Wielka burza z powodu wypowiedzi pochodzącego z Podkarpacia ministra Władysława Kosiniaka-Kamysza, że za 1200zł miesięcznie da się godnie żyć. Na Podkarpaciu taka płaca jest normą. Czy ci ludzie nie żyją godnie? Mieszkając na wsi w wielopokoleniowej rodzinie i korzystając z dobrodziejstwa szarej strefy można za te pieniądze rzeczywiście spokojnie żyć. Choć rząd bardzo intensywnie pracuje nad tym, by było to coraz trudniejsze, podnosząc cały czas podatki. Najbardziej rujnujące dla Podkarpacia jest tak zwana „średnia krajowa”, od której liczone są wszystkie obciążenia. Kto na Podkarpaciu zarabia tą „średnią”? Chyba tylko menadżerowie, lekarze i niektórzy prawnicy.

Weźmy na przykład specjalistów IT, którzy wszak stanowią na tak zwanym „rynku pracy” elitę. Wedle prezesa „Informatyki Podkarpackiej” brakuje tu na dodatek wielu specjalistów, których firmy mogłyby zatrudnić od zaraz, gdyby oni byli. Można się więc spodziewać, że pełno jest ofert pracy, a oferowane wynagrodzenie rośnie. Wystarczy jednak przejrzeć dowolny portal pośredniczący w poszukiwaniu specjalistów, by zobaczyć, że to nieprawda. Ilość ofert jest bardzo niewielka, a 99% z nich kryje w sobie „alokację” do Warszawy albo innego dużego miasta (lub za granicę). Część z pozostałych pojawia się wyłącznie w wyniku obowiązujących przepisów (oferty fikcyjne z administracji, na stanowiska, które de facto nie są wolne). Wśród tych realnych trudno znaleźć pracodawcę, który uważałby że owa „średnia krajowa” dla specjalisty to nie są wygórowane żądania. Potwierdzają tę sytuację konkretne przykłady. Skoro informatyk godzi się pracować za pensję poniżej 1500 zł na netto, to zapewne nie ma lepszych ofert. Wycinkowe badania losów absolwentów pewnej uczelni pokazują, że zaledwie co piąty znajduje w krótkim czasie po skończeniu studiów pracę zgodną z kierunkiem wykształcenia i na pełny etat. Zapewne mieli zbyt wysokie żądania finansowe? W przypadku połowy z nich zapewne przekraczały one zasiłek dla bezrobotnych o co najmniej koszty dojazdu do pracy.... Iluzoryczny wydaje się też problem jakości kształcenia i dostosowania go do potrzeb przedsiębiorstw. Efektem tych działań może być najpewniej ułatwienie emigracji.

Niewiele lepiej jest z pracą dla programistów. Tu zarobki są nieco wyższe, ale biorąc pod uwagę charakter pracy, nie są one oszałamiające. Przede wszystkim jednak brakuje czegoś, co można zaobserwować w przodujących firmach IT w USA. Praca przy „ciekawym projekcie” w takiej firmie wiąże się z nie tylko z satysfakcją zawodową. Sukces rynkowy takiego projektu ma proste przełożenie na zarobki (przynajmniej poprzez otrzymywane akcje przedsiębiorstwa).

Bartosz Węglarczyk zarzuca obłudę politykom: „Gdyby oburzeni dziś działalnością NSA europejscy politycy chcieli naprawdę pokazać, jak bardzo się brzydzą niemoralnymi i nieetycznymi działaniami Waszyngtonu, powinni zacząć od zamknięcia własnych, narodowych agencji wywiadu. Czego oczywiście nie zrobią, bo owych agencji potrzebują do szpiegowania sąsiadów, i tych bliskich, i dalekich, i tych wrogich, i tych przyjaznych”.

Problem w tym, że obłuda polityków jest mniej naganna, niż szpiegowanie szpiegów. Czy na przykład polityk, który prywatnie ulega nałogowi pijaństwa, powinien głosować przeciw regulacjom zmierzającym do ograniczania patologii związanych z alkoholizmem?

Polityk ma prawo być obłudnym. A dziennikarz nie ma prawa powtarzać po politykach, że „przecież wszyscy szpiegują wszystkich”, bez wskazania swych „inspiracji”.

 

 

Wydawać by się mogło, że eksternalizacja kosztów (czyli przeniesienie ich na społeczeństwo) przez korporację dotyczy głównie zasobów naturalnych. Przy okazji uruchomienia programu „Obamacare” pojawiają się jednak analizy, pokazujące rolę systemów opieki społecznej w USA. Na przykład „52% of pracowników fast foodów w USA zarabia tak mało, że musi korzystać z jakiejś formy wsparcia publicznego”.

Opisuje to portal www.bankier.pl: „Rekordzistą pod względem kar i pozasądowych odszkodowań jest bank JP Morgan Chase. Tylko w poprzednim kwartale musiał wyłożyć blisko miliard dolarów za machlojki jednego ze swych traderów, zwanego „londyńskim Wielorybem”.

Afera „wielorybnicza” to jednak tylko wierzchołek góry lodowej. Bankierzy JP Morgana mają na karku już chyba wszystkie agendy amerykańskiego Departamentu Sprawiedliwości, które zajmowały się kwestią ustawiania stawek LIBOR, manipulacjami na rynku energii i surowców. Ale najbardziej kosztowne dla banku mogą się okazać „nieprawidłowości” w segmencie kredytów hipotecznych.

Zazwyczaj dobrze poinformowana gazeta „The Wall Street Journal” donosi, że JP Morgan osiągnął w tej sprawie porozumienie z Departamentem Sprawiedliwości. W ramach ugody bank ma ponoć zapłacić 13 mld dolarów kar i odszkodowań, z tego 4 mld USD na rzecz Federalnej Agencji Finansowania Mieszkalnictwa (FHFA). Według agencji Bloomberga porozumienie mieli negocjować osobiście prezes JP Morgan Jamie Dimon oraz prokurator generalny Stanów Zjednoczonych Eric Holder”.

 

 

Strona internetowa www.healthcare.gov jest jednym z istotnych elementów reformy ubezpieczeń w USA. Okazuje się jednak, że jej twórcy nie przewidzieli olbrzymiego obciążenia na starcie programu i pojawiły się poważne problemy. Mogą one wręcz zagrozić całej reformie.