Nie ma przypadku w tym, że stare przysłowie zostało w III RP przerobione na „tonący brzydko się chwyta”. To dokładnie opisuje strategię wyborczą rządzącej pseudo-elity. Nie ma nic do zaoferowania - idzie więc na całego. Każde łgarstwo i każda podłość nie jest do zaakceptowania – wszakże trzeba ratować świat przed PiS-em!

Według nich wystarczy pokazać prawdziwą twarz PiS – czyli gębę 'chorego z nienawiści' Macierewicza, by naród pozwolił im kraść przez następne 4 lata. Dlatego przez całą kampanię przewija się motyw: Macierewicz gdzieś się schował. Ale nasze dzielne pismaki i tak go wytropiły – w USA. TVP informuje: Antoni Macierewicz w USA mówił że polski rząd podobny jest do okupanta i że Polska jest ograbiana. – To jest zejście na poziom okupantów Polski z obozu komunistycznego z poprzednich lat.

Pechowo dla nich ktoś nagrał to spotkanie i każdy może się przekonać o czym mówił Macierewicz. Chodziło mu mianowicie o zachowanie rządzącej ekipy, czego przykładem jest „pożyczenie” sobie przez Komorowskiego 101 przedmiotów z Kancelarii Prezydenta (łącznie z deską do krojenia i mającym symboliczne znaczenie żyrandolem). Zdaniem Macierewicza jest to zwykłe okradanie państwa i w tym działaniu były prezydent nawiązuje do innych złodziei znanych z historii (i tu następuje nawiązanie do okupanta).

Może Macierewicz ma niezbyt szczęśliwe analogie, ale jego ocena wcale nie jest zbyt ostra. O poziomie tej „elity” świadczą występy byłych prezydentów w USA – gdzie Wałęsa z Komorowskim uczestniczyli w żenującej reklamie. Bez ochrony rodzimych mediów i przyklejonej do pleców specjalistki od PR, trudno oczekiwać czegoś innego.

Podobnie jest z Tuskiem, który powoli staje się pośmiewiskiem Brukseli, gdzie za duże pieniądze odgrywa rolę pana Nikt.

W kraju mamy nieustannie kłamiącą babę odgrywającą rolę premiera i jakiegoś gówniarza odgrywającego rolę jej rzecznika. Facet odpowiedź na każde pytanie zwykł zaczynać od stwierdzenia: pani Szydło pokazuje swoją niekompetencję.

Czy to się kiedyś skończy?

Wystąpienie księdza Jacka Międlara na manifestacji narodowców spotkało się z ostrą reakcją redaktorów organu Michnika: Duchowny miał przemawiać pod flagą z celtyckim krzyżem, a w sprawie polityki imigracyjnej ma mieć zdanie inne niż papież Franciszek. „Gazeta Wyborcza”, równie subtelnie co w przypadku ks. Dariusza Oko, wzywa władze kościelne do zakneblowania duchownego. Jak zauważa serwis niezalezna.pl, w ramach kampanii przeciwko duchownemu dziennikarze „GW” dopuścili się manipulacji. Stwierdzenie „będą nas nazywali faszystami” przerobili na „nazywają nas faszystami”.

Jeśli ktoś wysłucha tego przemówienia, to doskonale rozumie, że manipulacje i epitety są nieodzowne. No bo co miał napisać bojownik „postępactwa”? Że ksiądz krzyczał „Bóg, honor i Ojczyzna”? Albo „ewangelia a nie koran”? A może chóralny śpiew „Nie rzucim ziemi skąd nasz ród” miałby być dowodem na faszyzm?

Jak zwykle bywa, na hasło rzucone przez GW-no nagonka ruszyła. Na przykład w wiadomościach Polsatu spreparowano akt oskarżenia: księdza Międlara popiera ksiądz Kneblewski, a on to już na pewno jest faszysta i ksenofob. Wystarczy posłuchać.

Prezydent Andrzej Duda przemawiał na 70 sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Głównym przesłaniem był apel o zachowanie pokoju poprzez respektowanie prawa. Mówił między innymi, że „my, Polacy, wiemy doskonale, że pokój nie jest dany raz na zawsze”. Zwrócił uwagę na to, że to prawo międzynarodowe służy zachowaniu pokoju. Cytował Jana Pawła II: „Pokój i prawo międzynarodowe są wewnętrznie ze sobą związane: Prawo sprzyja pokojowi”. Dalej mówił: „Żadne deklaracje przywódców państw, żadne obietnice i zaklęcia nie zastąpią traktatów, konwencji i rezolucji. Żadne negocjacje za zamkniętymi drzwiami nie mogą także prowadzić do ich naruszenia, do ich złamania, do ich podeptania”.

Co na to knujący i wywołujący wojny na całym świecie Barack Obama (występował tuż przed Andrzejem Dudą)?

Według Telewizji Republika Obama zapowiedział: „Nie zawaham się - jeżeli będę musiał - bronić swoich sojuszników, używając siły” (podobnie relacjonuje to portal www.stefczyk.info). Ta sama wypowiedź według rosyjskiego Sputnik News brzmiała: „Nasz kraj posiada potężne siły zbrojne, a my nie zatrzymamy się w kwestii obrony naszych sojuszników, przyjaciół, aby jednostronnie użyć siły, gdy będzie to potrzebne”. W oryginale brzmiało toAs President of the United States, I am mindful of the dangers that we face; they cross my desk every morning. I lead the strongest military that the world has ever known, and I will never hesitate to protect my country or our allies, unilaterally and by force where necessary”. Czyli „Jako prezydent Stanów Zjednoczonych, jestem świadom niebezpieczeństw, z jakimi mamy do czynienia; one każdego ranka przechodzą przez moje biurko. Dowodzę najsilniejszą armią jaką widział kiedykolwiek świat i nigdy nie zawaham się jej użyć jednostronnie (unilaterally) jeśli będzie to niezbędne dla obrony mojego kraju lub naszych sojuszników”.

Czyli jednak Rosjanie są bliżsi prawdy: Obama dla obrony pokoju jest gotów wywołać wojnę i żadne traktaty nie są mu potrzebne.

Czy Andrzej Duda odniósł się w swoim przemówieniu właśnie do tego fragmentu wypowiedzi Obamy? Chyba nie ma w Polsce polityka, który by się na to odważył. On mówił tak ogólnie. Każdy mógł sobie zrozumieć to jak chciał.

Przemówienie Prezydenta Dudy było ewidentnie obliczone na efekt w kraju. Jego aluzje do historii bez jasnego wskazania konkretnych odniesień współcześnie są dobrze rozumiane w Polsce. Wątpliwe, czy tak samo będą odbierane wśród słuchaczy za granicą. Dwa konkretne wnioski z tej perspektywy mają charakter raczej przyczynkarski: członkostwo niestałe w RB i ograniczenie weta (poparcie Francji).
Przemówienie było zapewne konsultowane z Ministerstwem Spraw Zagranicznych. Być może taka gładka mowa idealnie wpisuje się w reguły dyplomacji. Jednak trochę szkoda, że nie było w nim pasji, jaką potrafi Andrzej Duda pokazać w swych wystąpieniach do rodaków.

Nawet mówiąc ogólnie i mając na uwadze sytuację swojego państwa, które samodzielnie nie może wiele, mógł pokusić się o bardziej stanowcze tezy. W przemówieniu znalazł się ciekawy wątek historyczny dotyczący wprowadzenia przez Rafała Lemkina – Polaka pochodzenia żydowskiego do prawa międzynarodowego pojęcia „ludobójstwo”. Można stąd wysnuć wniosek, że międzynarodowe prawo może być udoskonalane w konfrontacji ze zmieniającą się rzeczywistością. To mógłby być argument za postulowaną reformą Rady Bezpieczeństwa ONZ. Czy to jednak jest rzeczywiście w interesie Polski? Wiadomo nie od dzisiaj, że o status członka stałego ONZ starają się Niemcy. W obecnej sytuacji, gdy Niemcy podporządkowały sobie instytucje europejskie, dalszy wzrost ich potęgi politycznej nie jest korzystny dla nikogo.

W kuluarach miało miejsce spotkanie prezydentów, którzy wypili lampkę szampana: 

W internecie jest dostępna ciekawa praca z kulturoznawstwa Mateusza RomanowskiegoDroga do wykluczenia - neoliberalizm jako doktryna i praktyka organizacji życia społecznego”. Praca dotyczy demokracji na poziomie samorządowym i jest próbą ukazania, jak działa dyskurs neoliberalny, próbą ukazania, jak bardzo zamknięty jest na rzeczywisty dialog i jak przyczynia się do wyznaczania granic demokratyczności i rzeczywistej partycypacji. Intencją autora było ukazanie makro-problemu (neoliberalizmu) w skali mikro.

Fragment podsumowania dokładnie ukazuje problem terroru ze strony „elity społeczeństwa” zgromadzonej wokół „przewodniej siły narodu”: Namacalna obecność obywateli powoduje natychmiastową reakcję, wywołuje mechanizm obronny, często słowną agresję. W pracy skupiłem się na analizowaniu stenogramów z sesji rad miasta i dzielnic a co za tym idzie pominąłem inne, bardziej bezpośrednie formy przemocy. Od zajmowania miejsc przeznaczonych dla mieszkańców przez radnych PO (opisywana powyżej rada dzielnicy Bemowo), po wyjątkowo drastyczne przejawy przemocy symbolicznej, w rodzaju wypuszczania wynajętych klaunów w celu ośmieszenia postulatów mieszkańców, przerywania wypowiedzi mieszkańców czy puszczania slajdów zarzucających im myślenie propagandowe (rada dzielnicy Bemowo i przedstawianie ajentów z wampirzymi zębami) albo bezrozumne (rada miasta, slajd z obrazem Goi i napisem „kiedy rozum śpi budzą się koszmary”). W czasach, kiedy tak dużo mówi się o społeczeństwie obywatelskim, nie ma miejsca na dyskusję i współdziałanie tylko na walkę, do której mieszkańcy są zmuszani przez brak innych form oporu. Jak pisała Chantal Mouffe: „społeczeństwo demokratyczne nie może traktować tych, którzy podważają jego podstawowe zasady jako uprawomocnionych adwersarzy”, władza oceniając „niepokornych” mieszkańców w kategoriach moralnych (a takie zarzuty w wypowiedziach radnych przewijały się bardzo często) nie daje im pola do działania politycznego. Terror racjonalności i słuszności, który formalnie dokonuje operacji od-ideologizowania polityki, zamiast stwarzać pole do dyskusji, dyskryminuje, umoralnia polityczne działania mieszkańców. Od-ideologizowanie polityki nie jest niczym innym, jak jej unieważnieniem, stworzeniem z polityki tematu, na który się nie dyskutuje, tematu należącego się i uzależnionego od władzy. Jest kastracją demokracji z „demos”.

Świat w skali makro różni się od tego w skali mikro jedynie tym, że więcej ludzi jest dotkniętych „terrorem racjonalizmu”. Deprecjonowane i ośmieszane są całe potężne grupy społeczne. Propagandowy atak na polskie społeczeństwo, w którym polskie tak zwane „elity” współdziałają z wrogimi nam ośrodkami na zachodzie jest czymś zupełnie niebywałym. Wczoraj jedna ze stacji informacyjnych (chyba Polsat News) kanwą do dyskusji o imigrantach uczyniła sondaż uliczny, w czasie którego ludzie mieli odpowiadać na pytanie: czy imigranci powinni przyjmować naszą religię? Jaki inny może być cel tak debilnego pytania, jak doprowadzenie problemu do absurdu?

 

Obawy związane z napływem islamistów do Polski dotyczą potencjalnych zagrożeń. Jednak szkody jakich narobili przy okazji „polscy” politycy są realne i mają ważkie skutki już teraz. Przedkładając interes Niemiec ponad interes swojego kraju oraz dokonując zdrady wobec partnerów Grupy Wyszehradzkiej znacząco osłabiono pozycję Polski w Europie. Jeszcze gorzej wygląda to, jeśli weźmiemy pod uwagę utracone korzyści: możliwość przyjęcia przez Polskę naturalnej pozycji lidera w regionie, wobec bezprzykładnej kampanii poniżania i pouczania wobec naszych krajów. Przypomniana przez Kaczyńskiego zasada ordo caritatis na poziomie międzynarodowym skłania do solidarności w pierwszym rzędzie z naszymi „bratankami” Węgrami, których kryzys dotknął w sposób szczególny. Wspólne wypracowanie zasad przejmowania części uchodźców od Węgrów byłoby nie tylko gestem solidarności, ale też gestem sprzeciwu wobec instrumentalizacji przez Niemców struktur UE i poniżania Polski na arenie międzynarodowej. Niestety tak zwani „polscy politycy” zapomnieli co to jest honor. Ich działania wyczerpują za to znamiona zdrady dyplomatycznej, opisanej w art. 129. Kodeksu Karnego: „Kto, będąc upoważniony do występowania w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej w stosunkach z rządem obcego państwa lub zagraniczną organizacją, działa na szkodę Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10”.

Nie należy się w tej sytuacji dziwić zaklinaniu rzeczywistości i twierdzeniom, że Grupa Wyszehradzka nadal istnieje. Na zupełną kpinę zakrawa wypowiedź kobiety, którą ktoś zrobił Marszałkiem Sejmu, a która zrównała obecną zdradę z wcześniejszymi różnicami w ramach grupy – na przykład w sprawie Ukrainy. W tej sprawie przecież nie było wspólnych ustaleń i wspólnego rozumienia narodowych interesów. Trudno więc mówić o zdradzie. Wszystkich jednak przebił rzecznik rządu Cezary Tomczyk, przeprowadzając chamski atak personalny na Beatę Szydło. Cezary Tomczyk to wytwór wylęgarni lemingów, jaka funkcjonuje na Uniwersytecie Warszawskim. Kolejny argument za tym, aby wstrzymać państwowe dotacje dla kierunków społecznych na tej uczelni. Oczywiście na to się nikt z obecnych polityków nie odważy. Póki jednak ta wylęgarnia funkcjonuje będą się pojawiać takie kreatury jak Tomczyk i one „godnie” zastąpią Niesiołowskiego i jemu podobnych.

Polacy byli wielokrotnie w historii zdradzani. Teraz - na odchodnym – rządząca krajem mafia postanowiła przekonać się jak to jest po drugiej stronie. Polska zdradziła Grupę Wyszehradzką i zagłosowała za obowiązkowym przyjmowaniem uchodźców.

Minister Schetyna który ponoć jest ministrem spraw zagranicznych twierdzi: „Głosowanie za planem ws. uchodźców było lepsze dla Polski niż pusty sprzeciw”.

Kiedyś wobec podobnych żądań inny minister powiedział „Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenną. Tą rzeczą jest honor”. Wczoraj Polska swój honor utraciła. Tłumaczenia komentatorów, że to nie Polska, tylko „peowcy” nie na wiele się zdadzą. Chyba, że po wyborach winni zostaną osądzeni za zdradę. Bo nie powinno być chyba wątpliwości, że skoro zdradzeni zostali naturalni sojusznicy Polski, to osłabiona została pozycja Polski w świecie.

Nie powinno być…

Nie ma też wątpliwości, że to nie sprawa uchodźców jest najważniejsza  (Polska od lat przyjmuje obcokrajowców), tylko poniżenie Polski w świecie.

Gdyby Polską rządzili myślący w kategoriach dobra wspólnego politycy, to zbojkotowaliby to spotkanie ministrów i w gronie państw Grupy Wyszehradzkiej radziliby jak pomóc Węgrom.

 

Wszystko co Prezydent Duda powie będzie użyte przeciw niemu – jeśli tylko uda się znaleźć pretekst. Stanowczo nie może mówić prawdy o Polsce, bo jest to od razu traktowane jako donos na własny kraj. Rozczulająca jest ta wrażliwość krytyków, którzy nie reagowali gdy ich „autorytety” rzeczywiście szkalowały Polskę za granicą. Oto kilka przykładów z przeszłości:

  1. Władysław Bartoszewski dla Die Welt: Jeśli ktoś się bał, to nie Niemców. Gdy niemiecki oficer zobaczył mnie na ulicy i nie miał rozkazu aresztowania, nie musiałem się go obawiać. Ale gdy sąsiad Polak zauważył, że kupiłem więcej chleba niż normalnie, wtedy musiałem się bać.

  2. Biznesmen Tysiąclecia i Wielki Filantrop Doktor Jan Kulczyk dla Financial Times (w reakcji na wezwanie przed komisję sejmową): Jeśli ja nie czuję się bezpieczny w Polsce, to jak mają się czuć inni biznesmeni?

  3. Magdalena Środa – feministka robiąca za minimum kadrowe Uniwersytetu Warszawskiego, jako Pełnomocnik Rządu do spraw Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn ogłosiła światu: „Katolicka, w przeważającej mierze, Polska, choć wolna od "honorowych zabójstw", ma problemy ze zjawiskiem stosowania przemocy wobec kobiet, mające źródło w silnym wpływie Kościoła katolickiego na życie publiczne”.

  4. Specjalista od wybaczania nie swoich krzywd Tadeusz Mazowiecki dla włoskiego Avvenire: „Wielkim bólem napełnia mnie to, gdy widzę, że moja Polska, naród, który czerpie z katolicyzmu, nie umie przebaczać i nie zna litości”.

Do granic absurdu posunął się „największy ekonomista świata” Leszek Balcerowicz, który napisał donos na rząd Buzka, w którym sam był ministrem (poszło o program likwidacji kopalń, który zdaniem Balcerowicza był za mało drastyczny). Ale Balcerowiczowi akurat trzeba wybaczyć, bo on nigdy nie krył gdzie ma swoich panów.

Od dawna pojawiały się podejrzenia, że „zachód” wcale nie chce zniszczenia Państwa Islamskiego. Na przykład w komentarzu defence24.pl czytamy: „Operacja powietrzna nie realizuje zakładanych celów strategicznych, a ma się wrażenie, że w niektórych krajach polityka i piar jest celem samym w sobie (np. dla Baracka Obamy jest to strategia „przetrwania” problemu, z kolei dla Paryża promowanie własnego sprzętu – samolotów Rafale etc.).

Emerytowany amerykański generał, James M. Dubik, na łamach „Washington Times” powątpiewał w sierpniu w skuteczność kampanii powietrznej nad Irakiem podkreślając, że najpewniej nie zrealizuje ona zakładanych głównych celów strategicznych – utrzymania jedności Iraku i zniszczenia ISIS/IS. Atak na pozycje fundamentalistów oceniał jako konieczny, ale niewystarczający (necessary but not sufficient). Także inni eksperci i oficerowie już wówczas wskazywali, że administracja Obamy nie ma strategicznej wizji „co dalej”, a zakładanych celów nie da się osiągnąć bez operacji lądowej”.

Ostatnio rosyjski Minister Ławrow bez ogródek oskarżył USA, że bombardowania ISIL są farsą i chwytem propagandowym, a prawdziwy cel operacji w Syrii, który obejmuje usunięcie rosyjskiej obecności z regionu.

Czy to tylko rosyjskie wymysły, czy też rzeczywiście główną zbrodnią Assada jest sojusz z Rosją? Amerykańskie media (a za nimi polskie) informują, że naloty są nieefektywne, gdyż NATO chce unikać ofiar wśród ludności cywilnych. Jakoś Obama nieszczególnie przejmuje się dużym odsetkiem niewinnych ofiar nalotów dronów w Pakistanie. Skąd więc taka troska o Syryjczyków?

Niedawno jednak islamiści zdobyli bazę lotniczą Abu al-Duhur. Świat obiegła wiadomość o egzekucji 56 broniących jej żołnierzy syryjskich. Czego w tej wiadomości brakuje? Może informacji, że wojska NATO zrównały bazę z ziemią? Przecież ludność cywilna takich obszarów nie zamieszkuje. A może zawiodło rozpoznanie? We wtorek "New York Times" napisał, że amerykańscy specjaliści wojskowi, analizując zdjęcia satelitarne i inne informacje, ustalili, iż Rosja ma na lotnisku w Latakii kilka czołgów T-90, 15 granatników, 35 transporterów opancerzonych, a także 200 żołnierzy i przenośną infrastrukturę mieszkalną dla półtora tysiąca ludzi.

Umieją wytropić Rosjan, to islamistów chyba też?  

Środowe przemówienie Jarosława Kaczyńskiego bez wątpienia zyska przydomek „historyczne”.

Jak napisał jeden z dziennikarzy „mocne przemówienie Kaczyńskiego - po raz pierwszy od dawna - po prostu było spełnieniem oczekiwań Polaków”. Prezes Prawa i Sprawiedliwości postawił w sejmie pytanie: „czy, mianowicie, rząd ma prawo pod obcym naciskiem, zewnętrznym naciskiem i bez wyraźnie wyrażonej woli narodu podejmować decyzje, które z wysokim stopniem prawdopodobieństwa mogą mieć negatywny wpływ na nasze życie, codzienność, przestrzeń publiczną, na naszą realną sferę wolności. Wreszcie, co tutaj podnoszono, na nasze bezpieczeństwo”.

Dał też jasną odpowiedź: „Chcę powiedzieć jasno: PiS uważa, że rząd nie ma prawda do podejmowania takiej decyzji”.

Podał wreszcie jasne i celne uzasadnienie swojego stanowiska. W szczególności rozprawił się z katechizmem pisanym przez lewaków, przywołując zasadę „ordo caritatis”. Jak mówił Prymas Wyszyński: „ordo caritatis wymaga, aby człowiek, który staje na czele jakiejś grupy społecznej i przyjmuje na siebie odpowiedzialność za nią, pamiętał najpierw o obowiązkach wobec dzieci swego narodu, a dopiero w miarę zaspokajania i nasycania najpilniejszych, podstawowych potrzeb własnych obywateli, rozszerzał dążenie do niesienia pomocy na inne ludy i narody, na całą rodzinę ludzką”. Ta zasada pozwala sprzeciwiać się masowemu przyjmowaniu imigrantów w zgodzie z chrześcijańskim przykazaniem miłości.

Analizując skutki obecnego kryzysu przedstawiliśmy trzy możliwości:

1. USA znajdują się w defensywie i ewidentnie tracą możliwości przeciwdziałania współpracy na osi Berlin/Bruksela – Moskwa – Pekin, a w konsekwencji następuje koniec dominacji USA na arenie międzynarodowej.

2. Perturbacje wewnątrz UE będą skutkować silniejszą integracją „centrum” pod przywództwem Niemiec (lepsza mniejsza IV Rzesza, niż żadna).

3. Narastający chaos będzie skutkować zgodą na rządy „silnej ręki” i ograniczanie wolności obywatelskiej.

Najnowsze wydarzenia w pełni pasują do powyższej diagnozy. Bezczelny atak propagandowy Niemiec na Polskę (vide artykuł Grossa) i „pokazowe zawieszenie strefy Schengen” ewidentnie przygotowują grunt przed kluczowymi decyzjami. Na przykład brak „solidarności” w sprawie uchodźców może być pretekstem do dalszych kroków godzących w polską rację stanu. Co to będzie tym razem? Nowy pakt Ribbentrop – Mołotow? Eksterytorialny korytarz łączący Niemcy z Rosją? Na szczęście Polacy nie muszą się niczego obawiać – bo wystarczy przecież, że pan Szczerski dopisze zaprzestanie nacisków na Polskę do swojej listy żądań wobec Niemiec. Czytając o „mocnych słowach” Prezydenta można by się spodziewać, że chce rzeczywiście strzec niezłomnie godności Narodu. Ale chyba nie wobec Niemców i Żydów (a tu mamy dwa w jednym)? Więc na razie udajemy nadal, że deszcz pada….