić zmniejszanie się udziału pracujących w społeczeństwie, utratę prywatności, pogłębianie nierówności społecznych, eskalację wyścigu zbrojeń z użyciem „inteligentnych” rodzajów uzbrojenia.

Pozytywne skutki rozwoju to humanizacja pracy, wzrost roli edukacji, oraz przedefiniowanie celów rozwoju: dobrobyt przestaje być utożsamiany ze stanem posiadania.

Aby uniknąć zagrożeń i wykorzystać szanse konieczny jest odpowiedni system wartości. Jan Paweł II krytykował „przyspieszony postęp cywilizacji jednostronnie materialnej, w której przywiązuje się wagę przede wszystkim do przedmiotowego wymiaru pracy, natomiast wymiar podmiotowy — to wszystko, co pozostaje w bezpośrednim lub pośrednim związku z samym podmiotem pracy — pozostaje na dalszym planie. W każdym takim wypadku, w każdej tego typu sytuacji społecznej zachodzi pomieszanie, a nawet wręcz odwrócenie porządku wyznaczonego po raz pierwszy już słowami Księgi Rodzaju; człowiek zostaje potraktowany jako narzędzie produkcji, podczas gdy powinien on — on jeden, bez względu na to, jaką pracę wypełnia — być traktowany jako jej sprawczy podmiot, a więc właściwy sprawca i twórca.

W raporcie Klubu Rzymskiego pojawiają się idee, które miały być lekarstwem na krytykowany w encyklice ekonomizm: rozwój usług związanych z jakością życia, idea uczenia się przez całe życie, zmiana charakteru pracy na bardziej twórczy (decentralizacja, indywidualizacja, 'zajęcie zamiast pracy').

 Globalny podatek dla bogatych ma sens i jest bliski realizacji – taką opinię przedstawił dziennikarz ekonomiczny Clive Crook w polemice z Thomasem Piketty (autorem bestselera „Kapitał w XXI wieku”). Dyskusja na temat opodatkowania bogaczy rozgorzała po tym, gdy Piketty oraz Emanuel Saez rozprawili się z tezą, że opodatkowanie bogactwa jest szkodliwe dla gospodarki: Nie ma żadnego historycznego dowodu, że niższe podatki dla najbogatszych prowadzą do wzrostu produktywności i przedsiębiorczości. Ergo nie przynoszą szybszego wzrostu gospodarczego. A argumentacja w stylu: „jeśli podwyższycie mi podatki, to i tak je ominę przy pomocy sprytnej optymalizacji lub emigracji” to ich zdaniem nic innego jak szantaż, któremu porządne demokratyczne państwo po prostu nie powinno się poddać.

 Dlaczego zakazuje się stosowania broni jądrowej? Przecież statystycznie rzecz biorąc od tej broni zginęło bez porównania mniej ludzi, niż od broni konwencjonalnej. Każdy rozsądny człowiek rozumie, że taka argumentacja jest absurdalna. W analogiczny sposób niejaki Łukasz Turski lobbuje od wielu lat za elektrowniami jądrowymi. Ostatni tragiczny wypadek w Turcji nie uszedł jego uwadze i nikt mu nie zarzuci, że uprawia politykę na grobach – to profesor jest wszakże.

Gdyby nauka w większym stopniu korzystała z internetu, to niewątpliwie pan Łukasz Turski zyskałby sobie miano trolla (w każdym razie nie znalazłby wielu ludzi, którzy traktowaliby poważnie takie „wykwity intelektu”, jak teza, że będziemy rozmawiać o bezpieczeństwie elektrowni, gdy ona powstanie).

Na szczęście pragmatyzm Donalda Tuska sprawia, że za budowę elektrowni jądrowych zabiera się on z równym zapałem jak do wprowadzenia waluty euro w roku 2012 ;-). Tymczasem Polska rozwija energetykę węglową, korzystając z korzystnej sytuacji politycznej (groźba zastopowania inwestycji przez biurokratów z Brukseli jest niewielka, a pognębieni zimą stulecia i chłodną wiosną wyznawcy GLOBCIO trochę przycichli).

O szansach i zagrożeniach dla polskiego górnictwa pisze forsal.pl w artykule o nieco populistycznym tytule „Nikt nie chce polskiego węgla...”. Polskie inwestycje w energetyce sprawiają, że za kilka lat popyt na węgiel może być bardzo duży (stąd już obecnie popyt na koncesje wydobywcze ;-)). Szkoda, że te inwestycje są trochę spóźnione, ale wszyscy pamiętamy jak gorące były poprzednie lata.... ;-).

Warto też przeczytać komentarze pod wskazanym artykułem, gdyż jest to dobre świadectwo spustoszenia, jakie media robią w umysłach Polaków.

Więcej na ten temat pisaliśmy przy okazji demonstracji górniczych: W kopalniach "planowane przestoje".

Polskie media z zapałem godnym lepszej sprawy próbują obrzydzić Polakom Unię Europejską. Posługują się w tym celu najbardziej zdegenerowaną częścią polskiej pseudoelity, prezentując ją nie tylko jako równoprawny, ale nawet godny uwagi element debaty publicznej. Przegląd internetowych publikacji z minionego weekendu robi przygnębiające wrażenie. Na przykład informacja, że „przyszli od Rosatich po kanapę” do Żuławskiego ma być na tyle cenna, że trzeba płacić za jej przeczytanie (co ma dobre strony – bo pewnie niewielu się skusi na grzebanie w śmieciach „elity”). O europejskim wymiarze powyższej pary łatwo znaleźć informację w Googlach, pod hasłem „żuławski nocnik rosati”. Starsi ludzie pamiętają też debatę przed wstąpieniem do UE, podczas której Janusz Korwin Mikke starł się z Dariuszem Rosatim (obaj stawili się ze swym potomstwem). Ten ostatni argumentował, że musimy wstąpić do UE, aby dzieci mogły swobodnie podróżować (na przykład między Paryżem i Los Angeles ;-)).