Kilka dni temu John Kerry oświadczył, że istnieje "masa dowodów" za tym, że to Rosja dostarczyła separatystom ze wschodniej Ukrainy broń, przy pomocy której oni zestrzelili malezyjski samolot. W odpowiedzi wiceminister obrony Rosji wyraził przypuszczenie, że te „dowody” opierają się na doniesieniach mediów społecznościowych i nie odnoszą się do rzeczywistości. Niektóre gazety (jasne, że nie w Polsce) wprost napisały, że Rosjanie posądzają USA o fabrykowanie dowodów.

Sytuacja stała się – delikatnie mówiąc – niezręczna. Amerykańscy urzędnicy zaczęli wycofywać się rakiem, podkreślając winę Rosji polegającą na „destabilizacji Ukrainy”. Paul Craig Roberts komentuje to następująco: Departamentu Stanu USA, którego urzędniczka Victoria Nuland nadzorowała zamach stanu, prowadzący do obalenia demokratycznego rządu ukraińskiego i przejęcia władzy przez rusofobów nie ponosi żadnej odpowiedzialności. Waszyngton jest niewinny. Rosja jest winna. Koniec historii.

Nie koniec – bo oto ogłoszono światu, że USA ma dowody zbrojnej operacji Rosji na Ukrainie. A tak konkretnie, to na wspieranie separatystów poprzez ostrzeliwanie pozycji wojsk ukraińskich. To nie są co prawda dowody o których wspomniano na wstępie, ale kto by się drobiazgami przejmował. Najważniejsze, że Putin jest winny.

Na zdjęciu dowody winy Putina (źródło). Duży tytuł głosi: „Putin winny wszystkiego – mówią ludzie, którzy nigdy się nie mylili”. Ilustracje dowodzą: poniewierania delfinami, bicia dzieci i zjadania niemowląt.

Komentujący zestrzelenie malezyjskiego samolotu politycy są głęboko wstrząśnięci. Przynajmniej tak mówią do kamery. Ale najwyraźniej większość z nich obchodzi tylko jedno: jak to rozegrać.

Rosyjski Minister Obrony wezwał Amerykanów, aby przedstawili dowody, których posiadaniem się chwalą. Być może Rosjanie są pewni swego i dlatego mówią: karty na stół. A być może wiedzą, że tego dnia niebo nad Ukrainą było zachmurzone i słynne szpiegowskie satelity guzik widziały. Ale skoro USA tak się chełpi swoją techniką, to jakieś chmury im nie straszne...

Na zdjęciu poniżej zdjęcie z satelity meteorologicznego zrobione mniej więcej w czasie katastrofy:

źródło: http://www.sat24.com/h-image.ashx?region=eu&time=201407171600&ir=False

Media żyją katastrofą malezyjskiego samolotu. W cieniu tego zdarzenia trwają zacięte walki w Strefie Gazy, Syrii, Afryce i na Wschodniej Ukrainie. Ilość ofiar liczona jest już w tysiącach. Przez ostatnie dwa dni w samej Syrii zginęło około 700 osób. Dla wieli komentatorów na całym świecie jest oczywistością, że w większości przypadków (poza Gazą) są to nie wypowiedziane wojny zastępcze (proxy war) USA. Poza brakiem bezpośredniego zaangażowania głównych decydentów, można zaobserwować kilka innych charakterystycznych cech tej wojny:

1. Prywatyzacja: Batalion Gwardii Narodowej "Dnipro" w samochodach pancernych z napisem Prywatbank, instytucji finansowej należącej do jednego z najbogatszych Ukraińców Ihora Kołomojskiego. Brygada powietrznodesantowa na nieoficjalnej liście płac tegoż oligarchy. Na ulicach Mariupola narodowe milicje złożone z pracowników holdingu Metinwest, należącego do donieckiego oligarchy Rinata Achmetowa. I kilka tysięcy uzbrojonych ochroniarzy z jego koncernu SCM, którzy mogą wziąć udział w walkach o jedność kraju.

Do tego zagraniczni instruktorzy z prywatnej firmy Academii, następczyni Blackwater. Większość z nich to byli żołnierze Navy Seal, Recon Marines, wojsk powietrznodesantowych, wywiadu wojskowego USA DIE. Po drugiej stronie rosyjski Swarog, prywatna firma wojskowa, która ma swoją delegaturę przy ulicy Frunzego w Symferopolu i świadczy usługi przy aneksji półwyspu. Instruktorzy z rosyjskiego specnazu GRU Wostok i spadochroniarze.

 

2. Propaganda

 Prawdziwe cele tych wojen nie są skrywane i ich opisy można znaleźć w poważnych opracowaniach strategicznych. Na przykład w rekomendacjach US Air Force czytamy: Stany Zjednoczone muszą wykorzystywać swoją siłę, aby skłonić kraje afrykańskie do współpracy. Trzeba to zrobić teraz, aby przed zabezpieczyć się przed inwazją Chin w państwach afrykańskich. Jeśli Stany Zjednoczone chcą zabezpieczenia dostępu do zasobów Afryki w przyszłości, muszą być przygotowane użycie także twardej siły w konfliktach zastępczych na tym kontynencie.

Tymczasem media całego świata pełne są bajdurzenia o demokracji, prawach człowieka i temu podobnych wartościach.

 

3. Barbarzyństwo.

Upiory przeszłości wydawały pokonane wraz z końcem Drugiej Wojny Światowej. Barbarzyństwo mordowania cywilów (w tym dzieci) oraz wartościowania ofiar według narodowości lub rasy kontrastowały ze wspólnym pielęgnowaniem pamięci przez wszystkie strony konfliktów. W telewizji pokazywano „chirurgiczne” uderzenia w czasie pierwszej wojny w Iraku. Jednak świat realny wygląda inaczej. Giną kobiety i dzieci. Używa się barbarzyńskiej broni chemicznej i kasetowej – bynajmniej nie dla osiągnięcia celów militarnych. Ofiary wśród „tubylców” w ogóle się nie liczą. Konflikt ma prawo wstrząsnąć opinią publiczną, jeśli giną przedstawiciele „zachodniej cywilizacji” - jak w przypadku zestrzelenie samolotu nad Ukrainą.

Rosjanie przedstawili wczoraj posiadane informacje związane z zestrzeleniem malezyjskiego samolotu.

[konferencja źródło]

Przedstawione na konferencji prasowej przez Ministra Obrony Rosji informacje są sprzeczne z informacjami przedstawionymi przez Ukrainę:

  1. W pobliżu malezyjskiego samolotu MH17 według rosyjskich kontrolerów leciał ukraiński samolot wojskowy SU-25 (Ukraińcy twierdzą, że wszystkie ich samoloty bojowe były tego dnia na ziemi).
  2. Ukraińcy mają we wschodniej części kraju 4 wyrzutnie typu Buk, z których jedna została przemieszczona w pobliże terytorium kontrolowanego przez separatystów.

Rosyjski minister zaprzeczył także tezie, że Rosja dostarczyła wyrzutnie Buk separatystom.

Jednym z negatywnych aspektów urbanizacji i scholaryzacji społeczeństw są zmiany dotyczące języka. Zjawisko to opisała już 30 lat temu Mirosława Marody w książce „Technologie intelektu”. Najkrócej mówiąc, język prostych ludzi jest najbliższy ewangelicznemu ideałowi („tak” = tak, „nie” = nie). Są oni też najbardziej odporni na manipulacje. Tymczasem w erze powszechnego dostępu do informacji, przepustką do „elity” staje się umiejętność takiego formułowania zdań, aby nie dało się ani kłamstwa wykazać ani prawdy dostrzec. Nawet w obliczu tragedii i śmierci.

Po zestrzeleniu cywilnego samolotu MH17 we wschodniej Ukrainie, Władimir Putin obarczył odpowiedzialnością rząd Ukrainy, bo gdyby nie rozpoczął wojny z separatystami, to nie byłoby ofiar. Jest to logicznie poprawne rozumowanie i nie można mu kłamstwa zarzucić. Ale przecież wśród szanowanych powszechnie zasad prowadzenia wojen nie mieści się strzelanie do cywilnych samolotów.

Zachodnia propaganda z kolei mówi o niezbitych dowodach na to, że to rosyjskie rakiety Buk posłużyły do zestrzelenia samolotu. Kiedy dochodzi do przedstawienia tych dowodów, to mowa jest o tym, że USA wierzą w to, że to rosyjskie rakiety. Najsilniejszym dotąd dowodem są dostarczone przez Ukraińców nagrania z podsłuchów (https://www.youtube.com/watch?v=YgdqdklrqDA). Z tych rozmów jednoznacznie wynika, że separatyści posiadają rakiety Buk. Agencja AFP informowała w niedzielę, że amerykańscy analitycy potwierdzili autentyczność nagrań.

Czy to wystarczy, aby formułować takich tytułów: „Cameron: jeśli separatyści stoją za katastrofą, winna będzie Rosja”? W treści jest informacja o tym, że według Camerona „wówczas Rosja będzie winna destabilizacji kraju”.

Wszystko co wiemy o tej katastrofie można zawrzeć w jednym zdaniu: prorosyjscy separatyści przy użyciu rakiety Buk zestrzelili samolot cywilny – sądząc, że to ukraiński samolot transportowy.

Chyba żadna ze stron nie powinna mieć wątpliwości z przyznaniem, że to prawda. Kwestia odpowiedzialności nie jest już tak jednoznaczna i wypadałoby z wyrokami wstrzymać się choć do pogrzebu...

Na zdjęciu przejazd kolumny Buk przez Śnieżne w obwodzie Donieckim (około 50 km od granicy z Rosją i pona 80 od miejsca katastrofy).

Janusz Korwin-Mikke wystrugał kolejnego „korwinika” posługując się sentencją „cui prodest”. Czyli komu przynosi (zbrodnia) korzyść (ten ją popełnił). Ustalił „najbardziej prawdopodobną hipotezę” w kwestii zestrzelenia samolotu, posługując się typową dla siebie metodą. Jest to błyskotliwe rozumowanie w oparciu o założenia pozornie prawdziwe. Najczęściej pozór prawdy uzyskuje on poprzez zestawienie prawdziwych założeń, ale bez dbałości o ich kompletność. W tym wypadku brakującm elementem jest pomyłka separatystów. Wyszło mu więc, że człowiek, który podejrzewa o to Rosjan albo separatystów, ma nie po kolei w głowie.

 

Na podstawie obecnie dostępnych informacji można ustalić, że najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem jest omyłkowe zestrzelenie samolotu przez nieprofesjonalną obsługę zestawu rakietowego. Zestaw BUK został przejęty przez separatystów w wyniku zajęcia ukraińskich koszar wojskowych. Nie da się oczywiście wykluczyć także innych możliwości: że rakieta pochodziła od Rosjan, lub – że wystrzelili ją żołnierze ukraińscy.

 

Gdyby jednak posługiwać się przyjętą przez Janusza Korwina-Mikke regułą, to niestety najbardziej korzystne jest to zdarzenie dla Amerykanów. Na dodatek mamy do czynienia z jedynym państwem, które nie ma oporów przed masowym mordowaniem cywilów. Wydarzenie na Ukrainie odsuwa też w cień wyczyny Izraela, który ma wielki wpływ na decyzje USA. Przede wszystkim jednak burzy ono strategię Rosji, która wyraźnie zyskuje od początku konfliktu na Ukrainie. Ostatnia podróż na mundial w Brazylii i demonstracja Rosyjsko-Niemieckiej przyjaźni to wielki sukces Putina – wzmocniony gwałtownym ochłodzeniem na linii Berlin-Waszyngton. Zmiana układu sił w UE także jest dla Putina korzystna. Wielka Brytania sama się izoluje, a tradycyjnie antyamerykańska Francja dostała dodatkowe argumenty w postaci kary dla PNB Paribas. Również bezkompromisowe oparcie polityki na wartościach konserwatywnych było z politycznego punktu widzenia doskonałym posunięciem. Sukces partii prawicowych w wyborach do PE zapowiada ostry zwrot w tym kierunku całej Europy. Konserwatywna Rosja stałaby się w tej sytuacji naturalnym partnerem – przeciwwagą dla coraz bardziej lewicowych rządów USA.

 

I w końcu (co nie znaczy, że najmniej znacząca) sprawa powołanego przez państwa BRICS Nowego Banku Rozwoju – przeciwwagi dla Banku Światowego. USA podejmują wysiłki na rzecz uczynienia z finansów skuteczniejszego narzędzia polityki zagranicznej. A przecież Wojna jest jedynie kontynuacją polityki innymi środkami.

 

Reguła „kto zyskał ten winny” może co najwyżej posłużyć szukaniu poszlak, a nie przedwczesnemu ferowaniu wyroków. Skoro jednak już jest ona stosowana, to warto to zrobić porządnie i bezstronnie.

Niemcy mają bardzo dobrą drużynę w piłce nożnej. Recepta na to jest prosta: dobry system szkolenia + dobra liga w której obcokrajowcy stanowią mniejszość. Zwycięstwo Niemiec ma jednak także inne aspekty. Było okazją do zademonstrowania rosnącego poczucia potęgi przez Niemców. Taką demonstracją było też obejrzenie meczu w gronie przyjaciół: kanclerz Merkel zasiadła na stadionie wraz z prezydentem Putinem. Nie zastanawiała się, co na to powiedzą za granicą? Gdyby Polska była w analogicznej sytuacji, to zapewne odbyłoby się posiedzenie RBN, a przy tej okazji odkopano by truchło Jaruzelskiego (Wojciech Cejrowski postulował, by trupa wysłać do nadawcy – czyli do Rosji).

Fifa president Sepp Blatter is flanked in the Maracana stands by Russia President Vladimir Putin and German Chancellor Angela Merkel

Na zdjęciu powyżej [źródło] prezydent FIFA Sepp Blatter, Władimir Putin i Angela Merkel oglądają mecz finałowy.

Polacy tymczasem są bardzo aktywni w PE, gdzie głoszą: "Nie ma wątpliwości co do podwójnej gry Moskwy". Jakieś „sankcje" będą nakładać. A może by tak na Izrael coś założyć? Głupota tych ludzi jest nieogarniona.

Chodzi nie tylko o to, czy głupi agenci USA zwerbowali w Niemczech trzeciorzędnych informatorów. Tak naprawdę należy porozmawiać o tym, co stało się z Ameryką i Niemcami, i o co naprawdę toczy się gra. To fragment jednego z komentarzy z niemieckiej prasy. Dziennikarze zauważają „pogłębiający się w Niemczech antyamerykanizm”. Rozważając sytuację na chłodno, Niemcy nie mają żadnego interesu w tym, aby trzymać z upadającym imperium, a głupota z jaką Amerykanie brną w aferę podsłuchową tylko ułatwia im zwrot w polityce zagranicznej.

Symbolbild NSA Spähaffäre

 

 

Jeśli ktoś chce wydać 5zł na zakup kolejnego numeru „Wprost”, to lepiej niech da je jakiemuś żebrakowi. Ten wyczyn Latkowskiego przejdzie zapewne do historii dziennikarstwa. W rozdziale jak napisać demaskatorski artykuł w którym niczego się nie demaskuje. Chcąc wierzyć tej publikacji, należałoby uznać, że uczestnicy rozmowy (Bieńkowska i Wojtunik) obawiali się upadku rządu z powodu przechwałek Sikorskiego. Jeśli ktoś ciekaw, to lepiej przeczytać relację blogera – bo więcej w niej faktów i dramatyzmu.

 



 



 

W dniu w którym odkryto ciała zamordowanych nastolatków z Izraela, kilku mieszkańców Jerozolimy postanowiło się zemścić. Nie na sprawcach zbrodni, ale zabijając przypadkowego chłopca palestyńskiego. Porwano chłopca sprzed domu, poddano torturom i spalono żywcem. Policja aresztowała 10-ciu innych Palestyńczyków – w tym kuzyna spalonego chłopca. Ten kuzyn był przetrzymywany i bity bez postawienia zarzutów, bez zapewnienia opieki medycznej. Gdy okazało się, że pobity chłopiec jest obywatelem amerykańskim, USA zażądało wyjaśnień. No i dostały – chłopak miał przy sobie procę!

Konflikt między Izraelem a Palestyną wszedł w wyniku tych zdarzeń w fazę zbrojną i o jakikolwiek pokojowym rozwiązaniu można na razie zapomnieć. Tymczasem polskie media informują, że nieuchronna jest wojna. A obecne bombardowania, to co jest? Chyba nasze pismaki nie spodziewają się, że Izrael lub Palestyńczycy oficjalnie wypowiedzą wojnę?

Ta historia pokazuje niesłychaną obłudę świata zachodniego. Gdy zginął Palestyńczyk, władze Izraela aresztowały winnych. Gdy zginęli izraelscy chłopcy, premier Izraela wskazał winnych (bez przedstawienia dowodów) i obiecał zemstę. Gdy przy okazji pobito obywatela USA – stojące na straży światowego ładu imperium zażądało wyjaśnień. A w Europie, strzegącej wartości: wolność, równość i braterstwo. Jedynie prożydowska gazeta Michnika mogła sobie pozwolić na wydrukowanie tekstu „Mój kraj, Izrael, staje się państwem apartheidu”. Reszta siedzi cicho, bo co prawda bomby nam nie grożą, ale przywalenie „antysemityzmem” może być równie bolesne.