Islandia umorzy cześć kredytów hipotecznych. Dodatkowe zmniejszenie zależności obywateli ma przynieść wykorzystanie środków z funduszy emerytalnych na spłatę kredytów. Najważniejszy fragment komentarza na forsal.pl na ten temat: „Część ekonomistów twierdzi, że Islandia wyszła szybko z kryzysu dzięki temu, że przedkładali interes obywateli nad interesy rynków kapitałowych”.

 

Oczywiście nie naszych ekonomistów (źródłem tej tezy jest Bloomberg).

 

Podobno „polskie firmy przez biurokrację tracą 200 mld zł”. Firma o angielskiej nazwie zbadała, a opiniotwórcza gazeta ogłosiła, to musi być prawda. Wątpliwości pojawiają się, gdy okazuje się, że nie chodzi o koszty (np. zatrudnienia pracowników, którzy pozwalają sprostać biurokratycznym wymogom), ale o możliwość uzyskania wyższych przychodów.

 

Czyli zmniejszenie biurokracji spowodowałoby wzrost rynku na polskie produkty o 200mld? Na pewno nie kupowaliby więcej zwolnieni urzędnicy i pracujący na ich rzecz pracownicy. Na pewno nie sprzedałyby więcej firmy, które pracują na rzecz biurokracji, albo którym biurokracja napędza klientów (np. producenci kas fiskalnych). Niedawne „zatrzymanie” amerykańskiej biurokracji skutkowało wielkim spadkiem obrotów wielu firm. Postawiona teza wydaje się więc całkowicie błędna. Rozumowanie na którym ją oparto, zawiera poważny błąd logiczny. Polega on na myleniu możliwości z faktami. Ilustracją niech będzie stół wokół którego siedzi 10 osób. Na stole leżą jabłka. Każda z osób sądzi, że może zjeść kilka jabłek. Aby jednak odpowiedzieć na pytanie ile jabłek mogą zjeść biesiadnicy, nie wystarczy zsumować ich deklaracji. Trzeba uwzględnić rzeczywiste możliwości (zanim rozboli ich brzuch), a przede wszystkim ilość jabłek na stole.

Po decyzji chińskich władz, które zabroniły instytucjom finansowym obrotu bitcoinem, kurs tej waluty wobec dolara spadł o 40%.

Sąsiedzi Niemiec grożą procesami, jeśli w tym kraju (zgodnie z umową koalicyjną) wprowadzone zostaną opłaty za autostrady tylko kierowców z zagranicy. To w sposób oczywisty jest niezgodne z unijnym prawem. Dlatego pytanie postawione przez Deutsche Welle: „Czy Polska też pozwie Niemcy?” należałoby uznać za retoryczne. Niestety w naszym przypadku raczej pewne jest to, że żadnego pozwu nie będzie. Nie po to obwiesza się przez lata rządzące u nas wieszaki różnymi nagrodami, aby robili przykrość swym dobroczyńcom. :-(.

 

Jeden z liberalnych propagandzistów woła, że w sprawie OFE „wygrał rząd, przegrała Polska”. Gra idzie o miliardy, więc można się było spodziewać, że w końcu uderzą w najwyższe tony. Nie sposób nie skojarzyć tego ze słynnym wierszem Tuwima:

"...
gdy zaczną na tysiączną modłę
ojczyznę szarpać deklinacją
i łudzić kolorowym godłem
i judzić "historyczną racją"
[….]
wiedz, że to bujda, granda zwykła,

Na stronach rp.pl rzuca się w oczy tytuł „Szwecja: pierwsza gospodarka bezgotówkowa”. Każdy, kto interesuje się tym tematem wie, że w Szwecji pomysł rezygnacji z gotówki nie jest nowy (a Polskie media już raz głosiły, że ten pomysł stał się faktem). Jednak duży jest opór społeczeństwa związany z obawami o utratę prywatności. Także tym razem tytuł jest po prostu kłamliwy.

Śmieszny zbieg okoliczności sprawił, że artykuł głoszący, że „za rezygnacją z gotówki przemawiają przede wszystkim względy bezpieczeństwa” sąsiaduje z tekstem informującym o wielkiej kradzieży danych JP Morgan Chase.

Nie wydaje się w ogóle możliwe zrezygnowanie z gotówki bez upowszechnienia „elektronicznych portmonetek”. A w tej dziedzinie na razie mamy walkę różnych technologii. Operatorzy sieci telefonicznych chcieliby upowszechnienia płatności mobilnych (pomimo wzrostu ich popularności – nie ma oznak rewolucyjnych zmian). Banki wolą karty plastikowe.

W zbliżającej się nowej perspektywie finansowej UE przewidywane są duże inwestycje w infrastrukturę kolejową. W tej sytuacji sprawą pilną powinno być opracowanie całościowej strategii rozwoju transportu kolejowego. Sprawa ta jest na tyle ważna, że rząd powinien dążyć do konsensusu z opozycją. To jednak nie jest możliwe. Opozycja zaczęła z wysokiego „C”, głosząc, że „skutecznie realizowana jest polityka puszczania Polaków w skarpetkach i taniej wyprzedaży uprzednio maksymalnie zadłużonych firm”. W odpowiedzi pojawiło się oświadczenie zarządu: „Zarząd PKP SA informuje, że sprzedaż pakietu mniejszościowego akcji PKP Cargo SA jest obowiązkiem wynikającym z zapisów ustawy z dnia 8 września 2000 r. o komercjalizacji, restrukturyzacji i prywatyzacji przedsiębiorstwa państwowego "Polskie Koleje Państwowe"”.

 

Związki zawodowe protestowały przeciw braku przejrzystości, ale akcje pracownicze kolejny raz „rozjaśniły” wszystko. Równolegle pojawił się problem odszkodowań za zawyżone ceny dostępu do torów. „Wyrok ETS jest ważny szczególnie z punktu widzenia PKP Cargo, które pod koniec października ma zadebiutować na warszawskiej giełdzie. Jak wyjaśnił Karnowski, opłata za korzystanie z torów to jedna trzecia kosztów przewoźnika. W zeszłym roku spółka zapłaciła za to ponad 1 mld zł, więc obniżenie stawek o jedną piątą spowoduje, że w spółce zostanie ok. 200 mln zł”.

 

W tej sytuacji było raczej pewne, że akcje PKP Cargo pójdą jak ciepłe bułeczki. Polscy eksperci uznali, że to wielki sukces! I to poniekąd prawda. Sukces tych, którzy załapali się na akcje (a to jak one były dzielone między chętnych jest równie ciekawą historią). Gdyby tak akcje sprzedać po 10groszy, zamiast po 68 złotych, to wzrost ich wartości w dniu debiutu wynosiłby nie 18%, ale kilka tysięcy procent. To dopiero byłby sukces!

Warto przeczytać też komentarze R. Zaleskiego: http://niepoprawni.pl/blog/2334/dzicy-sprzedali-pkp-cargo-dostali-paciorki

oraz Zbigniewa Kuźmiuka: http://wgospodarce.pl/opinie/8035-kto-najwiecej-zyska-na-gieldowym-debiucie-pkp-cargo

Komisja Europejska wymierzyła kary bankom, które manipulowały wskaźnikami LIBOR i EURIBOR. Kwota 1,7 mld euro została ustalona na drodze ugody. Najwięcej zapłaci Deutsche Bank.

 

Najciekawsze w tej historii jest to, co się nie zdarzyło i nigdy się nie zdarzy. Nie zobaczycie w telewizji, ani nie przeczytacie w gazecie żadnego eksperta, który powie: moje prognozy i analizy kursów były błędne, bo nie brałem pod uwagę tego, że jesteśmy ofiarą manipulacji.

 

 

 

Polska firma Intelclinic zbiera fundusze na zbudowanie maski do spania, która ograniczy długość potrzebnego snu. Kampania ruszyła na specjalizowanym do takich celów portalu www.kickstarter.com. W krótkim czasie założony cel $100 tys został przekroczony.

 

W polskim internecie powiało optymizmem.

 

Damian Jaroszewski komentuje: „Często spotykam się z przeświadczeniem, że Polska to kraj zaściankowy, zacofany, w którym bez znajomości nic nie da się osiągnąć. Tymczasem przykład Intelclinic udowadnia, że Polacy mogą odnieść międzynarodowy sukces, a NeuroOn jest własnie na dobrej do tego drodze”.

 

 

 

Na brak hojności w naszym kraju wskazują wyniki ogólnoświatowych badań. Tylko 32% ludzi przekazuje środki na cele charytatywne. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę to, że jesteśmy społeczeństwem o znacznym odsetku ludzi biednych, to nie tłumaczy tak kiepskiego wyniku. Wręcz przeciwnie – poziom biedy powinien skłaniać do pomocy. Ale tak nie jest. Potwierdzają to codzienne obserwacje. Słyszy się wiele lepszych lub gorszych wymówek.

W maju 2011 rząd planował sprzedaż 16 milionów akcji, które stanowiły 37% udziałów, po 90PLN. Ale ta oferta okazała się „mało atrakcyjna”, więc obniżono cenę do 60PLN. Bank wyceniono zatem na około 2,6mld PLN. Później cena akcji wahały się od około 40 do ponad 70 zł za akcję. Obecna wartość księgowa to 3,9mld, a BNP Paribas złożył ofertę zakupu zakładającą wartość ponad 4,3mld. 

 

 

 

„Imigracja do Polski jest zjawiskiem nieuniknionym i korzystnym dla kraju, m.in. z powodu niekorzystnych trendów demograficznych” - przekonywali uczestnicy debaty zorganizowanej w Warszawie przez Międzynarodową Organizację do Spraw Migracji (IOM).

 

Gdy całkiem niedawno Kanclerz Merkel stwierdziła, że „multikulti” się nie sprawdziło, można się było spodziewać, iż nagle taka polityka imigracyjna okaże się zbawienna dla Polski. Przecież gdzieś ci obcokrajowcy, dla których w zachodniej Europie jest coraz mniej pracy muszą się podziać. Podobno już szykują się zmiany w prawie, które mają zachęcić imigrantów do przyjazdu do Polski. Zwierzęta już mają tutaj większe prawa niż tubylcy, więc imigrantom należy się to tym bardziej.

 

W sejmie debata na temat proponowanych zmian w systemie emerytalnych. Koszmar. Oczywiście, że OFE to był złodziejski przekręt. Oczywiście, że opozycja ma rację twierdząc, że rząd ma w … nosie emerytów, a chodzi im jedynie o uchwalenie budżetu. Tylko wypadałoby, aby przedstawili przy tej okazji spójne i kompletne stanowisko w tej sprawie. Szczyty hipokryzji Leszka Millera, który żąda wyjaśnienia tego przekrętu. Do roku 1999 (a więc w czasie przygotowywania tej „reformy”) był on szefem partii rządzącej. Do tego żądanie podniesienia minimalnej emerytury, uzasadniane nędzą przyszłych emerytów (która wszak będzie tym większa, im bardziej zadłużymy się teraz).

W czasie całej tej dyskusji nie wspomina się o tym, że nawet osoby zdające sobie sprawę z aferalnego charakteru „reform” z 1999 roku decydowały się na OFE z uwagi na obiecane dziedziczenie. Obecnie rząd o tym nie wspomina, a z zapowiedzi wypłat na zasadach takich jak obecnie należy wnioskować, że dziedziczenia nie budiet. Nawiasem mówiąc ułatwi to sprawę "sędziom" TK (jeśli oczywiście akurat „mądrość etapu” lub inne – bynajmniej nie logiczne - czynniki skłonią ich do zakwestionowania ustawy).

Przez ostatnie miesiące z dużą regularnością pojawiają się kolejne rewelacje dotyczące działalności NSA. Ostatnio okazało się, że amerykański wywiad śledzi upodobania seksualne ludzi uznanych za radykałów (a być może nie tylko). Równolegle spada znacząco sprzedaż amerykańskich firm technologicznych w największych krajach szczególnie narażonych na działania szpiegowskie NSA. Szefowie tych firm uważają, że nie ma w tym przypadku.

 

Biopaliwa, które miały uratować klimat naszej planety, zostały uznane za „ekologiczny niewypał”: „Biopaliwa z surowców roślinnych znalazły się w ogniu krytyki, ponieważ ich uprawy zmniejszają obszary pod uprawy żywności. Krytykuje się, że dla uzyskania nowych obszarów pod uprawy roślin na biopaliwa szczególnie w krajach rozwijających się karczuje się lasy, co szkodzi ochronie klimatu”.

Czyżby wśród ekologów pojawiły się oznaki rozsądku? Nie ma się co łudzić. Zapewne górę wzięły interesy tej grupy, dla której biopaliwa są nie w smak.

Niedawno były Minister Ochrony Środowiska Jan Szyszko ujawnił w TV Trwam, dlaczego Amerykanie nie podpisali protokołu z Kioto. Poszło o rzecz prozaiczną: oni chcieli liczyć realne zmiany CO2 – czyli z uwzględnieniem emisji i absorpcji. Dzięki Google Maps każdy może się przekonać, jak wiele niezamieszkałych i nie zalesionych obszarów znajduje się na terenie USA. Amerykanie mogli łatwo spełnić każde kryterium poprzez zalesianie. Ale „ekologiczna Europa” nie chciała do tego dopuścić i przeforsowała zapisy uwzględniające jedynie emisję.

Czy trzeba lepszych dowodów na to, że nie chodzi wcale o ratowanie klimatu?

Także w Polsce nie ma żadnej troski o klimat, tylko jakieś niejasne knowania. Wspomniany profesor Jan Szyszko znany jest z krytyki polityki ekologicznej PO/PSL. Niestety jego rzeczowe wystąpienia są albo przemilczane, albo traktowane jak wygłupy oszołoma (Donald Tusk nazwał je kiedyś z trybuny sejmowej „bałamutnymi” - zob. List otwarty, napisany w reakcji na to wystąpienie).

Analiza początku świątecznych zakupów w USA pokazuje, że pomimo rosnącej popularności Androida (~ 52% rynku smartfonów wobec ~42% iOS), ciągle to użytkownicy systemów Apple wydają więcej na zakupy w internecie. Według analiz IBM przeciętny użytkownik iOS wydał w czarny piątek 127,92 dolarów, a użytkownik Andorida tylko 105,20. Podobnie wypada analiza ruchu w internecie (28,2% / 11,4%) oraz udziału w ogólnej sprzedaży (18,1/3,5). Podobne wyniki uzyskała firma Adobe, która twierdzi, iż z urządzeń z systemem iOS dokonano transakcji on-line na 543mln dolarów (77%), gdy z Androida zaledwie 148mln (4,9%).

Wniosek z tego prosty: nabywcy urządzeń z Androidem są bardziej oszczędni, mniej zamożni, lub spędzają długi weekend na ciekawszych rzeczach niż zakupy on-line. Co w tym dziwnego?

 

 

 

Ciekawe wyniki daje zestawienie nierówności mierzonych współczynnikiem Giniego przed i po uwzględnieniu podatków i transferów. Podobno polski system redystrybucji dochodów jest najbardziej skuteczny!

 

Czy w związku z tym nasze przekonania, że w Polsce następuje redystrybucja od biednych do bogatych, są subiektywne?

 

„Puls Biznesu” w komentarzu przywołuje Branko Milanovic, autor książki „The Haves and the Have-Nots” te same procesy, które zmniejszają globalną nierówność (tworząc miliony nowych przedstawiciele klasy średniej w takich państwach jak Chiny) zwiększają jednocześnie nierówność w obrębie państw rozwiniętych. Nasilenie globalizacji w ostatnich dekadach powoduje coraz większe rozwarstwienie dochodów wewnątrz poszczególnych krajów.

 

Taki obraz nieuchronnych procesów globalizacji, niwelowanych przez przepływy socjalne jest zbytnim uproszczeniem. Przede wszystkim nie można pominąć efektów monetaryzmu. Monetaryzacja bogactwa ułatwia jego kumulację, a wzrost znaczenia hazardu w gospodarce musi prowadzić do wygranej nielicznych (którzy na dodatek korumpując i szantażując rządy zabezpieczają się przed przegraną).

 

Na dodatek w Polsce prowadzona jest polityka gospodarcza prowadząca do wzrostu nierówności. Przykładów konkretnych działań władz mających taki efekt można mnożyć. Taki był (zamierzony) efekt prywatyzacji. Taki ma być efekt metropolizacji. Na dodatek mająca równoważyć efekty tych działań redystrybucja jest oparta na najgorszym z możliwych podatków: opodatkowaniu pracy w postaci „składek ZUS”.

 

To nie są subiektywne odczucia, ale opinie potwierdzone licznymi badaniami naukowymi, które przy okazji pokazują negatywny wpływ obecnego poziomu nierówności na rozwój gospodarczy. Wymienić należy tu przede wszystkim ekonometryczne modele Jana Jacka Sztaudyngera. Na Uniwersytecie Rzeszowskim wydawane jest czasopismo „Nierowności Spoleczne a Wzrost Gospodarczy, poświęcone tej tematyce.

 

CDU i SPD uzgodniły umowę koalicyjną. Dla obywateli innych europejskich państw dziwnym wydaje się chęć zmian w niemieckiej polityce gospodarczej, która zdaje się święcić triumfy. Na przykład partie uzgodniły działania na rzecz wprowadzenia ustawowej płacy minimalnej i płatnych autostrad (powyższy tekst o tym nie wspomina). Opozycja także bardziej krytykuje koalicję za to, czego poniechała, niż za to, co chce zdziałać. Najwięcej kontrowersji wzbudza chęć wdrożenia unijnej dyrektywy o przechowywaniu danych (to z perspektywy naszych usłużnych piesków, gotowych z merdaniem ogona dostarczyć NSA co sobie tylko zażyczy, też wydaje się dziwne).

Amerykański Bloomberg BusinessWeek opisuje, „jak Polska stała się najbardziej dynamiczną gospodarką Europy”. Polskie media z satysfakcją odnotowały, że inni nas chwalą, ale nie wysiliły się na najmniejszą refleksję. Można się też spodziewać, że tradycyjnie już mafia uzna to za pochwałę swych rządów, a opozycja będzie dowodzić, że wcale nie jest tak dobrze z perspektywy lodówki Kowalskiego.

 

Liczby, na których opierają swe opinie Amerykanie, nie kłamią. Dla przykładu poniższy wykres pokazuje realny wzrost PKB Polski na tle Europy:

 

 

Liczby nie mówią wszystkiego. Ten wzrost gospodarczy jest w dużym stopniu osiągany dzięki produkcji zachodnich przedsiębiorstw, wykorzystujących w Polsce tanią siłę roboczą. Transfer zysków za granicę połączony jest z drenażem finansowym przez system bankowy (w Polsce utrzymywane są bardzo wysokie stopy procentowe przy minimalnej inflacji). Stale rośnie horrendalne zadłużenie. Z drugiej strony wzrost jest w znaczącym stopniu wspierany funduszami UE oraz transferami od emigrantów. Nie jest więc miarodajnym świadectwem siły gospodarki.

 

Wymienione wyżej negatywne czynniki należy traktować jako poniesione koszty przemian, które możemy uznać za zbyt duże, ale nie możemy ich cofnąć. Powinny one jednak być zobowiązaniem dla takich działań, aby ponoszące je społeczeństwo jako całość miało realne i długofalowe korzyści z obserwowanego wzrostu.

W ostatnich dniach indeksy na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie zniżkują. Rośnie natomiast kurs złotego wobec dolara i franka szwajcarskiego. Jednak nie to jest największym powodem do optymizmu. Równolegle dużo dzieje się w polskiej polityce. Także w obszarach związanych z gospodarką (w tym łączenie ministerstw i zmiana ministrów). Tymczasem wśród komentarzy giełdowych trudno znaleźć tradycyjnie pojawiające się w takich okolicznościach tezy w rodzaju: „rynek zareagował ...”, „rynek wcześniej zdyskontował ….”. Nie ma nawet dowodzenia, że gospodarka się uniezależniła od polityki. Czyż to nie jest optymistyczne?

 

 

 

Podkategorie

Kótkie opisy wydarzeń, które mogą wskazywać na kierunki działań w gospodarce.

Kredyty we frankach