EkonomiściEkonomiści głoszący tezy, które mogą wywrócić życie tysiącom lub milionom ludzi, muszą się charakteryzować nadzwyczajnymi przymiotami charakteru. Spędzają wiele czasu na badaniach i analizach, a w nieprzespane noce przemyśliwują konsekwencje wypracowywanych decyzji i propozycji. Jeśli te decyzje nie są dla wszystkich jednakowo korzystne, to przynajmniej starają się, by sumaryczna wygrana była maksymalna.

Czy ktoś w to wierzy?

Oto przykład, jakim warsztatem posługuje się ekonomista postulujący zniszczenie polskiej prowincji:

Gdyby założyć, że wydajność pracy nie powinna być tam mniejsza niż połowa wydajności poza rolnictwem, to pracować powinno tam nie 2,4 mln, ale ok. 1 mln osób. Na tej bardzo szacunkowej podstawie przypuszczam, że rezerwa zatrudnienia w rolnictwie, czyli ukryte bezrobocie, wynosi tam 1–1,5 mln osób”. [Stanisław Gomółka „Wedka-dla-Polski-B-i-C”]

Na nowojorskim uniwersytecie Stony Brook powstał program, analizujący treść książki w celu stwierdzenia, czy będzie to bestseler. Oczywiście komputer nie potrafi ocenić wartości artystycznej dzieła. Okazuje się jednak, że analiza stylistyczna i gramatyczna wystarczy, by ze skutecznością 84% wytypować bestseller.

 

Łupkowanie

Gdy ostatnio nasiliły się doniesienia prasowe o wycofywaniu się koncernów poszukujących gazu łupkowego w Polsce, można było podejrzewać, że chodzi o wzmocnienie nacisków na władze. Gdy tylko premier ogłosił, że „Polska nie będzie utrudniać wydobycia gazów z łupków", okazało się że gaz jednak jest. W międzyczasie okazało się, że głównym udziałowcem w firmach poszukiwawczych ma nasz „dobroczyńca” Soros (on już chyba będzie nas dutkał do samej śmierci :-( - widać to lubimy).

Polska ma duże złoża gazu konwencjonalnego (na około 30 lat przy obecnym wydobyciu (5 mld m3 – około 1/3 zużycia). Wydobycie to można zwiększyć. Można zintensyfikować prace zmierzające do zmniejszenia zużycia (ciepło z odwiertów, niekonwencjonalne metody spalania węgla). A na dodatek kilka miesięcy temu Dziennik Gazeta Prawna doniósł, że PGNiG odkryło ogromne złoża gazu ziemnego w Libii. Sprawa wyszła na jaw, gdy pochwalili się tym Libijczycy, bo nasza spółka „ani słowem nie zająknęła się o znalezisku. Ba, zamierza się wycofać z Afryki Północnej”. Dlaczego? Bp ma zamiar zmienić „strategię poszukiwawczą” z powodu obaw o stabilność polityczną w regionie. Kiedy szukali, to się nie bali?

Jednak skoro nasz dobroczyńca Soros zainwestował, to nic się nie da zrobić … :-(.

Minister Szczurek mówił w Davos, że „Polska jest otwartą gospodarką” i „optymizm w Europie przekłada się na sytuację naszych przedsiębiorstw i pracowników”. To są z pewnością powody do optymizmu. Chociaż do naszej gospodarki bardziej pasowałoby tu określenie „uzależniona”, niż „otwarta”. Otwartość gospodarki oznacza jedynie brak barier chroniących nieefektywne rodzaje działalności przed konkurencją z zewnątrz. Otwarta gospodarka nie musi być tak silnie uzależniona (od eksportu i kredytów) jak nasza.

Drugi powód do optymizmu, to brak decyzji w sprawie przystąpienia do strefy euro. Niezbyt jasne są tylko podane powody: „ryzyko narastania nierównowagi i nadmiernych wahań koniunktury”. Z tym brakiem równowagi może chodzić o problem z dopasowaniem wspólnej polityki monetarnej do bardzo różniących się od siebie gospodarek. Ten problem jednak nie zniknie póki nie nastąpi całkowite zerwanie z monetaryzmem. Jeszcze mniej jasny jest problem wahań koniunktury – bo skoro mamy gospodarkę uzależnioną od eksportu, to te wahania i tak będą następować (niezależnie od tego, czy i kiedy do strefy euro przystąpimy).

Optymizmem napawa sama postać ministra: młody, kompetentny, elokwentny. Nieco burzy ten obraz kolejna z wygłoszonych w Davos tez - o istnieniu „alternatywnych form finansowania rozwoju małych i średnich przedsiębiorstw oraz innowacyjności”, które mają się uaktywnić „poprzez większą dostępność informacji o pozabankowych źródłach kapitału”. Panie Szczurek! Idź na całość! Zamiast większej dostępności – można przecież uzyskać pełną dostępność! Wystarczy powiesić ogłoszenie na stronie internetowej ministerstwa. Jesteśmy wszyscy bardzo ciekawi (miejmy nadzieję, że to nie kolejne loterie lub wygłupy w rodzaju „aniołów biznesu”).

Niestety nie wszyscy są takimi optymistami, jak Minister Szczurek. Krzysztof Rybiński prognozuje rok czarnego łabedzia – czyli jakiejś katastrofy na rynkach. Ma do tego mocne argumenty w postaci zawyżonych cen akcji. Ale jako twórca „Eurogeddonu” jest też osobiście zainteresowany katastrofą, więc jego prognozy mogą nie być obiektywne. Jednak nie tylko on mówi o nadciągających problemach. Trudno polemizować z tezą, że Polska jest wśród państw, które najbardziej ucierpią po zakonczeniu "luzowania ilościowego. Te problemy zdaje się zwiastować spadek kursów walut (w tym złotego) w stosunku do euro i dolara oraz spadek cen akcji. Jednak specjaliści od giełdowych spekulacji twierdzą, że to tylko „short squeeze” - czyli spekulacyjne wychodzenie z „pozycji krótkich”, choć wygląda na „risk off” - czyli szukanie inwestycji mniej ryzykownych. Te „slangowe” opowieści niestety nie mogą nam być obojętne, gdyż wzrost inwestycji finansowych w USA może skutkować większymi problemami ze sprzedażą naszych obligacji. Na razie jednak nie ma się czym martwić, gdyż MF zaspokoiło już 50% potrzeb pozyczkowych na rok bieżący.

Miejmy zatem nadzieję na to, że Krzysztof Rybiński kolejny raz okaże się złym prorokiem ;-).

Dobrze jednak byłoby, aby Polska wykorzystała sprzyjające okoliczności do zmniejszenia uzależnienia naszej gospodarki – przede wszystkim od kaprysów rynków finansowych.

Odejście od monetaryzmu może nie jest łatwe i nie da się tego zrobić z dnia na dzień, ale trzeba na początek jasno powiedzieć, że gospodarka ma służyć ludziom, a nie rynkom fnansowym. Polityka Victora Orbana pokazuje, że to nie jest niemożliwe.

Mirosław Barszcz (były wiceminister finansów i były minister budownictwa) uważa, że wygranie przez PGP przetargu na dostarczanie przesyłek sądowych urąga zdrowemu rozsądkowi: Gdyby człowiek obdarzony zdrowym rozsądkiem usiadł przez moment i zastanowił się nad tym co jest ważne w przypadku obsługi kluczowego procesu dostarczenia milionów przesyłek rocznie to pewnie bez większego trudu wykombinowałby, że na pierwszym miejscu jest wiarygodność kontrahenta mierzona m.in. skalą jego dotychczasowej działalności. Potem być może pomyślałby nad jakością obsługi klientów i zastanowiłby się czy placówki pocztowe powinny spełniać jakieś standardy np. w zakresie obsługi niepełnosprawnych. Być może powinny być odpowiednio oznaczone i widoczne. Być może powinny również dysponować określoną ilość listonoszy na tysiąc mieszkańców. Być może zastanowiłby się nad gwarancjami wykonania umowy – jakąś karą umowną, gwarancją bankową czy chociaż ubezpieczeniem odpowiedzialności.

W tym komentarzu jest jeden słaby punkt. A mianowicie Pan Minister domniemywa dobrych intencji osoby odpowiedzialnej za ten przetarg. A skąd wiadomo, jakie one były? A może sprawy potoczyły się dokładnie według zamierzeń?