Beata Szydło w Katowicach przedstawiła ludzi tworzących zaplecze merytoryczne przyszłego rządu: To jest zespół ludzi, którzy mają pomysł na Polskę, którzy myśląc Polska myślą o nas wszystkich. A w mojej drużynie, biało-czerwonej drużynie jest miejsce dla każdego Polaka”. Uczestniczący w konwencji Zjednoczonej Prawicy Igor Janke opublikował bardzo optymistyczną relację, zapowiadając nową jakość w polityce: "odpowiedzią będzie mogło być pokazanie własnej merytorycznej siły". Chyba jednak są to „pobożne życzenia”. W telewizyjnych wiadomościach obwieszczono, że „Kopacz punktuje” program przedstawiony przez Szydło. To "punktowanie" ograniczyło się do straszenia wzrostem ilości kontroli w firmach. Obiecała też, że jeśli przetrwa upały, to PO pokona PiS. A może tak zapasy w błocie? Będzie równie merytorycznie, a na pewno taka „nowa jakość” jest w zasięgu PO.

Do niedawna Bronisław Komorowski zwany „Gajowym” był kojarzony głównie z bigosem. Ostatnie dni jego urzędowania bez żadnej wątpliwości przejdą jednak do historii - komentarzem w sprawie poszerzenia referendum o pytania postulowane przez miliony obywateli:

Są pomysły, żebym ja coś dopisał do pytań referendalnych. Proszę państwa, trzeba się traktować maksymalnie poważnie. Można się dopisać do wycieczki szkolnej albo do pamiętnika. Jak ktoś ma na to ochotę, niech się dopisuje. Zachęcam do korzystania z posiadanych uprawnień. Ja skorzystałem….

https://www.youtube.com/watch?v=c4_izbKrIWM

Skorzystał – to fakt. I to jeszcze jak. Podobno chce na odchodnym mianować na stopnie generalskie prokuratorom prowadzącym smoleńskie śledztwo. Najwyraźniej jego zdaniem to była dobrze wykonana robota…..

Dla Polaków kochających Amerykę lekkim szokiem musiała być deklaracja przystąpienia Polski do „Azjatyckiego Banku Inwestycji Infrastrukturalnych” (AIIB). Jednak należy z ulgą stwierdzić, że na deklaracjach się skończyło: relatywnie krótki czas pomiędzy zakończeniem w maju negocjacji założycielskich AIIB a podpisaniem aktu w poniedziałek był niewystarczający dla polskich ministerstw i rządowych prawników, by przeprowadzić konsultacje.

W tym samym czasie wchodzi w życie bubel prawny, który ma zmienić polskie sądy na amerykańską modłę. Państwo w którym jest proporcjonalnie najwięcej więźniów, a „sprawiedliwość” jest dla bogatych, może być rzeczywiście dla nas wzorem.

Odkąd pedalstwo zostało uznane za jedną z fundamentalnych wartości USA, ta bezgraniczna miłość Polaków do Wielkiego Brata jest już nie tylko chora, ale i niebezpieczna….

Wyborcy Andrzeja Dudy otrzymali wczoraj ekstra bonus od Polskiego Radia, w postaci wywiadu profesorem Romanem Kuźniarem – doradcą Komorowskiego. Świadomość tego, że ten człowiek już wkrótce będzie tylko jednym z wielu pasożytów z profesorskim tytułem jest budująca. Oto próbka mądrości jakimi uraczył nas Kuźniar na pożegnanie:

  1. Na temat imigracji z Afryki Północnej: Tak że decyzja ogólna jest okay, natomiast uważam, że rzeczywiście Polska powinna wykazywać większą otwartość. Mam wrażenie, że polskie władze tutaj troszkę zbyt rygorystycznie do tego podchodzą, tu trzeba rzeczywiście być solidarnym. Podoba mi się stanowisko, które wczoraj zaprezentował przewodniczący Rady Europejskiej, premier, były premier Donald Tusk, że solidarność to także gotowość do poświęcenia. I wydaje mi się, że tutaj powinniśmy móc liczyć, Polacy, na większą otwartość naszych władz, bo mam wrażenie, że nawet sondaże pokazują, że Polacy są bardziej przychylni niż polski rząd.

    Być może „profesor” ma rację, jeśli rozumiemy określenie „Polacy” zgodnie z panującą w PO tradycją – jako wyborców „Platformy” (których szybko ubywa). Bo wszystkie sondaże pokazują, że Polacy nie chcą imigrantów (nawet jeśli „elita” twierdzi, że „my, jako naród nie przeżyjemy bez imigrantów”) - zwłaszcza obcych nam kulturowo

  2. Na temat baz amerykańskich w Polsce i groźby rosyjskich kroków odwetowych: Rzecz w tym, żeby wiedzieć, kiedy to są słowa i robić to, co powinniśmy robić. Tak że w tej fazie nie należy się tym przejmować, dlatego że to przecież nie są duże środki. Mam na myśli to, co tu się znajdzie na arenie kilku państw Europy Środkowej, Północnej i Południowej, dlatego że to jest nawet poniżej tego, o czym mówiono w kontekście aktu stanowiącego z 97 roku.

    Gdyby pan Kuźniar nie był idiotą, to rozumiałby, że argument z „niedużych środków” miałby w tym kontekście znaczenie, gdyby dotyczył zagrożenia z zewnątrz. Wtedy mógłby powiedzieć: co tam taka jedna rakieta z bronią jądrową – przecież ona zniszczy co najwyżej W-wę. Słuchając mądrości płynących ze stolycy Polacy mogliby rzeczywiście ze zrozumieniem pokiwać głowami, a nawet się ucieszyć….

Janusz Korwin-Mikke wyśmiewa się z braku wiedzy polityków (on chyba w ramach odwetu ma do tego prawo jak mało kto). Najpierw dostało się Beacie Szydło, bo próbując zdać egzamin gimnazjalny wyłożyła się na dacie przystąpienia Polski do Unii Europejskiej (na dodatek szukała gdzieś w latach 90-tych). Potem obnażył brak wiedzy Kidawy-Błońskiej (nowej Marszałek Sejmu), która na pytanie dlaczego dług publiczny nie zmniejszył się o pełną kwotę wpłaconą przez OFE odpowiedziała, że są to „jakieś kwoty wynikające z różnych takich działań”.

Kompromitacja? Czy rzeczywiście brak wiedzy dotyczącej faktów jest kompromitujący? Przecież każdy może coś zapomnieć lub tego nie wiedzieć. Robienie z tego problemów w dobie internetu jest chyba lekką przesadą (choć pożartować zawsze można). Nawet jeśli tak zwanym naukowcom wydaje się inaczej. Polityk powinien umieć przyznać się do braku wiedzy i wybrnąć z sytuacji. Rzecznik rządu miała prawo i obowiązek dopytać o to gdzie się podziały pieniądze z OFE i możliwie szybko to ogłosić (zwłaszcza, że to była kwestia czysto księgowa – jako zmniejszenie długu potraktowano tylko środki przechowywane w obligacjach państwowych). Większym problemem jest brak rzetelności, który przejawia się w uciekaniu w schematy (w rodzaju „a w czasach rządu PiS to było jeszcze gorzej”). Stąd wynika brak wyczucia tego, co wypadałoby wiedzieć. Kiedyś prezydent Bush (który był mistrzem różnych wpadek) pomylił deflację z dewaluacją (czym ponoć wywołał nawet lekką panikę na giełdach). Jednak jak na człowieka prymitywnego (o czym świadczą jego wojenne zapędy) całkiem nieźle sobie radził z mediami. Wszyscy wiedzą, że tej klasy politycy mają na swoim zapleczu sztaby ludzi wypracowujące stanowisko we wszystkich ważnych kwestiach. Można grymasić na ten fałsz i brak spontaniczności, ale chyba nie ma innej drogi. Jeśli na zimno przeanalizujemy „mroczne czasy IV RP”, to widzimy, że większość krytyki sprowadza się do złej polityki informacyjnej. Politycy lubowali się w publicznych wystąpieniach, które były często emocjonalne (jak słynne „ten pan nigdy nikogo nie zabije” Zbigniewa Ziobro). Aby uniknąć recydywy (czego tak bardzo boją się pseudo-elity III RP), warto by sięgać po amerykańskie wzorce nie tylko w politycznym marketingu. Pewnie więc czeka nas epoka polityków jednocześnie „malowanych” i mniej „barwnych” niż dotąd. Czy to źle? To zależy, czy ci politycy zajmą się rzeczywiście problemami zwykłych ludzi, czy też będą budować nadal mit „złotego wieku” w kraju o koszmarnym bezrobociu, głodujących dzieciach i milionach żyjących w nędzy.

1435036427usa pillPolska polityka międzynarodowa osiągnęła sukces niebywały: wprowadzenie obcych wojsk na własne terytorium. Dwa lata temu Japonia zobowiązała się zapłacić 3,1 mld dolarów Amerykanom – żeby zabrali swoich żołnierzy gdzie indziej. Oni nie boją się Putina, czy co? Polska przecież nie ma sporów terytorialnych z Rosją, a Japonia – i owszem.

Poza tym chyba warto rozważyć i taki scenariusz, że Amerykanie nas nie będą bronić. Bierzmy przykład z Niemiec. Niemcy otwarcie mówią, to jedno, ale za zamkniętymi drzwiami analizowane są wszystkie scenariusze. Także niemiecko-rosyjski sojusz, oparty na „płaszczeniu się przed Putinem”. Tak uważa szwajcarski ekspert wojskowy Albert Stahel.

Rozmieszczenie 5 tysięcy żołnierzy USA w Europie Środkowej, z wojskowego punktu widzenia jest bez znaczenia. Chodzi wyłącznie o "polityczną pigułkę uspokajającą" dla krajów tego regionu. Jeżeli USA naprawdę chciałyby odstraszyć Rosję, twierdzi Stahel, to musiałyby tam umieścić bazy wojskowe łącznie z żołnierzami i nie tylko czołgi, lecz również myśliwce.

Co to oznacza dla Polski?

Wybór między powtórką z roku 1764, a powtórką z roku 1939?

Wydarzeniem weekendu była bez wątpienia konwencja PiS, na której Jarosław Kaczyński wskazał kandydata na premiera w razie (bardzo prawdopodobnych) wygranych przez PiS wyborów. Konwencja była przygotowana perfekcyjnie. Dotyczy to także przygotowania kandydatki na premiera – Beaty Szydło. Porównując poprzednie jej wystąpienia z przemówieniem na konwencji, widać kolosalną zmianę. Fakt, że przyszłym premierem ma być kobieta skłania do naturalnych porównań z Ewą Kopacz. Agresywny bełkot obecnej Pani Premier o judzącym z tylnego siedzenia Prezesie i rozwalaniu Polski kontrastował z merytorycznym wystąpieniem kandydatki PiS.

Politycy PO chyba stali się ofiarami własnej propagandy. Bo chyba do nikogo poza partyjnym betonem ta strategia już nie trafia.

W pojedynku na konwencje mieliśmy bez wątpienia nokaut. Ale poza PR-em potrzebny jest jeszcze program na miarę oczekiwań społeczeństwa oraz praca zmierzająca do przekonania tegoż społeczeństwa, że należy dać partii szansę na realizację tego programu. Co prawda PiS w odróżnieniu od swoich przeciwników posiada opracowany program, ale jest on zbyt mało konkretny i za bardzo rozwlekły.

 

Nowy minister zdrowia miał jeden cel: „ocieplić” wizerunek PO i pozwolić jej zachować szanse na kontynuację władzy po wyborach. Ale widać do tej partii lgną już tylko ludzie z jakimiś skazami charakteru. Przynajmniej pod tym względem przeganiamy światowe trendy ;-).

Albo mamy w tym wypadku do czynienia z pozbawionym elementarnego poczucia przyzwoitości socjopatą, albo nowemu ministrowi od tego „ocieplania” mózg się przegrzał. Nie dość, że groził wyrzuceniem z pracy osobom korzystającym z praw pracowniczych, to jeszcze przyznał, że ma zamiar być ministrem tylko przez część tygodnia. Postuluje też powrót do kontrowersyjnego „podatku Religi”. Politykom PO pozostają zapewnienia, że minister „miał dobre intencje”, co nijak nie daje się powiązać z naczelna tezą: to jest wina PiS'u. 

 

Komentarz pielęgniarki do słów ministra:

Proszę Pana za 5 lat mało kto z naszej grupy zawodowej będzie przy łóżku. Zapraszam Panie Ministrze do danych statystycznych Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych!!!Pan obejmując ten resort powinien te dane znać. Druga uwaga- nie jestem w żadnej Służbie Zdrowia! Ta była za PRL, a dziś jestem w systemie ochrony zdrowia. Jak wielu dziś upaja się słowami: służba, siostra (tylko czyja?!) do tego potoku hipokryzji brakuje mi za służbą, siostrą, powołaniem- słów: wolontariat, niewolnictwo, frajerstwo i beznadzieja!!!    

Z kim chce Kuki realizować swój program? Koliber i Centrum im. Adama Smitha.

Nie ma to jak wspólnota ideowa.

Kukiz: Jestem prawicowcem o lewicowym sercu i nigdy nie przejdę obojętnie obok krzywdy ludzkiej.

Koliber: wszelkie próby systemowego zniesienia naturalnych nierówności wynikających z istoty natury ludzkiej są skazane na niepowodzenie.

Komentarz: Ja jako człek wyjątkowo tępy (przyznaję bez bicia) sądziłem do dzisiaj, że "istota natury ludzkiej" to coś, co nas odróżnia od zwierząt na przykład. Więc jeśli z tej istoty wynikają jakieś nierówności, to musiałoby znaczyć że niektórzy z nas są bardziej a inni mniej ludźmi. A to prowadzi gdzieś w okolice Hitlera, gdzie zapuszczać się nie chcę. Wolę Benedykta XVI, który niedawno mówił: "Istnieją na świecie nierówności społeczne i strukturalne niesprawiedliwości, których nie można dłużej tolerować".

Wygląda na to, że rozwalanie systemu skończy się nalotem KOlibrów, a potem będzie POliber i wszechświat zostanie uratowany.

 

Nareszcie mamy swojego Prezydenta. Człowieka autentycznego, wyznającego drogi większości Polaków system wartości. Marzenie o odrodzeniu Rzeczpospolitej pod jego przywództwem zaczęło wydawać się zupełnie realne.

Niestety zanosi się na to, że przynajmniej w jednym aspekcie będzie to prezydentura kontynuacji. Andrzej Duda też będzie miał swojego Nałęcza. Główny doradca Komorowskiego - Tomasz Nałęcz - to stary komuch a na dodatek bezczelny i arogancki łgarz. Jego odpowiednikiem u boku Andrzeja Dudy ma szansę zostać Krzysztof Szczerski, który właśnie „błysnął” postawieniem Niemcom "warunków partnerstwa": Po pierwsze, jak w relacjach z każdym państwem, przestrzeganie praw Polaków. Po drugie - polityka wschodnia – format normandzki wyczerpał się, trwałego pokoju w regionie nie uda się przywrócić bez udziału Polski, NATO, UE, USA. Po trzecie, Niemcy muszą znieść blokadę na budowę baz NATO w naszym kraju. Wreszcie Berlin musi zgodzić się na takie dostosowanie polityki klimatycznej i energetycznej Unii, które umożliwi utrzymanie wydobycia polskiego węgla.

To co od razu rzuca się w oczy, to faktyczne uznanie protektoratu Niemiec. Nawet jeśli realia w UE są takie, że to Niemcy decydują o wszystkim, to nam nie wolno tego akceptować. Po co z góry zakładać, że najpotężniejsze państwo w Europie jest naszym przeciwnikiem? Niemcy sparzyli się na „zielonej energii” i może lepiej jest w partnerski sposób porozmawiać z nimi o głupocie redukcji CO2?

Jeszcze większe zdziwienie budzi przyjęta strategia „negocjacji”. Jeśli chcemy coś osiągnąć, to możemy albo twardo walczyć o sprawę, albo atakować realnych lub domniemanych przeciwników. Unia Europejska przynajmniej teoretycznie wyznaje zasady partnerstwa, więc naturalnym jest ta pierwsza strategia. Ma ona dodatkowo tą przewagę nad otwartą konfrontacją, że mamy pewność co do tego, kto jest przeciwnikiem i nie ma obawy popadnięcia w paranoję. Polska powinna zacząć od tego, by wypowiedzieć porozumienie o redukcji CO2 (Australijczycy pokazali jak to się robi), otwierając na nowo negocjacje. Bez tego Niemcy mogą tylko wzruszyć ramionami i zapytać, czy aby to nie podpis premiera Polski widnieje na dokumentach?

Jeśli ktoś czytał „Małego Księcia”, to rozumie, że aby publicznie postawić żądania, trzeba mieć też argumenty. Jeśli nie spełnią naszych żądań, to co? Do Niemiec też nie będziemy jabłek sprzedawać?

Zwolennicy PiS są zachwyceni, że tak ostro, bo „Niemcy szanują tylko tych którzy sami się szanują”. Szanowanie siebie to rzeczywiście jeden z warunków powszechnego szacunku. Drugim jest szanowanie innych. Dlaczego te „żądania” pojawiają się w formie publicznej deklaracji? Bo w bezpośredniej rozmowie Prezydentowi brakłoby odwagi?

Obrona godności i suwerenności RP nie jest i nie będzie sprawą łatwą i odwaga jest konieczna. Jest okazja do jej wykazania, poprzez zabranie głosu w sprawie traktatu TTIP, który zmierza do przekazania władzy nad światem w ręce korporacji. Polska jest jedynym na świecie gorącym zwolennikiem tego traktatu. Nawet amerykański Kongres stara się to zablokować. Gdy Polacy zostaną największymi na świecie obrońcami interesów amerykańskich korporacji, to chyba nie przysłuży się poprawie wizerunku naszego kraju :-(.

Szczerski żąda wzajemności w stosunkach z Niemcami. No to może tak z rozpędu zaproponuje wzajemne zniesienie wiz USA (albo wprowadzenie ich Amerykanom)? Może zadeklarowałby, że nasz kraj przestanie być eldorado dla obcego kapitału i żerowiskiem bankierów? Może wzorem Islandii Polska zadeklaruje dążenie ku monetarnej suwerenności? To wymaga prawdziwej odwagi. Miejmy nadzieję, że Andrzejowi Dudzie jej nie braknie. Jeśli „żądania” wobec Niemiec pozostaną jedynym aktem odwagi, to będą tylko śmiesznym i pustym gestem.

Jeśli prostytutka nagle udaje cnotkę, to jest tylko śmieszna.

Póki co Andrzej Duda ma czystą kartę. Może ją zachować, rezygnując z tego potencjalnego doradcy.