O zakończonych właśnie targach meblowych w Kolonii portal dw.de napisał między innymi: „szczególnie widoczna jest atrakcyjność i innowacyjność polskiego wzornictwa”. Przypominając przy okazji, że polski eksport mebli do Niemiec wyniósł w 2013 roku 2,7 mld euro”. Tymczasem człowiek z branży twierdzi, że „w polskim meblu polskie są jedynie wióry i pot”.

Przedsiębiorcy narzekający na gąszcz przepisów w naszym kraju mogą się cieszyć z tego, że przynajmniej unikają w Polsce (na razie) równie groźnej gęstwiny w postaci amerykańskiego prawa patentowego. Tak zwane trolle patentowe mają z tego tytułu niezłe utrzymanie. Aby się zabezpieczyć przed ciągłymi procesami, amerykańscy giganci IT sfinansowali masowe zakupy patentów technologicznych. Zająć się miała tym spółka "Intellectual Ventures" (IV), która stała się największym trollem patentowym (posiada portfolio liczące co najmniej 30 tys. patentów).

W tej chwili toczy się spór prawny między IV a Google, które chciałoby reformy prawa patentowego.

Stanowisko UE w tej kwestii wydaje się bardziej sensowne. Krótko scharakteryzował je komisarz powiedział Joaquin Almunia (nawiasem mówiąc przy okazji sporu, w którym Google był akurat po drugiej stronie barykady): Ochrona własności intelektualnej jest podstawą innowacji i wzrostu. Ale z konkurencją jest tak samo. Firmy powinny spędzać więcej czasu na innowacjach i rywalizacji przez swoje produkty, zamiast na wykorzystywaniu własności intelektualnej by blokować konkurentów, tym samym ograniczając rozwój i wybór konsumentom.

Serwis biztok.pl informuje o umowie firmy CD Project z Biedronką, na mocy której do sieci trafi kilkaset tysięcy gier w cenie poniżej 10 zł. Ciekawa jest dyskusja pod tą informacją. Wielu komentujących widzi w obniżaniu cen skuteczną metodę walki z piractwem.

The Economists zastanawia się nad wpływem technologii na rynek pracy. Przypomina obawy Keynesa sformułowane w latach 30-tych XX wieku. Ten wielki ekonomista dostrzegał niebezpieczeństwo kurczenia się ilości miejsc pracy wskutek automatyzacji. Ten pogląd był przedmiotem ostrej krytyki (m.in. autorstwa Henry'ego Hazlitta). Bo automatyzacja stwarza zapotrzebowanie na nowe miejsca pracy przy projektowaniu i obsłudze automatów.

Z pozoru obawy Keynesa się nie sprawdziły. Bezrobocie nie rośnie wraz z postępem automatyzacji. Wyraźnie widoczne są jednak inne negatywne skutki postępu. Coraz mniejsza grupa specjalistów zarabia krocie, gdy tymczasem zarobki całej reszty od dziesięcioleci prawie się nie zmieniły.

Bezrobocie technologiczne. Źródło: The Economists

Skutki mniejszego zapotrzebowania na pracę łagodzi wydłużony okres przebywania w szkole oraz rozwój państw opiekuńczych. Wszystkie te efekty zostały przewidziane w Raporcie dla Klubu Rzymskiego sprzed 30 lat („Mikroelektronika i Społeczeństwo. Na dobre czy na złe? Raport dla Klubu Rzymskiego” Warszawa 1987). Zaproponowano także wówczas skuteczne rozwiązanie problemu, które jednak nie jest możliwe w liberalnym społeczeństwie nastawionym na konsumpcję i indywidualny sukces za nieomal każdą cenę. Proponowano mianowicie przyjęcie zasad rozwoju społeczeństwa, przy których celem człowieka ma być samorealizacja, a nie konsumpcja. Zamiast społeczeństwa producento-konsumentów, pojawia się „godne społeczeństwo”, w którym praca ma personalistyczny charakter. Skutkiem tej zmiany, pracą stają się użyteczne zajęcia, które z ekonomicznego punktu widzenia zdają się bez znaczenia (zajęcie zamiast pracy). W tym samym czasie powstają społeczne encykliki Jana Pawła II, dające takim rozwiązaniom mocne podstawy filozoficzno-religijne. Obecnie takie koncepcje powoli przebijają się do głównego nurtu ekonomii w postaci „kapitału ludzkiego”, struktur sieciowych (klastry, społeczeństwo sieci), społecznego zaangażowania biznesu (internalizacja kosztów, shared values).

O tym wszystkim The Economists nie wspomina. Brakuje także uwzględnienia wpływu monetaryzmu i rozwoju rynków finansowych. Gdy z początkiem ery mikroelektroniki obawiano się alienacji wąskich elit, miały to być przede wszystkim elity specjalistów. Nikt nie spodziewał się tego, że monetaryzm doprowadzi do powstania wirtualnego świata bezgranicznych bogactw, a wyrosłe w nim amoralne pseudo-elity zdominują całkowicie rozwój cywilizacji.

Wyszukiwarki internetowe udostępniają podobno jedynie około 4% całości informacji zawartych w internecie. Trudno powiedzieć, jak dużą część z pozostałych 96% zajmuje świat przestępczy. Z całą pewnością nie jest to jednak pomijalny margines. Na pewno nie uważają tak władze, które próbują walczyć z internetową przestępczością. Z kolei chęć ochrony nielegalnych działań powoduje rozwój wielu innowacyjnych rozwiązań. Można przykładowo wyliczyć systemy wymiany plików P2P, zaawansowane mechanizmy bezpieczeństwa transmisji i ochrony danych (zob. opis w jaki sposób można wejść na nielegalny portal aukcyjny SilkRoad: http://silkroaddrugs.org/silk-road-url), czy kryptograficzną walutę. Rolę bicoina jako waluty przestępców prezentuje grafika na stromach www.businessinsider.com. Rzeczywiście zwraca uwagę zbieżność w czasie dużych skoków wartości wymiennej bitcoina z rozwojem nielegalnych portali, obsługujących transakcje w tej waluty. Na koniec warto wspomnieć nieocenioną rolę ataków hakerskich w testowaniu i udoskonalaniu zabezpieczeń ;-). Z całą pewnością przestępca w internecie nie ma wiele wspólnego ze stereotypem oprycha. Niemniej to nadal są przestępcy. Dlatego działania władz, które de facto czynią tych przestępców obrońcami swobód obywatelskich, są godne szczególnego napiętnowania.

 

W strefie euro w grudniu inflacja wyniosła jedynie 0,8%. Budzi to obawy ekonomistów o to, że Europie grozi deflacja. Według nich „Spadek przeciętnego poziomu cen, jak potocznie określana jest deflacja, nie jest wcale pozytywnym zjawiskiem. W warunkach deflacji konsumenci wstrzymują się z zakupami, licząc, że to, co chcą kupić, będzie w przyszłości jeszcze tańsze. Powstające w ten sposób ograniczenie konsumpcji powoduje kurczenie się gospodarki i ograniczanie miejsc pracy”.

Taka sytuacja miała miejsce przez lata w Japonii. Aby przezwyciężyć deflację, podjęto ostatnio tam bardzo radykalne kroki (vide „abenomika”). Jednak w Europie dominuje inna filozofia, której największym zwolennikiem są Niemcy. W ciągu ostatnich 60 lat inflacja w Niemczech rzadko przekraczała 5% w skali roku. W przekonaniu zwolenników społecznej gospodarki rynkowej podstawą zdrowej gospodarki jest stabilny pieniądz, a nie stale rosnąca konsumpcja. Innego zdania są monetaryści, patrzący na gospodarkę przez pryzmat giełdy. Na przykład publicysta portalu businessinsider.com porównuje rentowność obligacji 10-cio letnich USA (pomarańczowy) i Niemiec (zielony). Przez dłuższy czas te wskaźniki były podobne. Ale ostatnio Niemcy oferują jedynie 1.82%, a USA 2.88%. Jego zdaniem świadczyć to może o tym, że inwestorzy w USA spodziewają się większej inflacji i szybszego wzrostu gospodarczego, a w Niemczech stagnacji i spadku cen.

 

Screen Shot 2014 01 16 at 5.50.08 AM

Można na tą sytuację popatrzeć jeszcze inaczej: jako ścieranie się różnych koncepcji ekonomicznych. Zdominowanym przez monetaryzm gospodarkom anglosaskim trudno funkcjonować w warunkach stabilnej wartości waluty, bo wówczas polityka monetarna traci na znaczeniu. A – co ważniejsze – zadłużonym rządom trudniej spłacać odsetki.

W Polsce podobno nie ma mowy o groźbie deflacji, bo konsumpcja rośnie, a „cała polska gospodarka zaczyna się rozpędzać”.

Bardzo popularna w USA firma internetowa Yahoo pozbyła się jednego ze swoich prezesów, odpowiedzialnych za marketing. Podobno ten człowiek miał wyjątkowo trudny charakter, a przede wszystkim wszedł w konflikt z prezes Marissą Mayer (która zatrudniła go zaledwie 14 miesięcy temu). Szacuje się, że odprawa będzie kosztować firmę ponad $100mln!

Wśród przyczyn dla których Yahoo jest firmą mało popularną w Polsce można wskazać na model biznesu nieco różniący się od reszty branży. Podstawą działania firm internetowych jest tworzenie innowacyjnych produktów, które mają im zapewnić odpowiednią pozycję na rynku. Yahoo w większym stopniu korzysta ze strategii typowych dla tradycyjnych korporacji. Na przykład znaczący wpływ na sytuację finansową spółki mają udziały w dynamicznie rozwijającej się chińskiej firmie http://www.alibaba.com. Nie widać jednak większego wpływu powiązania tych dwóch firm na rozwój produktów Yahoo.

Tomasz Wejcman z firmy VeriFone przedstawia prognozy rozwoju płatności elektronicznych na rok 2014: Niezwykle istotnym trendem zarówno na polskim, jak i światowym rynku płatności jest mobilność. W drugiej połowie roku mieliśmy okazję zaobserwować debiuty licznych aplikacji umożliwiających płatności elektroniczne w konkretnych sieciach sklepów, jak też tych oferowanych przez banki. Nieco w tyle pozostaje rozwój płatności telefonami komórkowymi wykorzystującymi technologię NFC, ale i ten trend wciąż jest istotnym kierunkiem rozwoju. Trendy, jakie obserwowaliśmy w minionych miesiącach, będą przybierały na sile w 2014 roku.

Szkoda, że ten dynamiczny rozwój nie obejmuje elektronicznych portmonetek. Polska będzie musiała od 2015 roku wprowadzić nowe dowody osobiste. Mogłaby to być doskonała okazja do rozwoju tego typu usług. Jednak biorąc pod uwagę rozliczne interesy, które mogłyby doznać przy tym uszczerbku, raczej trudno się tego spodziewać.

Znany ekonomista Marc Faber przestrzega, że obecnie mamy do czynienia na giełdzie z bańką spekulacyjną. Zyski przedsiębiorstw nie uzasadniają tak wysokich cen akcji, a na dodatek duży wpływ na nie mają niskie stopy procentowe (co czyni je bardziej wrażliwe na zmiany na rynku finansowym).

Tymczasem inny ekonomista, Richard Bernstein uważa, że nie mamy do czynienia z bańką, gdyż akcje najbardziej wrażliwe na wahania rynkowe („High Beta” na poniższym wykresie) nie są przeszacowane. Wskaźnik cena/zysk jest dla nich stosunkowo niski.

rich bernstein

 źródło.: http://www.businessinsider.com/rich-bernstein-no-equity-bubble-2014-1

 Jak rozstrzygnąć, kto ma rację? Specjalistom od analizy technicznej wystarczy pewnie linijka i ołówek ;-).

 

Polskie Radio nadało rozmowę na temat gazu łupkowego . Opinie wyrażone w tej audycji powinny wywołać powszechne oburzenie.

 

Polska bowiem nic nie zarobi na eksploatacji gazu z łupków do 2020 r, nawet jeśli uda się znaleźć bogate złoża tego surowca. A to za sprawą przepisów wprowadzonych przez obecnego ministra środowiska Macieja Grabowskiego – twierdzi ekspert rynku paliw.[...] Ten model jest tak niekorzystny dla całej gospodarki, że wzbudza dosyć duże protesty wewnątrz administracji państwowej - mówi Andrzej Szczęśniak. I wskazuje na przykład Piotra Woźniaka, zdymisjonowanego pod koniec ubiegłego roku głównego geologa kraju, który chciał powołania Narodowego Operatora Kopalin Energetycznych. Instytucji, która miała mieć udziały w zyskach z wydobycia węglowodorów. Teraz resort środowiska z tego pomysłu się wycofał.

 

Ciekawe czy jest w Polsce ktoś, kogo by ta sytuacja zaskoczyła albo zdziwiła?

 

Gwałtowny rozwój internetu powoduje, że w tej dziedzinie szybki sukces wydaje się łatwy do osiągnięcia. Wystarczy zrobić coś, co przyciągnie uwagę milionów użytkowników i umiejętnie wykorzystać tą popularność (sprzedając reklamy). Portal www.businessinsider.com opisuje taki przypadek: ViralNova.com. Znacząca jest jednak konkluzja, że tego typu sukces jest niezmiernie rzadki.

Nie ulega wątpliwości, że sukces taki znacznie trudniej zaplanować, niż w tradycyjnym biznesie. Dlatego pewne zdziwienie wywołuje analiza promowanego przez PARP programu „Krzemowy Most”. Tym mostem mają być porady, szkolenia, ułatwienia w starcie w Dolinie Krzemowej....

Chyba jednak trudno będzie o efekt w postaci najazdu polskich firm na Kalifornię ;-)

W najnowszym wydaniu indeksu wolności gospodarczej Heritage Fundation Polska zajęła 50 miejsce wśród klasyfikowanych krajów. W roku ubiegłym było to miejsce 57. Od roku 2010 awansowaliśmy aż o 21 pozycji (z 71 na 50). Indeks ten składa się z subindeksów, w ramach których sklasyfikowano nas (w nawiasie miejsce w roku 2010):

Praworządność:

* prawa własności 41 (52)
* wolność od korupcji 41 (59)

Rola rządu:

* wolność podatkowa 114 (102)
* wydatki rządowe 145 (147)

Efektywność regulacji:

* wolność biznesu 75 (107)
* wolność rynku pracy 97 (87)
* wolność monetarna 66 (31)

Otwartość rynku:

* wolność handlu międzynarodowego 11 (35)
* wolność inwestowania 46 (62)
* wolność sektora finansów 19 (55)

Z powyższego zestawienia wynika, że znacząco poprawiła się w Polsce praworządność, otwartość rynku i wolność biznesu. Te wyniki mogą wywoływać pewne zdziwienie u krytycznych obserwatorów polskiej gospodarki. Dlatego warto się chwilę nad tym zastanowić.

  1. Ten indeks ma pewną wartość informacyjną, ale także pełni funkcję propagandową. Wykonane w roku 2010 analizy korelacji subindeksów z indeksem globalnym (zob. "Indeks wolności gospodarczej - fabryka fascynujących korelacji", "Dlaczego efektywność biurokracji nazywa się wolnością gospodarczą") pokazały, że duży jest wpływ ochronay praw własności, wolności od korupcji oraz wolności inwestycji. Subindeksy ‘wolność podatkowa’ i ‘wydatki rządowe’ nie są skorelowane z globalnym indeksem. HFI jest po prostu wykorzystywany jest do promowania niskich podatków i niewielkich wydatków rządowych. Natomiast realne znaczenie ma jakość, efektywność i transparentność instytucji biurokratycznych, co bynajmniej nie wskazuje na konieczność wycofania się rządu z życia gospodarczego.
  2. W analizie wolności gospodarczej, brane są pod uwagę procedury związane z prowadzeniem biznesu. Wprowadzenie „jednego okienka” znacząco poprawiło naszą pozycję, choć ma to niewielki wpływ na codzienne funkcjonowanie firm. W zestawieniu z rosnącą gwałtownie otwartością naszego rynku i malejącą wolnością fiskalną potwierdza to niestety opinię, że nasze państwo jest bardziej przyjazne dla dużych (najczęściej obcych firm), niż rodzimych małych przedsiębiorstw. Codzienna praktyka pokazuje, że Urzędy Skarbowe stały się dużo bardziej przyjazne dla biznesu, ale rosnący gąszcz przepisów sprawia, że marna z tego pociecha.
  3. Głębsza analiza wykonana w roku 2010 wskazywała, że Polska może najszybciej awansować w tym rankingu, zmniejszając skalę korupcji. Znalazło to pewne potwierdzenie w bieżącym rankingu. Działania służb specjalnych (CBA), ustawa o zamówieniach publicznych oraz wymuszone przez fundusze unijne formalizmy wydają się rzeczywiście prowadzić do zmniejszenia korupcji. Każdy z tych czynników jest jednak mocno krytykowany. Patologie związane z budową autostrad pokazują, że ta krytyka nie jest bezzasadna. Najważniejsze jej elementy można ująć w następujących punktach:
    • zabezpieczenie interesów państwa ze strony odpowiedzialnych służb jest ewidentnie niewystarczające,
    • ustawa o zamówieniach publicznych utrudnia racjonalne prowadzenie inwestycji w zmieniających się warunkach rynkowych,
    • biurokracja i sztuczne formalizmy związane z funduszami unijnymi niszczą wolną konkurencję i prowadzą do wielu działań pozorowanych lub pozbawionych biznesowego sensu,
    • najważniejszą zmianą w zachowaniach korupcyjnych w Polsce jest odejście od metod jawnie przestępczych („koperty”) na rzecz działań formalnie zgodnych z prawem (lobbing).

Szczególnie istotne wydaje ten ostatni punkt, który pokazuje zasadniczą zmianę, która niekoniecznie musi być pozytywna. Lokalni urzędnicy nierzadko boją się podejmować decyzje związane z zamówieniami publicznymi, chroniąc się za procedurami, które de facto promują duże firmy mające odpowiednie służby prawne. Z drugiej zaś strony wiele przesłanek wskazuje na istnienie mechanizmów władzy zbliżonych do działania organizacji mafijnych. Ujawnione „oferty” ważnych stanowisk w gospodarce w zamian za poparcie polityczne, czy głośna „infoafera” są tego przykładem.

Równo pół wieku temu ówczesny prezydent USA Lyndon Baines Johnson ogłosił wojnę z nędzą. „Forbes" publikuje okolicznościowy artykuł, którego główną tezą jest stwierdzenie, że ta wojna się nie powiodła. Dlaczego? Próby odpowiedzi na to pytanie pokazuje z całą jaskrawością jałowość sporu zwolenników i przeciwników państa opiekuńczego. Publicysta Forbes'a powołując się na analizującego ten problem Saszę Abramsky'ego zauważa, że udało się przekonać społeczeństwo, że podatki to rozbój, a niskie podatki pozbawiły rząd narzędzi w walce z nędzą.

Inaczej widzą problem „wolnościowcy”. Jan M. Fijor pisze: „O ile w latach pokoju poprzedzającego wybuch wojny z nędzą odsetek matek rodzących dzieci w związkach pozamałżeńskich wynosił we wszystkich grupach społecznych mniej więcej tyle samo, czyli ok. 15 – 20 procent, o tyle tuż po wybuchu działań wojennych – właśnie w grupach objętych ochroną rządu – skoczył powyżej 73 procent wśród czarnych i 52 procent w środowisku latynoskim. Towarzyszyła temu armia dzieci wychowanych bez udziału ojca. Przekonanych o tym, że rolę ojca przejęło w ich rodzinach państwo, które ponadto gwarantuje, że pracować nie trzeba, że uczyć się nie trzeba, że wystarczy być biednym, by w miarę dostatnio żyć.”

Na zupełne kuriozum wyglądają wystąpienia republikanów, którzy chcieliby i niskich podatków i likwidacji "wojny z nędzą" (vide Sen. Marco Rubio). Najprawdopodobniej przemawia przez nich obawa, że działania demokratów na tym polu zakończą się sukcesem (przynajmniej wyborczym ;-)).

Jałowość tych sporów jest związana z ich całkowitą ahistorycznością. Gdyby nie liczby, to mogłyby te wypowiedzi pojawić się w gazetach z lat 70-tych ubiegłego wieku. Współczesna nędza ma tymczasem zupełnie inny charakter, niż 50 lat temu. Wówczas była ona w dużo większym stopniu związana z naturalnymi w amerykańskim społeczeństwie nierównościami. Bywało, że „amerykański sen” się ziścił. Ktoś, kto był zdolny i pracowity, był bogatszym od innych i miał podstawy do tego, żeby bronić się przed pazernością rządu.

Kiedy zwyciężył monetaryzm, a postęp (w tym rewolucja naukowo techniczna) redukował zapotrzebowanie na ludzi pracowitych, sytuacja uległa całkowitej zmianie. Dzisiaj poziom biedy człowieka wolnego (jak w roku 1964) osiąga się po zapłaceniu rat. Poniższy wykres wyjaśnia to w sposób bardzo wymowny:



 



 



 



 



Na wykresie pokazano zadłużenie gospodarstw domowych w USA (gruba kreska) na tle dochodów do dyspozycji (cieńka kreska).

 

W USA kilku największych spekulantów zainwestowało w internetowy hazard kilkadziesiąt miliardów dolarów. Wprawdzie dwa lata temu Departament Sprawiedliwości uznał takie praktyki za nielegalne, ale to nie jest największy problem. Problemem jest Sheldon Adelson – jeden z najbogatszych ludzi na świecie, od lat wspierający polityków. Jest on właścicielem tradycyjnych kasyn i nie podoba mu się rozwój hazardu online.

Trudno powiedzieć czyi lobbyści wygrają.

W weekendowym wydaniu „Rzeczpospolitej” artykuł o tym, że „Marihuana pokonała Amerykę”. Ale bliższym prawdy wydaje się stwierdzenie, że to zwycięstwo lobbystów, a nie marihuany.

Prezydent Obama (który nawiasem mówiąc przyznał się do palenia marihuany w młodości) zawiesił odpowiednie przepisy, a społeczeństwo poparło legalizację narkotyku w stanach Kolorado i Waszyngton. Dzięki temu stany te mogły częściowo zalegalizować sprzedaż marihuany. Podobno lobbyści kosztowali w tym wypadku zaledwie ułamek tego, co wydają na lobbystów firmy farmaceutyczne i prywatne więziennictwo.

zob. też. "Jak Ameryka przegrała walkę z narkotykami"

 

Pełnomocnik pokrzywdzonych przedsiębiorców, Kazimierz Turaliński opisuje na łamach Gazety Finansowej oszustwa, które miały miejsce w czasie realizacji narodowego programu budowy dróg i autostrad. Sprawa jest bardzo poważna i może grozić koniecznością zwrotu olbrzymich dotacji z UE. Autor wprost oskarża o paserstwo państwowych urzędników i rządowe instytucje: Nie ulega wątpliwości, że podlegające Ministerstwu Transportu ośrodki GDDKiA i występujący w ich imieniu uprawnieni urzędnicy dokonywali na rzecz GDDKiA zakupu obiektów inżynieryjnych po znacznie zaniżonych względem kosztorysów cenach, a o braku dokonania zapłaty podwykonawcom tych realizacji byli zawsze przez pokrzywdzonych informowani.

W najnowszej depeszy PAP z Watykanu czytamy, że Papież Franciszek przestrzegł, że księża chcąc w pełni odpowiedzieć na powołanie nie mogą stawać się "kapłanami-kombinatorami" i "biznesmenami".

 W Polsce mamy wiele przykładów zaangażowania kapłanów w życie gospodarcze wspólnot. W sąsiednich Niemczech jest to zjawisko jeszcze bardziej powszechne. A więc przestroga, by kapłani nie stawali się biznesmenami wydaje się bardzo ważna!

W rzeczywistości Papieżowi chodziło o coś zupełnie innego! Mówił on, że jeśli kapłan jest daleko od Chrystusa, rekompensuje to sobie działalnością świecką. W wyniku tego pojawiają się księża-kombinatorzy i potentaci (tycoons). Papież bynajmniej nie potępia więc aktywności gospodarczej księży, ale żąda aby naturalna postawa przedsiębiorcy – chrześcijanina (Bóg na pierwszym miejscu) była w przypadku kapłanów przestrzegana w sposób absolutny.

W sytuacji neutralnej można by przypuszczać, że ze strony PAP mamy do czynienia z drobnym błędem. Jednak wbrew pozorom dotykamy jednej z kluczowych kwestii dotyczących misji społecznej Kościoła w XXI wieku, a depeszę można odczytać jako element toczącej się walki z Kościołem.

Jeśli wskaźnik Dow Jones zamknie miesiąc poniżej pułapu 17150 punktów (4% powyżej obecnej wartości), to do 2016 r. "wskaźnik ten spadnie o około 70 proc., co oznaczałoby najniższy jego poziom od połowy lat 90 – tych. Nie mniej inwestorzy będą mogli stracić na spółkach z pozostałych głównych indeksów zza oceanu. Według eksperta S&P 500 może spaść aż o 75 proc., a Nasdaq – nawet o 76 proc".

Dlaczego? Czyżby szykowała się jakaś wielka wojna, Chińczycy zaczną pozbywać się dolara, albo inna światowa "apokalipsa finansowa"? A może wspomniany ekspert z Wall Street odkrył, że finanse wielkich przedsiębiorstw są tak złe, że nastąpi fala bankructw?

Nic z tych rzeczy.

Tak jak dawni magowie wpatrywali się nocami w niebo, współcześni ich odpowiednicy wpatrują się w wykresy takie jak poniżej:

I te wróżby zrodziły się właśnie z takiego wpatrywania się.

Czy będą miały one siłę samosprawdzającej się przepowiedni? Zapewne nie aż w takiej skali. Ale spekulanci zarabiają na zmianach i każdy stara się pomóc szczęściu jak może. Tego typu „analizy” mają działanie perswazyjne, które ułatwia to uwzględnienie czynnika ludzkiego w programach komputerowych graczy, którzy naprawdę mają możliwości przewidywania trendów.

W bardzo niewielu kwestiach teoretycy ekonomii i przedsiębiorcy są tak zgodni, jak w poglądach na opodatkowanie pracy. Wydawało się wręcz, że jednomyślność panuje co do tego, że opodatkowanie pracy jest jednym z głównych problemów gospodarczych. Okazało się jednak, że jest ktoś, kto myśli inaczej: premier Donald Tusk. Ogłosił właśnie, że w ramach walki z bezrobociem zwiększy opodatkowanie pracy. Pretekstem są oczywiście tak zwane „umowy śmieciowe”. Problem nie jest łatwy, a nawet prawdopodobnie nierozwiązywalny przy przyjętym paradygmacie gospodarczym. Ale zwiększanie obciążeń także nie jest żadnym rozwiązaniem. Ludzie pozbawieni pracy są gotowi prawie na wszystko. Dlatego nie ma się co łudzić, że „śmieciówki” znikną przy tak wysokim bezrobociu.

We wtorek amerykański wymiar sprawiedliwości dał bankowi JPMorgan 2 lata na poprawę swoichprocedur, tak – aby zapewnić odpowiedni poziom bezpieczeństwa i przestrzeganie przepisów prawa (są to konsekwencje afery Madoffa). Stało się to pretekstem do dyskusji na temat tego, czy tak duża organizacja jest podatna na jakąkolwiek kontrolę. Czy do takich organizacji nie pasują słowa Jana Pawła II: „koniecznie napiętnować istnienie mechanizmów ekonomicznych finansowych i społecznych, które chociaż są kierowane wolą ludzi, działają w sposób jakby automatyczny, umacniają stan bogactwa jednych i ubóstwa drugich”?

W najnowszym rankingu najdroższych miast Warszawa plasuje się na 140 miejscu (na 191 sklasyfikowanych). Droższe życie jest m.in. w Rydze, Instambule, Atenach, Zagrzebiu i kilku miastach rosyjskich. Ciekawe jest porównanie kosztów z indeksem jakości życia w poszczególnych krajach. W USA i państwach północy Europy jest drogo, ale w zamian jakość życia jest bardzo dobra. Zwycięża jednak Australia, podczas gdy Sydney zajmuje dopiero 11 miejsce wśród najdroższych miast. Polska szczególnie słabo wygląda pod względem dochodów.

Podkategorie

Kótkie opisy wydarzeń, które mogą wskazywać na kierunki działań w gospodarce.

Kredyty we frankach