Za sprawą posynodalnej adhortacji apostolskiej „Amoris laetitia” w Kościele Katolickim rozgorzała dyskusja na temat logiki roli klasycznej. Chrystus mówił: „Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi”. Czy to oznacza, że zawsze istnieje rozstrzygnięcie zero jedynkowe? Albo prawda albo kłamstwo? Grzech lub brak grzechu? Tak zwani rygoryści twierdzą, że tak. Papież Franciszek chciałby oceniać czyny człowieka stawiając miłosierdzie przed prawem. Publicysta www.pch24.pl komentuje: Nie ma zero-jedynkowych sytuacji? Należy ich unikać, bo tchnie to faryzeizmem? A co w takim razie z „moralnym Westerplatte”, „sprawami, od których nie można odstąpić, nie można zdezerterować”? Co z wezwaniem, by „wymagać nawet wtedy, gdy inni od nas wymagać nie będą”? Przecież te czasy, które przepowiadał św. Jan Paweł II [...], już nadeszły.
Cały „raban” dotyczy przede wszystkim dwóch kwestii: czy można dać rozgrzeszenie rozwodnikom żyjącym w nowych związkach i parom homoseksualnym. Polscy biskupi popierają kardynałów, którzy zwrócili się do Papieża z prośbą o zajęcie jednoznacznego stanowiska. Jeden z polskich biskupów mówi wprost:

1. Czy rozwodnikom żyjącym w nowych związkach można dziś udzielać Komunii Świętej? Nie można było tego czynić ani przed Amorsi laetitia, ani nie można tego robić teraz”. – Doktryna Kościoła nie może ulec zmianie, w innym przypadku bowiem Kościół przestałby być Kościołem Chrystusa zbudowanym na Ewangelii i Tradycji. Żadnemu człowiekowi nie wolno zmienić doktryny, ponieważ nie jest Panem Kościoła.

2. Czy można rozgrzeszać pary homoseksualne? Akty homoseksualne są „bardzo ciężkim grzechem” i stanowią zachowania sprzeczne z ludzką naturą.

Analizując te wypowiedzi z punktu widzenia logiki dostrzegamy jeden słaby punkt, który sprawia – że nie jest wypowiedź zero-jedynkowa. Gdyby biskup dwołał się jedynie do Ewangelii – pozostałoby ustalić, czy jego słowa są zgodne z nauczaniem Chrystusa. Jeśli jednak odwołuje się do Tradycji – to dopuszcza zmiany (cokolwiek zwiążecie na Ziemi – będzie związane a co rozwiążecie – będzie rozwiązane).

Minister Radziwiłł podsumowując rok pracy w resorcie wymienia wśród osiągnięć program „darmowe leki dla seniora”, oraz zatrzymanie procesu prywatyzacji szpitali. Rzeczywiście „poprzedni rząd próbował urynkowić służbę zdrowia, w której pacjent był raczej pozycją w bilansie, a nie osobą, której trzeba pomóc”. Jednak za nie robienie czegoś, rząd raczej w Polsce nie zapunktuje. Podobnie z „darmowymi lekami”, których jest tak mało, że pacjenci praktycznie nie widzą zmiany. Prawdziwa rewolucja szykuje się w przyszłym roku. Minister dużo mówi o zmianach organizacyjnych, ale do listy prospołecznych działań rządu można dopisać przede wszystkim „zapewnienie powszechnego dostępu do podstawowej opieki zdrowotnej każdemu pacjentowi, także osobom nieubezpieczonym”. Obecnie jest to około 6% społeczeństwa. W dużej części są to osoby pracujące na umowę o dzieło. Minister słusznie zauważył, że one płacą podatki jak wszyscy, ale część tych podatków nie idzie – jak w przypadku pozostałych pracowników – na służbę zdrowia. Ale to przecież nie jest winą pracownika, a często nie ma on wyboru.

 

Wobec zagrożenia „populizmem” francuskie elitki postanowiły, że nie wystawią jako kandydata w wyborach prezydenckich kolejnego aroganckiego dupka, tylko kogoś o poglądach zbliżonych do Trumpa. Media już ogłosiły, że po zdecydowanej wygranej w pierwszej turze prawyborów francuskiej prawicy, to Francois Fillon będzie następnym prezydentem Francji.

Z takim przeciwnikiem Le Pen nie ma szans. Wyjątkiem jest lisi Nesweek – który wbrew sondażom (dają jej tylko 40% szans na wygraną z Fillonem) Le Pen jest coraz bliżej prezydentury. Równie inteligentny i znający się na rzeczy Jędrzej z „Rzeczpospolitej” woła tymczasem, że „Francja ma wreszcie przywódcę”. Znając trafność dotychczasowych przewidywań tych panów – może być różnie.

Ale jedno jest prawie pewne - Władimir Putin już może czuć się zwycięzcą. Zarówno Le Pen jak i Fillon uważają, że sankcje są absurdalne – a z Rosją trzeba współpracować a nie się bić.

Jakieś klik nastąpiło chyba nawet w naszej telewizji, bo informacji zamiarze instalacji broni rakietowej w obwodzie Kaliningradzkim nie potraktowano jako dowód na agresywną politykę Rosji. W komentarzu korespondent poinformował, że instalacje w Polsce i Rumunii mogą służyć do zaatakowania Moskwy i Soczi, a umieszczone w bliskiej odległości S400 mogą te instalacje łatwo zniszczyć. Dodał, że to najwyraźniej sygnał dla prezydenta Trumpa – by się zastanowił, czy warto wydawać krocie na coś, co można tak łatwo zniszczyć.

 

Polacy z uwagą śledzą doniesienia na temat formułowania rządu przez Prezydenta – elekta USA, Donalda Trumpa. Ogłoszone kandydatury potwierdzają, że Trump zamierza prowadzić politykę taką, jaką zapowiedział w kampanii wyborczej. Dotyczy to także polityki międzynarodowej – choć tu dużą niespodzianką może być nominacja na sekretarza stanu (odpowiednik ministra spraw zagranicznych) Mitta Romneya. Donald Trump spotkał się z tym politykiem w ostatni weekend. Jednak po rozmowie poinformowano jedynie, że dotyczyła ona geopolityki i obie strony są bardzo zadowolone z jej przebiegu. Zaskoczeniem jest nie tylko to, że Romney ostro krytykował wcześniej Trumpa, ale także to, że jest postrzegany jako krytyk Rosji Putina. Były ambasador Polski w USA wyznał nawet, że w razie tej nominacji, Polacy powinni w podzięce pielgrzymować do Częstochowy. Grozi nam bowiem ciągle, że Polska stanie się kartą w grze między Rosją a USA.

Innego zdania jest Jacek Bartosiak - który uważa, że wynik wyborów nie będzie miał znaczącego wpływu na geopolitykę prowadzoną przez USA. W wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" zarysował on swoje postrzeganie sytuacji geopolitycznej następująco:

Amerykanie nie są już tak wszechpotężni jak w ostatnich 25 latach ani też, co oczywiste, nie dysponują niekończącymi się zasobami, zwłaszcza w porównaniu z łącznymi zasobami Chin i Rosji. Dlatego mogą mieć pokusę prowadzenia coraz bardziej elastycznej polityki wobec procesów zachodzących w Eurazji. [...]

Jeśli Chinom uda się odwrócić znaczenie „lądu" i „morza" [projektem „Nowy Jedwabny Szlak”], to wywrócony zostanie także niekorzystny dla nas dualizm gospodarczy, oczywiście kosztem zachodnich społeczeństw. Powstałaby wtedy zupełnie nowa architektura gospodarcza świata. Problem tylko w tym, że nie wiadomo, czy po drodze nie byłoby wojny.  […]

W naszej sytuacji do dalszego rozwoju po strasznym XX wieku bezwzględnie potrzebujemy pokoju, ale jednocześnie dobrze by było, gdybyśmy znaleźli się w końcu w centrum systemu światowego handlu, a nie na jego peryferiach czy półperyferiach, gdzie jedynym naszym atutem jest tańsza siła robocza.  […]

Powinniśmy z Chinami robić interesy, przyciągać do siebie chiński biznes, oczywiście na mądrych i korzystnych dla nas zasadach. Ale powinniśmy zarazem pamiętać, że jeszcze przez długie dziesięciolecia oddziaływanie kapitałowe Pekinu nie będzie miało większego znaczenia dla bezpieczeństwa Polski. […]

Chiny są supermocarstwem gospodarczym i moglibyśmy dzięki nim spróbować odwrócić pewne niekorzystne relacje, jakie mamy choćby z Niemcami, którzy cały czas dbają o to, by mieć nad nami przewagę organizacyjno-kapitałową. […]

Druga strona tego medalu jest taka, że im będziemy ważniejsi dla Amerykanów, tym większe będzie niebezpieczeństwo, że staniemy się ofiarą coraz większego napięcia między USA a Rosją. W tym zakresie nie ma prostych i łatwych decyzji

Wystarczy jednak przyjąć, że Putin to samo zło, a każdy kto myśli inaczej to ruski szpion, aby wszystko stało się proste i łatwe. Przestaje mieć znaczenie problem dominacji Niemiec, straty gospodarcze związane z sankcjami, niebezpieczeństwo uwikłania Polski w wojnę z Rosją, korzyści z Nowego Jedwabnego Szlaku, czy odradzanie się faszyzmu na Ukrainie. Ważne jest tylko to, abyśmy wytropili wszystkich szpionów i nie ulegli ruskiej propagandzie. Takie postawienie sprawy w ostatnim programie Jana Pospieszalskiego „Warto rozmawiać” doprowadziło dziennikarza do prostego wniosku – że sam jest „pożytecznym idiotą”, który ulega ruskiej propagandzie – wierząc, że Bandera to zbrodniarz i zaglądając na stronę internetową zmianynaziemi.pl.

I co teraz będzie z Panem Janem? Jak sobie poradzi ze swymi poglądami grożącymi schizofrenią? Nadal będzie twierdził, że „warto rozmawiać”, czy też doda do tytułu audycji: „ale nie ze szpionami”, po czym złoży dymisję?

Problem nie dotyczy jednego dziennikarza. Niestety tak samo ukształtowana jest umysłowość ludzi, którzy są odpowiedzialni za kształt polskiej polityki zagranicznej – także w sferze intelektualnej. Nawet w teoryjce Bartosiaka nie ma mowy o nowej sytuacji geopolitycznej wynikającej z rezygnacji z ekspansywnej polityki polegającej na bogaceniu się silniejszych kosztem słabszych. Tymczasem wygrana Trumpa to także wyraz tęsknoty za światem w którym szuka się strategii w której wszyscy wygrywają (wi-win), a nie „nowej gry” ze z góry rozdanymi rolami (USA – główny rozgrywający, Polska pionek, Chiny – przeciwnik, Rosja – wróg).

Pisarz Adam Zagajewski, wyjaśnia niemieckim czytelnikom, że "Polska jest krajem bardzo katolickim". "Jednak dla naszych najważniejszych intelektualistów - z nielicznymi wyjątkami - katolicyzm jest czymś obcym. Większość z nich przeciwna jest też obecnemu rządowi".

Zamiast „najważniejszych intelektualistów” wystarczy wpisać „elity” i mamy trafną diagnozę jednego z głównych pól konfliktu. Drugi ważny obszar także jest w tekście zarysowany – i jak poprzednio nie do końca trafnie. Niemcy piszą, że pod rządami Donalda Tuska Polska "upajała się modernizacją i zapomniała przy tym o zwykłych ludziach". A przecież nie chodzi tylko o „zapomnienie” - bo nie wszyscy „zwykli ludzie” chcieli w ciszy znosić upokorzenia. Chodzi o pogardę, której symbolem są określenia typu „moherowe berety” lub „bydło” - użyte przez Tuska.

PiS doszedł do władzy dzięki poparciu narodu, który chciał odzyskać swą godność i swoją tożsamość.