Głos Rosji informuje o przełomowych badaniach, które przybliżają nas do zrozumienia, jak powstało życie. „Prowadzone było napromieniowanie pyłu meteorytowego w formamidzie, a następnie badano, co powstanie. Napromieniowanie samego formamidu rodzi pewne produkty, jednak przy napromieniowaniu protonami z substancją pochodzącą z meteorytów otrzymujemy absolutnie wszystko – RNA, rózne rodzaje cukrów. Tutaj są wszystkie elementy, niezbędne do skonstruowania informacyjnych makromolekuł i dla początkowych etapów tego, co zapewnia wymianę substancji”.

 

To ważne odkrycie naukowe (jeśli się potwierdzi) bez wątpienia będzie wykorzystywane przez różnych ideologów. Jednak nie ma ono w rzeczywistości większego znaczenia dla sporów dotyczących zagadki życia. Spór między kreacjonistami i ewolucjonistami nie ma bowiem charakteru naukowego – żadna ze stron nie jest skłonna/zdolna zaproponować rozstrzygającego eksperymentu. Co prawda większe staje się prawdopodobieństwo istnienia innego niż na Ziemi życia we wszechświecie, ale nadal prawdopodobieństwo jego odkrycia jest praktycznie zerowe.

 

Rzeczpospolita drukuje ważny tekst profesora Jacka Hołówki, wzywający do reanimacji filozofii. Czy rzeczywiście filozofia dogorywa? A jeśli tak – to jakie są tego powody? Wszystkiemu winna dominacja poglądów w rodzaju postmodernizmu i konstruktywizmu. „Derrida, Lyotard, Lacan i Rorty głosili rozmaite redukcjonistyczne tezy, np. że filozofia zawsze zajmowała się tylko filozofią, że badanie tekstów kończy się na badaniu tekstów, że skupienie na problemach realnych jest nieodpowiedzialnym wizjonerstwem. Zatem wolno mówić, co się chce, bo nie istnieje uchwytna prawda na żaden temat. Nie ma znaczenia, jakim posługujemy się językiem, bo wszystkie języki są tyle samo warte, i nie ma podstaw do twierdzenia, że jedne opisują świat lepiej, a inne gorzej. Wreszcie zdaniem postmodernistów nie mamy dostępu do samych faktów i musimy poprzestać na ich arbitralnej wizji zawartej w teoriach, a jakie tworzymy teorie, to nasza sprawa. Ten hiperliberalizm poznawczy spowodował, że filozofia przestała cenić samą siebie. Bełkot zdobył sobie popularność, a dyscyplina myślowa uznana została za skostniałe doktrynerstwo. Filozofia wycofała się z rozważania spraw zasadniczych i skarlała na własne żądanie”.

Zanim podejmę rzeczową polemikę, muszę zaznaczyć, że uważam Jacka Hołówkę za ideowego przeciwnika. Nie wynika to z głębokich różnic światopoglądowych, ani nawet z tego, że profesor Hołówka reprezentuje środowisko Uniwersytetu Warszawskiego, które dla mnie jest zapleczem naszej pseudoelity. Problem jest poważniejszy.

Jeszcze niedawno powszechnie akceptowana była opinia, że nauka jest motorem postępu. Do dzisiaj wrogowie tradycyjnego społeczeństwa tworzą jakieś kółka „racjonalistów”, gotowe w imię nauki atakować religię. Jednym z pól walki starego z „nowoczesnością” był homoseksualizm. Wykreślono homoseksualizm ze spisu chorób – argumentując, że homoseksualiści są jedynie inni, ale przecież nie chorzy. Tak jak inni są na przykład ludzie rudzi. Nie ma przecież żadnego wirusa ani bakterii wywołującej homoseksualizm.

Niestety nauka nie chciała iść z postępem, wycofując się systematycznie z obszarów, w których metody naukowe nie mają zastosowania (dotyczy to na przykład sporu o istnienie Boga). Mało tego – okazało się, że wyniki naukowe nie pasują ideologom postępu. Jeszcze kilkanaście lat temu mogli oni pisać, że „Istnieją poważne niedawno odkryte dowody sugerujące, iż biologia - w tym genetyczne lub wrodzone czynniki hormonalne - odgrywają istotną rolę w seksualności człowieka”.

Reuters depeszuje z Watykanu: „ateiści, pracujcie z nami dla pokoju, powiedział Papież w Boże Narodzenie (Atheists, work with us for peace, Pope says on Christmas). Tymczasem w odpowiednim fragmencie wypowiedzi, Papieża powiedział: Zapraszam nawet/również niewierzących, pragnących pokoju. Dołączcie do nas z waszymi pragnieniami pokoju, które otwierają serce (I invite even non-believers to desire peace. (Join us) with your desire, a desire that widens the heart). Czyżby szanowna agencja dopuściła się manipulacji?

Samo określenie „pracować dla pokoju” nieco spłaszcza wezwanie Papieża, sprowadzając je do relacji współpracy. Tymczasem Papieżowi chodzi o jedność z ludźmi niewierzącymi. W tym kontekście czymś dziwacznym byłoby, gdyby zwrócił się on akurat do ateistów. Bo ateista, to ktoś przekonany, że Boga nie ma. W przeciwieństwie do agnostyków oraz ludzi, którzy wprawdzie nie przeczą istnieniu istoty najwyższej, ale nie są wyznawcami żadnej religii. Relacje teisty (człowiek wierzący) z ateistą opierają się na wykluczających się wzajemnie odpowiedziach na pytanie o istnienie Boga. Nie ma więc żadnej możliwości porozumienia na tej płaszczyźnie. Oczywiście nie wyklucza to współpracy, jeśli obie strony uznają kwestię wiary za nieistotną dla tej współpracy. Jednak jaki sens miałoby w takiej sytuacji podkreślanie różnic? A czymże jest użycie określenia „ateista”?

 

Od redakcji

Słowo wstępne

ŻYCIE PUBLICZNE

 

Grzegorz Trela, Jerzy Wawro

Z batem na debatę

 

28 pytań do Pana Balcerowicza

Agata Sagan

Intrygałki

ELITY

Ryszard Gaj

Jose Ortega y Gasset wobec bezradności filozofów

Grzegorz Trela

Za zu zi zu zi zaj

Jerzy Wawro

Polska - kraj bez elit?

Jerzy Wawro

Kauzyperdzi

DZIEDZICTWO JANA PAWŁA II

Grzegorz Trela

Zaprawdę 0lśnienie, 0ślepienie

Jerzy Wawro

Jan Paweł II - mędrzec i filozof

Maciej Woźniczka

Możliwości rozwinięcia znaczeń filozoficzno-religijnej refleksji Jana Pawła II

ROZMAITOŚCI

Łukasz Mańczak

Krótki szkic o przeklinaniu

Agnieszka Puszkow, Robert Piechowicz

Kłamstwo - uwagi o uwagach Tomasza z Akwinu

Wiesław Ślósarz

Erotyzm nad Wisłą

Od redakcji

Słowo wstępne

PRACE DEDYKOWANE PROF. JERZEMU PERZANOWSKIEMU

Dariusz Dąbek

Irracjonalizm logiczny

Stanisław Hanuszewicz

Logica est omnia et nihil

Adam Olech

W sprawie poznania określonego co do treści

Izabela Stępkowska

Czy JOLA może być lekarstwem?

Grzegorz Trela

Ontologika

POLEMIKI

Jarek Dąbrowski

Światopogląd miłosiernie naukawy

ROZMAITOŚCI

Małgorzata Dziura

Człowiek w przestrzeni (ir)realnej

Wanda Kamińska

Recepcja postmodernizmu. Esej dla zainteresowanych

Paula 'Evolva' Sadowska

Drabina

Grzegorz Trela

Odpowiedzi na pytania nie zadane

Izabela Trzcińska

Nowa Gnoza

Jerzy Wawro

Rozważania o wirtualności rzeczywistości

Pandemia to dobry czas do refleksji nad tym, czym jest śmierć. Przeczytałem napisane przed chwilą zdanie i uznałem, że brzmi jak pretensjonalny banał. Nasi „intelektualiści” bardzo chętnie się nad problemem pochylą, gdy tylko uporają się z bardziej pilnymi problemami. Ja nie mam zamiaru ich wyręczać. Czy umierający człowiek – nawet jeśli do końca zachowa bystrość umysłu – będzie się zastanawiał nad metafizycznymi lub teologicznymi koncepcjami drogi, która mu pozostała?

Drugą skrajnością są opisy w rodzaju „Rozmów o śmierci i umieraniu” Elisabeth Kübler-Ross. Najczęściej te koncepcje są omawiane w formie porad dla opiekunów terminalnie chorych, a nie „poradnika” – jak samemu się przygotować na nieuchronne. Pewnie słusznie. Należę do grupy kandydatów na „ofiary covida”, a na dodatek wskutek ciągłych kłamstw „ekspertów” postanowiłem więcej się nie szczepić. Więc pewnie powinienem przejść od etapu „nieświadomość” do etapu „niepewność” (dalsze etapy to: zaprzeczenie, bunt, targowanie się z losem, depresja i pogodzenie się ze śmiercią). Jednak – póki co – jestem zdrowy i wolę żyć nadzieją. Także dlatego, że wiele osób przeżywa prawdziwe dramaty i wchodzenie w tę sferę bez ważnych racji wydaje mi się czymś w rodzaju profanacji.

Po co więc poruszam ten temat? Bo dostrzegam pozytywne aspekty przemijania. Pomijam te oczywiste: rozwiązuje problem przeludnienia (w sumie nie wiadomo, czy to problem, bo głoszą go tacy sami eksperci jak ci od pandemii). Żyjemy w dziwnych czasach. Z jednej strony standard życia w Polsce bardzo się poprawił. Z drugiej – intelektualne upodlenie stało się trudne do zniesienia. Powszechne jest przekonanie, że w całkiem niedalekiej przeszłości „wojujący bezbożnicy” zatriumfują (bardzo interesujący artykuł na ten temat: https://dorzeczy.pl/historia/260779/zwiazek-wojujacych-bezboznikow-ateizm-religia-panstwowa-sowietow.html). Może jestem człowiekiem małej wiary, ale naprawdę nie widzę szans na powstrzymanie tego, bez jakiegoś wielkiego kataklizmu (wojny?). A ja chciałbym, aby moje dzieci i wnuki żyły w szczęśliwości i pokoju (tak jak było mnie dane przeżyć swoje życie). Widzę tylko jedno rozwiązanie: niech młodzie budują świat wedle swych marzeń i możliwości. Starcom pozostało życzyć im powodzenia i pogodzić się z faktem, że ich już nie powinno to kłopotać. Rozpocząć proces umierania.

Pół wieku temu powstał film przedstawiający życie włoskiej biedoty o takim właśnie tytule „Odrażający brudni i źli”… Nie oglądałem i nie wiem nawet, czy w Rzymie nadal funkcjonują slumsy. Podobno jest to kino polityczne – metafora ówczesnych Włoch. Czasy mamy inne i ten tytuł idealnie pasuje do krótkiej opowieści o współczesnych elitach. Bez metafor i cudzysłowów. Po prostu. Nie piszę tego „dla opamiętania” (nie kieruję tych słów do elit), ani dla lepszego samopoczucia, racjonalizacji lub mobilizacji ofiar tychże elit. Taki zwyczajny, kronikarski zapis tego co stało się naszym udziałem.

 

Jak do tego doszło?

Gdy wchodziłem w wiek dorosły, rozkręcała się właśnie rewolucja naukowo techniczna. Ówczesne elity snuły wizję nowej ery humanizmu. Dostrzegano wprawdzie zagrożenia, a nawet możliwości użycia technologii przeciw ludziom, ale to były jedynie problemy do rozwiązania. Nikt nie zakładał, że ta złowroga alternatywa może być traktowana jako racjonalne rozwiązanie.

Chronić przed tym miał powszechnie akceptowany system wartości, kształtowany przez religię i kulturę.

To były złudzenia ludzi, którzy przeżywszy okropieństwa II Wojny Światowej chcieli żyć w świecie pozbawionym nienawiści. Brakło im jednak mądrości, odwagi i męstwa – aby przekuć marzenia w rzeczywistość. Rozwój technologii stawiał znacznie wyższe wymagania, niż tylko deklaratywne odrzucenie zła.

Przypuśćmy, że wśród nas zjawia się średniowieczny rycerz, który zawsze szlachetnie walczy z przeciwnikiem, a pokonanych dobija miłosiernie mizerykordią. Przecież (słusznie) uznalibyśmy go za barbarzyńcę. Tak też należy postrzegać dwudziestowieczne elity. Ci ludzie nawet nie próbowali sprostać wyzwaniom czasów (chyba nawet nie zrozumieli sytuacji). Ukształtowane przez nich instytucje są ucieleśnieniem ich miernoty. Niestety w głównej mierze dotyczy to uniwersytetów, które porzuciły misję poszukiwania prawdy. Ludzie naprawdę mądrzy byli i są marginalizowani przez te miernoty. Do takich mędrców bez wątpienia należał Jan Paweł II, który pisał1: „przedstawiciele nauk przyrodniczych są w pełni świadomi tego, że poszukiwanie prawdy, nawet wówczas, gdy dotyczy ograniczonej rzeczywistości świata czy człowieka, nigdy się nie kończy, zawsze odsyła ku czemuś, co jest ponad bezpośrednim przedmiotem badań, ku pytaniom otwierającym dostęp do Tajemnicy”. Poproszony o komentarz – prof. Jan Woleński – (typowy autorytet akademickiego świata) orzekł, że słowa Papieża trafiają w próżnię, bo nikt na nie nie czeka. Już nawet nie chodzi o metafizykę. Ale mówić do butnych autorytetów, że ich wiedza jest ograniczona!!??

Podkategorie