- Szczegóły
- Kategoria: Monitor gospodarczy
Komisja Europejska zawiesiła procedurę nadmiernego deficytu wobec Polski. W wydanym komunikacie poinformowano, że Polska osiągnęła zalecane przez Radę cele budżetowe, co wpłynęło na poprawę salda budżetowego:
W ostatnim zaleceniu Rady wydanym dnia 10 grudnia 2013 r. Polsce zalecono osiągnięcie deficytu nominalnego w wysokości 4,8 proc. PKB w 2013 r., 3,9 proc. PKB w 2014 r. i 2,8 proc. PKB w 2015 r. (z pominięciem wpływu transferu aktywów z drugiego filaru systemu emerytalnego). Zgodnie z prognozą makroekonomiczną leżącą u podstaw zalecenia Rady odpowiada to poprawie salda strukturalnego o 1 proc. PKB w 2014 r. i o 1,2 proc. PKB w 2015 r. Polsce zalecono również rygorystyczne wdrożenie środków, które już zapowiedziała i przyjęła, oraz uzupełnienie ich dodatkowymi środkami w celu osiągnięcia trwałej korekty nadmiernego deficytu do 2015 r. Rada wyznaczyła dzień 15 kwietnia 2014 r. jako termin podjęcia przez Polskę skutecznych działań oraz jako termin przedstawienia szczegółowych informacji na temat strategii konsolidacji planowanej na potrzeby osiągnięcia zalecanych wartości docelowych.
Czytaj więcej: Procedura nadmiernego deficytu a suwerenność gospodarcza
- Szczegóły
- Kategoria: Monitor gospodarczy
Serwis praca.pl przeprowadził ankietę, z której wynika iż aż 44% szukających pracy uważa, że głównym atutem są w tej materii znajomości. Prezes spółki prowadzącej portal uważa, że Przekonanie Polaków o tym, że pracę dostaje się po znajomości z jednej strony wynika jeszcze z pozostałości po poprzednim ustroju, z drugiej jednak jest mechanizmem, który chroni kandydata przed myśleniem o sobie w negatywny sposób.
Czy wykraczając poza wyniki ankiet i snując domysły, Pan Prezes postępuje w sposób profesjonalny? Czy formułując takie kategoryczne opinie, nie powinien przynajmniej wziąć pod uwagę niejednorodnej sytuacji na tak zwanym rynku pracy? Gdy niedawno jedna z dużych firm informatycznych w Krakowie zdecydowała się zwolnić część pracowników, nieopodal pojawił się bilbord innej firmy, zapraszający inżynierów do pracy. Młody programista w Krakowie zapewne znajdzie pracę, nawet jeśli się jąka i nie ma pojęcia jak się pisze CV.
Na drugim biegunie są kandydaci do pracy w obszarach o ponad 20% bezrobociu.
- Szczegóły
- Kategoria: Monitor gospodarczy
Gdy nawet w Brazylii pojawiają się protesty z powodu kosztów, to chyba zasada „chleba i igrzysk” działać przestaje. Czy to oznacza schyłek bizantyjskich widowisk? Światem rządzi pieniądz. Tymczasem organizatorzy igrzysk starają się przekonać społeczeństwa, że w tym wypadku pieniądz nie gra roli. Nawet prezydenta Krakowa nikt nie zapyta o to czemu wydał poważne kwoty na przygotowania do igrzysk, zanim przyszło mu do głowy zapytać mieszkańców (miejmy nadzieję, że wielomilionowych umów nie zdążył podpisać).
Jedynym argumentem używanym przy tej okazji jest -jak to nazwano w komentarzu businessinsider.com „wielkie kłamstwo ekonomiczne”: impreza ma zbawienny wpływ na gospodarkę. Z tym kłamstwem rozprawia się przygotowany przez Victora A. Mathesona raport Mega-Events: The effect of the world’s biggest sporting events on local, regional, and national economies. Dokładna analiza wielu takich imprez prowadzi do jasnych wniosków:
Wydatki publiczne na infrastrukturę sportową i obsługę wielkiej imprezy muszą oznaczać zmniejszenie innych wydatków państwowa, wzrost zadłużenia lub wzrost podatków, które szkodzą lokalnej gospodarce. Nakłady publiczne związane z budową infrastruktury i obsługą imprezy mają w najlepszym razie zerowy wpływ netto na gospodarkę, gdyż korzyści z realizacji projektu są równoważone przez wydatki i inne koszty z tym związane.
- Szczegóły
- Kategoria: Monitor gospodarczy
Na hasło „polska dolina krzemowa” Google zwraca już 31100 stron. Mamy (lub mamy mieć) według nich własną Dolinę Krzemową na Śląsku, w Krakowie, Wrocławiu, Nowym Sączu, Poznaniu i Warszawie. Można się spodziewać dalszego ich „wysypu”, gdyż Unia Europejska stawia na innowacyjność (który to już raz?). A już jest przecież bardziej innowacyjna od USA - tak przynajmniej twierdzi Jerzy Buzek (dobrze, że Amerykanie tego nie wiedzą, bo głupio byłoby, gdyby masowo zaczęli emigrować z Kalifornii do Polski na przykład). Gość siedzi w Brukseli, to wie.
W Polsce rzeczywiście następuje dynamiczny rozwój informatyki. Swoje oddziały otwierają tutaj największe firmy w branży. Przoduje pod tym względem Kraków, gdzie powstały oddziały między innymi IBM'a, Sabre, Motoroli i Google.
Jednak na pytanie o to, czy już mamy w Krakowie naszą „Dolinę Krzemową” szef polskiego oddziału Google, Wojciech Burkot odpowiada, że nie. Brakuje bowiem w tym mieście „społeczności startup'ów” (startup community). W Polsce ryzyko inwestycji musi być dobrze skalkulowane. Tymczasem w Dolinie Krzemowej, jest łatwy dostęp do kapitału podwyższonego ryzyka i akceptacja porażki. Wielu naukowców w Dolinie Krzemowej próbowało budować biznes w oparciu o własne firmy, a gdy się im nie udało – wrócili na uczelnię. Gotowość do podjęcia ryzyka wiąże się z istnieniem „awaryjnego spadochronu”, czego w Polsce brakuje.
Szef Polskiego Google nie do końca ma rację, bo taki spadochron istnieje – tyle, że nie w informatyce, ale w polityce (której częścią jest w Polsce tak zwana ekonomia). Uczelnie ekonomiczne są właśnie taką bezpieczną przystanią dla innowatorów, którzy nie do końca sprawdzili się u władzy.
Wojciech Burkot nie dostrzega także innej „drobnej” różnicy. W Polsce wsparcie Statup'ów jest potrzebne przede wszystkim po to, aby miały firmy na opłacenie się ZUS'owi. W USA te pieniądze można przeznaczyć na rozwój i wejście na rynek.
Z powyższych rozważań wynika, w jaki sposób władze mogłyby wesprzeć rozwój innowacji w Polsce. Wprowadzić rozsądne prawo upadłościowe, otworzyć uczelnie na ruchy z i do biznesu oraz zmienić system podatkowy. To są problemy trudne i mało spektakularne. Dlatego jedynie w kwestii zmiany powiązań uczelni z biznesem cokolwiek próbuje się zmienić.
Niestety w polskich gazetach (zwłaszcza tych czytanych przez waadzę) informacja o sytuacji w Krakowie została nieco uproszczona: by porównywać się do Doliny Krzemowej, potrzeba sprawnej współpracy między wielkimi firmami technologicznymi, uczelniami i kultury start-upów (niewielkich, na ogół informatycznych, firm we wstępnej fazie rozwoju - przyp. mz). Jak przekonują z ZDNet pracownicy krakowskiego biura Google, wciąż brakuje u nas zwłaszcza tego ostatniego.
Być może pod wpływem tej lektury władze stolycy zwietrzyły swą szansję, podejmując działania, jakie z powodzeniem mógłby realizować oddolnie biznes. I tak rodzi się warszawska „Dolina Krzemowa”. To już nawet nie ma być polska podróbka, ale wręcz konkurencja „Warszawa drugą Doliną Krzemową”.
Dzięki konsultacjom z ludźmi biznesu startupy rozkwitną (w Polsce nic tak nie rozkwita, jak armia ludzi gotowych radzić innym co mają robić). Na dodatek zapowiedziano „stworzenie rynku finansowania społecznościowego dla młodych firm”. Co może się kryć za tym bełkotliwym stwierdzeniem? Zapewne kolejna platforma crowdfundingowa. Jeśli tak, to raczkujące w Polsce platformy finansowania społecznościowego zamiast ewentualnego wsparcia, zyskują konkurencję ze strony państwa.
Gdyby władza chciała naprawdę wesprzeć finansowanie społecznościowe, mogłaby na przykład do każdej uzyskanej złotówki dodać drugą - bez żadnych formalności.
Ilustracja pochodzi z jednej z najnowszych platform finansowania społecznościowego www.ideowi.pl .
- Szczegóły
- Kategoria: Monitor gospodarczy
Ubocznym skutkiem słusznego buntu młodych jest pojawienie się w poważnych mediach recept gospodarczych Janusza Korwina-Mikke. Na dobry początek mamy żądanie likwidacji państwowych spółek energetycznych. „Przedsiębiorca się dwa razy zastanowi, zanim wybuduje elektrownię jądrową, węglową, wodną itd.”.
A jeśli po tym zastanowieniu uzna, że ryzyko jest zbyt duże i nie wybuduje?
Nic nie szkodzi – przecież mamy wolny rynek i możemy kupić energię choćby z Rosji. W Obwodzie Kaliningradzkim jest nadprodukcja i rozpoczęta inwestycja w Bałtycką Elektrownię Jądrową. A jeśli któregoś dnia Rosjanie poproszą o jakąś przysługę w zamian za utrzymanie dostaw energii? Przecież to niemożliwe. Kapitał nie ma narodowości, a Rosja nie pozwoli sobie na utratę zysków ze sprzedaży energii tak poważnemu partnerowi jak Polska. Co najwyżej podniosą nam ceny. I co z tego – płacimy najdrożej w Europie za gaz, to i za energię elektryczną możemy tak płacić.
Trzeba przyznać, że poglądy JKM są spójne i efektowne (jego wyobrażenia o gospodarce są logiczne jak partia brydża).