Pierwszym efektem podatku od głupoty byłoby bankructwo „piewców wolności” J. Korwina-Mikke i Roberta Gwiazdowskiego. Nikt bardziej skutecznie od nich nie ośmiesza idei wolności gospodarczej. Ich ulubionym argumentem jest porównanie polskich podatków z dziesięciną (tylko 10%!). Ostatnio JKM poszedł nawet dalej: Rzymski niewolnik oddawał 90% swoich zarobków dla swojego pana. W najświetniejszych czasach USA podatki wynosiły 3%. Hitler nakładał na Polaków 40% podatki. Obecnie w Polsce płacimy około 80% podatków, więc powiedzcie mi, do kogo jest bliżej Polakowi: do niewolnika, czy do wolnego człowieka?

Na szczęście PiS likwiduje gimnazja, więc ilość zwolenników JKM raptownie spadnie ;-). W liceum uczą już posługiwać się logiką i uczniowie wiedzą, że porównywać można tylko elementy tego samego zbioru. Jeśli więc weźmiemy zbiór wszystkich stawek podatkowych, to otrzymamy ileś liczb oznaczonych etykietami (skąd pochodzą). W wyniku porównania mielibyśmy informację, że podatek dochodowy w Polsce jest wyższy niż w Rosji. Czy można porównywać podatek z daniną na rzecz pana będącego właścicielem niewolnika lub chłopa? Nawet gdyby zgodzić się na określenie tych dwóch rodzajów należności jednym słowem „podatek” (co budzi wątpliwości), to już mierzenie poziomu wolności taką miarą jest przejawem jakiejś umysłowej aberracji.

Poziom manipulacji w tym wypadku jest tym większy, gdy zechcemy policzyć rzeczywiście płacone podatki. Weźmy na przykład Kowalskiego zarabiającego miesięcznie 3000 brutto. Kwota wypłaty netto wyniesie w jego wypadku 2156,72. Jeśli połowę tej kwoty przeznaczy na bieżącą konsumpcję, to dodatkowo zapłaci w postaci podatku VAT 150-200 PLN. Czyli w sumie podatki w jego wypadku wyniosą około 1/3 dochodu. W zamian za to ma dostęp do podstawowej opieki lekarskiej, darmową szkołę dla dzieci, widoki na jakąś emeryturę lub rentę oraz – co nie jest do pominięcia: satysfakcję z utrzymywania „elity” (do której JKM bez wątpienia należy) ;-).

Dlaczego więc wolnościowcy twierdzą, że pół roku pracujemy na państwo? Odpowiedź krótka: bo to durnie są. Dłuższa odpowiedź musi się wiązać z odsłonięciem istoty tej manipulacji. Podstawą tego twierdzenia jest „dzień wolności podatkowej”: do obliczenia, kiedy ów dzień przypada, służy stosunek udziału wydatków publicznych do produktu krajowego brutto.

Zastanówmy się. Jeśli korporacja otworzy w Polsce fabrykę i podzieli się z państwem częścią swoich zysków, a to państwo wybuduje z tych pieniędzy drogę po której pracownicy będą dojeżdżać do fabryki, to rzeczywiście mamy do czynienia ze zniewoleniem?

Oczywiście podatki nie są w Polsce sprawiedliwe i zapewne są tacy, którzy płacą więcej niż połowę swoich dochodów. Jednak mącenie takich durni jak JKM wcale nie pomaga w rozwiązaniu tego problemu. Oni dostają gęsiej skórki już na słowa „sprawiedliwe podatki”. Bo zarabiający kilkadziesiąt tysięcy poseł chciałby przecież płacić kwotowo tyle samo, co biedak zarabiający kilkukrotnie mniej.

Miejmy nadzieję, że prace nad jednolitym podatkiem uda się rządowi w przyszłym roku szczęśliwie zakończyć. Na bardziej rewolucyjne rozwiązanie jakim byłaby rezygnacja z podatku dochodowego przyjdzie poczekać na gorsze (niestety) czasy.

Dwa i pół tysiąca lat temu grecki filozof Heraklit opisywał przy pomocy metafory rzeki ciągle zmieniający się świat. Wszystko płynie i „nie można wejść dwa razy do tej samej wody”. Także czas odmierzany zegarem komputera płynie nieustannie. Czy jednak metafora rzeki pasuje do opisu działania komputera? Próba odpowiedzi na to pytanie pozwala lepiej zrozumieć strukturę programów komputerowych.

Działanie programu jest napędzane zegarem komputera, który nigdy się nie zatrzymuje (chyba, że wskutek awarii lub wyłączenia zasilania). Nie mamy możliwości wpływania na ten proces. Raz uruchomiony program działa bez naszej ingerencji a czasem nawet wiedzy – deterministycznie i automatycznie.

W rytm zegara następują w programach dwa rodzaje przepływów: przepływ danych i przepływ sterowania.

Upraszczając nieco problem można rzec, że przepływ sterowania wiąże się z wykonywaniem przez komputer kolejnych instrukcji programu, a przepływ danych z wykonywanymi przez ten program działaniami:

komputer → sterowanie → dane

Czyli komputer wykonuje instrukcje, a te instrukcje powodują zmiany stanu (pamięci) komputera. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby taki sam stan mógł pojawiać się wielokrotnie. W odniesieniu do świata maszyn Heraklit nie miał więc racji. Jednokierunkowość zmian w czasie jest jedną z różnic między człowiekiem a maszyną.

Drugą istotną różnicą jest determinizm. Przepływ danych i sterowania odbywa się w sposób automatyczny. Po uruchomieniu programu komputer samodzielnie (automatycznie) wykonuje kolejne jego instrukcje. Można z góry przewidzieć kolejność wykonywania działań (na tym przecież polega programowanie maszyn). Człowiek tymczasem przed każdym działaniem podejmuje świadomą decyzję.

Te dwa zagadnienia wyglądają paradoksalnie:

1. Istnieje pozorna sprzeczność między trwałością a przemijaniem. Komputer może bez końca wracać do stanu początkowego (trwałość), a jednak każdy program zaczyna się i kończy (przemijanie).

2. W przypadku większości programów następuje interakcja z otoczeniem. Jeśli program wydrukował raport na drukarce, to nie może już tego cofnąć. Nie ma powrotu do stanu w którym kartka była czysta! Jak to pogodzić z tezą o możliwości powrotu do stanu początkowego?

3. Z kolei interakcja między komputerami i ludźmi (lub ludźmi za pośrednictwem komputerów) wiąże się z brakiem determinizmu, gdy tymczasem komputery działają deterministycznie (automatycznie).

Aby wyjaśnić te paradoksy, musimy dobrze rozumieć na czym polega przepływ sterowania, co to jest stan komputera oraz jak wygląda automatyzm działania w przypadku interakcji z otoczeniem.

Przed wyborami to Donald Trump był atakowany za swoje wątpliwości co do możliwości sfałszowania wyborów. Teraz „nie odpuszcza” kandydatka spoza dwóch wielkich partii Jill Stein. Ona oczywiście nie ma szans na zwycięstwo, ale chciałaby aby wygrała Clinton. Nie wiadomo, czy Demokraci mają coś z tym wspólnego, ale akcję popierają. Trump skomentował to dwoma słowami: „to żałosne”. Podobnego zdania jest sędzia Bernard A. Moore z Pensylwanii, który odrzucił petycję o ponowne przeliczenie głosów.

Sędzia stwierdził, że nie ma żadnych dowodów na to, że maszynowe liczenie głosów nie było poprawne, a poza tym petycja nie została złożona poprawnie i z właściwymi opłatami.

Ludzie, którzy nie potrafią działać zgodnie z prawem chcieliby decydować o losach świata? Skąd my to znamy? W Polsce tacy sami szmaciarze toczą kolejną wojnę o TK nie przejmując się prawem. Nic dziwnego, że przedstawiciel amerykańskich szmaciarzy Barack Obama będąc w Polsce raczył wyrazić swe poparcie dla lokalnych towarzyszy, karcąc legalne władze.

Trzeba jednak przyznać, ze w USA elity zachowują przynajmniej jakieś pozory. W Polsce chamówa na całego. „Etyczka” Magdalena Środa w jednym z komentarzy pisze o Jarosławie Kaczyńskim: „Prezes lubi zapach gnojówki, koi go, pozwala zapomnieć o wyrzutach sumienia z powodu śmierci brata…”

Głęboki konflikt polityczny jest męczący i chyba większość zwykłych ludzie ma go dość (poza tymi oczywiście, którzy nim żyją). Jednak jakiekolwiek próby kompromisu nie są możliwe. Nie ma bowiem kompromisu między kłamstwem a prawdą. Możemy się pięknie dzielić, jeśli różni nas ocena faktów i - w pewnych granicach - system wyznawanych wartości. Jeśli jednak brakuje szacunku dla faktów, ignoruje się logikę – to znaczy, że mamy do czynienia z głupotą. Politycy tak postępujący albo są głupi, albo ukierunkują się na tych wśród wyborców, którzy prawdę mają za nic. Gorzej, że taką samą postawę obserwuje się wśród sędziów i dziennikarzy. Oto na przykład TK łamiąc ustawę, którą sam uznał za konstytucyjną podjął decyzję niezgodną z prawem. Rzecz zupełnie bezsporna. Pan „dziennikarz” Stankiewicz powtarza tymczasem za politykami zwyczajową w takiej sytuacji mantrę o winie obu stron. Gdyby takie myślenie się upowszechniło to mielibyśmy na przykład taką sytuację: co z tego, że wymusiłem pierwszeństwo, skoro kierowca którego „stuknąłem” akurat rozmawiał przez komórkę?

Powyższa analogia odsłania nam inny jeszcze obszar przykrej manipulacji. Posługiwanie się analogiami powinno służyć objaśnieniu. Tymczasem są one używane aby w miejscu gdzie nie ma rzeczowych argumentów „dokleić” coś choćby odrobinę podobnego. Wczoraj sejm podjął próbę regulacji sytuacji jaka miała miejsce w Warszawie 11 listopada – gdy ratusz zgodził się na kontrdemonstrację na trasie Marszu Niepodległości. Regulacje mają zapobiec takim potencjalnym konfliktom. Kontrmanifestacje mogą odbywać się w odległości co najmniej 100 metrów od głównej manifestacji. Konieczne jest przy tym wprowadzenie hierarchii – by wiadomo było kto ma ustąpić. Wskazano na manifestacje i zgromadzenia cykliczne, a w następnej kolejności patriotyczne i religijne. Wydawało by się, że nie ma tu nic kontrowersyjnego. Tymczasem dla posła PO sytuacja jest analogiczna z tym, co działo się w Niemczech w latach 30-tych. Bo – jak powiada poseł Borys Budka - tam też faszyzm zaczął się od demonstracji.  

Problem cenzurowania treści politycznych na Facebooku nie dotyczy tylko Polski. W Polsce stało się o tym głośno, gdy zaczęto cenzurować prawicowe treści.

Wcześniej Facebook był oskarżany przez Republikanów o podobne praktyki w USA. Pod koniec kampanii wyborczej obserwowaliśmy dość dziwne trendy we wszystkich mediach społecznościowych. Odbyła się też w tych mediach prawdziwa wojna na fałszywe wiadomości (teraz oczywiście lewactwo płacze, że ono padło w tej wojnie ofiarą – choć uczestniczyło w niej z wielką ochotą).

To jednak nie wzbudziło takich kontrowersji, jak przecieki z Facebooka – że cenzura ma być elementem strategii tej firmy. Chodzi mianowicie o wejście na rynek chiński. Bez możliwości cenzurowania treści nie ma żadnych szans, by chińskie władze zgodziły się na ekspansję Facebooka w tym państwie. Tu już nie chodzi o to, że zatrudnieni przez FB ludzie ulegają swoim prywatnym preferencjom. Tworzone są algorytmy, które będą z automatu blokować „wywrotowe treści”. A na dodatek firma zamierza „umyć ręce” i przekazać stworzone narzędzia pod kontrolę lokalnych władz! Według NYT te działania wzbudzają kontrowersje wśród pracowników Facebooka. Rzeczniczka firmy poinformowała w związku z tym, że żadne decyzje nie zostały jeszcze w tej kwestii podjęte.