My, Polacy, stajemy przed Tobą wraz ze swymi władzami duchownymi i świeckimi, by uznać Twoje Panowanie, poddać się Twemu Prawu, zawierzyć i poświęcić Tobie naszą Ojczyznę i cały Naród.

To fragment „Jubileuszowego Aktu Przyjęcia Jezusa za Króla i Pana” wygłoszonego wczoraj w krakowskich Łagiewnikach. Dziś ma on zostać powtórzony we wszystkich kościołach całej Polski.

W czasie intronizacyjnej Mszy świętej homilię wygłosił biskup Andrzej Czaja. Mówił o tym, że to nie może być tylko deklaracja. Że musimy podjąć indywidualny wysiłek przemiany. A przede wszystkim – dążyć do narodowego pojednania. „Tak dłużej być nie może” - wołał.

Czy religia ma dziś taką siłę jednoczenia, jak w przyszłości? Lech Makowiecki na łamach 'wPolityce' pisze: „zastanawiam się, czy w 1.050-letniej historii państwa polskiego była jakaś inna, skuteczniejsza od Wiary idea jednocząca Naród do wspólnych działań w obronie naszego tu trwania. I nic takiego nie potrafię wskazać…”.  Jednak link do tekstu zawiera tytuł „Intronizacja Chrystusa na Króla Polski – kij w lewackie mrowisko”. Tekst jest najwyraźniej reakcją na „liczne złośliwe wpisy na wszelkich forach informujących o jubileuszowym akcie przyjęcia Jezusa za Króla i Pana Polski”. Wśród tych wpisów nie brak głosów, że Polski należy się wstydzić z powodu takiego zacofania. Do ataku na Kościół wykorzystywana jest barwna postać księdza Natanka i jego konflikt z Kurią Krakowską. Intronizacja Chrystusa – która była jednym z głównych wątków działalności kontrowersyjnego księdza – nie spowodowała zakończenia sporu w duchu Chrystusa. Być może jednak z czasem on straci na znaczeniu wobec wielkiego dzieła jakie się dokonało. Podobnie jak dziś już nikt nie wspomina o podziale na „kościół toruński” i „kościół łagiewnicki”. Jednak naiwnością byłoby oczekiwać, że wrogowie Kościoła i Polski zachowają przynajmniej taką wstrzemięźliwość, jaką zachowywali partyjni przywódcy PRL’u po roku 1966. Każdy kto pamięta lata Gierka musi być zszokowany porównaniem swobody z jaką działał w Polsce Kościół Katolicki wówczas – z siłą ataków medialnych obecnie.

Wzywanie do pojednania może mieć sens jedynie jako program przyjęcia katolickiej etyki – zwłaszcza w życiu społecznym. Czyli – de facto – przyjęcie społecznego nauczania Kościoła. Uznanie, że w roku 1991 zrobiliśmy błąd odrzucając to nauczanie – głoszone wprost do nas przez Papieża Jana Pawła II. Natomiast ataki ze strony wrogów Kościoła i Polski po prostu należy ignorować i robić swoje. Rozsądni ludzie dostrzegą jałowość tych ataków.

 

Wicepremier Morawiecki ogłosił w trakcie „Kongresu 590” w podrzeszowskiej Jasionce „Konstytucję dla biznesu”. Przywraca ona zasadę jaka pojawiła się w słynnej „Ustawie Wilczka”: co nie jest zabronione, jest dozwolone. Czyli wolność podejmowania wszelkich działań, z wyjątkiem tych, których zakazują przepisy prawa. To dość niesamowite, ale ten prosty zapis naprawdę jest w Polsce potrzebny! Zniknie numer regon – więc być może przedsiębiorca nie będzie już musiał zgłaszać urzędom, jaki rodzaj działalności zamierza prowadzić. Nareszcie!

Poza tym w nowej ustawie ma się znaleźć następujące regulacje:

1. Wprowadzenie działalności nierejestrowanej. Czyli można prowadzić drobną działalność gospodarczą nie będąc przedsiębiorcą.

2. Rolnicy nadal nie będą przedsiębiorcami.

3. Zasada rozstrzygania wątpliwości formalnych i prawnych na korzyść przedsiębiorcy.

4. Ograniczenie i usprawnienie administracji. Między innymi wprowadzenie zasady proporcjonalności działań, ograniczenie i uszczegółowienie zasad kontroli. Wprowadza się zasadę milczącej zgody: jeśli po upływie ustawowego czasu wydania jakiejś decyzji urzędowej, przedsiębiorca nie dostanie sygnału z urzędu, może zakładać, że jest ona pozytywna.

5. Ograniczenie „rozpasania prawnego”: Rada Ministrów może przyjąć projekt ustawy określającej warunki podejmowania i wykonywania działalności gospodarczej, jeżeli wykazano, że jej cele nie mogą zostać osiągnięte za pomocą innych środków.

6. Dla osób fizycznych jeden wpis do centralnej ewidencji i NIP jako uniwersalny identyfikator.

7. Pół roku zwolnienia z ZUS dla nowych przedsiębiorców.

Zapowiedziano także szereg innych działań – między innymi „Ustawa o elektronizacji gospodarki” ma pozwolić na zwiększenie obrotu bezgotówkowego oraz upowszechnienie elektronicznej formy komunikacji.

Więcej szczegółów można znaleźć w niezbyt obszernym oryginale Konstytucji, lub jeszcze krótszym opracowaniu na stronie businessinsider.com.pl.

Tą konstytucją Minister Morawiecki proponuje pakt z przedsiębiorcami: „my tworzymy jak najlepszą przestrzeń regulacyjną dla przedsiębiorców, wy będziecie budować wysokojakościowe miejsca pracy”.

Oczekiwania wobec przedsiębiorców zostały tu sformułowane w sposób dość dziwny. Brak jednoznaczności może wynikać z ostrożności. Rząd działa bowiem w skrajnie nieprzychylnym środowisku i cokolwiek da się zinterpretować (nawet manipulując słowami) przeciw niemu – zostanie tak zinterpretowane.

Przykładem może być tekst w Polityce zatytułowany: "Konstytucja dla biznesu Morawieckiego dzieli przedsiebiorców na swoich i tych skażonych III RP”. Autorka nawet nie stara się udowodnić tytułowej tezy (a może tytuł nadał redakcja?), a w miejsce krytycznego opisu „konstytucji” mamy powoływanie się na „protesty przedsiębiorców” w zupełnie innych kwestiach.

Prawdziwy pakt jakiego Polska potrzebuje to zgoda na to, że wraz ze zmniejszeniem nadzoru państwa nad przedsiębiorcami oni postarają się prowadzić biznes w sposób etyczny. Byłoby wspaniale, gdyby w tej kwestii wypowiedział się Episkopat Polski. Ważna jest także reforma podatkowa. Powszechna dezaprobata dla „kombinatorstwa” będzie możliwa tylko wtedy, gdy podatki będą odczuwane jako sprawiedliwe. Tymczasem pojawiają się głosy, że rząd może zrezygnować z projektu jednolitego podatku.

Pani Premier goszcząc na Kongresie 590 powiedziała, że chciałaby aby gdy będzie kończyć swoją misję premiera, mówiono o Bawarii jako polskim Podkarpaciu. Te regiony są często porównywane. Na pewno istnieje jedno podobieństwo między nimi, które nie jest nigdy podkreślane. Poczucie pewnego stopnia kulturowej odrębności. Nawet przełączanie kanałów telewizji z lokalnego na ogólnokrajowy może wiązać się z poznawczym dysonansem.

Być może w jakimś stopniu taka różnica jest naturalna. Jednak ostrość obecnego konfliktu politycznego sprawia, że przesiąknięta polityką telewizja ogólnopolska jest bardzo trudna w odbiorze. Tymczasem lokalne informacje dają w większym stopniu poczucie wspólnoty. Reporterzy często trafiają z kamerą do zakątków naprawdę ciekawych i odszukują ludzi z pasją. Wczoraj na przykład obok reportaży ze wspomnianego Kongresu znalazło się miejsce dla filmu o małej firmie z Lisich Jam. Gdzie to w ogóle jest? Nawet na Podkarpaciu mało kto zna tą miejscowość. Lubaczów to jest z pewnością daleka prowincja, a Lisie Jamy to niewielka wieś pod Lubaczowem. Tam właśnie młody człowiek założył firmę „Game Over Cycles”, w której powstają fantastyczne pojazdy:

Kongres 590 też zorganizowało dwóch młodych ludzi – choć akurat nie z Podkarpacia. Lokalna telewizja potraktowała kongres jako okazję do rozmowy nad dynamiką zmian gospodarczych i ekspansją lokalnej innowacyjności. Tego właśnie brakuje najbardziej w mediach ogólnopolskich. Realizujemy bezprecedensowy program gospodarczy, tymczasem jeśli ten temat pojawia się w mediach, to tylko w formie krytyki. Nie ma prezentacji programu jako okazji, promocji i zaangażowania pod hasłem: „zróbmy to razem”. To w dużej mierze wynika ze słabości środowisk zwanych „polską nauką” (chyba nawet program Messnera miał więcej bieżących opracowań i publikacji). Jednak rola mediów jest nie do pominięcia.
Zorganizowany z budzącym podziw rozmachem Kongres 590 stał się dla mediów okazją do znęcania się nad niezbyt roztropną wypowiedzią Prezesa Kaczyńskiego (oczywiście dodatkowo zmanipulowaną – jakoby przedsiębiorcy nie inwestowali na złość władzy), albo do tropienia sponsorów, którzy wspierają „pisowską konkurencję dla Krynicy”. Tymczasem formuła Kongresu jest zupełnie inna. To wspaniała promocja przedsiębiorczości, a nie okazja do spotykania się decydentów radzących o Wielkich Problemach.

Niestety odrębność kulturowa Podkarpacia nie jest aż tak wielka, aby typowe dla Polski pieniactwo tu nie miało miejsca. W takich kategoriach należy oceniać próbę przyznania Lechowi Wałęsie tytułu honorowego obywatela miasta Rzeszów. Ta inicjatywa miejscowych KOD-ziarzy ma jeden tylko cel: wywołanie awantury (skuteczne zresztą). Przed „wielką polityką” nie ma ucieczki…..

To co dzieje się z amerykańską walutą po wyborach w USA stoi w doskonałej sprzeczności z głoszonymi obawami. Na tydzień przed wyborami 400 ekonomistów amerykańskich podpisało się pod listem w którym wieszczyli: "Jeśli Donald Trump zostanie wybrany, będzie stanowił zagrożenie dla demokratycznych i ekonomicznych instytucji oraz dla dobrobytu państwa". Jeszcze w dniu wyborów chwilowy spadek kursu dolara opisywano gdzieniegdzie jako początek katastrofy. Od tamtej pory dolar zyskał do euro (i złotego) kilka procent. Tłumaczenie tego oczekiwaniem na podwyżki stóp procentowych w USA jest niepoważne.

W czasach słusznie minionych telewizja nadawała cykl filmów o historycznej tematyce. Nawiązuje do niego słynna scena z filmu Barei „Miś” - w której kot ma udawać zająca.

Od tamtej pory określeniem „prawda czasu – prawda ekranu” opisuje się szczególnie żenującą propagandę. Najwyraźniej idealnie pasuje to do oceny ekonomicznych skutków prezydentury Trumpa. Gdy masz podpisać propagandowy list, który daje poczucie wspólnoty w nienawiści – przychodzi to znacznie łatwiej, niż gdy masz postawić na giełdzie żywą gotówkę. Nawet krytycyzm wobec tego hazardu nie zmienia faktu, że kursy giełdowe lepiej oddają rzeczywistość, niż opowieści medialnych ekspertów.

Ciekawe rzeczy dzieją się w Chinach. Wczoraj nastąpił spadek kursu dolara do yuana – do poziomu sprzed wyborów. Dzisiaj od rana nastąpił powrót do poziomu sprzed spadku. Ale te wahania mieszczą się w korytarzu ułamka procenta, gdy tymczasem wobec euro dolar zyskał prawie 3% a wobec złotówki ponad 5%.  

W polskiej przestrzeni medialnej często pojawiają się zapowiedzi – zwłaszcza dotycząc wielkich afer - za którymi nie idą żadne działania. Brak odpowiedzialności za własne działania jest chyba największym problemem w Polsce. Nawet wtedy, gdy są to działania będące ewidentnym przestępstwem. Wczorajszy program „Minęła 20” w TVP Info dotyczył w istocie tego właśnie problemu. Jednym z gości (druga część programu) Michała Rachonia był wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł. Gość został zapytany o konkretne działania prokuratury w sprawie nie dopełnienia obowiązków przez osoby przygotowujące zakończoną katastrofą wizytę w Smoleńsku w 2010 roku, o nie dopełnienie obowiązków przez prowadzących śledztwo w sprawie tej katastrofy, o wnioski z audytu. Wiceminister nie umiał odpowiedzieć nic konkretnego. Zasłaniał się tajemnicą i krótkim czasem jaki minął od reorganizacji prokuratury. Statystyka chyba nie jest tajemnicą państwową? Dlaczego wiceminister nie umie powiedzieć na przykład: w wyniku audytu wszczęto tyle a tyle śledztw, z czego tyle jest ba etapie przygotowywania aktu oskarżenia? Zamiast tego pohukiwanie – jacy to oni groźni i jak ścigają i rozliczają. Niestety doświadczenie uczy, że na pohukiwaniu może się skończyć…. Rządowi zostało jeszcze 3 lata – więc nie pozostaje nic innego jak trzymać ministra za słowo.

Trzymania za słowo – tym razem Prezydenta Trumpa – dotyczyła taż pierwsza część programu. Warta oglądnięcia, bo odsłania warsztat kolejnej „gwiazdy” dziennikarstwa onetu - Bartosza Węglarczyka.

Redaktor Gazety Polskiej postawił tezę, że zmiana preferencji wyborczych dużej Polonii zamieszkującej Pensylwanię była jednym z czynników wpływających na zwycięstwo Donalda Trumpa.

  • Bartosz Węglarczyk: nie zgadzam się.
  • - Sakiewicz: ale ja liczby podawałem.
  • - Węglarczyk: ja rozumiem, tak, tak, ale nie uważam ….

Słusznie – co tam liczby. Nie zgadzam się i już. Jestem z wielkiego onetu oi matematyka mi nie straszna (w sensie: potrafię jej unikać). Skoro od „trzymania za słowo” mamy dziennikarzy, a oni są w większości tacy jak Węglarczyk – to chyba nie ma się co dziwić, że Polakom można obiecać wszystko i bez żadnych konsekwencji?