Słowo „innowacyjność” jest jak mantra powtarzana przez polityków. To zrozumiałe. Unia wspiera innowacje, więc musimy być innowacyjni, aby coś z tego wsparcia uzyskać. Po siedmiu latach takiego wspierania innowacji wypadamy na tle innych krajów gorzej niż na początku tego okresu.

Dlaczego tak się dzieje? Zanim zaczniemy się nad tym zastanawiać, może warto by najpierw ustalić, co to znaczy. Polskie przedsiębiorstwa się modernizują i wdrażają nowe technologie. Co im brakuje, aby były innowacyjne? Chyba przede wszystkim brakuje innowacji radykalnych (radical innovation) zwanych też przełomowymi (disruptive innovation). Są to innowacje, które znacząco wpływają na rynek. Burzą istniejący porządek rzeczy, generując nowe potrzeby i produkty.

Pracujący w jednej z najbardziej innowacyjnych firm świata Maciej Michalski w polskim wydaniu Forbes'a, twierdzi że „jedynie kultura biznesu nastawiona na radykalną innowację jest w stanie […] wygrać na dłuższą metę”.

Amerykanie wierzą w demokrację zdefiniowaną przez Lincolna jako „rządy ludu, przez lud i dla ludu”. Jednak co najmniej wątpliwe jest stosowanie tej reguły w praktyce. Joseph Stiglitz w krytycznym wobec bankierów artykule pisał: W 2008 roku ówczesny prezydent George W. Bush twierdził, że nie mamy wystarczająco dużo pieniędzy na ubezpieczenia zdrowotne dla amerykańskich dzieci – chodziło o kilka miliardów dolarów rocznie. Ale nagle znalazło się 150 miliardów dolarów na ratowanie towarzystwa ubezpieczeniowego AIG. To pokazuje, że w naszym systemie politycznym coś idzie nie tak. Kieruje się on raczej zasadą ”Jeden dolar, jeden głos” niż ”Jedna osoba, jeden głos”.p

Potwierdzenie panowania w USA reguły „jeden dolar jeden głos” przynoszą badania statystyczne, o których pisze The Economists w swojej stałej rubryce „Buttonwood”. W artykule „One dollar one vote” opisano statystyczne badanie zmian politycznych w latach1981-2002. Wzięto pod uwagę jedynie te regulacje, w odniesieniu do których przeprowadzane były badania opinii społecznej z uwzględnieniem dochodów. Jedynie 18% zmian zostało przeprowadzonych przy niskim poparciu wśród ludzi bogatych (jeden na pięciu za). Gdy natomiast bogaci akceptowali zmiany w 4/5, współczynnik skuteczności zmian wzrastał do 45% . Co gorsza – poglądy ludzi o niższych dochodach są w tych badaniach statystycznie nieistotne (równe szanse zaakceptowania lub odrzucenia zmian).

Autor dostrzegają w tym systemie „błędne koło”: politycy przyjmują regulacje, które sprzyjają bardziej zamożnym, wzmacniając ich bogactwo; bogaci mają dzięki temu więcej pieniędzy na lobbing i skuteczniej wpływają na polityków. Potwierdzeniem występowania tego procesu może być gwałtowny wzrost nierówności w ciągu ostatnich 30 lat.

Współczesnym bohaterem narodowym Irlandii jest księgowy! Na dodatek nie dlatego, że po godzinach nudnej pracy dokonał jakiegoś niezwykłego wyczynu, ale właśnie z powodu dobrze wykonanej roboty! Feargal O’Rourke – bo o nim mowa – jest uważany za twórcę irlandzkiego prawa podatkowego. Dzięki niemu duże korporacje mogą płacić bardzo niskie podatki. Mechanizm nazywa się Double Irish (podwójna irlandzka), gdyż wymaga dwóch irlandzkich firm. Jego działanie można prześledzić na przykładzie Google, który posiada w Irlandii dwie firmy:

  1. Google Ireland Limited („Irlandia1”)
  2. Google Ireland Holdings Ltd. („Irlandia2”)

Aż 91% przychodów ze sprzedaży usług Google’a poza USA trafia do firmy „Irlandia 1”. Natomiast Irlandia 2 jest właścicielem praw do wyszukiwarki i związanymi z nią narzędziami reklamowymi. Jednak  „Irlandia 2” jest rezydentem podatkowym na Bermudach, gdzie obowiązuje zerowa stawka podatkowa. Zgodnie z prawem irlandzkim wystarczy w tym celu usytuowanie na Bermudach zarządu spółki. Jeśli więc Irlandia1 uzyskuje przychód i ponosi koszty licencji uzyskiwanej od Irlandia2, to podatek dochodowy płaci w Irlandii tylko od niewielkiej różnicy i według prawie najniższej stawki w Europie (12,5%). Drobnym problemem jest to, że w stosunku do firm usytuowanych poza UE w Irlandii podatek jest pobierany „u źródła”. Czyli Irlandia2 „sprzedając licencję” Irlandii1, musiałaby zapłacić w Irlandii 12,5%. Nie ma takiego problemu wobec firm działających w Unii Europejskiej. Dlatego do „optymalizacji podatkowej” potrzebna jest jeszcze spółka holenderska  - bo akurat w Holandii podatku "u źródła" się  nie płaci -  Google Netherlands B.V. („Holandia”). Amerykanie lubujący się w takich określeniach nazwali to „dutch sandwich” (holenderska kanpka).

Całą strukturę pokazano na schemacie (źródło):

Podobno „darmowy podręcznik” MEN jest plagiatem. Tak przynajmniej twierdzi WSiP. Na dowód pokazuje porównanie dialogu o jajkach:

Fot.wsip.pl

Fot.wsip.pl

Wszystkie media – od lewej do prawej, aż trzęsą się z oburzenia. Najmocniej oczywiście Trybuna Ludu, według której to „Hucpa bez granic” (ciekawe, czy słowo "hucpa" to jakaś chwilowa moda, czy też należałoby sięgnąć do słownika?).

Być może WSiP ma rację. Biorąc jednak pod uwagę milionowe kwoty, jakie mogą wydawnictwu uciec wskutek upowszechnienia się darmowych podręczników, należałoby chyba podejść do sprawy z większą dociekliwością i wstrzemięźliwością.

Jak wprowadzono w Polsce dobrobyt? Ludzie honoru spotkali się z wyselekcjonowaną przez siebie opozycją przy okrągłym stole i po trudnych negocjacjach wypracowano dobrobyt.

No więc Ukraińcy też zorganizowali swój okrągły stół. Rolę „odpowiedzialnej opozycji” przejęli przedstawiciele Partii Regionów. Ta nieodpowiedzialna to separatyści. Oni w tym samym czasie ogłosili w Doniecku, że ukonstytuowały się władze Donieckiej Republiki Ludowej.

Obrady okrągłego stołu w Kijowie, foto: PAP/EPA/ANDREW KRAVCHENKO / POOL