W Polskich mediach trwa w najlepsze medialna wojna z Putinem. Tymczasem całkiem po cichu przegrywamy walkę o dobro naszego przemysłu i obywateli. Oto zbliża się moment zaostrzenia polityki klimatycznej. Będzie to miało dla Polski tragiczne skutki, a wobec wydarzeń na wchodzie zdawać by się mogło, że należy politykę energetyczną (i klimatyczną) przemyśleć na nowo. Niestety nic nie wskazuje na to, aby premier Tusk postąpił jak mężczyzna oraz kandydat na męża stanu i zawetował te zmiany.

 

 

W świecie idealnym ludzie zachowują się racjonalnie, stosunki gospodarcze są zgodne z wolnorynkowymi zasadami a kapitał nie ma narodowości. Niestety nasz świat realny jest daleki od ideału. Dlatego podarowanie francuskiej firmie Orange polskiej infrastruktury telekomunikacyjnej należy ocenić w kategoriach zbrodni.

 

Kulisy działania tej firmy odsłaniają ostatnie doniesienia o jej powiązaniach z francuskim wywiadem: Inżynierowie mający nieograniczony dostęp do najbardziej poufnych informacji krążyli między obydwoma instytucjami - gigantem telekomunikacyjnym i wywiadem - pracując w obu jednocześnie.

 

Brak informacji o tym, czy w ten sposób francuski wywiad zdobywał także dane dotyczące polskich obywateli i polskich przedsiębiorstw. Dociekania w tej kwestii ze strony naszych władz spodziewać się nie należy.

 

 Rząd przyjął zmiany w przepisach podatkowych CIT i PIT (ciekawe, czy ktoś ilość tych zmian jest w stanie zliczyć). Tym razem mają one służyć uniemożliwieniu firmom wyprowadzania dochodów do zarejestrowanych za granicą spółek-córek.

Jak informuje „Puls Biznesu”: Zgodnie z projektowanymi przepisami polski rezydent podatkowy (firma lub osoba fizyczna) będzie musiał uwzględnić w podstawie opodatkowania dochody kontrolowanych podmiotów zagranicznych. Projekt przewiduje, że zagraniczna spółka kontrolowana to taka, w której podmiot polski ma 25 proc. udziału w kapitale, prawach głosu lub udziału w zysku; spółka ta ma co najmniej 50 proc. przychodów o charakterze finansowym; jest położona w kraju, w którym poziom opodatkowania jest co najmniej o 25 proc. niższy od obowiązującej w Polsce stawki CIT.

Na razie nic nie wiadomo o przeciwdziałaniu wyprowadzaniu zysku przez spółki córki w Polsce do swych matek za granicą. Tym bardziej nie ma mowy o zaprzestaniu drenażu regionów poprzez system podatkowy. Prosty podatek płacony w miejscu prowadzenia rzeczywistej działalności rozwiązałby wszystkie te problemy. Ale co wówczas robiliby spece od podatków?

 

Prezydent zwołał naradę w sprawie umowy o wolnym handlu między USA i UE (TTIP).

W tej umowie nie chodzi o żaden „wolny handel”, bo cła między UE i USA nie stanowią problemu.

O tym, że mamy do czynienia z nieczystą grą świadczy zarówno ukrywanie przed opinią publiczną szczegółów negocjacji, jak i stosowana propaganda – taka jak Raport Amerykańskiej Izby Handlowej. Wymiana handlowa między Polską a USA jest niewielka (wielokrotnie mniejsza niż Polski z Niemcami) i nie widać perspektyw znaczącego wzrostu. Pisanie o jakichś nadzwyczajnych korzyściach nie jest niczym innym, jak propagandą właśnie. Taki propagandowy charakter miało też spotkanie u Prezydenta. Żeby nie wyszło, że biernie się przyglądamy – jakieś problemy muszą być. Wygłoszono, omówiono i możemy spać spokojnie....

O co więc właściwie chodzi?

O ukrycie motywów. Jak w powieściach czy filmach kryminalnych, w których nieznajomi ludzie umawiają się, by wykończyć nawzajem swoich wrogów. Sprawca nie ma motywów, a ten, kto ma motyw zapewnia sobie mocne alibi.....

W przypadku tej umowy motywy zmian zostaną najpewniej osłonięte pretekstem konieczności zawarcia kompromisów. „Zagrożenie” ze strony Rosji jest w tym bardzo pomocne. Jeszcze w styczniu br. Komisja Europejska przerwała negocjacje, ponoć w celu przeprowadzenia konsultacji społecznych. Ale skoro Putin szaleje, to trzeba coś robić...

Może uda się w Europie wprowadzić zasady, które były zawarte w ACTA i otworzyć europejski rynek na GMO. W USA z kolei korporacje uzyskają prawa silniejsze niż prawa obywatelskie.

Przedstawiciele wielkiego biznesu rzadko zajmują stanowisko w ważnych kwestiach politycznych. Niedawno mieliśmy dwa głośne przypadki takich wystąpień. Pierwszy zdarzył się w USA. Prezes Facebooka zadzwonił do Baracka Obamy w sprawie inwigilacji internetu. Drugim było wystąpienie prezesa potężnej korporacji Niemieckiej E.ON, Johannesa Teyssena w sprawie ewentualnych sankcji wobec Rosji. W wywiadzie dla „Der Spiegel” mówił on między innymi:

Budowa zaufania i wzajemne zazębianie się gospodarek doprowadziły do tego, że obecnie w Rosji działa ponad 6 tys. niemieckich firm. Równocześnie rosyjskie firmy są obecne w Niemczech, kierują projektami i gazociągami.

Dalej stwierdził, że nie może już słuchać o uzależnieniu od rosyjskich surowców i równie dobrze, jeśli jest się złośliwym, można by powiedzieć, że małżeństwo jest uzależnieniem, jednak można je też uznać za partnerstwo.

Poziom integracji rosyjsko-niemieckiego „małżeństwa” najlepiej widać na przykładzie współpracy koncernu chemicznego BASF z Gazpromem. Firmy dokonały wymiany aktywów (swap). W zamian za udział w wydobyciu surowców energetycznych na Syberii, Gazprom dostał 50 % udziałów w spółkach handlowych gazu Wingas , WIEH ( Wintershall Erdgashandelshaus Berlin ) oraz WIEE ( Wintershall Erdgashandelshaus Zug ) . Częścią umowy są akcje systemów magazynowania gazu ziemnego w Niemczech i Austrii. Już rok później Gazprom przejął 100% udziałów Wingas i WIEH.

W tym kontekście sprzedaż przez RWE Rosjanom polskich koncesji nie powinna chyba nikogo dziwić? A że ogłoszono to razem z „sankcjami” UE przeciw Rosji? Drobne prezenty utrwalają małżeństwo.

Raport organizacji IREX poświęcony gospodarce Ukrainy ukazuje jedną z podstawowych przyczyn słabości tego państwa. Według opublikowanych w ubiegłym roku badań, finansowanych z grantu amerykańskiego Departamentu Stanu: około 100 osób zaliczanych do "oligarchów" lub "rodziny" (0,00003 % populacji) kontroluje 80 % - 85 % gospodarki Ukrainy. Czyli na pozostałe 45 mln ludzi przypada tylko 15% - 20% PKB.

Czy taki kraj może się normalnie rozwijać?

Różnica między wspomnianymi powyżej oligarchami i „rodziną” polega na tym, że oligarchowie to ludzie, którzy się wzbogacili na grabieży majątku pozostawionego przez komunę, a „rodzina” to wytwór kapitalizmu politycznego – osoby powiązane z prezydentem Janukowyczem.

Oligarchowie istnieją w całym byłym ZSRR, ale także w mniejszych krajach takie jak Bułgaria i Mołdawia.

Dekada Gierka ciągle czeka na sprawiedliwy osąd. Była ona zaprzeczeniem polskiego romantyzmu. Pod względem militarnym i politycznym byliśmy całkowicie uzależnieni od ZSRR. Śmiano się wówczas, że dzieci Gierka myślą, że on jest zegarmistrzem, bo ciągle jeździ do Moskwy po wskazówki. Jednak polityka gospodarcza była w dużym stopniu samodzielna. Oczywiście Rosjanie dbali o swoje interesy i nie wahali się wymuszać niekorzystnych decyzji.

 

Jednak w zasadzie nie mieli nic przeciwko temu, by „Polska rosła w siłę a ludziom się żyło dostatniej”. Wiele z popełnionych błędów wynikało raczej z braku zrozumienia dla procesów gospodarczych w skali globalnej, niż nacisków Rosji.

 

Jaskrawym przykładem ingerencji Rosji (która prawdopodobnie nie zakończyła się po zmianie ustroju), jest historia gazyfikacji węgla:

 

Informacja o tym, że Niemcy gazyfikują węgiel na skalę techniczną bardzo mnie zainteresowała – stwierdził w 1990 r. Edward Gierek w książce „Przerwana dekada”. Pierwszy sekretarz uważał, że przemiana węgla w gaz będzie leżeć „w najgłębszym interesie Polski”. Władze partyjne nakazały więc służbom specjalnym zdobycie informacji o tej technologii.

 

Po dokonaniu rozpoznania i dostarczeniu wszystkich informacji opracowano ocenę sytuacji. Cała baza informacyjna była wystarczająca do podjęcia decyzji o zakupie takiej instalacji przemysłowej – stwierdził w rozmowie z „Parkietem” ppłk Jan Larecki, oficer Wydziału Naukowo-Technicznego Departamentu I MSW, który był zaangażowany w tę operację. Rząd PRL zawarł z władzami RFN umowę, na mocy której Niemcy sprzedali Polsce za 800 mln marek instalację do gazyfikowania węgla. Choć nie była ona tak nowoczesna jak stosowane przez Sasol, wiązano z nią duże nadzieje. Sprowadzenie jej spotkało się jednak z gwałtowną reakcją Moskwy. – Komuś bardzo zależało na tym, abyśmy nie poddawali gazyfikacji naszych złóż węgla inie produkowali z niego paliw płynnych. Instalację oddano na złom –ujawnił ówczesny wicepremier Aleksander Kopeć. – Rosjanie, myśląc prawdopodobnie kategoriami strategicznymi, uniemożliwili nam skorzystanie z niej. No bo po co Polacy mają mieć tanie paliwo, kiedy ZSRR ma niezmierzone zapasy ropy
i gazu, którymi można zalać całe RWPG i stworzyć kolejną nić uzależnienia? – wyjaśnia ppłk Larecki. Późniejsze rządy nie kwapiły się zpodjęciem ponownej próby uruchomienia tej technologii. We wrześniu1996 r. posłanka Janina Kraus podczas sejmowej debaty zadała pytanie: –Czy rząd zamierza podjąć produkcję paliw płynnych zwęgla?

 

W odpowiedzi Roman Czerwiński, podsekretarz stanu w Ministerstwie Przemysłu i Handlu, stwierdził: –Świat wycofał się z tego. Przy cenie ropy naftowej wynoszącej chyba nawet – nie chcę tutaj przesadzać – 25 USD, dopiero zaczyna opłacać się przerabianie węgla. – W 2000 r. na konferencji w Sejmie zgromadziliśmy najlepszych ekspertów z całego kraju, którzy mówili o opłacalności tej technologii. To się bardzo komuś nie spodobało. Wkrótce potem moją agencję zlikwidowano –wspomina prof. Zbigniew Wrzesiński, były szef Agencji Techniki i Technologii. Dzisiaj cena ropy naftowej oscyluje koło 125USD za baryłkę.

 

Krzysztof Rybiński porównując Gierka do Tuska pisze: „W Polsce za czasów Gierka mieliśmy potężny wzrost długów, ale widać było efekty w postaci wzrostu potencjału przemysłowego, z czego korzyści do tej pory czerpią kolejne rządy sprzedając majątek wytworzony w dekadzie Gierka. Za czasów Sami Wiecie Kogo mamy politykę, która zachęca sektora prywatny do niszczenia miejsc pracy w przemyśle w Polsce, za to przybywa kasjerek w supermarketach, pracujących za minimalną krajową”.

 

O zawiłościach ówczesnej sytuacji świadczy polityka Gierka dotycząca surowców energetycznych. Opisuje ją w obszernym artykule Piotr Kwiatkiewicz (cz1, cz2 ). Opis dokonanych naprawdę robi wrażenie.

 

Gierek czuł się na tyle mocny, że podjął pewne próby uzależnienia naszej gospodarki od Rosji. Duży eksport inwestycji w krajach arabskich sprawił, że mogliśmy na korzystnych warunkach sprowadzać stamtąd ropę naftową. Pod ciekawym artykułem na temat historii gazoportu, można znaleźć intrygujący komentarz: Już za Gomułki podjęto decyzje o budowie poru północnego w Gdańsku (w tym baza paliw płynnych) i Rafinerii Gdańskiej. Projekty te zrealizowali "komuniści" Gierka. Czy to podobało się reżimowi Breżniewa? A jednak powstało i działało. Poza tym mieliśmy własną flotę zbiornikowców wożących do Gdańska ropę z Zatoki Perskiej. Czy to się Rosjanom podobało?

 

Tematem mojej pracy magisterskiej w roku 1976 (sic!) na Politechnice Gdańskiej był statek do przewozu gazu skroplonego LNG. Dziś to zaprzeszły mit - nikt nawet nie marzy o budowie takich statków w polskich stoczniach (jeszcze kilka lat temu mieliśmy takie możliwości, ostatecznie zaprzepaścił je Donald Tusk).

 

Polska jest bogatym w różne złoża krajem, z renomowaną uczelnią, specjalizującą się w tej dziedzinie (zob. wspomnienia jednego z naukowców). Pojawiają się interesujące projekty (jak gazyfikacja węgla brunatnego). Brakuje spójnej polityki podporządkowanej polskiej racji stanu. Czy polską racją stanu nie jest inwestowanie w suwerenność ekonomiczną, zamiast wyrzucać miliardy na śmieszne projekty rozbudowy armii, która i tak nie jest w stanie stawić czoła armii rosyjskiej (a obecne wydarzenia pokazują, że tylko debil może liczyć na skuteczne wsparcie NATO)?

 

W „Trybunie Ludu” kolejny artykuł utrwalający propagandowy charakter tego piśmidła: „Potrzeba reform a nie unijnych mitów” . W zasadzie bez czytania wiadomo, że musi być o tym ża zamiast brać z UE lepiej zacisnąć pasa na brzuchu roboli, którym się marzy dobrobyt (jakby nie wiedzieli, że tego trzeba szukać w Niemczech albo w Wielkiej Brytanii). Oto mała próbka wytworów pokręconego umysłu autora: „istotne jest zdefiniowanie pewnego systemu wartości, którego rządzący powinni przestrzegać,każda decyzja powinna służyć osiągnięciu tego celu. Tym systemem wartości powinny stać się zdrowe fundamenty gospodarki polskiej charakteryzujące się zrównoważonym wzrostem przekraczającym 3 proc.”. w sumie nie wiadomo, czy celem ma być wzrost, czy zdefiniowanie systemu wartości. Nieważne. Liczy się wyłącznie użycie pojęcia – klucza „zdrowe fundamenty”, które u każdego czytacza „Trybuny Ludu” otwiera szufladkę z dobrze znanym zestawem komunałów.

Nawet coś takiego jak strona rp.pl może pełnić pozytywną rolę dzięki możliwości umieszczania komentarzy, które nierzadko są dużo ciekawsze od komentowanego tekstu (jeśli przejdą przez czujnych cenzorów). W tym wypadku zwraca uwagę komentarz Piotra Kraczkowskiego z 8 lutego 2014 00:43:09, który przytaczamy w całości:

"Nie znam w historii gospodarczej świata przykładu kraju, który dzięki transferowi darmowych środków zewnętrznych zapewnił sobie dobrobyt." -- to nie wiele pan zna. Pomijając np. do dziś zapamiętaną rolę Planu Marschala dla zach. Europy, to przecież gaz i ropa działają dla Rosji oraz krajów OPEC, miedź dla Chile oraz drukowanie dolara i brain drain dla USA w 100% tak samo, "jak darmowe środki zewnętrzne". Dla USA podobnie do pomocy działa też procent składany. Cała epoka Kolonializmu oraz niewolnictwo w USA oparte były o "transfery darmowych środków zewnętrznych" z okradanych krajów/niewolnikow. Dla autora cała UE, tysiące polityków i ich ekspertów, wszyscy są głupi, ponieważ UE oparta jest dokładnie o to, o "transfery darmowych środków zewnętrznych" w ramach polityki wyrównywania poziomu rozwoju w UE. Głupi są też naukowcy i eksperci krajów, które przekazują swe podatki do wspólnej kasy UE, bo wierzą w tą zasadę UE. Także Norwegii, która także jednostronnie darowuje krajom UE znaczne sumy. Rosja obiecuje 15 Mld. Ukrainie. Cała pomoc dla krajów zacofanych jest głupia, tylko autor jeden zna się. Tymczasem np. Hiszpania była przed wojną biedniejsza od Polski, a dziś, dzięki mądremu wykorzystaniu pomocy UE, ma PKB prawie 3 razy większy od polskiego.

"Środki unijne w Polsce finansują zaledwie 10 proc. wszystkich inwestycji, a ich udział w PKB to zaledwie 3 proc." -- 10% inwestycji więcej, to bardzo, bardzo duża pomoc, której odnoszenie do PKB jest oszukiwaniem czytelnika. Celem pomocy UE jest zwiększenie możliwości polityki gospodarczej rządów, a więc sens ma tylko porównywanie tej pomocy z budżetem rządu, a wówczas jest to zwiększenie budżetu o ponad 15%, to jest bardzo, bardzo dużo. Dodać należy, że 100 zainwestowanych złotych dzięki efektom mnożnikowym nie zwiększa PKB o 100 zł., lecz o wielokrotność 100 zł.

"udowodniony empirycznie fakt niższej efektywności inwestycji publicznych w porównaniu z inwestycjami prywatnymi" -- banksterzy nazywają swe wydatki także inwestycjami, a prywatna działalność prywatnych firm USA spowodowała kryzys światowy, który spowodował straty szacowane nawet na 20 bilionów dolarów. To prawda, że państwo jest z reguły mniej efektywne jako właściciel przedsiębiorstwa, ale gdy rząd finansuje inwestycje w modernizację infrastruktury, to tylko daje pieniądze zabrane obywatelom i firmom innym prywatnym firmom wyłonionym w przetargach. Samą inwestycję przeprowadzają już firmy prywatne kierując się prywatną efektywnością.

Każdy w miarę rozgarnięty człowiek musi być zdruzgotany lekturą „konserwatywnego” dziennika „Rzeczpospolita”. Nie chodzi nawet o absurdalną zasadę równowagi w fundamentalnych kwestiach (Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek), ani o udział różnych nagonkach. Najbardziej druzgocąca jest ta bezwzględna i wytrwała propaganda. Ona jest najbardziej trwałym elementem „linii programowej” - niezależnie od tego kto pełni funkcję RedNacz i kto jest właścicielem.

Dziś mamy najnowszy przykład.

Podobno korzystając z zamieszania wokół Ukrainy, USA doprowadziły do zakończenia negocjacji w sprawie wolnego handlu z UE. Nie wiadomo dokładnie co ustalono w najbardziej kontrowersyjnych kwestiach. Na przykład wpuszczenia do Europy żywności modyfikowanej genetycznie, ochronie praw autorskich czy przedkładanie praw korporacji nad prawami demokratycznych społeczeństw. Nawet gdyby Amerykanie odpuścili – i tak jest ten traktat bardzo kontrowersyjny.

Tymczasem w „Rzepie” propaganda jak za Gomółki: „Kowalski też zyska na wolnym handlu z USA”. Z boku linki do wcześniejszych publikacji na ten temat:

W 2015 r. chcemy podpisania umowy o wolnym handlu z UE , Europa musi się otworzyć , Umowa UE-USA wielką szansą dla obu gospodarek. Żadnych wątpliwości, a nawet wyjaśnienia dlaczego tak długo trwają negocjacje, skoro to takie korzystne. Dlaczego ludzie rysują takie karykatury, jak na ilustracji obok.

Na szczęcie na „Rzepie” świat się nie kończy (a miejmy nadzieję, że kiedyś skończy się czas „Rzepy”). Na portalu forsal.pl opinia na ten sam temat z nieco innej perspektywy: Clapham: Unia pcha się w paszczę amerykańskich korporacji

Dwa portale z dwóch różnych światów.

Rozwija się kryzys bankowy w Chinach. Ceniony analityk Marc Faber komentuje: Chiny nie mają „bańki kredytowej”. Mają „Gigantyczną Bańkę Kredytową”. Gospodarka chińska za ostatni kwartał 2013 wzrosła prawie 8 procent. Faber uważa, że ten wzrost był finansowany głównie nadmiernym kredytem i lepiej byłoby, gdyby był o połowę niższy. Ponoć katastrofa na miarę upadku Lehman Brothers w chińskim wydaniu zbliża się wielkimi krokami.

Faber twierdzi jednak, że nie ma się co martwić ewentualną katastrofą, bo „amerykańska Rezerwa Federalna może zawsze wesprzeć straty drukując więcej pieniędzy”. Oczywiście chodzi o straty bankierów, którzy „zainwestowali” w Chinach. Ewentualne problemy chińskich fabryk to tylko ich zmartwienie.

Chora zasada wedle której kredytowy kwit z banku jest zezwoleniem na produkcję, jest w przypadku „fabryki świata” szczególnie widoczna. Nikt się nie martwi o to, że braknie klientów na chińskie produkty, albo Chińczycy nagle przestaną je produkować. Groźba chińskiej katastrofy kryje się wyłącznie w tym, co zapisano w pamięciach bankowych komputerów.

Komisja Nadzoru Finansowego (KBF) podała, że zysk netto sektora bankowego wraz z oddziałami zagranicznymi był aż o 24,6% niższy w porównaniu z wynikiem sprzed roku. Zysk ten wyniósł za styczeń 1,3 mld zł. Ten znaczący spadek udało się osiągnąć pomimo nadzwyczajnych zysków z odsetek (wzrost o 8% - do blisko 4mld zł). Nawiasem mówiąc zysk z odsetek sektora bankowego jest za styczeń nieomal równy deficytowi budżetowemu. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby banki poprzestały na pobieraniu prowizji ....

Widząc tą bankową mizerię przypomina się anegdota o jednym z byłych już prezesów Wielkiego Banku, który mówił do pracowników zarabiających w okolicy gwarantowanego minimum: ja też chciałbym zarabiać więcej, bo akurat dom buduję...

 

Jak żyć Panie Premierze – no jak żyć?

Tymczasem kredyt w Polsce jest dwa razy droższy niż w strefie euro. Czy to jest postrzegane przez naszych polityków i ekonomistów jako problem? Raczej jako pretekst, aby poprzez wprowadzenie w Polsce wspólnej waluty umożliwić likwidację zbędnych pośredników w Polsce :-(.

 O tym jak bardzo pojawiające się ostatnio końcu wielkości Facebooka są przesadzone, świadczy ostatnia jego ofensywa. Jednym z najważniejszych obszarów działania Google i Apple jest pośredniczenie w sprzedaży aplikacji na urządzenia mobilne. Facebook słusznie zauważa, że miliony dostępnych aplikacji, to spory kłopot zarówno dla klientów, jak i producentów. Baza wiadomości o użytkownikach, jaką dysponuje Facebook jest bezcenna. Pozwala ukierunkować reklamę i modyfikować sposób przeglądania aplikacji zgodnie z upodobaniami odbiorcy. Dlatego Facebook rozwija swój sklep z aplikacjami, który może znacząco zmniejszyć obrót na przynoszących krocie serwisach konkurentów.

 

Portal forsal.pl omawia ważny artykuł Marka Buchanana "Where's Economics When We Need It” (Gdzie jest ekonomia, kiedy jej potrzeba): Sześć lat temu kryzys finansowy pokazał, że wiele powszechnie uznawanych teorii ekonomicznych ma błędne założenia. Do dzisiaj „branża” zrobiła niewiele, a nawet nic, aby te błędy poprawić. [...]

Decydenci stwierdzili, że najlepsze naukowe czasopisma ekonomiczne wciąż nie publikują badań ani nie dostarczają narzędzi, które oni, bankowcy, mogliby zastosować w swojej pracy. Dominujący styl preferuje skomplikowane matematycznie i stymulujące intelektualnie teorie zamiast prostszych, ale za to bardziej przydatnych. – Jesteśmy w stanie długiego oblężenia – wyłożył jeden z nich – w czasie którego praktyczna ekonomia, która naprawdę działa, pozostaje poza najważniejszymi czasopismami naukowymi.

Ta krytyka przypomina jako żywo walkę z „wypaczeniami” socjalizmu nieboszczki PZPR. Jeśli rację ma Paul Craig Roberts, że „wielki kapitał po prostu kupił sobie amerykańską klasę ekonomiczną”, to nie ma co liczyć na zmiany. Początkiem procesu naprawczego musi być wyznanie prawdy. A w tym wypadku musi to być zewnętrzny osąd. Na szczęście istnieje jasna alternatywa dla zdominowanych przez neoliberalizm socjopatów.

Profesor Leokadia Oręziak z SGH po raz kolejny poddała druzgocącej krytyce reformę OFE:

Rewolucję OFE zrobiono tylko w krajach spoza pierwszego świata. Czyli wszędzie tam, gdzie lobbing korporacji finansowych nie natrafił na opór świadomej klasy politycznej i elit opiniotwórczych. Niestety, również u nas.

Krytyka OFE ma mocne podstawy. Zadziwia to, że nawet ukazanie się polskiego wydania pracy, na którą Pani Profesor się powołuje nie spowodowało żadnej dyskusji. Może dlatego, że w Polsce powstał system skłaniający ludzi do nierozsądnego rozporządzania swoim mieniem. To tak, jakby jakiś przestępca obiecał dziecku cukierek tylko po to, żeby je uprowadzić. Wiadomo, że dziecko się skusi, bo nie wie, jakie nieszczęście mu ten ktoś szykuje. Z emeryturami z OFE było podobnie.

 

Zestawmy z art 286 Kodeksu Karnego:

Kto, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, doprowadza inną osobę do niekorzystnego rozporządzenia własnym lub cudzym mieniem za pomocą wprowadzenia jej w błąd albo wyzyskania błędu lub niezdolności do należytego pojmowania przedsiębranego działania, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.

Nawet tylko 5 miesięcy pomnożone przez miliony oszukanych, pokazuje gdzie jest miejsce naszych „reformatorów”.

Polscy rolnicy się starzeją i sprzedają ziemię. Dwadzieścia pięć lat antychłopskiej propagandy przynosi efekty (zobacz Izabela Bukraba-Rylska "Polska wieś – poza zasadą tolerancji" + komentarz, Piotr Nowak "Trzeba bronić rodzinnych gospodarstw"). Narastający problem nie jest tak widoczny, gdyż ZUS działa cuda – młodzi ludzie zostają rolnikami na niby. Pomimo stale poprawiającej się sytuacji wsi, skutki polityki lat 90-tych nadal są znaczące. Politycy stawiali sobie wówczas za cel maksymalne zmniejszenie ilości osób żyjących z rolnictwa. Próbowano wbrew rozsądkowi poddać chłopów rygorom podatkowym (w tym ZUS) niemożliwym do udźwignięcia. Odrzucono też rozsądne propozycje ich udziału w prywatyzacji przetwórstwa. Doprowadziło to do sytuacji, w której rolnicy mieli bardzo mały udział (kilkanaście procent) w wartości dodanej branży spożywczej.

 

Dzięki dopłatom z UE sytuacja rolników nieco się poprawiła, ale nadal jest dużo gorsza w porównaniu z miastem.

 

Za rok 2012 GUS informował: najniższe wydatki, […] tak jak w ubiegłym roku, odnotowano w gospodarstwach rolników (790 zł) – o 24,4% poniżej przeciętnej dla gospodarstw ogółem (w 2011 r. o 27,5%). […] Wzrost realnego poziomu dochodu rozporządzalnego odnotowano w gospodarstwach domowych rolników o 7,5%. Na wzrost dynamiki realnej dochodu rozporządzalnego w grupie gospodarstw domowych rolników wpływ miał prawie 35% realny wzrost dopłat związanych (w 2011 r. - spadek o 8,4% ; w 2010 r. wzrost o 13,2%) […]. Należy pamiętać o niskiej wartości bezwzględnej dochodu z roku 2011 oraz o dużej skali wahań dochodów rolników pomiędzy kolejnymi latami.

Wzrost dynamiki dochodu rozporządzalnego w gospodarstwach rolników przyczynił się do zmniejszenia różnicy w poziomie dochodów rolników w odniesieniu do średniej

krajowej. W 2012 r. przeciętne miesięczne dochody na osobę w gospodarstwach domowych rolników były niższe o 13,5% od średniej krajowej podczas, gdy w 2011 r. niższe o 19,8% (w 2010 r. niższe o 14,1%, a w 2009 r. niższe o 20,7 %).

Zwraca też uwagę to, że udział dochodów z głównego źródła utrzymania w gospodarstwach domowych rolników to jedynie 69,4%.

 

Wieś ma bardzo wiele zalet. Przeciętna liczba osób w gospodarstwach domowych rolników 4.08 (ogółem 2,81). Najmniejsze nierówności dochodowe. Najniższe koszty utrzymania. A przede wszystkim – jest to jedna z najważniejszych branż naszej gospodarki.

 Fragment rządowego dokumentu opisującego polski sektor spożywczy:

 W roku 2012 wartość produkcji sprzedanej sektora (bez podatku od towarów i usług i podatku akcyzowego) wyniosła 204,6 mld zł. Odpowiadało to 21,4% produkcji sprzedanej przetwórstwa przemysłowego (co stanowi jeden z wyższych wyników w Unii Europejskiej) oraz 18% sprzedaży przemysłu ogółem. Sektor zatrudniał przy tym 386 tys. osób, co odpowiada 18,9% zatrudnionych w przetwórstwie przemysłowym oraz 15,6% zatrudnionych w przemyśle. Jak widać więc, sektor spożywczy jest kluczowy dla polskiej gospodarki.

Te statystyki nie ujmują małych gospodarstw produkujących tylko na własne potrzeby.

Podobno polska gospodarka eksportem stoi. Eksport branży rolno-spożywczej od chcili wejścia do UE wzrósł trzykrotnie

źródło grafiki: forsal.pl

W tym samym roku 2012 wartość produkcji rolnej wyniosła około 97 mld zł, a wartość dodana (netto) 31,4 mld zł.

Według spisu z 2010 roku, w Polsce liczba osób pracujących w rolnictwie w odniesieniu do zatrudnienia w pełnym wymiarze godzin (RJW) wynosiła 1,9mln osób.

Jeszcze kilka dni temu PAP donosił, że dzięki faktycznej nacjonalizacji pośredników na rynku kredytów hipotecznych podatnicy w USA zarobią $179mld. To nie jest dużo, zważywszy, że utrzymywanie Freddie Mac i Fannie Mae przy życiu kosztowało od 2008 roku $187,5mld. Dzisiaj ogłoszono porozumienie w sprawie reformy kredytów hipotecznych, której częścią będzie powstanie nowej agencji. Czyli powolna likwidacja wspomnianych wyżej firm. Oczywiście natychmiast ceny ich akcji natychmiast gwałtownie spadły (ponad 30%).

Przed 2008 rokiem nazwy Freddie Mac i Fannie Mae były znane tylko specjalistom. W roku 2008 to te firmy oskarżono o wywołanie światowego kryzysu finansowego.

Ich historię opisał na łamach Polityki Witold M. Orłowski:

Fannie Mae albo udzielała takich gwarancji, albo wręcz odkupywała kredyty hipoteczne od banków komercyjnych. W ten sposób rozwiązywano dwa problemy naraz: z jednej strony banki komercyjne nie obawiały się już udzielać kredytów na zakup domów, z drugiej zaś, po odkupieniu ich przez Fanny Mae, na nowo zapełniały swoje skarbce pieniędzmi, których można było użyć do udzielenia kolejnych pożyczek. Fanny Mae żądała jednak czegoś w zamian: po to, by banki mogły uzyskać rządowe gwarancje, kredyty hipoteczne musiały być nisko oprocentowane, dostosowane do możliwości Amerykanów o przeciętnych dochodach i rozłożone na wiele lat (to dzięki Fannie Mae standardem stały się kredyty 30-letnie). W ten sposób rząd realizował złożoną przez Roosevelta obietnicę, że każdego członka klasy średniej stać będzie na własny dom, banki pozbywały się ryzyka (zadowalając się za to mniejszymi zyskami), a sektor kredytów hipotecznych kwitł. […]

 W 1970 r. utworzono organizację bliźniaczą i działającą według niemal identycznych zasad – Freddie Mac. Tym razem po to, żeby (skoro gwarantowanie kredytów hipotecznych stało się normalną działalnością rynkową) zapewnić na rynku niezbędną konkurencję. I wszystko szło podobnie jak dawniej.

 Dzięki skutecznej działalności Fannie Mae i Freddie Mac, dzisiaj 70 proc. amerykańskich rodzin ma własne domy. A jedyną ceną do zapłacenia było to, że rząd – w powszechnym odczuciu – stał się za ich pośrednictwem faktycznym gwarantem ponad połowy udzielonych w USA kredytów hipotecznych, zobowiązując się w razie problemów dłużników do ich spłaty. Do 2007 r. nigdy nie okazało się to masowym problemem, zwłaszcza wobec ostrożnych zasad działania obu korporacji. Prawdziwe kłopoty pojawiły się dopiero w ciągu minionego roku, gdy kryzys na rynku kredytów hipotecznych wysokiego ryzyka (sub prime) uderzył w cały rynek amerykańskich nieruchomości, powodując gwałtowny spadek cen i masowe zjawisko niezdolności do spłaty długów.

Teoretycznie to nie Fannie Mae i Freddie Mac za to odpowiadały. Ale, jako gwarant większości kredytów hipotecznych, to one muszą uzupełniać inwestorom straty, ryzykując bankructwo. Formalnie są one (a raczej były) firmami prywatnymi i mogą w takiej sytuacji po prostu upaść. Faktycznie są przedsiębiorstwami sponsorowanymi przez rząd, które muszą być przez rząd uratowane przed bankructwem.

Obecna reforma będzie prawdopodobnie oznaczać powrót do pierwotnych prostych zasad działania tego typu gwarancji.

Wygląda więc na to, że Janusz Korwin-Mikke zostanie ostatnim nie-lewakiem na Ziemi. Komentując podobne propozycje PiS pisał on niedawno, że DOKŁADNIE to samo, co zrobili amerykańscy lewacy: założyli fundusze „Freddie Mac” i „Fannie Mae” – by umożliwić kupno własnego lokum tym, których nie stać na kupno własnego lokum.

Notowania Fannie Mae (za businessinsider.com):

 Po ubiegłorocznej awanturze o deficyt budżetowy w USA, wydawało się, że aktyw Partii Republikańskiej (GOP) w USA już nigdy nie doczeka się powrotu do władzy (konwencje tej partii coraz bardziej przypominają zjazd emerytów). Obraz klęski i odwrotu dopełniła styczniowa zmiana dopuszczalnego deficytu, którego Republikanie nie odważyli nawet próbować wykorzystać. Wydawało się, że Prezydent USA powinien wdrożyć program Obamacare i przeprowadzić oszczędności w Pentagonie. Zapewne nie zostanie także zmuszony do poparcia projektów, które jego zdaniem nadmiernie faworyzują wielki biznes kosztem ochrony środowiska, jak łączący Kanadę i USA system ropociągów Keystone XL.

Sielanka. Hilary Clinton może już przymierzać fotel w Białym Domu.

A tu nagle Putin próbuje anektować Krym, bezczelnie posługując się energetyką, skuteczniej niż Stalin czołgami. Pierwsze reakcje Obamy są takie, jak można się było tego spodziewać. Można być odważnym strzelając z dronów do pakistańskich pastuchów, ale przywódcy kraju, który ma broń jądrową lepiej nie drażnić.

Republikanie poczuli się jak troglodyta w spokojnej wiosce, zaatakowanej znienacka przez człowieka z maczugą. Nagle wszyscy spostrzegli, że USA może tak samo posługiwać się bronią energetyczną jak Putin (nasi biedni liberałowie ze swoimi bajkami o kapitale bez narodowości mogą tego nie przetrzymać). Hilary Clinton wyznała, że ona od dawna knuje, jak tu dowalić łupkami wrogom Ameryki – czym sprowokowała kpiny dziennikarza Forbes'a, który zauważa, że teraz zapewne nawet ekologom nie uda się zablokować budowy rurociągu Keystone XL. W styczniu 2012 prezydent Obama zablokował tą inwestycję, a w 24 stycznia br. republikanie wystosowali do prezydenta Obamy pismo wzywające go do zatwierdzenia projektu.

 Budżet MON na najbliższe lata jest olbrzymi. Grzegorz Cydejko zastanawia się na łamach Forbes'a jak go dobrze spożytkować. Oto jeden z analizowanych przez niego przykładów: na stole leży kilka ofert na elementy tarczy rakietowej, z którymi teraz jest prowadzony tzw. dialog techniczny o warunkach przyszłego zamówienia. Swoje Patrioty chce nam sprzedać firma Raytheon. Broń to znana i sprawdzona, ale ma też wadę – nie da się przejąć i rozwinąć jej technologii w Polsce. Amerykanie nie sprzedają nawet sojusznikom kodów źródłowych uzbrojenia. – Sprzedaliby nam starszą wersję. Za upgrade trzeba by słono dopłacać. Czy nie lepiej konstruować własny system? – mówi jeden z generałów znających problematykę zbrojeniową.

Propozycją odpowiadającą ambicjom konstruktorskim Polaków jest ta złożona przez konsorcjum MEADS, wspólne przedsięwzięcie Lockheeda z firmami z Niemiec i Włoch. Zapraszają oni Polskę do dokończenia wraz z nimi konstrukcji następcy znanego systemu Patriot. Nowy system obrony przeciwrakietowej będzie miał większy zasięg i skuteczność. Jego opracowanie kosztowało partnerów 4,5 mld dol., potrzebne byłoby jeszcze ok. 2,5 mld dolarów. Polska, jako partner w konsorcjum, miałaby równe prawa do technologii, dostęp do kodów źródłowych, oprogramowania i oczywiście udział w opracowaniu następnych wersji.

Nie proszę pana! Nie lepiej. Nie słyszał pan, że Niemiec nie będzie nam pluł w twarz? A poza tym przez 25 lat jeszcze się pan nie nauczył, że innowacje to się kupuje u Amerykanów. Polacy lubią dowcipy takie jak ten, o Wani – wynalazcy, który w 1944 wynalazł rower u Niemca na strychu. Przypomina to cytat z Gogola: Z czego się śmiejecie? z siebie samych się śmiejecie! Ale to przecież też był Rusek....

Szara strefa to obszar zdrowej gospodarki państwa, którego dochody osiągane z działalności niezakazanej przez prawo, są ukrywane w całości lub w części przed organami administracji państwowej, podatkowej, celnej itp.

Jest to zjawisko niekorzystne, gdyż powoduje zaburzenie konkurencji poprzez nierówne opodatkowanie, działa demoralizująco i zmniejsza wpływy podatkowe państwa. Próby walczenia z nią z wykorzystaniem Krzywa Laffera są wątpliwe – pokazuje to eksperyment ukraiński.

W Polsce szara strefa generuje obroty rzędu 400 mld złotych. Aż 1/3 małych firm zatrudnia pracowników na czarno. Zamyka się co roku setki tysięcy małych firm – część z nich przechodzi do szarej strefy.

W Unii Europejskiej szara strefa jest szacowana na 2,1 biliona euro. Szara strefa króluje na południu Europy, oraz na jej wschodzie. Podobno pracuje w niej aż połowa Rosjan.

W Polsce szara strefa jest wymuszana przez państwo, poprzez system podatkowy proporcjonalnie najbardziej opodatkowujący najmniejsze przedsiębiorstwa (składka ZUS). Rządowa walka z „umowami śmieciowymi” tylko wzmocni te procesy.

Szarą strefę zmniejsza nieco rozwój płatności elektronicznych (choć działa to też w drugą stronę – hamując ten rozwój).

Drastyczne zmniejszenie jest możliwe dzięki likwidacji opodatkowania pracy oraz przyjęciu porozumienia społecznego, które promowałoby zasady etyki w gospodarce.

 

Prawie całość majątku świata znów znajdzie się w rękach niewielkiej mniejszości – twierdzi Thomas Picketty w bestselerze „Capital in the XXI Century” . Książkę omawia Aleksander Piński na portalu obserwatorfinansowy.pl.

Wszystkie wykresy z książki są dostępne za darmo: http://piketty.pse.ens.fr/en/capital21c2

Z tego bogatego zbioru pochodzi wykres pokazujący różnicę między krajami anglosaskimi, a krajami w których funkcjonuje kapitalizm bliższy ideałom społecznej gospodarki rynkowej.

Podkategorie

Kótkie opisy wydarzeń, które mogą wskazywać na kierunki działań w gospodarce.

Kredyty we frankach