Gdy Polska wchodziła do UE, przeciwnicy tej akcesji żartowali, że nie przetrwała żadna organizacja, do której należała Polska. Chyba nawet oni nie spodziewali się tego, że proces destrukcji nastąpi tak szybko.

Poza formalnymi regułami funkcjonowania każdej struktury politycznej, istnieją bardziej fundamentalne zasady, w imię których powołano daną strukturę do życia. Najskuteczniejszym sposobem rozwalenia strktury jest przestrzeganie formalnych reguł (czego uniknąć trudno), przy totalnej negacji tych fundamentalnych zasad. I tak właśnie postępują Polacy.

 

1. Fundamentem nie tylko UE, ale całej cywilizacji europejskiej jest racjonalizm. Już w kilka lat po przyjęciu Polski nastąpił nieoczekiwany powrót do polityki budowanej na emocjach: Skuteczność polityki Platformy Obywatelskiej – opartej na emocjach (strach przed PiS) jest przerażająca. Kryzys ukraiński ujawnił najciemniejsze strony tej sytuacji. Manipulatorzy utracili przy tej okazji wszelki umiar. Nie chodzi jedynie o możliwość dowolnego kształtowania opinii społecznej i szczucia ludzi przeciw sobie.

 

2. Odrzucenie racjonalizmu wiąże się też z utratą krytycyzmu: Nowoczesność wiązała się ze zdolnością krytyki wszystkiego [...]. W ten sposób powstała współczesna nauka. Nowe Średniowiecze wiąże się z powszechnym odrzuceniem takiej postawy. Trudno bowiem sprostać wszechobecnej propagandzie, w świetle której racjonalny obraz sytuacji wydaje się niedorzeczny. Pozostaje albo wiara w nowe dogmaty (na przykład w to, że to USA jest fundamentem naszej cywilizacji).

Wygląda na to, że jeśli Andrzej Duda nie zdystansuje się od swego dennego zaplecza politycznego, jego szanse w wyborach będą nikłe. Pokazuje to między innymi sprawa spotkania z Victorem Orbanem.

Sprawa Węgier była jednym z ubocznych wątków rozmowy Tomasza Nałęcza z Jackiem Kurskim u Moniki Olejnik (ciekawe jest to, że z tą medialną funkcjonariuszką politycy PiS nie mają skrupułów się spotykać).

Doradca „Gajowego”, Tomasz Nałęcz znany z "sensowności" i "stałości" poglądów wypominał politykom PiS ich niegdysiejszą fascynację Victorem Orbanem : „PiS ma nieczyste sumienie ws Orbana” . W odpowiedzi Jacek Kurski przyznał, że współpraca Węgier z Rosją jest „łamaniem europejskiej solidarności” (jak ta solidarność ma wyglądać, przekonują się właśnie Grecy).

Rzecznik PiS poinformował, że Jarosław Kaczyński odmówił spotkania z Viktorem Orbanem. Wiadomość ta jest szokująca i to aż z trzech powodów. Pierwszy przedstawił dzisiaj Andrzej Duda, pytany o to, czy z Victorem Orbanem powinno się rozmawiać (od 14 minuty): kontakty międzynarodowe są potrzebne; można mieć wątpliwości co do osób prowadzących agresywną politykę zagrażającą sąsiadom – czy się z nimi spotykać; ale Węgry takiej polityki nie prowadzą.

Wojsko kupuje drabiny, a Janusz Wojciechowski zastanawia się po co? Odpowiedź wydaje się oczywista. Skoro na kolorową (lub kwiatową) rewolucję w Rosji się nie zanosi – trzeba z tym Putinem inaczej pogadać. Da się Cymańskiemu kalasznikowa i drabinę i hajda na Moskali! A przy okazji zwiększą się szanse PiS na wyborczą wygraną (nie z powodu sukcesu Cymańskiego, tylko dlatego, że się go pozbędą).

Tygodnik „Wprost” zajął się prywatnym życiem jednego z „gwiazd dziennikarstwa”, Kamila Duroczka – szefa „Wiadomości” TVN. Pretekstem były oskarżenia o molestowanie przez Durczoka koleżanek w pracy. Według „Wprost” - ich śledztwo ujawniło, że szef „autorskich wiadomości” TVN to dewiant i narkoman. W tak zwanym „środowisku” zawrzało. Generalnie pismaki są oburzone: jak tak można niszczyć człowieka? Tylko patrzeć, jak wylezą na ulice z tabliczkami „jestem Durczok”. Niech się tylko trochę cieplej zrobi....

Trudno powiedzieć jaki jest poziom empatii z „sympatycznym panem z telewizji” reszty ogłupianego przez niego i jego kolegów społeczeństwa. Normalnych ludzi nie powinno to nic obchodzić – tak jak nie powinny ich obchodzić preparowane na użytek propagandy „wiadomości”.

Aby się przekonać, że głównym zajęciem pismaków jest propaganda, wystarczy krytycznie przejrzeć ich dzieła. Oto na przykład kilka aktualnych wiadomości z jednego z opiniotwórczych i profesjonalnych portali: rp.pl:

Popierana przez SLD kandydatka na Prezydenta, Magdalena Ogórek zainaugurowała kampanię wyborczą. Dużą część jej wystąpienia zajęła krytyka obecnego systemu władzy, który jest opresyjny wobec przedsiębiorców i zdominowany przez starych pryków.

Jej krytyka obnażyła nijakość obecnej prezydentury (określonej jako luksusowa emerytura), która stała się szczególnie widoczna w sytuacji kryzysu na Ukrainie.

Wśród konkretnych postulatów zmian można wymienić : uproszczenie prawa, ułatwienia dla przedsiębiorców, czy powołanie gwardii narodowej. Ale to nie są przecież postulaty lewicowe! Skąd więc poparcie SLD? Gdy Leszek Miller ogłosił kandydaturę Magdaleny Ogórek, można było mieć nadzieję, że chodzi o zbudowanie - na gruzach słabnącej partii - nowej lewicy, która wróci do korzeni. W sytuacji rosnących nierówności i zupełnie niezrozumiałej nędzy znaczącej części społeczeństwa, naturalne byłyby postulaty zaangażowania państwa w budowaniu bardziej sprawiedliwego ładu gospodarczego.

Tym bardziej, że chora na liberalizm prawica unika jak może kwestii „sprawiedliwości społecznej” (choć to właśnie sprawiedliwość społeczna stała się podstawą zwycięskiej strategii niemieckiej CDU).

 

Ministra Schetyny nie opuszcza dobre samopoczucie. - pomimo rosyjskich kpin. W reakcji na te kpinystwierdził on: to świadczy, że ta polityka, nasza polityka skutecznie wpływa na politykę europejską i mamy coś do powiedzenia w tych kwestiach wschodnich i Rosjanom to przeszkadza - powiedział Schetyna.

A jak to widać z perspektywy Podkarpacia? Oto fragment oceny Andrzeja Zapałowskiego: Nasza polityka środkowoeuropejska (Grupa Wyszehradzka) legła w gruzach, gdyż Bratysława, Praga i Budapeszt coraz bardziej się od nas dystansują. Polska szukając sobie strategicznych partnerów w Wilnie, czy we Lwowie, sama sytuuje się na pozycji tych „mocarstw” w polityce światowej, kreując sobie „śmiertelnego” wroga w Rosji w imię zasadniczo nie naszych interesów. W ogóle nie bierze się pod uwagę koegzystencji polsko-rosyjskich interesów na niepodległej, federalnej Ukrainie.

Próba skanalizowania dyskusji publicznej w odniesieniu do polityki polskiej w odniesieniu do Ukrainy na „jedynie słuszną” i „agenturę rosyjską” świadczy o kompleksie postkomunistycznym elit politycznych, gdzie tylko jeden kierunek był poprawny, zgodny z interesem państwa. Poglądy stojące w opozycji do oficjalnie głoszonych muszą być z definicji agenturalne.

Jedzą, piją, lulki palą.... To "Misiek” Kamiński się cieszy z rządowej posady. Na sali jest kilku znanych dziennikarzy. Bryluje jednak gospodarz Michał Kamiński. Opowiada wszystkim, jak dobre relacje łączą go z premier, jak swobodnie czuje się szefowa rządu w jego towarzystwie. – Mam piękny gabinet po Ostachowiczu – chwali się. Z jego słów można wywnioskować, że on i premier zostali przyjaciółmi.

Kto by się jednak czepiał takich szczegółów, naraża się na procesy wytoczone przez Misia. Miesiąc temu Misiek był lobbystą izraelskiej firmy wywiadowczej: „Aktywność Kamińskiego przy premier polskiego rządu może budzić wątpliwości, ale on sam zapewnia, że ma czyste ręce. – Nie mam żadnego konfliktu interesów, bo moja firma nie ma absolutnie żadnych interesów w Polsce – przekonuje w rozmowie z Faktem. W Radiu Zet zapewnia, że spotkania z premier dotyczą głównie spraw ukraińskich. A w rozmowie z Faktem dodaje, że nie gości na stałe w KPRM. – Własnego gabinetu nie mam, bo nie dostałem żadnej propozycji”.

Pani Premier Znana z Prawdomówności spostrzegła to niedopatrzenie i propozycję dostał. Nastąpiła więc „nieoczekiwana zmiana miejsc”.

Były już pracodawca nowego ministra też się cieszy:na wiadomość o tym, że Miś uplasował się w siedzibie polskiego rządu (KPRM) spółka PRISM STRATEGY GROUP opublikowała komunikat, w którym zapowiada rozwój swojej aktywności w Polsce.

Przemówienie Andrzeja Dudy na konwencji wyborczej może zwiastować ważną zmianę w polskiej polityce. Do tej pory polityka ta była definiowana przez spór między czcicielami Ojczyzny skupionymi wokół Jarosława Kaczyńskiego a fajno-Polakami, których jednoczył strach przed PiS. Patrioci nawiązywali do tradycji jagiellońskiej, a fajno-Polakom wystarczała polityka „ciepłej wody w kranach”. Polityka fajno-Polaków zwyciężyła – pomimo tego, że w praktyce była realizacją rzeczpospolitej kolesi a w sferze ideologicznej podążała śladami Adama Michnika. PiS nie stanowił dla większości Polaków atrakcyjnej alternatywy.

Oczywistą alternatywą dla bezpłodnego sporu ciągnącego Polskę w niebyt jest tradycja Norwida i Jana Pawła II: „Ojczyzna jest to wielki - zbiorowy - Obowiązek”, obowiązujący „Ojczyznę dla człowieka” i „człowieka dla Ojczyzny”. Ojczyzna nie jest więc kimś w rodzaju bogini, której składamy ofiary z potu i krwi. „Zbiorowy obowiązek” dotyczy społeczeństwa zjednoczonego w trosce o swą wolność i swój byt.

Niesamowite jest to, że zwrot Andrzeja Dudy ku norwidowskiemu rozumieniu Ojczyzny został zupełnie zignorowany.

Przemówienie było bardzo dobre – pozbawione teoretyzowania. W prosty sposób zbiorowy obowiązek został przełożony na założenia programu politycznego przywódcy:

 

  • Polska to polski naród.
  • własne państwo oznacza własność obywateli,
  • rolę polityka wyznacza codzienna praca prowadząca ku rozwiązywaniu problemów,
  • praca ta musi odbywać się w poczuciu odpowiedzialności.

 

 

Zaginął Antonio Stiuso - były szef wywiadu Argentyny. Nawet reprezentujący Stiuso prawnik nie wie gdzie jest jego klient. Prawdopodobnie ukrywa się on przed „seryjnym samobójcą”, który niedawno dopadł prokuratora Alberto Nismana. Media wówczas informowały: Śmierć argentyńskiego prokuratora Alberto Nismana wciąż pozostaje niewyjaśniona. W kraju wybuchły antyrządowe protesty. Mnożą się też teorie spiskowe. Dziennikarz Damian Patcher, który - jak się uważa - pierwszy poinformował o śmierci 51-letniego Nismana, w obawie o swoje życie, uciekł z Argentyny do Izraela. Wczoraj natomiast media podały, że w domu Nismana znaleziono projekt nakazu aresztowania prezydent Argentyny Cristiny Fernandez de Kirchner. 26-stronicowy projekt leżał w koszu na śmieci.

Antonio Stiuso współpracował z Nismanem w prowadzonym przez niego śledztwie w sprawie zamachu w 1994 roku, na żydowskie centrum w Buenos Aires. Był to czas w którym Argentyna – podobnie jak Polska wdrażała „trudne reformy”. Podobnie jak w Polsce w ich cieniu miały miejsce afery i korupcja. Jak twierdził Nisman, władze Argentyny dążyły do zwiększenia wymiany handlowej z Iranem i dlatego wolały nie dociekać zbytnio kto był zamachowcem. Po zmianie rządów – w roku 2005, prezydent de Kirchner (ojciec obecnej Prezydent kraju) nakazał rozpocząć śledztwo. Prowadzący je Nismanem zginął tuż przed ogłoszeniem jego wyników.