Według „New York Times” kwestia pomocy militarnej USA dla Ukrainy będzie jednym z tematów czwartkowej wizyty w Kijowie amerykańskiego sekretarza stanu Johna Kerry'ego.

Zdaniem wielu komentatorów (między innymi Jadwigi Staniszkis) reakcją na zaangażowanie militarne USA może być wejście wojsk rosyjskich na wschodnią Ukrainę.

Oczywiście dla większości Polaków teza o wejściu wojsk rosyjskich na Ukrainę jest absurdalną: przecież oni tam już są. Tak wielokrotnie zapewniał nas prezydent Poroszenko. Dwa miesiące temu mówił:Kluczem do przywrócenia pokoju we wschodniej Ukrainie jest […] wycofanie rosyjskich żołnierzy. - W ostatnich dniach sierpnia armia rosyjska przekroczyła ukraińską granicę i rozpoczęła realną wojnę na naszym terytorium. Tymczasem kilka dni temu ukraiński szef sztabu Wiktor Mużenko przyznał, że wojska rosyjskie nie biorą udziału w działaniach bojowych na wschodzie Ukrainy. Ta informacja nie znalazła uznania „dziennikarzy” (podały ją jedynie media rosyjskie – m.in. sputniknews.com i powtórzyło kilku blogerów).Mużenko podkreślił, że armia ukraińska nie prowadzi działań bojowych przeciwko rosyjskim jednostkom wojskowym, chociaż są doniesienia o walczących po stronie separatystów Rosjanach – cywilach i wojskowych.Potwierdzeniem tego mogą być doniesienia rosyjskiej gazety ”Kommiersant”, według której „Rosja wysyła poborowych na granicę z Ukrainą.

Polityka Rosji jest w sumie dość przewidywalna. Dlatego coraz bardziej prawdopodobne jest spełnienie się obaw Michaiła Gorbaczowa, według którego Ameryka już wciągnęła Rosję w „zimną wojnę”, która może wkrótce przerodzić się w „gorącą”.

Pomimo prób porozumienia, na Ukrainie trwają krwawe walki. Członkowie ochotniczych batalionów domagają się dymisji Poroszenki. Być może wpływ na to mają – poza sytuacją ekonomiczną kraju – doniesienia o interesach Poroszenki w Rosji: Pod koniec maja ubiegłego roku Poroszenko publicznie obiecał sprzedać swoją firmę, jeśli wygra wybory prezydenckie. Konstytucja Ukrainy zabrania bowiem łączyć stanowisko prezydenta z działalnością przedsiębiorcy. Poroszenko wprawdzie zasiadł na fotelu prezydenckim, ale przedsiębiorcza żyłka i chciwość pozbyć się interesów mu nie pozwoliła. Wykpił się dość łatwo wymyślając dla siebie i dla Ukraińców zbawczą wymówkę: w warunkach działań wojennych nie ma inwestycji w kraj, nikt niczego nie kupuje i nie ma komu sprzedać biznesu, więc musi on kręcić się dalej. O tym, że jego biznes kręci się głównie w Rosji i dzięki Rosji już nie wspomniał.

Coraz trudniejsza jest sytuacja gospodarcza w kraju. Zdesperowani Ukraińcy wołają na pomoc polskiego cudotwórcę Balcerowicza.

Rosyjski minister Ławrow napisał, że Ukraina musi być neutralna, żeby uniknąć dalszego podziału. Polski generał Koziej, który jest jakimś tam doradcą kogoś ważnego skomentował to w telewizji - mówiąc, że Rosjanie są coraz mniej przewidywalni w swoich działaniach. Od samego początku tego konfliktu stanowisko Rosji było i pozostaje niezmienne. Rosjanie mówią przecież wprost i otwarcie, że nie zgadzają się na wejście Ukrainy do organizacji (NATO), której celem jest zniszczenie Rosji. Z kolei Amerykanie rozumiejąc determinację Rosji dążą do przekształcenie tego konfliktu w otwartą wojnę Rosji z Ukrainą. Rosjanie nie godzą się też na politykę dominacji USA: "Amerykanie są absolutnie nie-krytyczna w ocenie własnych działań, [...]  podstawą ich filozofii jest:" jesteśmy numerem jeden ". A cała reszta powinna zaakceptować. "

Co w tym jest niezrozumiałego lub niejasnego – to wie tylko Koziej (jeśli wie on cokolwiek). Nie wiadomo więc czego Koziej nie rozumie i czy rozumie cokolwiek.

Rządzący Ukrainą dostali właśnie 2 mld od USA – między innymi na prowadzenie wojny („wynagrodzenie żołnierzy”). Trwa mobilizacja, co nie spotyka się bynajmniej z entuzjazmem Ukraińców. Ci zamiast szturmować Donbas, wolą szturmować polskie granice. Wywołuje to entuzjazm polskich dziennikarzy, którzy piszą: „Dla Polski ten szturm to korzystne zjawisko, bo przyjeżdża do nas armia pracowników o niskich wymaganiach płacowych”. Skoro opinitwórcza gazeta potrafi wyplatać takie debilizmy, to nic dziwnego, że nic nie rozumiejący Koziej ma doradzać jeszcze mniej rozumiejącym VIP'om.

Znowu nadzieja na pokojowe zakończenie konfliktu na Ukrainie niknie wobec barbarzyńskich ataków na dzielnice mieszkalne Mariupola. Znowu Ukraina podsuwa dowody zbrodni w postaci nagrań. Tymczasem w ocenie Rosjan Ostrzał Mariupola jest kolejną prowokacją ukraińskich sił bezpieczeństwa w celu ostatecznego wycofania się z realizacji porozumień mińskich przed sesją Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Jednak wbrew ich opinii OBWE twierdzi, że rakiety na Mariupol wystrzelili separatyści.

Rosjanom najwyraźniej bardzo zależy na normalizacji sytuacji. Jeśli więc nie jest to ukraińska prowokacja, to może nikt już nie panuje w pełni nad rozwojem wypadków. Skutki polityczne tego ostrzału były łatwe do przewidzenia. Nawet Niemcy tracą cierpliwość, ostro krytykując Rosję.

Na wschodzie Ukrainy trwają walki między separatystami a armią ukraińską. Rosyjski Minister Ławrow przyznał (wg reuters.com), że separatyści zajęli około 500 km kwadratowych więcej, niże uzgodniono wraz zawieszeniem broni we wrześniu ubiegłego roku w Mińsku. Minister stanowczo odrzucił jednak kolejne oskarżenia o bezpośrednie zaangażowanie wojsk rosyjskich w tych walkach: "Mówię każdym razem. Skoro [Ukraińcy] tak twierdzą, to niech podadzą konkrety. Ale nikt nie może, albo nie chce przedstawić konkretów". Pomimo walk mają się rozpocząć w Berlinie rozmowy pokojowe ministrów spraw zagranicznych Rosji, Ukrainy, Niemiec i Francji.

zdjęcie: Reuters/Sergei Karpukhin

O zwiększeniu rosyjskiej obecności wojskowej na Ukrainie informował prezydent Poroszenko w Davos. W środę mówił o tym także rzecznik ukraińskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego:

W związku ze stratami w ludziach i sprzęcie strona rosyjska zwiększa siły okupacyjnego kontyngentu swoich wojsk. W rejonie Ługańska odnotowano znaczną liczbę rosyjskich żołnierzy bez znaków rozpoznawczych. W mieście Krasnodon pojawiło się ok. 60 czołgów, ponad 50 pojazdów opancerzonych i ok. 100 samochodów Tigr.

Czyli jednak jakieś konkrety są - tyle, że "bez znaków rozpoznawczych".

Władimir Putin planował aneksję Krymu i wojnę z Ukrainą zanim w Kijowie zwyciężył Majdan, a prezydent Wiktor Janukowycz uciekł z kraju. Taką opinię byłego doradcy Putina przytacza portal kresy24.pl.

Tę informację powtórzył między innymi portal Fronda: W artykułach opublikowanych przez gazetę „Wiedomosti” i agencję Bloomberg Iłłarionow pisze, że decyzja o inwazji na Krym zapadła podczas Igrzysk Olimpijskich w Soczi w lutym 2014 roku. Wtedy odbyło się tam tajne spotkanie Putina z jego najbliższymi doradcami, na którym rosyjski prezydent zadał im konkretne pytanie: czy rosyjska gospodarka wytrzyma finansowe skutki planowanego przyłączenia Krymu, ewentualnych zachodnich sankcji i możliwej wojny konwencjonalnej z Ukrainą?

W odpowiedzi doradcy mieli zapewnić Putina, że Rosja jest wystarczająco bogata i wytrzyma wojnę. Wtedy właśnie Putin podjął ostateczną decyzję. Zarówno Iłłarionow, jak i agencja Bloomberg powołuje się na relacje zastrzegających anonimowość trzech uczestników lutowej narady w Soczi. Ich zdaniem, to właśnie przekonanie o wystarczającej liczbie rezerw finansowych popchnęło Putina na drogę inwazji.

Brakuje informacji, kiedy dokładnie odbyło się to spotkanie. Olimpiada w Soczi trwała w dniach 7-23 lutego. W tym czasie - 21 lutego na Majdanie doszło do przełomu. Narastały także nastroje separatystyczne w wyniku których27 lutego ogłoszono referendum na Krymie. Jeśli to spotkanie w Soczi odbyło się po 21 lutym, nie było w nim nic dziwnego, gdyż należało wypracować reakcję na to co dzieje się na Krymie. Można oczywiście krytykować podjęte decyzje. Nie ma jednak żadnych podstaw - aby twierdzić, że wydarzenia na Majdanie „mogły być zaplanowanym przez Rosję pretekstem uzasadniającym rozpoczęcie inwazji na Krym” (więcej informacji o tej sytuacji można znaleźć na stronach www.polska-zbrojna.pl w tekścieSzachownica Putina”).

UkrainaMieszkańcy Kijowa zaczynają się buntować przeciw zapowiadanym cięciom budżetowym w sferze socjalnej, likwidacji szeregu ulg oraz obniżkom pensji i innych świadczeń. Uczestnicy wiecu nieśli transparenty z napisami "Międzynarodowy Fundusz Walutowy nie będzie nam rozkazywał!" i "Uratujemy przemysł węglowy!". Od debatujących nad budżetem posłów demonstranci żądali podniesienia podatków dla najbogatszych. Projekt budżetu państwowego na przyszły rok przewiduje dwukrotne zmniejszenie emerytur i minimalnego wygrodzenia w porównaniu do ubiegłego roku. Opozycja zażądała dymisji rządu.
W okresie świątecznym pobożne życzenia są bardzo na miejscu. Parlament Ukrainy ma zupełnie inne plany i priorytety. Właśnie uchwalił rezygnację ze statusu państwa neutralnego, otwierając tym samym drogę do NATO. W dalszej perspektywie stwarza to realną groźbę wybuchu wojny w naszej części Europy.

Tymczasem negocjacje w Mińsku doprowadziły do wymiany jeńcow, co mogłoby stanowić ważny krok ku zakończeniu konfliktu. Nie jest jednak jasne, czy rozmowy w Mińsku będą kontynuowane. Wygląda to tak, jakby ktoś szukał pretekstu do ich zawieszenia.

Ukraińcy powinni koniecznie zapoznać się z najnowszym tekstem Rafała Wosia, podsumowującym 25 lat polskich "reform". Będą wiedzieć w miarę dokładnie, co ich czeka. Neokolonializmw odniesieniu do ich kraju wydaje się przesądzony. Nie wiadomo tylko, czy przynajmniej - wzorem Polski - uda się zachować pozory suwerenności.

Ilustracja: Mapa Ukrainy, źródło: ShutterStock

 

Prezydent Poroszenko przyjeżdża z oficjalną wizytą do Polski. Na pewno będzie dużo wyrazów solidarności. Ale Ukraina potrzebuje wsparcia gospodarczego, a nie gładkich słówek. Co prawda Polacy uważają, że to Rosja się wali („paliwowy narkoman), ale Ukraińcy daliby wiele, by ich gospodarka miała tylko takie kłopoty jak rosyjska. UE obiecuje wsparcie, ale domaga się od Ukrainy szybkich reform. Szykuje się więc ukraińska wersja „terapii szokowej”. Przewiduje ona między innymi, że w 2017 r. gospodarstwa domowe mają płacić za gaz trzykrotnie więcej niż obecnie. Majdan 3.0 jest prawie pewny.

 

Można podziwiać władze Ukrainy za odwagę. (Nawet chcą się dobrać do sekty „nietykalnych”: przewiduje się przeprowadzenie weryfikacji 9 tys. sędziów). Jednak bez współpracy z Rosją jej przetrwanie będzie bardzo trudne.

 

Premier Rosji Miedwiediew opublikował obszerny artykuł na temat Ukrainy. Zwraca uwagę na kryzys gospodarczy (rysunek poniżej pokazuje dynamikę zmian PKB), dużą ilość uchodźców, wzrost radykalizmu, tysiące ofiar bratobójczych walk. Zdaniem premiera Rosji, Ukraina ma najtrudniejszy okres ma jeszcze przed sobą.

Spadek PKB wyniósł od 7-9%. Inne wskaźniki są równie niepokojące: 20 procent rocznej rocznej inflacji, redukcja o około 40% rezerw walutowych, wzrost cen za media od 50 do 200%, zamknięcie lub upadłość wielu dużych przedsiębiorstw, lawinowo rosnące zadłużenie (które przekroczy wkrótce 100% PKB).

Wpływowy amerykański polityk polskiego pochodzenia, Zbigniew Brzeziński odrzuca możliwość przyjęcia Ukrainy do NATO. Jego wizja rozwoju tego konfliktu to podręcznikowy wykład „proxy war”: wy się zabijajcie, a my was będziemy wspierać. A jak nie – to radźcie sobie sami? Nie ma tak dobrze. Zachód z pewnością pomoże Ukraińcom w pozbyciu się resztek własności. Doradca prezydenta Proszenki ogłosił: Naftohaz musi zostać sprzedany". Prezydencki urzędnik dodał także, że niezbędne jest podwyższenie detalicznej ceny gazu dla gospodarstw domowych i dla odbiorców przemysłowych ze względu na deficyt budżetowy. Pomimo kolejnych prób rozejmu, Ukraińcy nadal do siebie strzelają. Ludzie mogą umierać z głodu, ale na pociski pieniądze na pewno się znajdą.

Władimir Putin zwrócił się do parlamentu z propozycją cofnięcia zgody na wprowadzenie regularnych wojsk na Ukrainę. Dla odmiany Kongres USA przyjął prowojenną rezolucję. Zdaniem Rona Paula to „16 stron propagandy wojennej, które powinny wywołać rumieniec wstydu na twarzach konserwatystów”.

 

zobacz też:  Pomóż Obamie wywołać III wojnę światową.

 



 

Uhu ha, uhu ha – idzie zima zła. A zimą stary niedźwiedź mocno śpi i lepiej go nie drażnić. W Polsce wiedzą to nawet przedszkolaki....

 

Dziennikarzy Bloomberga nie powinno dziwić, że jedynym komentarzem Putina do „szokujących” spadków cen rubla i ropy jest stwierdzenie: „idzie zima”. Im zimniej, tym więcej gazu będzie musiała kupić Ukraina. A dzięki międzynarodowej pomocy nawet będzie mieć na to pieniądze. Pomimo więc „szokujących spadków” agencja S&P nie obniży ratingu Rosji - nawet jeśli wejdzie ona w recesję. Tak powiedział Christian Ester z komórki ratingów państw w agencji, tłumacząc, że Rosja dysponuje dostatecznymi „zewnętrznymi i fiskalnymi buforami”, które przemawiają za utrzymaniem jej obecnego ratingu.
Ta sama agencja
przewidywała niedawno, że nadwyżka handlowa Rosji zniknie w 2015 roku. Import będzie większy od eksportu - chyba że – i tu niespodzianka - ten pierwszy mocno wyhamuje w reakcji na słabnącego rubla. Import spadł w stosunku do roku ubiegłego o 10%. Nadwyżka handlowa zmniejszyła się we wrześniu 2014 do 12,95 miliardów USD w porównaniu z 16 mld USD rok wcześniej. Nie są to więc spadki wróżące „zniknięcie nadwyżki”. Zwłaszcza, że idzie zima zła.....

 

 

Na rysunku bilans handlowy Rosji.

 

Rosja zaproponowała UE obustronne wycofanie się z sankcji: Niczego nie chcemy od naszych europejskich partnerów. Jedyne, na co liczymy, to by wyszli z bezsensownej spirali sankcji i wkroczyli na drogę znoszenia restrykcji i "czarnych list", co z kolei pozwoliłoby nam odstąpić od naszych list. Sprzyjałoby to też uchyleniu przez nas zastosowanych kontrposunięć - powiedział Mieszkow.

Tą samą informację jeden z amerykańskich portali zatytułował „Rosja desperacko błaga UE” (Russia Makes A Desperate Plea To The EU), dodając wymowną ilustrację:

Dalej portal wylicza straty spowodowane niskimi cenami ropy (7%PKB). Jak to? To nie rynek ustala ceny? Kapitał jednak ma narodowość? Jak oni mogą pisać takie rzeczy?

Na początku lat 90-tych ubiegłego wieku Francja bardzo chciała wspomóc swoją firmę informatyczną Bull. Problem w tym, że uwarunkowania prawne nie pozwalały im na prostą dotację dla firmy, której udziałowcem było państwo. Pomoc biednej Polsce nie budziła kontrowersji. Więc Francja wspomogła Polskę, a ta zleciała firmie Bull komputeryzację naszego systemu podatkowego (menadżerowie Bull'a byli szczerze zdziwieni, że w ramach tej transakcji oczekiwaliśmy otrzymania działającego systemu).

 

Kilkanaście lat później Polska dokonała podobnego manewru. Kiedy w obliczu zbliżającej się zimy Rosja wstrzymała dostawy węgla na Ukrainę, Polacy pospieszyli z pomocą Ukrainie, której grosi klęska humanitarna. Przy okazji opróżniono składowiska węgla na kopalniach, a Polskie górnictwo dostało legalne wsparcie państwa.

 

Niestety jedna z tych historii jest prawdziwa, a druga to tylko mrzonki.

 

Prawdopodobnie wskutek nacisków ze strony UE, Serbia odbierze dopiero przyznane obywatelstwo ukraińskiemu oligarsze. Belgradzki dziennik "Blic" podał, że 29-letni Kurczenko, potentat na rynku prasowym i gazowym, otrzymał serbski paszport po przyspieszonej procedurze imigracyjnej, najpewniej w zamian za obietnicę wsparcia kulejącej gospodarki Serbii milionowymi inwestycjami. Po upadku Janukowycza, Kurczenko uciekł z kraju i – jak się okazuje schronił się w Serbii. Ta historia jest po prostu szokująca. Jakim sposobem 29-letni człowiek potrafił zdefraudować miliard dolarów!!! (O taką defraudację oskarża go Ukraina). Na Ukrainie to nie jest coś niebywałego. Oto fragment bardzo interesującej zresztą charakterystyki Julii Tymoszenko (tekst powstał w roku 2010): Szacuje się, że w ciągu dwóch lat ZESU zarobiła 2,5 mld USD, a według danych „Times” nawet 6 mld GBR. Problemy z określeniem majątku Julii są implikacją przyjęcia wymiany barterowej jako formy rozliczenia, dlatego też zamożna Tymoszenko nie była ewidencjonowana w zestawieniu najbogatszych ludzi Europy Wschodniej, a poza tym pozwalało to jej na dokonywanie niezgodnych z prawem machinacji finansowych, za które dzisiaj obywatele Ukrainy nie mają do niej zbyt wielkich pretensji, gdyż niemalże każdy wpływowy polityk ukraiński jest zamieszany w tego typu działalność, dlatego też określanie literalne dzisiaj Tymoszenko przez Juszczenkę złodziejką nie robi na nikim wrażenia i wpisuje się w ukraińską kulturę polityczną.

 

Niesamowite jest to, że powrót Tymoszenko do aktywności politycznej (jest przywódcą jednej z większych partii politycznych) został uznany za triumf demokracji. Czy aby na pewno taka demokracja jest lepsza od rządów "satrapy Putina" w Rosji?

Co się stało na szczycie G20 w Australii? Mędrcy świata nagle dostrzegli katastrofalną sytuację gospodarczą i polityczną? Po powrocie David Cameron przestrzega: "Świat jest na krawędzi kolejnego kryzysu. Jeszcze w piątek nie było widać jak „migają czerwone lampki” „na desce rozdzielczej światowej gospodarki”. Ale w Australii nagle zaczęły migać...

 

Jeszcze bardziej przerażające wizje snuje kanclerz Merkel, która jeszcze w Sydney ostrzegała „przed pożogą w Europie, która może być następstwem kryzysu na Ukrainie”.

 

Wygląda to na uwieńczenie scenariusza, który był już odgrywany wcześniej, gdy Tabloidy zdążyły ogłosić III Wojnę Światową i zwołane zostało nadzwyczajne posiedzenie Rady Bezpieczeństwa.

 

Kiedy na dodatek Gajowy postanowił wygłosić w piątek orędzie do narodu, można się było spodziewać najgorszego. Na szczęście „prezydentowi wszystkich Polaków” chodziło tylko o to, żeby ci gorsi Polacy poparli partię tych lepszych Polaków.

 

O co chodzi w tej wojennej grotesce i dlaczego Putin musi odgrywać rolę Hitlera?

 

Wyjaśnił to David Cameron we wspomnianym wyżej tekście: jest na to jedno lekarstwo: więcej wolnego handlu. Kiedyś było: mówisz „partia”, myślisz „Lenin”. Teraz jest: mówisz „wolny handel”, myślisz TTIP.

 

 

 

Na wojnie giną ludzie, więc politycy przynajmniej w obliczu śmierci mogliby zachowywać się poważnie. Tymczasem w związku z sytuacją na Ukrainie trwa jakaś totalna farsa.

Od kilku dni Ukraińcy informują o rozwijającej się inwazji wojsk rosyjskich. Potwierdziło te ruchy wojsk OBWE, a następnie NATO. Ukraińcy są pewni, że Rosjanie przygotowuję wielką ofensywę. Tabloidy zdążyły tymczasem już ogłosić III Wojnę Światową. Zwołane zostało nadzwyczajne posiedzenie Rady Bezpieczeństwa.

Tymczasem Rosjanie cały czas stanowczo zaprzeczają tym doniesieniom. Minister Ławrow zaprzeczył temu, że rosyjskie wojska są na Ukrainie. Pomimo regularnych oskarżeń pod adresem Rosji – obecność rosyjskich wojsk nigdy nie została potwierdzona w sposób wiarygodny. Tak jest i tym razem. W czasie konferencji prasowej w Białym Domu dziennikarze na próżno domagali się dowodów.....

Cokolwiek powiesz - może być użyte przeciw tobie...

Znana z filmów amerykańskich reguła ma mocne zastosowanie w polityce.

Niedawno cała Polska zatrzęsła się z oburzenia: Putin usprawiedliwia pakt Ribbentrop-Mołotow – twierdząc, że Polacy zasłużyli sobie na to udziałem w rozbiorze Czechosłowacji. W rzeczywistości wypowiedź Putina nie była szokująca, a co najwyżej kontrowersyjna. Mówił on o tym, że oceniając wspomniany pakt, należy unikać błędu historycyzmu (ocenę minionego zdarzenia w dzisiejszych realiach, bez uwzględnienia kontekstu historycznego). Mówił, że wówczas tego rodzaju działania nie były niczym nadzwyczajnym, a porozumienie Polski z Niemcami w sprawie Zaolzia jest tego przykładem. Wspomniana kontrowersyjność sprowadza się zaś do publicystycznego języka, jakiego Putin użył (wypowiedź była w formie odpowiedzi na polską krytykę paktu).

 

O wiele poważniejszą kwestią, przy której wystąpiły problemy językowe, jest uznanie wyborów w zbuntowanych republikach ukraińskich. Uznanie tych wyborów byłoby równoznaczne z akceptacją rozpadu Ukrainy. Biorąc pod uwagę zaangażowanie Rosji oraz prawdopodobne pójście tych republik w ślady Krymu – można by to nawet uznać za potwierdzenie najgorszych oskarżeń pod adresem Rosji. Media poinformowały, że Rosja uznała wybory po tym, gdy rosyjskie MSZ ogłosiło, że „szanuje” wynik wyborów. Okazuje się jednak, że poproszony o doprecyzowanie, czy można postawić znak równości między słowami "szanujemy" i "uznajemy", doradca Władimira Putina odparł, że "są to różne słowa". - Słowo "szanujemy" zostało użyte świadomie - podkreślił.

 

 

Historia Polaków i Ukraińców widziana z perspektywy pogranicza jest bardzo pouczająca. Najkrócej mówiąc jest kumulacją efektu braku przywództwa mądrych elit. Ta teza pozostanie jeszcze jednym komunałem, jeśli nie towarzyszy jej zrozumienie tego, jakie znaczenie ma mądrość w historii narodów. Odwołam się tutaj do autorytetu Jana Pawła II. Po pierwsze dlatego, że jest to przykład mądrości, a po drugie dlatego, że on dokładnie wyjaśnił jaka jest rola elit u władzy. Mówił wielokrotnie o tym, że władza powinna zapewnić społeczeństwu warunki rozwoju i wzrastania. „Zapewnić”, to nie to samo co „dać” (to nieporozumienie prowadzące do socjalizmu). Chodzi o takie ukierunkowanie energii społeczeństwa, aby każdy miał świadomość, że „nie żyje tylko dla siebie, nie produkuje dla siebie, ma bogacić społeczeństwo”. Ujmując rzecz skrótowo można stwierdzić, że to jest personalistyczna wizja społeczeństwa. Społeczeństwa, na którego historię składają się losy ludzi. Jej przeciwieństwem jest historia pisana przez mechanizmy i procesy. Takiej historii uczy się w szkołach. Nasze pseudo-elity są wystarczająco inteligentne, aby wpływać na zachodzące procesy, wykorzystując istniejące mechanizmy lub tworząc je pod swoje potrzeby. Ale są zbyt głupie (stąd przedrostek „pseudo-”), aby dostrzec problem adekwatności swych działań.

 

Mądrość to umiejętność wyboru właściwej strategii działania. Cele człowieka mądrego i głupiego mogą być równie szlachetne. Obaj mogą chcieć czynić dobro, ale chęci nie wystarczą. Gdy człek jest głupi, to jego „chęciami jest piekło wybrukowane”. W skrajnym przypadku głupcy w imię dobra społeczeństwa potrafią w pełni świadomie krzywdzić wielu ludzi. Historia Polski i Ukrainy jest pełna przykładów na takie działania. Także historia najnowsza.

 Ukraińskie reformy to fikcja – twierdzi dziennikarz Obserwatora Finansowego, Michał Kozak: Żeby dostać jeszcze więcej pieniędzy z Zachodu, ukraińskie władze ogłosiły program zmian „Strategia 2020”. Jeśli jednak przyjrzeć się szczegółom, to okazuje się, że za reformatorskim zapałem kryje się chęć nabicia kieszeni polityków z Kijowa pieniędzmi zachodnich podatników, a sama strategia to zbiór ogólników i pobożnych życzeń.

Ta ocena nie jest pochopna. Wynika z analizy dokumentu i uwzględnia opinie ukraińskich specjalistów: Rozumiem, że ludzie, którzy to pisali, żyją poza granicami rzeczywistości i nawet nie chcą się do niej zbliżyć – komentował prezydenckie zapowiedzi Andriej Nowak, szef Komitetu Ekonomistów Ukrainy, przywołując przykłady Chin, którym podwojenie PKB zajmuje osiem, dziewięć lat, oraz Rosji, która mając zaplecze w postaci złóż ropy i gazu ziemnego, w 2003 r. stawiała sobie za zadanie podwojenie PKB w ciągu 10 lat.

Zapewne ani profesor ani dziennikarz nie mieli do czynienia z „wnioskami unijnymi”. Może i liczby nie są realne. Ale konkretne wskaźniki celu są. Przeciwdziałanie wykluczeniu jest. Standardy unijne są. A jeśli do PKB – zgodnie z najnowszymi tryndami doda się przestępczość, to i wskaźniki wzrostu okażą się realne.

Po wyborach parlamentarnych i podpisaniu umowy stowarzyszeniowej, sytuacja polityczna na Ukrainie nieco się poprawiła. Wyborcza klęska skrajnych nacjonalistów i uznanie wyborów przez Rosję otwiera możliwości stabilizacji. Jednak sytuacja gospodarcza jest bardzo trudna. Bez planu pomocowego na dużą skalę, Ukraina zbankrutuje jeszcze tej zimy. Do końca roku dług państwa przekroczy 60 proc. PKB, a deficyt budżetowy – 6,3 proc. PKB. Gdyby brać pod uwagę tylko te dane, o bankructwie nie ma mowy. W Europie co najmniej kilka państw ma gorsze wyniki. Znacznie bardziej zadłużona jest na przykład Francja. Ukraina w przeciwieństwie do gospodarek zachodnioeuropejskich nie ma jednak pieniędzy.

 

Wszyscy boją się nowego Majdanu. O ile dziś Poroszenko i Jaceniuk są w stanie na fali patriotyzmu odbudować swój mandat do rządzenia, o tyle zima, perspektywa braku ogrzewania i słaba waluta mogą doprowadzić do niepokojów.

 


Rosjanie piszą o tym w kontekście umowy stowarzyszeniowej z UE, która wchodzi w życie 1 listopada (UE – Ukraina: „utopia 2020” i gospodarka realna).

 

 

 

 Wybory parlamentarne nie zostały na Ukrainie poprzedzone jakąkolwiek formą złagodzenia konfliktu między wschodem a zachodem kraju. Twarde stanowisko prezentują przedstawiciele władz Ukrainy. Także separatyści liczą na rozpad kraju. Jeśli armia ukraińska użyła w bomb kasetowych, to trudno sobie wyobrazić pojednanie między walczącymi takimi metodami stronami.

 

Trwające akty przemocy są w chwili obecnej absurdalne, gdyż nie wydają się prowadzić do jakichkolwiek korzyści dla żadnej ze stron. Liczne są natomiast sygnały wskazujace na możliwość i chęć znalezienia kompromisu. Ostatnio rosyjski Szef Dyplomacji Ławrow oświadczył, że Rosja nigdy nie kwestionowała prawa Ukrainy do nawiązania ściślejszych więzi z Unią Europejską [...]. Według niego, Moskwa chce jedynie uniknąć ryzyka, jakie może nieść dla Rosji integracja ekonomiczna Ukrainy z UE.

 

Jeśli Rosja uzna wybory parlamentarne, pomimo nie przeprowadzenia ich na terenach kontrolowanych przez separatystów, ci ostatni znajdą się w trudnej sytuacji politycznej.

 

[Uzupełnienie 28-10]

Wstępne wyniki (na podstawie sondaży):

 

  • Blok Piotra Poroszenko - 23,1%
  • Front Ludowy (Jaceniuka) - 19,7%
  • Samopomoc (mera Lwowa) - 11%
  • Blok opozycyjny (obejmujący dawną Partię Regionów) - 9,9%
  • Partia Radykalna Oleha Laszko - 6,6%
  • Batkiwszczyzna (Julia Tymoszenko) - 5,7%
  • Swoboda (partia nacjonalistyczna) - 5,8%

 

W Przemyślu grupa studentów z Ukrainy zademonstrowała swój patriotyzm odwołując się do tradycji UPA. Wywołało to naturalne wzburzenie wśród wielu Polaków, którzy pamiętają okropności czasów, gdy naszych przodków „piłami rżnęli”. Do Przemyśla i Rzeszowa zjechały się grupy narodowców, którzy podsycają to oburzenie demonstracjami. Studenci przeprosili za swe zachowanie i zgłosili się do prokuratury. Obawiają się o swoje życie. Przywódcy demonstracji podkreślają, że im chodzi o sprzeciw ideologii, a nie podżeganie do odwetu. Może to i prawda. Ale czy są pewni reakcji wszystkich, których podburzają?

 

Czy ktokolwiek zastanawia się, skąd studentom przyszedł do głowy taki głupi pomysł?

 Minister spraw zagranicznych Rosji Ławrow spotkał się w Paryżu z sekretarzem stanu USA Johnem Kerrym. Słowo „reset” nie padło, ale dużo było o współpracy i wspólnym rozwiązywaniu problemów.

Tymczasem na Ukrainie wymyślono, żeby rocznica powstania UPA była świętem państwowym (o czym „polskie” media „zapomniały” poinformować Polaków). Ukraińcy uczcili ten dzień marszami, które przerodziły się w zamieszki.

 

Ponieważ z powodu walk w Donbasie, tamtejsze kopalnie nie pracują normalnie, Ukraina musi kupić węgiel na zimę. Jednak polski węgiel nie jest dla nich dość dobry. Podobnie zresztą jak polska wieprzowina. Kwitnie za to eksport broni do Rosji – między innymi z Wielkiej Brytanii oraz ….. Ukrainy!

 

PS

[dopisek 15X2015 18:50]

 

Słyszymy, że jest zainteresowanie polskim węglem ze strony ukraińskiej, ale pod warunkiem, że będzie za darmo. Jestem tym zdegustowany, żeby tego nie nazwać mocniej. Widać wyraźnie, że także w imporcie węgla strona ukraińska jest zainteresowana umiędzynarodowianiem konfliktu - mówił na antenie TOK FM Janusz Piechociński. Ukraina bowiem, mimo podpisania kontraktu na dostawę stu tysięcy ton polskiego węgla, kupiła paliwo od Rosji i negocjuje zakup kolejnych ton surowca z RPA.

 

 

 

W Soczi odbyły się po raz pierwszy wyścigi samochodowe Formuły 1. Rosja ma też duże szanse na zorganizowanie mistrzostw świata w siatkówce w 2018 roku. Już wcześniej (w roku 2012) podjęto decyzję o organizacji w tym kraju najbliższych mistrzostw świata w piłce nożnej. Władimir Putin będzie też obecny na szczycie G20 w listopadzie.

 

Wczoraj prezydent Ukrainy Petro Poroszenko potwierdził, że w tym tygodniu będzie rozmawiał z Władimirem Putinem w Mediolanie. Do spotkania ma dojść w czwartek lub w piątek, przy okazji szczytu Europa - Azja. Mają w nim także uczestniczyć kanclerz Niemiec Angela Merkel oraz premierzy Wielkiej Brytanii i Włoch, David Cameron i Matteo Renzi. Prezydent Poroszenko zasugerował wczoraj, że przyszły tydzień będzie decydujący dla rozwiązania konfliktu na wschodzie Ukrainy. Powiedział, że osiągnięto porozumienie z Rosjanami i że mają oni wziąć pod kontrolę zbrojne grupy, które mimo ogłaszanego już kilkukrotnie zawieszenia broni nadal ostrzeliwują ukraińskie wojska i miejscowości. Pod koniec tygodnia w Mediolanie odbędzie się szczyt Europa – Azja. Mają w nim uczestniczyć kanclerz Niemiec Angela Merkel, prezydent Ukrainy, oraz premierzy Wielkiej Brytanii i Włoch. Prezydent Poroszenko liczy na to, że Rosjanie „wezmą pod kontrolę” zbrojne grupy, które mimo ogłaszanego już kilkukrotnie zawieszenia broni nadal ostrzeliwują ukraińskie wojska i miejscowości. Uzasadnieniem dla nałożenia sankcji na Rosję było dotąd oskarżenie nie tylko o wspieranie, ale i kontrolowanie separatystów.

 


(AFP)

Na Ukrainie obserwujemy dziwne odwrócenie ról. Premier apeluje na forum ONZ o podtrzymanie sankcji i twierdzi, że Krym był jest i będzie ukraiński. Prezydent w tym czasie planuje reformy państwa, mające na celu przybliżenie ich do Unii Europejskiej: do 2020 roku Ukraina powinna zrealizować reformę antykorupcyjną, sądowniczą, podatkową, obronną i spraw wewnętrznych, zdecentralizować władze oraz uprościć warunki prowadzenia biznesu.

 

Według Prezydenta: „Alternatywa dla przemian jest jedna. Bez reform mamy tylko jedną drogę – do Rosji”. Nie jest to jednak wyrazem polityki konfrontacji. Proszczenko twierdzi, że nie będzie powrotu do działań militarnych i zapowiada spotkanie z prezydentem Putinem.

 

Proeuropejskie nastawienie Kijowa skomentował jeden z rosyjskich dyplomatów: Widzimy - naturalnie - pragnienie politycznych i biznesowych elit, znacznej części Ukrainy. Wszelako widzimy też, jaki jest stan społeczeństwa ukraińskiego […] W każdym razie Ukraina powinna rozwiązywać swoje problemy z Rosją. W Polsce stanowisko to zostało nazwane „grożeniem palcem”.

Polskie media ekscytują się kłopotami gospodarki Rosji (można się uśmiać do łez, czytając o strasznym, bo przekraczającym 5% bezrobociu). Niewiele natomiast mówi się o Ukrainie. Czyżby wojenna ekonomia sprawiła nagłe uzdrowienie gospodarcze naszego sąsiada?

 Za odpowiedź może posłużyć decyzja Rady Dyrektorów MFW, która zdecydowała się wstrzymać "na czas nieokreślony" wypłatę kolejnej transzy przyznanego kredytu.

 Wydawać się mogło, że z ekonomicznego punktu widzenia ten kredyt nie ma sensu, a tym razem chodzi głównie o pomoc dla państwa w trudnej sytuacji politycznej. Nic bardziej mylnego. Jak zauważa John Helmer na swoim ciekawym blogu poświęconym Ukrainie, MFW nie ma poczucia humoru. Cytuje on jednego z finansistów: „trudne czasy wymagają trudnych działań i ten rząd zobowiązuje się do reform”. „Reformy” MFW można by dopisać do zestawu rzeczy pewnych – obok śmierci i podatków. Problem w tym, że takim kraju jak Ukraina trudno kontrolować wydawanie pieniędzy. Więc próby reform w stylu MFW są absurdem, który dostrzegają urzędnicy. Czemu więc pożyczają? Zapewne z powodu politycznych nacisków.

 

Co można ugrać przy użyciu MFW w kraju, w którym prawie wszystko już jest rozkradzione (czytaj „sprywatyzowane”)? Właśnie że nie nie wszystko!

Niedawno senat USA poparł gwarancje kredytowe “U.S. Agency for International Development” dla rozwoju przemysłu naftowego i gazowego na Ukrainie. O interesy USA w tym zakresie zadba z pewnością syn wiceprezydenta Joe Bidena, R. Hunter Biden, który niedawno znalazł się w zarządzie ukraińskiej spółki naftowo-gazowej Burisma, zarejestrowanej na Cyprze.

Ukraina ma też olbrzymie połacie żyznej ziemi. Istnieją podejrzenia, że „bratnia pomoc” MFW może się też wiązać z próbą wprowadzenia na Ukrainie GMO (roślin modyfikowanych genetycznie). Amerykańska firma Mosanto, która jest monopolistą w tej dziedzinie, już w roku 2013 zainwestowała na Ukrainie 130mln dolarów,

 

Na wspomnianym blogu Johna Halmera można znaleźć też informuje o najnowszych wynikach badań społecznych na Ukrainie. Większość Ukraińców chce pokoju, a nie wojny. Tracą więc poparcie ugrupowania i politycy jawnie dążący do wojny (w tym premier i „Prawy Sektor”). Utrzymuje się poparcie dla prezydenta Poroszenko (46% ocenia go pozytywnie; 26%, negatywnie; 24% neutralnie). Na pytania o zmiany po jego wyborze, 48,4% wskazało poprawę stosunków Ukrainy z USA, 46% na poprawę stosunków z UE. Ale aż 60% twierdzi, że nie ma żadnej poprawy w warunkach życia, a 24% stwierdziło, że korupcja stała się jeszcze większa. Nic więc dziwnego, że pieniądze z MFW znikają tam jak w czarnej dziurze.

 

Powyższa grafika pochodzi z blogu Johna Helmera.

 Parlament Ukrainy uchwalił kilka bardzo ważnych ustaw. Zaakceptowano umowę stowarzyszeniową z UE, wprowadzono autonomię dla Donbasu oraz ogłoszono amnestię dla separatystów. Pomimo, że jest to prawdopodobnie realizacja porozumienia z Mińska, wicepremier samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej (DRL) oświadczył, że oni już nie mają i nie chcą mieć nic wspólnego z Ukrainą. Być może był to tylko emocjonalny komentarz spowodowany tym, że zbyt dużo krwi i zbyt dużo nienawiści wylało się w tym konflikcie. Jeśli jednak ta wypowiedź była częścią gry politycznej uzgodnionej z Moskwą (bez której istnienie DRL nie ma sensu), może to być reakcja na kolejne sankcje „zachodu”. Widać naprawiaczom świata z Waszyngtonu i Brukseli jeszcze mało i chcą doprowadzić do całkowitej destrukcji Ukrainy. Potwierdzeniem tego może być wycofanie się Rosji z rozmów na temat dostaw gazu, które miały rozpocząć się w sobotę w Berlinie. Polscy politycy i komentatorzy także najwyraźniej nie zeszli jeszcze na ziemię. Zbigniew Kuźmiuk pieje z zachwytu nad "europejskim wyborem Ukrainy”. Minister Sikorski uznał przyjęte rozwiązania „jako uleganie argumentowi siły”. Inaczej ocenia to szefowa Europejskiej Akademii Dyplomacji - L. Pisarska, według której „ustawy o Donbasie to próba ratowania sytuacji w obliczu porażki Ukrainy”.

 

Pojawiła się (nie potwierzona) informacja o rozformowaniu ukraińskiego batalionu Ajdar (www.kresy.pl): "Ktoś chce, żeby batalion był jakkolwiek zatrzymany [w swoich działaniach]. Z frontu zabierają mnie na te wykłady, na te posiedzenia, a ktoś siedzi z tyłu i rozpowszechnia na temat batalionu kłamliwe informacje" - mówi dowódca batalionu Sierhij Melnyczuk. Wg niego komuś przeszkadza to, że batalion ma przejść do ofensywy.

Oczywiście, że komuś przeszkadza – w końcu mamy zawieszenie broni. Polskie media podały niedawno, że „11 bojowników zginęło po ogłoszeniu rozejmu. Rosja gromadzi siły w rejonie Krymu”. Bojownicy byli z batalionu Ajdar i jedyne informacje o incydencie pochodziły z batalionu Ajdar. Nie wiadomo też nic o tym, jakie działania podjął ten batalion po zawieszeniu broni, któremu walczący w nim ludzie są stanowczo przeciwni (a zwłaszcza amnestii).

Wyjaśnienie przyczyn ich „rozformowania” można znaleźć na stronach Amnesty International:Ajdar jest jednym z ponad trzydziestu tak zwanych batalionów ochotniczych, które pojawiły się podczas konfliktu i zostały luźno zintegrowane z ukraińskimi strukturami bezpieczeństwa, z zamiarem odzyskania obszarów zajętych przez separatystów.

Amnesty International udokumentowała rosnącą falę nadużyć, w tym porwań, bezprawnego przetrzymywania, znęcania się, kradzieży, szantaży i możliwych egzekucji dokonywanych przez batalion Ajdar. Niektóre z tych działań mogą być zbrodniami wojennymi.

Organizacja wzywa władze Ukrainy do objęcia wszystkich ochotniczych batalionów, w tym Ajdaru, efektywną kontrolą i dowodzeniem, niezwłocznego zbadania wszystkich zarzutów dotyczących nadużyć oraz pociągnięcia winnych do odpowiedzialności.

Ukraiński premier zobowiązał się w imieniu rządu do pociągnięcia wszystkich sprawców nadużyć do odpowiedzialności.


Na zdjęciu (źródło) dwóch bojowników batalionu Ajdar.

Prezydent Ukrainy wydał oświadczenie w związku z zawieszeniem broni:

Międzynarodowe negocjacje w jakich uczestniczyłem w Brukseli i Mińsku wykazały silne dążenia do pokojowego rozwiązania konfliktu w Donbasie środkami polityczno-dyplomatycznymi. Taki sam nastrój dominuje podczas moich spotkań światowymi przywódcami na szczycie NATO w Walii.
Cały świat chce pokoju, cała Ukraina chce pokoju, w tym miliony mieszkańców Donbasu.
Życie ludzkie jest największą wartością. Musimy zrobić wszystko, co możliwe i niemożliwe aby zakończyć rozlew krwi i położyć kres cierpieniu ludzi.
Biorąc pod uwagę apel o zawieszenie broni prezydenta Rosji Władimira Putina, skierowany do szefów nielegalnych grup zbrojnych z Donbasu i podpisanie protokołu na posiedzeniu Trójstronnej grupy kontaktowej w sprawie realizacji planu pokojowego prezydenta Ukrainy, wzywam szefa Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Ukrainy do zaprzestania ognia począwszy od 18:00, 5 września.

Poleciłem także Ministrowi Spraw Zagranicznych Ukrainy, aby wspólnie z OBWE zapewnił skuteczną międzynarodową kontrolę nad przestrzeganiem przez obydwie strony zasad zawieszenia broni.
Mam nadzieję, że te umowy, w tym zawieszenia broni i uwolnienia zakładników, będą ściśle przestrzegane.

 Rosyjski portal anglojęzyczny  rt.com podaje więcej informacji o osiągniętym porozumieniu:


W Mińsku zgodzono się w trzech kluczowych kwestiach:

  1. zawieszeniu broni,
  2. wymianie jeńców wojennych
  3. umożliwieniu pomocy humanitarnej,

Według szacunków podanych przez ambasadora Rosji na Ukrainie Michaiła Zurabowa, wymiana jeńców może dotyczyć ponad tysiąca osób po każdej ze stron. Pomoc humanitarna ma być dostarczana wyznaczonymi korytarzami (samochodami lub koleją).

Nie osiągnięto porozumienia w kwestii podstawowej: statusu południowo-wschodnich regionów: Samozwańczych „republik ludowych” Donieckiej (DRL) i Ługańskiej, które chcą utworzenia autonomicznego regionu "Nowa Rosja".

Według Alexander Zaharchenko – premiera DRL, to nie była w rozmowach kwestia priorytetowa: „Najważniejsze teraz jest, aby powstrzymać rozlew krwi".

Zawieszenie broni zostało z zadowoleniem przyjęte przez OBWE oraz ONZ.

Całe porozumienie zawiera 12 punktów. Jak dotąd nie zostało ono opublikowane. Z dostępnych informacji wiadomo, że poza zawieszeniem broni mowa jest o wycofaniu wojsk, wymianie więźniów i międzynarodowym nadzorze przestrzegania rozejmu.

Prezydent Petro Poroszenko w Walii wydał krótkie oświadczenie (po angielsku - do obejrzenia na youtube.com/watch?v=4xSbVVWaP2c), w którym powiedział, że Ukraina jest gotowa rozpocząć proces pokojowy, w tym na decentralizację władzy, wolność gospodarczą i gwarancji poszanowania języka i kultury dla mniejszości. Wspomniał też o amnestii.

W Święto Niepodległości w Doniecku urządzono paradę jeńców. Im nie wystarczy pokonanie przeciwnika, ale muszą go upokarzać. Niezgodnie zresztą z Konwencją Genewską. Nie wiadomo, co gorsze w tym przypadku: sowiecka mentalność tych ludzi czy bezdenna ich głupota. Propaganda Kijowa mówi, że nie ma tam żadnej wojny domowej, tylko walka z terroryzmem. Zachowując się jak sowiecka dzicz separatyści tylko dodają argumentów swoim wrogom.

 

Ta głupota znajduje potwierdzenie także w tym, że nie podjęto żadnych kroków ku temu, by w Mińsku w negocjacjach była reprezentacja separatystów. Taka bezwarunkowa zgoda na to, by ich reprezentował szef ościennego kraju (Putin) nie może być odebrana pozytywnie. Ci ludzie chyba nie zdają sobie sprawy z tego, że ta wojna nie rozstrzyga się na polach bitew.

 

Na Ukrainie trwa wojna domowa. To proste stwierdzenie wydaje się wyrażać coś zupełnie oczywistego. Tymczasem jesteśmy cały czas pod działaniem propagandy, która mówi, że to jest wojna z terrorystami. A terrorysta to coś jak Marsjanin – tyle, że można (a nawet trzeba) go zabić.

 

W tej sytuacji warto odnotować głos otrzeźwienia, który zaważyli (i przetłumaczyli na język polski) publicyści portalu kresy.pl. Jest to wywiad z ukraińskim generałem Rubanem. W najciekawszym fragmencie wchodzi on w polemikę z dziennikarką:

- Dla Pani sześć milionów mieszkańców obwodu ługańskiego i donieckiego nagle stało się wrogami?

- Nie, cywile nie są wrogami.

- A ci, co chodzą z bronią – jest ich 15 tysięcy – to wrogowie?

- No, ogólnie, to tak. To ludzie, którzy zagrażają życiu i zdrowiu cywilów.

- Armia zagraża życiu i zdrowiu cywilów. Po to ona jest. Oficerowie, którzy kończą akademie wojskowe, - to profesjonalni zabójcy, jak by oni mogli o tym nie wiedzieć? Nie wiedziała Pani? To nie człowiek, który chodzi z flagą na paradzie, to człowiek, który w okopie zabija innego człowieka.

Oni tego się uczyli, tak samo, jak ja – pilot-strzelec. Piękne słowo, zdążyliśmy przywyknąć. Zabierzcie słowo pilot i zrozumcie, że ja – strzelec. Co powinienem robić? – Strzelać.

Nie odnoszę się do tych ludzi tak, jak Pani odnosi się do wrogów. Łatwo Pani patrzeć z tej pozycji. A ja tych ludzi już dawno znam. Tam są oficerowie, tam weterani wojny afgańskiej, z którymi protestowaliśmy przeciwko Janukowyczowi. Tam są ludzie, z którymi staliśmy na Majdanie. Na Euromajdanie. Ale my tego tak nie nazywaliśmy.