W „Rzeczpospolitej” artykuł Łukasza Pokrywki „Umowa USA-UE to szansa dla Polski”. Treść niezbyt pasująca do tytułu.  Ewentualne korzyści są bowiem wątpliwe, a straty wielce prawdopodobne Niewątpliwie motoryzacja – największa lokomotywa naszego eksportu – będzie narażona na nierówną walkę z subsydiowaną konkurencją z USA. W dodatku polskie firmy są z reguły częściami międzynarodowych koncernów, dla których decyzja o – na przykład – wyprowadzeniu z Polski fabryki ze względu na wzrost kosztów pracy lub energii elektrycznej nie będzie problemem. Ta ostatnia zmienna jest szczególnie istotna, możemy zaobserwować bowiem ogromne dysproporcje w kosztach energii po obu stronach Atlantyku. Ceny energii elektrycznej zarówno dla przemysłu, jak i dla gospodarstw domowych są w Polsce o 70 proc. wyższe niż w USA. Nasze energochłonne przemysły: maszynowy, chemiczny i papierniczy, borykają się też z nieproporcjonalnie wysoką ceną gazu ziemnego. W porównaniu z USA koszty te są wyższe aż o 119 proc.!

A gdzie te korzyści?

W Niemczech! Serio (kto nie wierzy, niech czyta).

Gdyby tekst miał być żartem, za najlepszy dowcip należałoby uznać to: „Priorytetem dla polskiej dyplomacji gospodarczej powinno być oddziaływanie różnymi kanałami na proces negocjacji tak, aby polscy przedsiębiorcy mogli skorzystać na TTIP, a czynniki ryzyka dla wrażliwych sektorów były ograniczone”.

Ciekawe jest także to, że autor uważa, że trudno wskazać wrażliwe z punktu widzenia Polski tematy. Ciekawe na przykład, czy jeszcze ktoś poza nim uważa, że te negocjacje nie będą kolejną próbą przeforsowania amerykańskich uregulowań dotyczących praw autorskich?

Kolejny ważny tekst na temat azjatyckiego modelu gospodarczego opublikowano na portalu szczesniak.pl. Autor (Joe Studwell) podaje trzy kolejne kroki do sukcesu

1. Reformy rolnictwa – wysoka wydajność dzięki drobnej prywatnej własności.

2. Uprzemysłowienie powiązane z bardzo ważną rolą państwa w gospodarce.

3. System finansowy nakierowany na wsparcie dwóch pierwszych kroków.

Na tle innych tekstów dotyczących azjatyckiego fenomenu omawiany artykuł wyróżnia się tym, że z jednej strony zwraca uwagę na rolnictwo, a z drugiej system finansowy.

Autor stawia mocną tezę:

To właśnie silny związek sektora finansowego z rozwojem rolnictwa i przemysłu był podstawą sukcesu gospodarek Azji północno-wschodniej.

Podobnie jak powojenne Niemcy, Azjaci mieli sporo szczęścia: „Azjatyckie tygrysy nie były atrakcyjne dla inwestorów finansowych, gdyż preferowały dostarczanie kapitału na rozwój rolnictwa, potem przemysłu – przede wszystkim technologii. To nie było otoczenie dla anglosaskiego modelu rynków finansowych. Pomysły oferowane im w rodzaju finansowania konsumpcji, rozwoju małej przedsiębiorczości czy mikro pożyczek prowadzić mogły do sytuacji, gdy biedni ludzie sprzedają innym biednym produkty zachodnich gospodarek. To nie jest ścieżka rozwoju i dobrobytu, a utrwalania biedy”.

A można było inaczej: „Azja południowa (w odróżnieniu od północnej) zrobiła właśnie ten błąd, że za radą instytucji finansowych weszła w model anglosaskich rynków kapitałowych (np. wczesna deregulacja banków na Filipinach)”.

Dla nas pytaniem otwartym pozostaje to, na ile na naszych losach zaważyła jednostka (Leszek Balcerowicz), a na ile dominacja anglosaskich bankierów była nieunikniona.

Prezes NFZ zdecydował, że system eWUŚ (elektronicznej Weryfikacji Uprawnień Świadczeniobiorców) nie będzie w 2014 roku podstawą do odmowy bezpłatnych świadczeń lekarzy rodzinnych. Według Porozumienia Zielonogórskiego, od stycznia 2014 roku Fundusz chciał usunąć z list lekarzy rodzinnych ponad 3 mln rzekomo nieubezpieczonych Polaków. PZ wykazało wiele sytuacji, kiedy pacjent traci ubezpieczenie mimo posiadania uprawnień do świadczeń oraz liczne dowody ukazujące błędne informacje podawane przez eWUŚ.

 

Według eWUŚ odsetek pacjentów nieuprawnionych wynosi aż 7%. Według szacunków podawanych przed wdrożeniem systemu, miała to być wielkość o rząd wielkości mniejsza. Jeśli okaże się, że ta różnica nie jest efektem błędnego działania systemu, to mamy poważny problem społeczny. Trudno się spodziewać, że w roku wyborczym problem ten zostanie rozwiązany.

 

Wiele wskazuje na to, że rok 2014 może być w strefie euro rokiem wychodzenia z kryzysu. W Hiszpanii, Włoszech i Portugalii recesja się kończy. Wkrótce w Grecji może być podobnie. Zanosi się więc na to, że strefa euro przetrwa swój pierwszy kryzys – wbrew wróżbom Miltona Friedmana z roku 1999. Dodane w cytowanym artykule stwierdzenie „w przypadku braku elastycznej waluty, konkurencyjność można odzyskać tylko poprzez realnego dostosowania gospodarczego, takich jak redukcja pracy i płacy” może być niestety prawdziwe, ale nie wydaje się mieć cokolwiek wspólnego z Friedmanem (vide „Milton Friedman and the Euro”), który miał cechy socjopaty.

Wśród zagrożeń dla strefy euro w roku 2014, jakie wylicza businessinsider.com dominują kwestie inne niż „dopasowanie”. Wybory do PE mogą sprawić przesunięcie w kierunku eurosceptycyzmu. Zaangażowanie Niemiec w obronę strefy może wymagać ponownej akceptacji przez Niemiecki Trybunał Konstytucyjny. Może dojść do kryzysu politycznego w Grecji zmęczonej „zaciskaniem pasa”. A wreszcie – może wystąpić deflacja.

Jednak mimo wszystko „ostrożny optymizm” jest uzasadniony.

Kwestią, której amerykańscy dziennikarze nie poruszają (gdyż dotyczy całej UE, a nie tylko strefy euro) jest konflikt interesów między Wielką Brytanią a resztą kontynentu pod wodzą Niemiec. Jeśli Europa ma zbudować trwały ład gospodarczy, to musi wybrać między anglosaskim neoliberalizmem, a „kapitalizmem nadreńskim”.

Tak uważa publicysta Bloomberga Stephen Mihm (Bitcoin Is a High-Tech Dinosaur Soon to Be Extinct). Dlaczego? Bo to w istocie prywatna waluta różniąca się od znanych w przeszłości tego typu walut tylko rozwiązaniami technicznymi. Tak jak dawne waluty wyginęły wskutek monopolizacji, tak zginie bitcoin. Wiara w to, że światowe rządy pozwolą, aby bezpaństwowa waluta pozbawiła ich monopolu to „niedorzeczna fantazja”

Pytanie jednak, czy działania władz mogą być skuteczne. Bez wątpienia waluty anonimowe (takie jak bitcoin) mogą zostać administracyjnie zakazane pod pretekstem ułatwiania przestępczości. Jeśli jednak pojawi się pieniądz kryptograficzny pozbawiony tej wady, jego zakazanie byłoby w gruncie rzeczy ograniczeniem wolności gospodarczej na skalę nie znaną w kapitalizmie.

Tymczasem pojawiają się naśladowcy bitcoina (wkrótce wystartuje kolejna - „coinye west”).

Na klasycznym wolnym rynku zwycięża ten, który ma produkt najlepszy według jakichś kryteriów mających znaczenie dla kupującego. Z czasem konkurencja produktów zaczęła tracić na znaczeniu na rzecz konkurencji wizerunków. Współczesny marketing nie jest już dostarczaniem informacji o produkcie, ale przekonywaniem klienta, że jest mu ten produkt potrzebny.

W Polsce mamy jeszcze jeden (chyba najsilniejszy) rodzaj konkurencji: wygrywa ten, kto najlepiej lawiruje w gąszczu przepisów. W tej dziedzinie bez wątpienia poziom mistrzowski osiągnęła firma InPost. Jej blacha doklejana do listów (by miały odpowiednią wagę) przejdzie do historii polskiego kapitalizmu. Obecnie InPost razem z Ruchem (który już jest brytyjski) usiłują zastąpić Pocztę Polską. Konkurencyjność osiągają m.in. przez to, że ich listonosze to „przedsiębiorcy” (omijają przez to składki ZUS i urzędowe stawki za używanie własnych pojazdów).

Forbes już się cieszy: „parę dni temu Poczta Polska przegrała na rzecz prywatnej Polskiej Grupy Pocztowej organizowany przez Ministerstwo Sprawiedliwości przetarg na obsługę milionów awizowanych przesyłek z sądów i prokuratur”. Dziennikarz ma nadzieję, że powtórzymy sukces TP S.A. „z której dopiero w ostatnich latach uczyniły normalną firmę takie czynniki, jak rewolucja technologiczna, nasilenie rynkowej konkurencji i starania państwowego nadzorcy”. Polacy też mają nadzieję, że tak jak płacimy najwięcej w Europie za internet (dzięki sprzedaży TP S.A. Wraz z infrastrukturą Francuzom), tak będziemy płacić krocie za usługi pocztowe. Najlepsze w tym wszystkim jest to: „Państwa dane osobowe będą przetwarzane przez administratora danych, w celu świadczenia usług, w celu archiwizacji, a także sprzedaży produktów i usług oferowanych przez spółki grupy kapitałowej Integer.pl oraz dla potrzeb działań marketingowych podejmowanych przez spółki z grupy kapitałowej Integer, samodzielnie lub we współpracy z innymi podmiotami”. Powyższy tekst pochodzi z regulaminów paczkomatów, ale zapewne firma się postara, by już wkrótce objął wszystkich Polaków. Ciekawe jak zostaną wykorzystane dane o klientach sądów i prokuratur.

Pan Rafał Brzoska jest bez wątpienia świetnym polskim biznesmenem. Ostatnio poddał wnikliwej krytyce działania Amazona, dochodząc do wniosku, że „muszą się jeszcze sporo nauczyć”. Nie jest wykluczone, że już wkrótce sieć paczkomatów oplecie nasz glob, a wtedy pan Brzoska zacznie konkurować z Amazonem także na innych polach. Jednak chyba bardziej prawdopodobne jest to, że Amazon zostanie globalną firmą, a InPost pozostanie polską firemką wymyślającą kolejne „blachy”.

Tak jak skup butelek (a raczej problemy z tym skupem) pozostał jednym z symboli PRL, tak symbolem III RP powinien być „samochód z kratką”. PRL dzielnie rozwiązywał problemy, jakie sam stwarzał i teraz mamy podobnie. Dzięki idiotycznym przepisom ludzie „zaradni” mogą uniknąć płacenia danin bezlitośnie ściąganych od całej reszty ('nieudaczników'). Najbardziej bolesną daniną tego typu jest tak zwana „składka ZUS”. Nic więc dziwnego, że pojawiają się usługi analogiczne do kratki montowanej w samochodach osobowych. Bardzo ciekawą usługę tego typu przedstawia firma Profit Plus. Wystarczy założyć spółkę cywilną dwóch spółek z ograniczoną odpowiedzialnością, aby uzyskać podmiot nie objęty składkami ZUS. To rodzi oczywiście szereg komplikacji (niektóre podane w komentarzach pod wskazanym artykułem). Składka na firmę, która potrafi sobie z tym radzić wynosi tylko jedną trzecią składki na ZUS.....

 

W grudniu ub. roku do kancelarii prezydenta RP został wysłany raport ekonomiczny „Sprawa Polskich Rezerw Złota” autorstwa inwestora i komentatora wydarzeń gospodarczych Michała Wróblewskiego. Według niego „Celem raportu jest zwrócenie uwagi prezydenta na sprawę rezerw złota należących do Polski, które w większości przetrzymywane są w Banku Anglii i narażone na niebezpieczeństwo leasingu polskich sztab. Posiadanie dużych ilości złota w krajowych skarbcach jest bardzo ważne ze względu na zabezpieczenie środków finansowych na przyszłość i zapewnienie stabilności finansowej kraju”.

W słynnym programie „Z tyłu sklepu” z 1980 roku, Zenon Laskowik sztorcuje „Bolka”, za informację, że koło w traktorze się zepsuło: a nie można powiedzieć, że trzy są dobre? Niby to to samo, ale jak brzmi! Niestety wiadomości ekonomiczne pełne są informacji skonstruowanych w ten właśnie sposób. Kiedyś specjalizowało się w takim przygotowaniu „niusów” Ampliko. Z artykułu pod tytułem „Ampliko na czele” można się było dowiedzieć, że w jakimś odpowiednio dobranym segmencie rynku ten ubezpieczyciel uzyskał najlepsze pod jakimś względem wskaźniki. Bardzo wątpliwe, by gazety publikowały to bezinteresownie.

Obecnie mamy postęp. „Dobra nowina” dotyczy już nie tylko świata finansów, ale i nowoczesnych technologii. Portal gazeta.biz informuje: „W sieci dyskontów Biedronka płacić telefonem można od dwóch miesięcy. To wystarczyło, by ilość dokonywanych w ten sposób transakcji za pośrednictwem PeoPay się potroiła”.

Z komentarza biztok.pl: Zanim Biedronka uruchomiła płatności telefonami, codziennie było... 347 transakcji. Po dodaniu Biedronek? "Średnia liczba dziennych transakcji bezgotówkowych w Biedronkach to ponad tysiąc". Dodajmy, że chodzi o dni przedświąteczne. W kraju jest prawie 3 tysiące "Biedronek", wyjdzie więc, że w jednym dyskoncie Jeronimo Martins klienci płacą telefonem raz na trzy dni.

W pewnej anegdocie producent obuwia wysłał handlowca, aby zbadał możliwości sprzedaży w pewnym afrykańskim kraju. Ten dzwoni i mówi: tu nie ma rynku – wszyscy chodzą boso. Na to handlowiec: ty sobie pomyśl jaki ten rynek pojemny – ilu ludzi do obucia!

Coś podobnego wynika z rozważań nad przyczynami, dla których użytkownicy Androida wydali przeciętnie kilkakrotnie mniej w przedświątecznym handlu on-line, niż użytkownicy iOS.

Można to zinterpretować jako złą wiadomość dla Google. Użytkownicy iOS to bardziej majętni klienci. Więc z pewnością producentom aplikacji bardziej będzie na nich zależeć, co pozwoli wzbogacić platformę i da jej przewagę nad konkurentem.

Z drugiej strony olbrzymia przewaga ilościowa „androidowców” (4:1) w powiązaniu z niskim wykorzystaniem smartfona do funkcji innych, niż komunikacja, otwiera wielkie pole do zagospodarowania.

Brytyjski „Independent” ogłosił, że wśród nastolatków "Facebook umarł”, bo pozwala rodzicom śledzić ich poczynania. Zastąpić go ma Whatsapp (odpowiednik SMS'ów przez internet) i Snapchat (odpowiednik MMS'ów, ale automatycznie kasujący przesyłane zdjęcia po ich obejrzeniu). Facebook przedstawił w odpowiedzi statystyki pokazujące, że nadal się dynamicznie rozwija, choć w Europie i USA widać stabilizację ilości aktywnych użytkowników. Duże możliwości rozwoju wiążą się natomiast się z rynkiem azjatyckim:

Przesadzone także wydają się narzekania na skutki zmian w algorytmach promocji. Portal www.businessinsider.com opublikował informacje od dane jednego z biznesowych użytkowników, które mogą wręcz świadczyć o tym, że zmiany są korzystne.

Poniższy wykres wartości debiutów giełdowych (IPO) spółek „internetowych” wskazuje na to, że obecnie mamy do czynienia z powtórką z początku wieku. Wkrótce powinno więc nastąpić pęknięcie technologicznej bańki. Artykuł z którego pochodzi wykres jest odpowiedzią na inny tekst, w którym przedstawiono „dowody” na to, że mamy do czynienia z ogromną bańką spekulacyjną. Autor zwraca się jednak uwagę na to, że liczy się nie tylko wartość (niebieskie słupki), ale ilość debiutów (zielone strzałki). Jeśli to uwzględnimy – sytuacja nie wygląda tak groźnie.

Przy okazji pojawia się jednak kwestia adekwatności tak zwanej analizy technicznej do tego rodzaju prognoz. Aby zrozumieć sytuację giełdową spółek „internetowych”, konieczne jest zrozumienie zasad, na których zbudowano te biznesy. Wszystkie one powielają model Google, który udostępnia darmowe usługi, by zarabiać przy okazji na sprzedaży reklam. Niewyobrażalnie wielkie kapitały pozwalają na oferowanie usług lepszych niż konkurencja (która wszakże nie może także konkurować ceną). Ilość klientów zmierza ku całej aktywnej w internecie populacji planety.

Póki ten model biznesowy jest stabilny, nie ma najmniejszego znaczenia jakie aktualnie zyski (a w konsekwencji wskaźniki w rodzaju P/E) osiąga spółka. Liczy się tylko to, czy jest lub ma szansę zostać liderem w danym segmencie rynku. Widać to bardzo dobrze na przykładzie niedawnego debiutu Twittera, dla którego P/E wynosiło nieskończoność. W przypadku każdej z czołowych spółek internetowych wskaźnik ten był bez porównania wyższy, niż wartości z podręczników dla inwestorów (dla spółek z indeksu S&P500 średnie P/E waha się między 15 a 20).

Istnieje jednak „igła”, która może przekuć ten balon. Może mianowicie pojawić się nowy model biznesowy, w którym dochody rozkładałyby się między dostawców treści. Dotyczy to zwłaszcza „social media”. W takiej sytuacji mogłoby nastąpić masowe przejście klientów.

Tech IPO



Polskie Radio donosi, że „Polski smartfon podbija Europę”. Nasze media jakoś bardzo ostatnio łakną dowodów sukcesów naszej gospodarki. Nie podano żadnych dowodów tego „podboju”, a wartość dodana polskiej firmy w tym produkcie nie jest oszałamiająca.

Optymistyczne jest to, że w branży IT można wskazać przykłady polskich firm, które rzeczywiście tworzą zaawansowane technologicznie rozwiązania, sprzedawane na całym świecie. Ale one ze względów marketingowych nie chcą się chwalić tym, że są z Polski (!).

Od tygodnia ceny akcji firmy Facebook notowanej na Nowojorskiej Giełdzie spadły o kilka procent i wynoszą obecnie niecałe $54 za akcję. Stało się tak pomimo tego, że zyski firmy stale rosną, a dokonane ostatnio usprawnienia w algorytmach promowania pozwolą przejąć zyski zgarniane dotąd przez "specjalistów od social media". Jako przyczynę tych spadków podaje się zapowiedź sprzedaży 41.4mln akcji przez Marka Zuckenberga. Jego udziały zmniejszą się tym samym z 58.8% do 56.1%.

Warto w tym miejscu przypomnieć, że cena akcji w chwili wejścia na giełdę wynosiła $38 i zaraz po debiucie gwałtownie spadła. Drobni akcjonariusze uważali się za skrzywdzonych. Padały też oskarżenia o manipulacje (nie podano do publicznej wiadomości wszystkich danych, a Mark Zuckenberg sprzedał znaczną część swoich akcji w dniu debiutu). Fachowcy wskazywali na to, że cena akcji Facebooka i tak jest bardzo zawyżona: „Facebook ma wartość oferty kilkanaście razy większą od KGHM mimo mniejszych przychodów i zysków”. Podanym argumentom trudno odmówić racji. Dlaczego więc ceny akcji wzrosły od tego czasu dwukrotnie? Czy nie jest to dowód na to, że zależność cen akcji od wypracowanego zysku (o którym pisał ostatnio prof. Dadak) albo jest nikła, albo w ogóle nie występuje? Gdyby było inaczej, zmiana właściciela nie powinna mieć w tym przypadku znaczenia.

Amerykańska organizacja Global Financial Integrity (GFI) opublikowała raport na temat korupcji w krajach rozwijających się. Wśród najgorszych 25 państw jest tylko jedno z UE – Polska (18 miejsce). Poziom przestępczości i korupcji u nas oszacowano na kwotę średnio US$4.94 mld rocznie wartość skumulowana za 10 lat ($49.39 miliardów). Dla zajmującej drugie miejsce (po Chinach) Rosji jest to odpowiednio US$88.1 mld oraz $880.96 mld.

Dane te znajdują potwierdzenie w badaniach Ernst & Young.

 

Fragment komentarza na ten temat z portalu wgospodarce.pl: „Mieliśmy być liderem w Unii Europejskiej. No i jesteśmy... w korupcji, i przestępstwach finansowych, w wyniku których Polska tylko w 2011 roku straciła ponad 9 miliardów dolarów”.

Straty o których mowa nie dotyczą samej przestępczości finansowej, ale nielegalnych transferów kapitału z Polski. Najbardziej interesujące są historyczne dane na ten temat. W kolejnych latach wyglądało to następująco:

2002

1,110

2003

1,961

2004

421

2005

787

2006

0

2007

3,302

2008

12,161

2009

10,045

2010

10,462

2011

9,144

Z politycznych wyborów wynika, że Polakom rządy mafii odpowiadają. Nie wiadomo tylko dlaczego później narzekają. Jeszcze ciekawiej wygląda porównanie Polski z sąsiednią Ukrainą, którą niedawno jeden z przedstawicieli rządzącej u nas mafii napiętnował jako kraj przeżarty korupcją. Za rok 2011 marne $2 mld i 45 miejsce (nawet jeśli przeliczymy te wartości w proporcji do PKB wypadamy dużo gorzej).

Ostatnią ciekawostką w tym zestawieniu jest to, że w roku 2011 Rosja wyprzedziła Chiny (w liczbach bezwzględnych) zajmując pierwsze miejsce.

Gazeta Prawna publikuje ciekawe rozważania zainspirowane planami rozwoju bankowości islamskiej w Wielkiej Brytanii. Autor zauważa między innymi: „Nagły przypływ troski londyńskich kapitalistów o dusze muzułmanów łatwo wytłumaczyć. Jedynie w krajach arabskich działa 160 banków ściśle stosujących się do reguł szariatu. Zgromadzone przez nie aktywa to ok. 2 bln dol., które wolno inwestować jedynie w to, na co pozwala Koran”.

Poruszany problem łatwo zrozumieć, jeśli właściwie rozróżni się znaczenie słów „inwestycja” i „pożyczka”. Inwestorem jest ktoś, kto angażuje swój własny kapitał w coś, co ma mu przynieść zysk. Problem odsetek tu nie występuje, gdyż rozliczenia sprowadzają się do podziału zysku. Gdy natomiast inwestor pożycza pieniądze na inwestycję, to pojawia się problem odsetek, opisywany obszernie w cytowanym artykule. Finansiści nie tylko zmanipulowali znaczenie tych dwóch słów, ale wręcz fałszują znaczenie słowa „inwestycja”, nazywając tak pożyczki.

Mijający rok był kolejnym rokiem wzrostu wartości inwestycji zagranicznych w Polsce. Prezes PAIiIZ informuje, że „dzięki inwestycjom krajowym i zagranicznym prowadzonym przez PAIiIZ w 2013 r. powstanie 18 tys. nowych miejsc pracy. To jest ponad 45 proc. więcej niż przed rokiem”. Portal newseria.pl informuje przy okazji, że wartość takich inwestycji „wyniosła blisko 825 mld euro”. To jest totalna bzdura, gdyż poziom inwestycji bezpośrednich jest w Polsce przynajmniej o rząd wielkości mniejszy (zob. dane NBP i PAIiZ), którą niestety powielono na innych portalach.

Ważniejsze jest to, że polska polityka gospodarcza nadal opiera się na bezkrytycznej wierze w zbawczą moc takich inwestycji. Tymczasem niedawno Rafał Woś opublikował krytyczny artykuł (pod tytułem „Inwestycje zagraniczne mogą szkodzić. Ciemna strona obcego kapitału”), który pokazuje jak naiwne jest myślenie polskich decydentów.

W Polsce analiza wielkich zbiorów danych zaczyna przyczyniać się do usprawnienia procesów podejmowania decyzji. Firmy i instytucje, które jako jedne z pierwszych zastosowały rozwiązania do analizy wielkich zbiorów danych, osiągnęły przewagę nad konkurencją i są w stanie zapobiegać cyberatakom. W ankiecie firmy EMC® Corporation 36% respondentów z Polski jest zdania, że proces podejmowania decyzji w ich firmach można by usprawnić dzięki lepszemu wykorzystaniu danych. Więcej informacji na ten temat na portalu www.egospodarka.pl.

Wygląda na to, że bicoin został zaakceptowany przez inwestorów giełdowych. Jest to nawet coś więcej niż akceptacja. Poszybowały w górę akcje spółki, która ogłosiła swoje plany dotyczące rozwoju infrastruktury internetowej związanej z użycie bitcoinów. Tymczasem w Indiach po ostrzeżeniach banku centralnego, dotyczących ryzyka związanego z wirtualną walutą, największa platforma rozliczeń, akceptująca dotąd bitcoiny, zawiesiła te działania.

 Wcześniej podobne działania hpodjął bank centralny Chin. Przyszłość bitcoina pozostaje więc niepewna.

Tygodnik „Wprost” publikuje informacje na temat reportu, który podobno „został przygotowany na zlecenie jednego z największych koncernów informatycznych świata. [...] Amerykanie zamówili raport na jesieni 2012 roku (bez wiedzy swego oddziału w Warszawie). Chcieli wiedzieć jak głęboko sięga infoafera i kto za nią stoi”. Dziennikarze dziwią się, że „Amerykański potentat na rynku IT ma możliwość swobodnej penetracji kluczowego polskiego ministerstwa, czyli resortu spraw wewnętrznych”. A co w tym dziwnego? Informacja to też towar, a w Polsce wszystko jest na sprzedaż (za raport dziennikarze pewnie też zapłacili).

Podkategorie

Kótkie opisy wydarzeń, które mogą wskazywać na kierunki działań w gospodarce.

Kredyty we frankach