Komisja Europejska uznała, że Polska ma „trwały problem” z praworządnością i obiecała wysłać zamiast świątecznych życzeń nowe zalecenia. Może to przyznanie się do porażki? Konstattacja, że polskie społeczeństwo nie da się zwieść i porażka wyborcza pupilków Brukseli jest trwała – przynajmniej na 3 najbliższe lata? Może niepotrzebnie niektórzy odbierają to jako groźby? Na pewno stanowisko KE to prezent świąteczny dla Niemców. Ich media mogą powrócić do tego co istotne – czyli „obrony demokracji” w Polsce – zamiast rozpisywać się o rozjechanych Berlińczykach. Polskie szczujnie też zresztą wolą pisać o rozjechanej Warszawie.

Nie pomoże jak widać uporządkowanie sprawy TK, ani propozycje zgody ze strony Prezesa PiS. Rzeczpospolita na pierwszej stronie dodaje znak zapytania, a w treści śródtytuł „paragraf się znajdzie”. W odnośnikach o rozjechanych „alejkach” słowo „alejki” zastąpiono przez „okolice sejmu” - taka subtelna manipulacja. W informacjach medialnych na temat propozycji Kaczyńskiego dominuje niezbyt rozsądny „lider opozycji”, gdy tymczasem rewolucyjna propozycja ustalania programu niektórych sesji sejmu została powszechnie zignorowana.  

No i udało się! Teraz to już na pewno oczy świata będą zwrócone na ulice W-wy, a nie na Aleppo. Mamy nasz Majdan (a przynajmniej „majdanek”). Wnet zbierze się co najmniej Rada Bezpieczeństwa ONZ i ….

No właśnie – i tu mamy problem. Będą radzić na temat tego, czy „dziennikarze” mogą filmować zaplecze polskiego Sejmu? A może o tym, czy Polska powinna wypłacać komuchom ponadprzeciętne emerytury? Albo pochylą się nad losem biednej „opozycji”, której najbardziej znany przedstawiciel właśnie zażądał, by wyrzucić Polskę z UE? Ciekawe czy ktoś się go zapyta, czy mają nas wyrzucić razem z gejami, których Wałęsa chciałby umieścić „za murem”?

Daty mają swoją wymowę. Nawet „totalna opozycja” zauważyła w końcu niefortunność organizowania debaty wymierzonej w Polskę akurat w rocznicę stanu wojennego. Nie przeszkodziło im to w blokowaniu ustawy deubekizacyjnej akurat w rocznicę masakry w Kopalni Wujek.

 

Wczorajszy zamach stanu wyszedł chyba dość żałośnie, bo dzisiaj w mediach trudno nawet znaleźć o nim informacji. Materiały archiwalne z okresu stanu wojennego pokazywane w TVP trudno było nie odnieść do współczesności. Narzucała się analogia między ówczesnymi siłami postępu gotowymi bronić nas za wszelką cenę przed wichrzycielami, a obecnymi siłami postępu gotowymi na wszystko, by cofnąć nas z drogi populizmu. Widać też wyraźną różnicę: pohukiwania z centrali (wówczas w Moskwie, obecnie w Brukseli) nie są groźne, gdy po naszej stronie zdrajcy nie mają władzy. Skoro Niemcy sięgają po symbole SS by zohydzić Kaczyńskiego, to czego jeszcze mamy się spodziewać? Dowiemy się, że Hitler był Polakiem, a Kaczyńscy to jego nieślubne dzieci?



PS.
Janusz Lewandowski: "Parlament Europejski patrzy na Aleppo a powinien patrzeć na ulice Warszawy". Biednemu zawsze wiatr w oczy ;-) Tu mamy wyraźnie do czynienia z ubogimi intelektualnie. Miejmy nadzieję, że przynajmniej w Wigilię nasi bracia mniejsi przemówią po ludzku i dowiemy się, co tak naprawdę ich boli (bo w brak demokracji to trudno uwierzyć).

Nasze polityczne elitki wykuły nowy bon mot: rocznica tragedii jest po to by czcić pamięć ofiar, a nie by wykorzystywać ją politycznie. Durnie atakujący Polskę w Brukseli zorientowały się, że sytuacja jest nieco „niefortunna”, a głupoki Polski broniące pomogły im nieco to skorygować. Gdyby debata nad biedną polską demokracją odbyła się dzisiaj – wszystko byłoby na swoim miejscu. Można by uświadomić panu Timmermansowi, że właśnie 13 grudnia 1981 to najnowszy, wciąż bolesny przejaw tradycji zdrady narodowej, a on właśnie się do tej tradycji przyłączył. Od dzisiaj więc żaden przyzwoity Polak nie może podać mu ręki. Wyjście z sali po takim oświadczeniu miałoby swoją wymowę i byłoby to należyte wykorzystanie 13 grudnia. Zamiast tego europosłowie próbują kolejny raz coś Timmermansowi wyjaśnić. Po co – skoro on najwyraźniej jest zbyt głupi, żeby cokolwiek zrozumieć. Inaczej nie dopuściłby do takiego spersonifikowania konfliktu i nie wystawił się na pośmiewisko. Wielka szkoda, że pozwolono mu się trochę wycofać i nadal odgrywać rolę męża stanu do której pasuje tak jak Mateusz Kijowski do roli patrioty….

Podobno to Donald Trump jest faszystą, a o demokrację walczą z nim w USA między innymi korporacje z Doliny Krzemowej. Tymczasem firma Amazon, która w ubiegłym roku zrobiła sobie promocję obklejając nowojorskie metro nazistowskimi symbolami w tym roku powtórzyła (pomimo licznych protestów) tą akcję, umieszczając na Times Square wielki baner z „heilującą” Lady Liberty ze Statuy Wolności.

Przed wyborami to Donald Trump był atakowany za swoje wątpliwości co do możliwości sfałszowania wyborów. Teraz „nie odpuszcza” kandydatka spoza dwóch wielkich partii Jill Stein. Ona oczywiście nie ma szans na zwycięstwo, ale chciałaby aby wygrała Clinton. Nie wiadomo, czy Demokraci mają coś z tym wspólnego, ale akcję popierają. Trump skomentował to dwoma słowami: „to żałosne”. Podobnego zdania jest sędzia Bernard A. Moore z Pensylwanii, który odrzucił petycję o ponowne przeliczenie głosów.

Sędzia stwierdził, że nie ma żadnych dowodów na to, że maszynowe liczenie głosów nie było poprawne, a poza tym petycja nie została złożona poprawnie i z właściwymi opłatami.

Ludzie, którzy nie potrafią działać zgodnie z prawem chcieliby decydować o losach świata? Skąd my to znamy? W Polsce tacy sami szmaciarze toczą kolejną wojnę o TK nie przejmując się prawem. Nic dziwnego, że przedstawiciel amerykańskich szmaciarzy Barack Obama będąc w Polsce raczył wyrazić swe poparcie dla lokalnych towarzyszy, karcąc legalne władze.

Trzeba jednak przyznać, ze w USA elity zachowują przynajmniej jakieś pozory. W Polsce chamówa na całego. „Etyczka” Magdalena Środa w jednym z komentarzy pisze o Jarosławie Kaczyńskim: „Prezes lubi zapach gnojówki, koi go, pozwala zapomnieć o wyrzutach sumienia z powodu śmierci brata…”

Głęboki konflikt polityczny jest męczący i chyba większość zwykłych ludzie ma go dość (poza tymi oczywiście, którzy nim żyją). Jednak jakiekolwiek próby kompromisu nie są możliwe. Nie ma bowiem kompromisu między kłamstwem a prawdą. Możemy się pięknie dzielić, jeśli różni nas ocena faktów i - w pewnych granicach - system wyznawanych wartości. Jeśli jednak brakuje szacunku dla faktów, ignoruje się logikę – to znaczy, że mamy do czynienia z głupotą. Politycy tak postępujący albo są głupi, albo ukierunkują się na tych wśród wyborców, którzy prawdę mają za nic. Gorzej, że taką samą postawę obserwuje się wśród sędziów i dziennikarzy. Oto na przykład TK łamiąc ustawę, którą sam uznał za konstytucyjną podjął decyzję niezgodną z prawem. Rzecz zupełnie bezsporna. Pan „dziennikarz” Stankiewicz powtarza tymczasem za politykami zwyczajową w takiej sytuacji mantrę o winie obu stron. Gdyby takie myślenie się upowszechniło to mielibyśmy na przykład taką sytuację: co z tego, że wymusiłem pierwszeństwo, skoro kierowca którego „stuknąłem” akurat rozmawiał przez komórkę?

Powyższa analogia odsłania nam inny jeszcze obszar przykrej manipulacji. Posługiwanie się analogiami powinno służyć objaśnieniu. Tymczasem są one używane aby w miejscu gdzie nie ma rzeczowych argumentów „dokleić” coś choćby odrobinę podobnego. Wczoraj sejm podjął próbę regulacji sytuacji jaka miała miejsce w Warszawie 11 listopada – gdy ratusz zgodził się na kontrdemonstrację na trasie Marszu Niepodległości. Regulacje mają zapobiec takim potencjalnym konfliktom. Kontrmanifestacje mogą odbywać się w odległości co najmniej 100 metrów od głównej manifestacji. Konieczne jest przy tym wprowadzenie hierarchii – by wiadomo było kto ma ustąpić. Wskazano na manifestacje i zgromadzenia cykliczne, a w następnej kolejności patriotyczne i religijne. Wydawało by się, że nie ma tu nic kontrowersyjnego. Tymczasem dla posła PO sytuacja jest analogiczna z tym, co działo się w Niemczech w latach 30-tych. Bo – jak powiada poseł Borys Budka - tam też faszyzm zaczął się od demonstracji.  

Wobec zagrożenia „populizmem” francuskie elitki postanowiły, że nie wystawią jako kandydata w wyborach prezydenckich kolejnego aroganckiego dupka, tylko kogoś o poglądach zbliżonych do Trumpa. Media już ogłosiły, że po zdecydowanej wygranej w pierwszej turze prawyborów francuskiej prawicy, to Francois Fillon będzie następnym prezydentem Francji.

Z takim przeciwnikiem Le Pen nie ma szans. Wyjątkiem jest lisi Nesweek – który wbrew sondażom (dają jej tylko 40% szans na wygraną z Fillonem) Le Pen jest coraz bliżej prezydentury. Równie inteligentny i znający się na rzeczy Jędrzej z „Rzeczpospolitej” woła tymczasem, że „Francja ma wreszcie przywódcę”. Znając trafność dotychczasowych przewidywań tych panów – może być różnie.

Ale jedno jest prawie pewne - Władimir Putin już może czuć się zwycięzcą. Zarówno Le Pen jak i Fillon uważają, że sankcje są absurdalne – a z Rosją trzeba współpracować a nie się bić.

Jakieś klik nastąpiło chyba nawet w naszej telewizji, bo informacji zamiarze instalacji broni rakietowej w obwodzie Kaliningradzkim nie potraktowano jako dowód na agresywną politykę Rosji. W komentarzu korespondent poinformował, że instalacje w Polsce i Rumunii mogą służyć do zaatakowania Moskwy i Soczi, a umieszczone w bliskiej odległości S400 mogą te instalacje łatwo zniszczyć. Dodał, że to najwyraźniej sygnał dla prezydenta Trumpa – by się zastanowił, czy warto wydawać krocie na coś, co można tak łatwo zniszczyć.

 

Pisarz Adam Zagajewski, wyjaśnia niemieckim czytelnikom, że "Polska jest krajem bardzo katolickim". "Jednak dla naszych najważniejszych intelektualistów - z nielicznymi wyjątkami - katolicyzm jest czymś obcym. Większość z nich przeciwna jest też obecnemu rządowi".

Zamiast „najważniejszych intelektualistów” wystarczy wpisać „elity” i mamy trafną diagnozę jednego z głównych pól konfliktu. Drugi ważny obszar także jest w tekście zarysowany – i jak poprzednio nie do końca trafnie. Niemcy piszą, że pod rządami Donalda Tuska Polska "upajała się modernizacją i zapomniała przy tym o zwykłych ludziach". A przecież nie chodzi tylko o „zapomnienie” - bo nie wszyscy „zwykli ludzie” chcieli w ciszy znosić upokorzenia. Chodzi o pogardę, której symbolem są określenia typu „moherowe berety” lub „bydło” - użyte przez Tuska.

PiS doszedł do władzy dzięki poparciu narodu, który chciał odzyskać swą godność i swoją tożsamość.  

Według polskiej telewizji nie ma powodu, by obawiać się nagłego zwrotu w polityce USA wobec Rosji. Podobno w administracji Trumpa ma znaleźć się osoba będąca zwolennikiem ostrych sankcji. Do Europy wybiera się Barack Obama, który będzie zapewniał, że USA nadal będzie wspierać sojuszników w ramach NATO. Podobno takie przekonanie wynikło z bezpośredniej rozmowy obecnego Prezydenta z Donaldem Trumpem.

Jednak Donald Trump rozmawiał także z Prezydentem Putinem, a ich rozmowa nie ograniczyła się do przekazania gratulacji wyborczego zwycięstwa. Donald Trump potwierdził w niej chęć rozwijania trwałych relacji z Rosją i Rosjanami.

Wykonana w polskim Ośrodku Studiów Wschodnich analiza przewiduje, że na linii USA-Rosja nastąpi najprawdopodobniej odprężenie. „Jednak w sposób priorytetowy Moskwa traktować będzie problem amerykańsko-natowskiej tarczy antyrakietowej w Europie Środkowej, zwłaszcza budowy instalacji w polskim Redzikowie. Zablokowanie realizacji tego projektu Rosja będzie traktować jako doraźny priorytetowy cel w stosunkach z USA”.

Niezależnie od trafności oceny zagrożenia ze strony Rosji – z całą pewnością opinia w kwestii instalacji antyrakietowych jest trafna. Nie zanosi się na to, by Polska albo Rosja zmieniły zdanie w tej sprawie. Zmiana decyzji USA byłoby więc wielkim zwycięstwem dyplomatycznym Rosji i równie wielką klęską Polski. Oczywiście w Polsce jak zwykle politycy będą udawać, że nic się nie stało, a Witold Waszczykowski nadal będzie miał poczucie misji.

Nie ulega wątpliwości, że w tej trudnej sytuacji przekonanie Trumpa, że Polakami kieruje zwykła rusofobia będzie ułatwione poprzez działania polskiej „targowicy”, szkodzącej silnie wizerunkowi naszego państwa za granicą. To jest bardzo konkretny przykład tego, jak „obrona demokracji” szkodzi państwu. Widać też, że funkcjonowanie takich portali jak onet.pl nie jest nieszkodliwą rozrywką. W takim środowisku każdy posługujący się sprawnie polskim językiem polskim może zostać „dziennikarzem”. To tam rodzą się poglądy, że "owinięcie się biało czerwoną flagą" wystarczy by być patriotą. Miejmy jednak nadzieję, że  większość Polaków widzi to inaczej. Gdybyśmy żyli w kraju w którym patriotyzm nie jest zbudowany na tylu ofiarach i przelanej krwi – można by taką skrajną głupotę (w najlepszym razie) tolerować. Jest jednak inaczej …..