Wystarczy w wyszukiwarce Google wpisać „rewitalizacja miast”, by przekonać się, że na to hasło będzie można „pozyskać” wielkie pieniądze w ciągu najbliższych 7-miu lat. Będzie więc to hasło odmieniane przez wszystkie przypadki, tak jak ostatnio „innowacyjna gospodarka”, a wcześniej „społeczeństwo informacyjne”.

Premier już obiecał na rewitalizację miliardy. Polskie Radio poinformowało, że „niebawem ma powstać Narodowy Program Rewitalizacji Miast, na który rząd przeznaczy – ze środków przyznanych Polsce przez UE – 25 mld zł”. Usłużna telewizja pokazała zaś nędzę Łodzi. Przy tej okazji widzowie mogli zobaczyć przykłady, pozwalające zrozumieć, jak będzie to wyglądać. Specjaliści od „pozyskiwania” pozyskują, miasto odnowi, a starych mieszkańców, których nie będzie stać na podwyższony czynsz się wygoni. Sprawy przejmą w swoje ręce ci sami co zawsze....

Niedawno zbankrutowało w USA miasto Detroit, w którym uruchomiono także programy restrukturyzacji. Mamy więc możność obserwowania różnicy między rewitalizacją miasta po polsku i po amerykańsku.


Obecna sytuacja w Detroit wygląda koszmarnie. Liczba mieszkańców miasta, które w latach 50. liczyło 1,8 mln osób, stopniała do zaledwie 700 tysięcy. W mieście doszło do załamania części usług komunalnych; nie działa 40 proc. latarni, 78 tysięcy budynków zostało opuszczonych, a poziom przestępczości osiągnął niespotykany wcześniej poziom. Miasta nie stać dziś na wywiązanie się z wszystkich płatności wobec straży pożarnej i policji, co powoduje, że średni czas reakcji służb na wezwanie wynosi 58 minut, czyli aż pięciokrotnie więcej, niż w innych dużych amerykańskich miastach.

Według prognoz, uporanie się z problemem opuszczonych budynków zajmie miastu co najmniej 2-3 lata. Jakość usług komunalnych poprawi się jednak zdecydowanie szybciej - dzięki pożyczce, która zbalansuje budżet Detroit.

Dom w Detroit można kupić nawet za 1 dolara (!) a i tak nie ma wielu chętnych. Problemem jest strach przed sąsiedztwem, który potęgują wrogie napisy na budynkach. Pokazuje to krótki film z przejażdżki po przedmieściach: http://www.businessinsider.com/1-dollar-detroit-homes-2014-1


Jednak w USA bankructwo oznacza okazję do nowego startu, a duch pionierów nadal jest w tym społeczeństwie żywy. Swoją szansę widzą przedsiębiorcy uczelnie i spekulanci (jak Buffet), ale i zwykli ludzie kierujący się pasją działania. Jednym z takich ludzi jest Amy Berkhoudt, która opisuje swe motywacje: Rewitalizacja miasta nawiązuje do poczucia sprawiedliwości społecznej, którym kierują się ci, którzy przybyli , aby wspomóc Detroit. Bo tam mieszkają ludzie i trzeba szukać drogi do wolności i upodmiotowienia także dla nich.

Miasto może też liczyć na wsparcie rządu.

W tych działaniach uderza wiara w sukces i optymizm. W Polsce aby dostać wsparcie, trzeba pokazać jak jest źle, natomiast W USA liczą się perspektywy. Nie ma też jednego spójnego programu – liczy się wielość i różnorodność inicjatyw (zob. http://detroitfellows.com). Tylko połączenie wysiłków na wielu płaszczyznach może wytworzyć silny impet rozwoju. Na filmach zachęcających do zaangażowania w rewitalizację widać zapał i zaangażowanie.

Bardzo wątpliwe, by warunkiem udziały w tym wielkim dziele było przejście „weryfikacji formalnej”, a później merytorycznej ;-) - tak jak w przypadku beneficjentów unijnej pomocy.

 

 Powyższy tytuł jest parafrazą hasła z czasów gierka, kiedy byliśmy podobno jedną z największych potęg gospodarczych. Te czasy wróciły! Według eksperta „Rzeczpospolitej” Polska dorownuje Niemcom pod względem wielkości produkcji przemysłowej. Trudno powiedzieć, skąd on wziął te 25% PKB wypracowywane przez przemysł, skoro według danych za rok 2012 PKB wyniosło 1595 mld zł, z czego na przetwórstwo przemysłowe przypada 243 mld – a więc około 15%. Może chodzi o jakieś statystyczne sztuczki – to nie jest najważniejsze. W tej wypowiedzi najciekawsze wydaje się przekonanie, że dalsze inwestycje zagraniczne warunkują nasz rozwój. Udział podmiotów zagranicznych w naszej gospodarce już jest bardzo duży.

Przychód firm z kapitałem zagranicznym za rok 2012 (według GUS) wyniósł 1247 mld zł, a więc wielkość porównywalną z całym PKB. Gdyby te firmy nie wytwarzały półproduktów (ogólnie – produktów zaliczanych do zużycia pośredniego), to nasza gospodarka wyglądałaby jak kolonia czy obóz pracy.

PKB można policzyć jako sumę wartości dodanej wszystkich gałęzi gospodarki narodowej. Jeśli zsumujemy całą produkcję (a nie tylko wartość dodaną), otrzymamy kwotę 3275mld zł. A więc firmy z kapitałem zagranicznym stanowią więcej niż 1/3 naszej gospodarki! Czy to mało? Weźmy pod uwagę, że w tej reszcie jest nauka i edukacja, służba zdrowia i administracja publiczna – a więc całe obszary, które nie są działają na zasadach rynkowych, a są zdominowane przez podmioty polskie. Z drugiej strony podstawowe dla działalności gospodarczej sektory – takie jak usługi finansowe i telekomunikacja są prawie całkowicie pod kontrolą kapitału zagranicznego.

Podmioty z kapitałem zagranicznym przeważają też w wymianie międzynarodowej. Ich import wyniósł aż 77 mld, eksport 359 mln zł. Natomiast nakłady na środki trwałe: 79 mld zł. Cały eksport polski wyniósł 142 mld euro, czyli około 600mld zł.

Więcej danych dotyczących PKB za rok 2012 pokazuje poniższa tabelka:

PKB Polski w 2012 roku

mln zł

Spożycie ogółem

1264736

z tego:

 

spożycie prywatne

980362

w tym:

 

spożycie indywidualne gospodarstw domowych..

967380

spożycie publiczne..

284374

Akumulacja brutto.

325688

z tego:

 

nakłady brutto na środki trwałe

305406

przyrost rzeczowych środków obrotowych

20079

przyrost aktywów o wyjątkowej wartości

203

Saldo handlu zagranicznego

4801

Popyt krajowy

1590424

Produkt krajowy brutto

1595225

Produkcja globalna.

3275626

Zużycie pośrednie

1862717

Podatki od produktów minus dotacje do produktów

182316

Wartość dodana brutto

1412909

z tego:

 

Przetwórstwo przemysłowe

243829

Dokładniejsze analizy musiałyby uwzględniać wielkość udziałów zagranicznych w poszczególnych podmiotach, podział na branże i usytuowanie tych podmiotów w łańcuchu produkcji (czy ich produkcja podlega zużyciu wewnętrznemu). Gdyby przyjąć, że są to podmioty z dominacją obcego kapitału, produkujące w przeważającej części na rynek detaliczny lub eksport, należałoby uznać Polskę za kraj w pełni skolonizowany. Tak na szczęście (jeszcze) nie jest.

Niemniej już te pobieżne dane wyjaśniają zagadkę, którą tak lubią publicyści: dlaczego społeczeństwo nie odczuwa wzrostu gospodarczego?

To nie społeczeństwu ma być lepiej, tylko inwestorom.

Rząd postanowił, że Lasy Państwowe wesprą budżet w tym roku kwotą 800 mln zł. Budzi to wiele kontrowersji (które opisuje w swych tekstach poseł Kuzmiuk).

Najbardziej zdumiewa użyta przez premiera argumentacja: nie może być - jego zdaniem - „państwa w państwie”. Lasy Państwowe nie są strukturą polityczną i nic nie wiadomo o ich wpływie na politykę. Są samodzielną strukturą gospodarczą, która doskonale sobie radzi, pełniąc przy okazji bardzo ważną rolę dla zrównoważonego rozwoju prowincjonalnych regionów kraju. W informatyce stosuje się taką użyteczną regułę: jeśli coś dobrze działa, to nie ruszaj. Były szef Kongresu Liberałów uważa, że jeśli coś dobrze działa samodzielnie, to rząd musi mieć w tym udział!

Szczególnie niepokojące są zarzuty, że rząd chce osłabić celowo Lasy Państwowe przed 2016 rokiem – kiedy skończą się ograniczenia w obrocie ziemią (w tym leśną). Uderzenie w przedsiębiorstwo o tak wielkim znaczeniu dla społeczności lokalnych współgra też z polityką metropolizacji i z pewnością doprowadzi do pogłębiania dysproporcji w rozwoju kraju.

 

Sytuacja ekonomiczna Ukrainy jest trudna. Rząd musiał organizować dodatkową sprzedaż obligacji z powodu braku popytu. Rosyjska pomoc zaoferowana pod warunkiem, że Kijów zrezygnuje ze współpracy z UE przewiduje przyznanie Ukrainie 15mld dolarów pożyczki i obniżenie ceny gazu o 33%,. Wczoraj po szczycie UE-Rosja Putin na pytanie o tą pożyczkę odparł, że nie cofnie jej po dojściu opozycji do władzy, ale jeśli dojdzie do stowarzyszenia UE z Ukrainą, to preferencyjne traktowanie jej przez Rosję nie będzie możliwe do utrzymania. Więc o 33% zniżki na gaz mogą zapomnieć. Natomiast realizacja pożyczki polega na wykupie ukraińskich obligacji i można to różnie traktować – zależnie od sytuacji. Rosja już kupiła 3mld na 5% - to jest o połowę mniej niż cena rynkowa. Więc można to zupełnie swobodnie nazwać preferencjami,

 

Tak samo zrozumieli to dziennikarze Bloommberga, informując: Prezydent Władimir Putin powiedział dziennikarzom po spotkaniu z przywódcami Unii Europejskiej, że Rosja będzie kontynuować 15-to miliardowy pakiet pomocowy dla Ukrainy, nawet jeśli opozycja dojdzie do władzy, dopóki nowy rząd będzie prowadził politykę gospodarczą uzgodnioną przez obie strony.

 

Podawane przez Putina argumenty ekonomiczne były trudne do podważenia (nikt zresztą tego nie próbował). Ewentualne stowarzyszenie UE z Ukrainą rodzi niewątpliwie problemy. Na przykład umożliwiłoby unijnym firmom wchodzenie na rynek rosyjski na preferencyjnych warunkach uzgodnionych między Rosją a Ukrainą.

Do niedawna areną protestów przeciw pogłębiającym się nierównościom było głównie Wall Street, a protesty były skierowane przeciw bankierom. Teraz obiektem ataku stały się spółki technologiczne z Doliny Krzemowej. Poszło o autobusy Google i Twittera, które dowożą pracowników tych spółek do pracy. Ludzi oburzało to, że autobusy korzystają z infrastruktury miejskiej, nie płacąc za to. Doszło do kilku ataków (w jednym z autobusów wybito szybę).

Istnieją jednak głębsze przyczyny tych protestów. Coraz większa ilość milionerów z dot-com'ów sprawia, że ceny nieruchomości rosną niebotycznie. Nawet osoby mające dobrą pracę nie stać na zakup domu. Przeciętna cena domów w San Francisco wynosi $813tys. Nic więc dziwnego, że w tym bogatym mieście nie brakuje bezdomnych.

Pomimo, że w San Francisco jest rekordowo niskie bezrobocie (około 4% - połowę mniej niż w Nowym Jorku), mieszkańcy nie dostrzegają związku tego faktu z działalnością firm takich jak Facebook i Twitter. Są one bowiem całkowicie izolowane z lokalnego rynku. O stopniu oderwania od rzeczywistości może świadczyć fakt, że jeden z „uciśnionych” miliarderów porównał wybitą szybę w autobusie Google do „kryształowej nocy” w nazistowskich Niemczech 1938 roku

Wskutek protestów grupa spółek technologicznych zgodziła się zapłacić miastu opłaty za korzystanie z przystanków autobusowych. Google uruchomił swój prom, którym dojeżdżają pracownicy, którzy mieszkają w pobliżu zatoki. Podobne plany ma Facebook.

 

Firma Apple przedstawiła „rekordowe wyniki” za rok 2013. Jak zauważa „Puls Biznesu”: Choć wyniki Apple wyglądają co najmniej dobrze, jednak rynek liczył na więcej co znalazło odzwierciedlenie wpierw w lekkim wahaniu notowań akcji spółki w handlu posesyjnym, a później mocniejszej korekcie. Sięgnęła ona ponad 8 proc.

Do nieznośnej maniery traktowania giełdy jako świadomej osoby, doszło prezentowanie go jako osoby bezmyślnej, kierującej się własnym chciejstwem.

Głębszą analizę sytuacji można znaleźć w artykule Businessinsider. W raporcie Apple niepokoi spadek dynamiki sprzedaży – zarówno iPhone jak i iPodów. Ilość sprzedanych sztuk tych urządzeń była dużo mniejsza, niż się spodziewano. Inwestorzy znaleźli w tych danych potwierdzenie opinii, że Apple wojnę z Samsungiem przegrywa. Prezes Apple skomentował te dane, zwracając uwagę na dwa istotne czynniki: znaczący wzrost sprzedaży poza USA (w Europie Wschodniej aż 115%) oraz zmiany zasad sprzedaży w USA (wydłużenie okresu uprawniającego do wymiany telefonu).

Poniższy wykres pokazuje dochody kwartalne w rozbiciu na poszczególne produkty

 

AppleQuarterlyRevenueSegments

 



 Aresztowano Charlie Shrema, prezesa firmy BitInstant, będącej kantorem wymiany bitcoinów. Oskarżono go o sprzedaż bitcoinów klientom serwisu Silk Road, na którym kupowali anonimowo za bitcoiny narkotyki. Zarzut opiera się na stwierdzeniu, że było wiadome, że za te bitcoiny kupuje się narkotyki. Serwis BitInstant jest w chwili obecnej nieczynny.

 

Bitcoin jest pierwszą walutą kryptograficzną. Jego mechanizm zapewnia anonimowość stronom transakcji. Jak widać – rodzi to poważne problemy. Jednak świat pieniądza kryptograficznego z pewnością nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

 

Trzech udziałowców Microsoftu chciałoby, aby Bill Gates (założyciel tej firmy) zrezygnował z przewodniczenia radzie, która wybierze nowego prezesa. Uważają, że Gates stałby na drodze gruntownym zmianom, których forma potrzebuje. Udziałowcy ci mają tylko 5% udziałów w firmie, ale akcjonariat jest w tej chwili bardzo rozproszony, a sam Gates ma 4,5%.

Microsoft „przegapił” zmiany trendów, uważając najwyraźniej, że jest zbyt potężny by się przejmować. Jego pozycja jest nadal mocna dzięki przedsiębiorstwom, które nie zrezygnują tak łatwo z „okienkowego” oprogramowania. Poza tym Gates odzyskał pozycję najbogatszego człowieka świata. Jednak trendy wyznacza rynek użytkowników indywidualnych, na którym rządzi Google wraz z powiązanymi (technologicznie lub kapitałowo) firmami.

Przez blisko 40 lat M$ pracował usilnie nad tym, aby nie być cool. Wyraża to jeden z wielu rysunków satyrycznych:

Takk Google wyglądałyby, gdyby zrobił je M$.

 

 

 

Portal forsal.pl przytacza bardzo korzystną ocenę Polski jako miejsca do inwestowania autorstwa agencji Bloomberg: Wciąż jednak średnie miesięczne zarobki Polaków stanowią zaledwie jedną trzecią stawek, które firmy wypłacają pracownikom w Niemczech. To skutecznie przyciąga inwestorów.

W październiku 2013 roku Amazon, największy na świecie koncern zajmujący się handlem internetowym, oświadczył, że zainwestuje w trzy nowe centra logistyczne w Polsce i zatrudni 6 000 pracowników. Dzięki temu, stworzy sobie nad Wisłą zaplecze do dalszej ekspansji w Europie.

To nie koniec wielkich inwestycji zagranicznych koncernów. W 2013 roku IBM uruchomiło centrum serwisowe w Katowicach, które do przyszłego roku stworzy 1 600 nowych miejsc. Z kolei Procter & Gamble otwiera w Warszawie europejskie centrum planowania i logistyki, w którym będzie pracować 500 osób.

Oprócz tego niemiecki dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung” podał w środę, że Volkswagen zamierza wybudować nową fabrykę pod Poznaniem.

 

Na pewno wpływ na to miała poprawa infrastruktury drogowej. Największym problemem pozostają nadal koszty rozpoczęcia działalności, a zwłaszcza (czego w statystykach nie ujęto) proporcjonalnie bardzo wysokie obciążenia drobnej przedsiębiorczości. Reasumując: Polska to dobre miejsce do inwestowania (dla obcego kapitału), ale relatywnie gorsze dla rodzimego biznesu. Niestety ta konkurencyjność wiąże się z bardzo niskimi płacami.

RedystrybucjaW Finlandii „redystrybucja” dzieci odebranych rodzicom odbywa się w formie aukcji (Wylicytujmy sobie dziecko). Ten kto wygrywa więcej dzieci, ten przechwytuje więcej pieniędzy od państwa. Dzięki komercjalizacji usług społecznych, rynek „dystrybucji dzieci” stał się obiektem zainteresowania dużych firm. Państwo dba o jego rozwój poprzez odpowiednie zachęty. „Im więcej dzieci odbiera gmina, tym więcej otrzymuje dotacji od państwa”.

 

Najwyraźniej mamy tu do czynienia z wpływem deficytu słońca na psychikę :-(

 

Łupkowanie

Gdy ostatnio nasiliły się doniesienia prasowe o wycofywaniu się koncernów poszukujących gazu łupkowego w Polsce, można było podejrzewać, że chodzi o wzmocnienie nacisków na władze. Gdy tylko premier ogłosił, że „Polska nie będzie utrudniać wydobycia gazów z łupków", okazało się że gaz jednak jest. W międzyczasie okazało się, że głównym udziałowcem w firmach poszukiwawczych ma nasz „dobroczyńca” Soros (on już chyba będzie nas dutkał do samej śmierci :-( - widać to lubimy).

Polska ma duże złoża gazu konwencjonalnego (na około 30 lat przy obecnym wydobyciu (5 mld m3 – około 1/3 zużycia). Wydobycie to można zwiększyć. Można zintensyfikować prace zmierzające do zmniejszenia zużycia (ciepło z odwiertów, niekonwencjonalne metody spalania węgla). A na dodatek kilka miesięcy temu Dziennik Gazeta Prawna doniósł, że PGNiG odkryło ogromne złoża gazu ziemnego w Libii. Sprawa wyszła na jaw, gdy pochwalili się tym Libijczycy, bo nasza spółka „ani słowem nie zająknęła się o znalezisku. Ba, zamierza się wycofać z Afryki Północnej”. Dlaczego? Bp ma zamiar zmienić „strategię poszukiwawczą” z powodu obaw o stabilność polityczną w regionie. Kiedy szukali, to się nie bali?

Jednak skoro nasz dobroczyńca Soros zainwestował, to nic się nie da zrobić … :-(.

Minister Szczurek mówił w Davos, że „Polska jest otwartą gospodarką” i „optymizm w Europie przekłada się na sytuację naszych przedsiębiorstw i pracowników”. To są z pewnością powody do optymizmu. Chociaż do naszej gospodarki bardziej pasowałoby tu określenie „uzależniona”, niż „otwarta”. Otwartość gospodarki oznacza jedynie brak barier chroniących nieefektywne rodzaje działalności przed konkurencją z zewnątrz. Otwarta gospodarka nie musi być tak silnie uzależniona (od eksportu i kredytów) jak nasza.

Drugi powód do optymizmu, to brak decyzji w sprawie przystąpienia do strefy euro. Niezbyt jasne są tylko podane powody: „ryzyko narastania nierównowagi i nadmiernych wahań koniunktury”. Z tym brakiem równowagi może chodzić o problem z dopasowaniem wspólnej polityki monetarnej do bardzo różniących się od siebie gospodarek. Ten problem jednak nie zniknie póki nie nastąpi całkowite zerwanie z monetaryzmem. Jeszcze mniej jasny jest problem wahań koniunktury – bo skoro mamy gospodarkę uzależnioną od eksportu, to te wahania i tak będą następować (niezależnie od tego, czy i kiedy do strefy euro przystąpimy).

Optymizmem napawa sama postać ministra: młody, kompetentny, elokwentny. Nieco burzy ten obraz kolejna z wygłoszonych w Davos tez - o istnieniu „alternatywnych form finansowania rozwoju małych i średnich przedsiębiorstw oraz innowacyjności”, które mają się uaktywnić „poprzez większą dostępność informacji o pozabankowych źródłach kapitału”. Panie Szczurek! Idź na całość! Zamiast większej dostępności – można przecież uzyskać pełną dostępność! Wystarczy powiesić ogłoszenie na stronie internetowej ministerstwa. Jesteśmy wszyscy bardzo ciekawi (miejmy nadzieję, że to nie kolejne loterie lub wygłupy w rodzaju „aniołów biznesu”).

Niestety nie wszyscy są takimi optymistami, jak Minister Szczurek. Krzysztof Rybiński prognozuje rok czarnego łabedzia – czyli jakiejś katastrofy na rynkach. Ma do tego mocne argumenty w postaci zawyżonych cen akcji. Ale jako twórca „Eurogeddonu” jest też osobiście zainteresowany katastrofą, więc jego prognozy mogą nie być obiektywne. Jednak nie tylko on mówi o nadciągających problemach. Trudno polemizować z tezą, że Polska jest wśród państw, które najbardziej ucierpią po zakonczeniu "luzowania ilościowego. Te problemy zdaje się zwiastować spadek kursów walut (w tym złotego) w stosunku do euro i dolara oraz spadek cen akcji. Jednak specjaliści od giełdowych spekulacji twierdzą, że to tylko „short squeeze” - czyli spekulacyjne wychodzenie z „pozycji krótkich”, choć wygląda na „risk off” - czyli szukanie inwestycji mniej ryzykownych. Te „slangowe” opowieści niestety nie mogą nam być obojętne, gdyż wzrost inwestycji finansowych w USA może skutkować większymi problemami ze sprzedażą naszych obligacji. Na razie jednak nie ma się czym martwić, gdyż MF zaspokoiło już 50% potrzeb pozyczkowych na rok bieżący.

Miejmy zatem nadzieję na to, że Krzysztof Rybiński kolejny raz okaże się złym prorokiem ;-).

Dobrze jednak byłoby, aby Polska wykorzystała sprzyjające okoliczności do zmniejszenia uzależnienia naszej gospodarki – przede wszystkim od kaprysów rynków finansowych.

Odejście od monetaryzmu może nie jest łatwe i nie da się tego zrobić z dnia na dzień, ale trzeba na początek jasno powiedzieć, że gospodarka ma służyć ludziom, a nie rynkom fnansowym. Polityka Victora Orbana pokazuje, że to nie jest niemożliwe.

Mirosław Barszcz (były wiceminister finansów i były minister budownictwa) uważa, że wygranie przez PGP przetargu na dostarczanie przesyłek sądowych urąga zdrowemu rozsądkowi: Gdyby człowiek obdarzony zdrowym rozsądkiem usiadł przez moment i zastanowił się nad tym co jest ważne w przypadku obsługi kluczowego procesu dostarczenia milionów przesyłek rocznie to pewnie bez większego trudu wykombinowałby, że na pierwszym miejscu jest wiarygodność kontrahenta mierzona m.in. skalą jego dotychczasowej działalności. Potem być może pomyślałby nad jakością obsługi klientów i zastanowiłby się czy placówki pocztowe powinny spełniać jakieś standardy np. w zakresie obsługi niepełnosprawnych. Być może powinny być odpowiednio oznaczone i widoczne. Być może powinny również dysponować określoną ilość listonoszy na tysiąc mieszkańców. Być może zastanowiłby się nad gwarancjami wykonania umowy – jakąś karą umowną, gwarancją bankową czy chociaż ubezpieczeniem odpowiedzialności.

W tym komentarzu jest jeden słaby punkt. A mianowicie Pan Minister domniemywa dobrych intencji osoby odpowiedzialnej za ten przetarg. A skąd wiadomo, jakie one były? A może sprawy potoczyły się dokładnie według zamierzeń?

W Davos trwa doroczne Forum Ekonomiczne pod hasłem „Przebudowa świata: konsekwencje dla społeczeństw, polityki i biznesu” (The Reshaping of the World: Consequences for Society, Politics and Business).

Podobno świat wychodzi powoli z kryzysu i pora go ukształtować na nowo. Bynajmniej nie chodzi o wyciągnięcie jakichś konsekwencji, a nawet wniosków. W komentarzu Michała Wróblewskiego na portalu wgospodarce.pl czytamy: „Bankierzy i politycy sami nie pociągają się do odpowiedzialności za kryzys, a zamiast rozwiązywać problemy kumulują je i oddalają na przyszłość. Dlatego po kolejnej konferencji w Davos, nie należy spodziewać się dużych zmian”.

Ale przecież tam nie chodzi o zmiany! Chodzi o pokazanie zatroskania. Władcy świata troszczą się i pochylają nad losem ubożejących społeczeństw. Tuż przed konferencją w Davos pokazała się informacja, że 85 najbogatszych ludzi świata ma tyle bogactwa, co połowa całej ludzkości!!! Na drugim biegunie jest niewyobrażalna nędza. Polska – awangarda ludzkości też podąża w tym kierunku. W roku 2012 odebrano rodzicom blisko 800 dzieci z powodu ich ubóstwa. W tekście na ten temat bloger informuje, że „w październiku 2012 r. zrewaloryzowano i podwyższono próg wyznaczający ustawową granicę ubóstwa. Został on obliczony na 542 zł miesięcznie na osobę. Ten wcześniejszy wynosił 477 zł. Gdyby podwyższony próg wprowadzono w styczniu 2012 r. i według niego przeprowadzono badania, to odsetek osób żyjących w biedzie w skali kraju wyniósłby ponad 13 proc.! Za pomocą sprytnego zabiegu metodologicznego zwalczono ponad dwucyfrową biedę w kraju”.

Papież Franciszek zwrócił się do uczestników konferencji w Davos, by mieli na uwadze, że bogactwo ma służyć ludzkości, a nie odwrotnie. Prosił też o działania na rzecz zmniejszenia ubóstwa. Chyba niepotrzebnie. W Davos nad ubogimi pochylano się z troską w latach ubiegłych. Dzięki temu pojawił się teraz nowy obiekt troski: pracujący ubodzy (working poor), którzy do niedawna byli klasą średnią. W tym zatroskaniu nie chodzi bynajmniej o personalistyczną wizję człowieka, którą można zrealizować jedynie przy znośnym poziomie dobrobytu. Chodzi o zarządzanie ryzykiem. Raport „Global Risks 2014” wskazuje na groźbę niepokojów społecznych. A ta jest większa ze strony ubożejącej klasy średniej, niż mas żyjących w skrajnym ubóstwie.

Coraz powszechniejsza staje się świadomość tego, że problem narastania nierówności jest jednym z najważniejszych we współczesnym świecie. W ramach projektu Syndicate opublikowano kolejne dwa teksty na ten temat. W tekście dotyczącym narastania nierówności wskutek rozwoju technologii („Nierówności rosnące od kliknięć”) najciekawsze są odniesienia do Tylera Cowena: „W niedawno wydanej książce Koniec przeciętności ekonomista Tyler Cowen stawia świadomie prowokacyjną tezę, że choć nowa technologia będzie prowadziła do drastycznych nierówności, to ludzie przegrani, mając zaspokojone podstawowe potrzeby życiowe na minimalnym możliwym do zaakceptowania poziomie, będą tak zadowoleni z oferty gier komputerowych i internetowej rozrywki, że nie będą czuli potrzeby wszczynania protestów”.

Z kolei tekst „Pokryzysowe ożywienie rodzi nierowności” pokazuje ciemną stronę „pakietów ratunkowych”. Ich skutkiem jest gwałtowny wzrost cen nieruchomości w centrach przemysłowych, ujemne realnie oprocentowanie depozytów i korupcja. „Krótko mówiąc: przedsięwzięcia mające stymulować gospodarkę mogą okazać się wysoce problematyczne, ponieważ zwykli obywatele często nie mają dostępu do związanych z nimi korzyści. Dla świata, który wciąż zmaga się ze skutkami kryzysu roku 2008 oraz związanymi z nim rewelacjami na temat nadużyć w świecie finansów i nieruchomości, takie kosztowne projekty mogą wyglądać na kolejne z góry ustawione przetargi, na których zarobi skorumpowana elita”.

Według Eurostatu zaledwie 299 tys. osób, czyli 1,9 proc. pracowników w Polsce jest zatrudnionych w tzw. branżach wiedzowych (działalności badawczo-rozwojowej, farmacji, programowaniu i telekomunikacji). To jeden z najgorszych wyników w UE. Forbes cytuje kontrowersyjną opinię – głównego ekonomisty BGK Tomasza Kaczora: Z każdym rokiem będzie ciężej odrabiać stratę do bogatszych, bo dochodzimy do momentu, gdy do ścigania Zachodu nie wystarczy już tylko kopiowanie jego rozwiązań. Aby niwelować zapóźnienie, musimy sami kreować innowacje.

Nawet gdyby co drugi dzień pojawiał się w Polsce innowacyjny produkt, to nic nie da bez polskiego przemysłu zdolnego inicjować i absorbować innowacje. Statystyki zatrudnienia można poprawić w miarę szybko. Obserwowany rozwój w Polsce oddziałów dużych koncernów wpłynie na zmiany w edukacji. Jednak to równie wielka szansa jak zagrożenie. Na pprzykład nieuchronny wzrost wynagrodzeń inżynierów zmieni sytuację małych firm informatycznych, którzy mogą mieć problem z przeniesieniem zwiększonych kosztów na klientów.

Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji alarmuje, że już w przyszłym roku nie wystarczy pieniędzy na funkcjonowanie mediów publicznych. Załamaniu systemu ich finansowania towarzyszy spadek przychodów z reklam.
 Zarówno KRRiT, jak i szefowie publicznych mediów niecierpliwie czekają na projekt ustawy o opłacie audiowizualnej. Po jej wprowadzeniu za radio i telewizję płaciłby każdy bez względu na to, czy posiada odbiornik, czy nie.


Grupa ITI (TVN) od kilku lat jest na równi pochyłej.

Spada sprzedaż jawnie propagandowych tygodników - zarówno prawicowych jak lewicowych. Jeszcze gorzej jest z dziennikami. Zarówno Rzeczpospolita jak i Gazeta Wyborcza notują spadki większe, niż wynikałoby to z trendu odchodzenia od tradycyjnych mediów.

 

 

GUS publikuje wyniki swych badań za ubiegły rok. Po każdym komunikacie pojawia się komentarz: to gorzej, niż spodziewali się analitycy:

 

  • Ogółem produkcja sprzedana zwiększyła się w poprzednim miesiącu o 6,6% r/r (wobec oczekiwanego wzrostu średnio o 10,5%), a produkcja przedsiębiorstw budowlanych zwiększyła się o 5,8% r/r (oczekiwano wzrostu średnio o 14,3%).

  • wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw wyniosło w grudniu 4221,5 PLN.

  • w zeszłym roku wydano pozwolenia na budowę 138 tys. 681 mieszkań, co oznacza spadek o 16 proc. wobec 2012 r.

 

Gorsze statystyki w przeszłości, to dobry prognostyk dla statystyk w przyszłości – łatwiej będzie odnotować wzrost, co w okresie wyborczym na pewno się przyda.....

 

Informacje tylko z kilku ostatnich dni.

Rozstrzygnięto konkurs na najlepszego piłkarza 2013 roku. Tym razem „Złota Piłka” została przyznana w atmosferze skandalu, a FIFA jest oskarżana o manipulacje. Nawet wybór „ulubionego samochodu” praworządnych Niemców opierał się na oszustwach.

Do wymiaru symbolu urosła ubikacja w Soczi z dwoma klozetami (zob. link). Miliardy rubli, jakie wydano na przygotowania olimpiady trzeba było na coś wydać...

Warren Buffet ma kaprys za miliard dolarów. Postanowił ustanowić nagrodę w tej wysokości dla tego, kto wytypuje dokładnie wyniki ligi akademickiej NCAA.

Scenka rodzajowa z biednej Rumunii czasów PRL'u. Wzdłuż odcinka torów przez który przejeżdża wolno pociąg trasy międzynarodowej stoją zaniedbane dzieci, wyciągając ręce. Pasażerowie rzucają im cukierki. Tylko jeden chłopczyk stoi nieco z boku i zamiast wyciągniętych rąk pokazuje pasażerom gest Kozakiewicza. Ciekawe jaki odsetek czytających informacje o szczodrości spekulanta zwietrzy okazję (złudną, bo szansa jest nikła), a jaki przyjmie to z niesmakiem.

Podkategorie

Kótkie opisy wydarzeń, które mogą wskazywać na kierunki działań w gospodarce.

Kredyty we frankach