Narzekanie na niski poziom ekonomicznej wiedzy Polaków może być przesadzone. Okazuje się, że pomimo wytężonej propagandy wszystkich mediów – od lewej do prawej, jedynie 1% Polaków zdecydowało się zostać w OFE. Postawę rządu w tej sprawie można w sumie uznać za neutralną. Gdyby chciał całkiem pognębić OFE, to ogłosiłby, że ZUS przestanie prowadzić za darmo rozliczenia za PTE. A koszty budowy tego systemu rozliczeń są horrendalne.

Właśnie jeden z blogerów opublikował ciekawą analizę, podważającą oficjalne dane (3mld zł).

Chiny mają poważny problem z energetyką węglową. Chodzi przede wszystkim o olbrzymie zanieczyszczenie środowiska. Chińczycy rozwijają więc energetykę solarną (ogniw fotowoltaicznych). Czy jednak jest to rozwiązanie ekonomicznie opłacalne? Oto kilka faktów, które pomogą w uzyskaniu odpowiedzi:

  1. Ogniwa fotowoltaiczne tanieją o 20% przy podwojeniu podwojenia mocy zainstalowanych dotąd ogniw na całym świecie. na całym świecie. To się nazywa Prawo Swansona i zostało potwierdzone empirycznie.

  2. Ilość zainstalowanych ogniw jest dzisiaj niewielka i podwojenie, a nawet zwielokrotnienie ich nie będzie problemem.

  3. Instalacje słoneczne mogą rozwijać się bardzo szybko i szybko likwidować.

  4. Ceny energii słonecznej są do zaakceptowania na rynku nawet, gdy są nieco wyższe, niż ceny energii z węgla.

  5. Wzrost ilości instalacji może odbywać się częściowo na zasadach czysto rynkowych, gdyż możliwa jest sprzedaż tej energii w wyższej cenie (niż energii z węgla).

  6. Istnieją istotne ograniczenia rocznego wzrostu.

  7. Instalacje słoneczne muszą być w prawie 100% finansowane z góry – a więc koszty finansowe są ważnym składnikiem kosztów.

  8. Ogniwa słoneczne mają trwałość około 30 lat, czyli dłużej niż okres finansowania. Nawet więc gdy w okresie finansowania wydaje się to nieekonomiczne, możemy zyskać do 10 lat prawie darmowej energii.

  9. Koszty magazynowania energii elektrycznej mają własne „prawo Swansona”.

 Na obchody 25 lecia pierwszych w częściowo wolnych wyborów w Polsce przybył między innymi prezes Google. Wyjawił on przy tej okazji plan otwarcia w Warszawie nowoczesnego centrum dla_startupów:

Jesteśmy dumni z tego, że społeczność startupowa tak dynamicznie rozwija się w Polsce, a także tutaj, w Warszawie. Mamy nadzieję, że warszawski Campus pomoże w rozwoju technologicznych przedsiębiorstw, wzmocni ekosystem startupów i zachęci do rozwoju innowacyjności w Polsce - powiedział Eric Schmidt, prezes Google.

W ubiegłym roku w Krakowie uruchomiono program „Google for entrepreneurs”, który okazał się wielkim sukcesem. Campus w Warszawie to pójście o krok dalej. W przeciwieństwie do wygłupów władz, które co chwilę serwują nam nową nową Dolinę Krzemową, projekt Google ma szanse powodzenia - bo otwarta strategia rozwoju tej korporacji sprzyja takim niekonwencjonalnym działaniom. Duże znaczenie ma także magia marki i dotychczasowa obecność firmy w Polsce. Jednak Google jest znany także z tego, że łatwo porzuca projekty, które „nie rokują”. Jak będzie tym razem – zobaczymy.

Jeśli można przy tym trochę pomarudzić, to szkoda, że wybrano Warszawę – miasto w którym najłatwiej wystartować wpisując się w struktury powiązanej z władzą sieci konsumentów zagrabionych (przez system podatkowy i centralizację) w całej Polsce dóbr. To na prowincji innowacja dają wolność, a mając przychylność Google nie musimy liczyć na przychylność waadzy.

Loren Thompson z Forbesa uważa, że Chiny nie zdetronizują USA w roli największej potęgi gospodarczej świata. Wylicza on pięć czynników, które stoją temu na przeszkodzie:

 

1. Ograniczenia geograficzne.

Thompson opisał to bardzo oględnie, ale odniesienie do doktryny Boskie Przeznaczenie(Manifest Destiny)wskazuje, że chodzi po prostu o agresywną politykę podbojów. Tymczasem Chiny chciałyby się rozwijać na swoim terytorium. Na zachodzie jałowy Tybet i pustynia Gobi. Na południu Himalaje odgradzające państwo od Indii. Na północy rozległe i w dużej mierze puste stepy odgradzające Chiny od Rosji. Na wschodzie rozciąga się największy ocean świata (ponad 6000 mil morskich między Szanghajem i San Francisco). Więc mogą sobie co najwyżej podbić Wietnam albo przyłączyć Tajwan.

Jakl ukraść 100 mln dolarów i bezkarnie opływać w luksusach? Wystarczy mieszkać w Rosji a kraść na zachodzie. Globalna wioska coraz bardziej wirtualna, stwarza niejedną okazję dla złodziei. Powstrzymuje ich głównie fakt, że bardzo trudno zatrzeć ślady przestępstwa. Na przykład spustoszenie sieje ostatnio CryptoLocker, który szyfruje dane na dysku ofiary. Po ukończeniu procesu szyfrowania ofierze zostaje wyświetlony komunikat, informujący, że pliki zostały zaszyfrowane algorytmem RSA, z wykorzystaniem 2048-bitowego klucza prywatnego – i ich zawartość zostanie bezpowrotnie utracona, o ile poszkodowany nie zapłaci operatorom CryptoLockera okupu w wysokości 300 dolarów, w ciągu 72 godzin od zarażenia systemu. Od tego momentu zaczyna się odliczanie. Jak informują napastnicy, gdy licznik dojdzie do zera, serwer obsługujący klucze szyfrujące skasuje klucz użyty do zaszyfrowania.

Z tego co pisze wielu poszkodowanych, zignorowanie komunikatu tak się właśnie kończy – szkodnik odinstalowuje się sam, pliki pozostają zaszyfrowane na zawsze, nie ma ma już żadnego sposobu na ich odzyskanie. Nic więc dziwnego, że niejedna ofiara CryptoLockera decyduje się zapłacić.

I tu się pojawia problem. Przecież idąc za pieniędzmi można łatwo namierzyć rozbójnika! No i co z tego? Portal businessinsider opisuje życie w luksusach hakrea o pseudonimie "Slavik". Jest on autorem CryptoLockera. Nazywa się Bogaczew mieszka w Rosji. List gończy FBI może sobie powiesić w ramce na ścianie, jako potwierdzenie swego triumfu: