Niedawno zakończyła się głośna sprawa odszkodowania, jakie amerykański są zasądził od "Wprost" dla córki Wł. Cimoszewicza. Polski sąd uznał, że winni mają zapłacić 50tys dolarów, pomimo że wyrok dotyczy 4mln. Nie za bardzo wiadomo na jakiej podstawie powstało takie orzeczenie. Jeśli to miała być rozpaczliwa próba ratowania periodyku, to jest ona daremna. Niektórzy ludzie nie uczą się na błędach! Dlatego „Wprost” postanowił ponowić swój wyczyn, tym razem atakując Tomasza Adamka. Posłużył się w tym celu pomówieniami, z których autor wycofał się, tłumacząc stanem psychicznym wywołanym chorobą nowotworową i uzależnieniem od internetu. Ciekawe, czy tym razem sąd także okaże się tak łaskawy dla recydywistów.

 

Były prezydent USA, Jimmy Carter odniósł się niedawno do opinii, że USA są głównym podżegaczem wojennym, który „wszczyna konflikty zbrojne praktycznie z dowolnego powodu”.

Przypomniał przemówienie sekretarza stanu Johna Kerry’ego, który przekonywał, że w XXI wieku nie można tak po prostu najeżdżać na obcy kraj. Według Cartera to właśnie cały czas robi Waszyngton.

W tej opinii nie jest on odosobniony. Wielu polityków i dziennikarzy uważa, że agresywna polityka USA wiąże się z tłumieniem wolności wewnątrz kraju. Bardzo wątpliwe bowiem, by amerykańska opinia publiczna akceptowała politykę Waszyngtonu, gdyby była dobrze poinformowana i miała możliwość swobodnego wyrażania swych opinii. Prominentny polityk konserwatywny Mike Huckabee powiedział nawet, że czasami w Północnej Korei jest więcej wolności, niż w USA (zob. też: http://www.businessinsider.com/mike-huckabee-north-korea-2014-4).

Obecne władze od dawna są bardzo ostro krytykowane przez Paula Craiga Robertsa, którego zdaniem obecny zbrodniczy reżim w USA nie rządzi w interesie narodu, ale wielkiego kapitału, który dąży do zawładnięcia wszystkimi dobrami Ziemi.

Wielki Piątek. Czas się zatrzymał na chwilę. Możemy spojrzeć na nasze zabieganie z innej perspektywy. Leszek Kołakowski opisując teorię religii Mircea Eliade'go użył określenia "paraliż czasu". Nie chodzi tylko o to, że ludzie religijni żyją w rytm czasu świętego, który niekoniecznie jest czasem historycznym1. Sensem życia staje się to co co trwałe i niezmienne – a więc poza historycznym czasem. Szukającemu sensu życia człowiekowi grozi niebezpieczeństwo, gdy skonfrontuje swoją historyczną egzystencję z ponadczasowym sacrum. Zinstytucjonalizowane formy życia religijnego (Kościoły) stanowią zabezpieczenie przed całkowitym zatraceniem się.

Chrześcijaństwo jest pod tym względem religią wyjątkową. Dając nam przykazanie miłości, Chrystus pokazał, jak odnaleźć sens życia w czasie historycznym. W człowieku-osobie następuje integracja tych dwóch rzeczywistości: ponadczasowej świętości i naszej codzienności – w której napotykamy innych ludzi. Czyny stają się sposobem budowania własnej tożsamości i ścieżką ku Bogu.

Wielcy artyści potrafią ująć krótko to, z czym filozofowie mają problem. Tak jest i tym razem. Piękna piosenka Czesława Niemena ukazuje miłość między ludźmi. Może jednak także posłużyć jako objaśnienie fenomenu chrześcijaństwa:


Gdzieś obok nas, obok nas życia nurt,
Obok nas świateł blask, miasta rytm, gwar i szum.
Obok nas płynie tłum, obok nas tyle zmian
Niesie czas, dzieje się tyle spraw.

A my, jak we śnie, jak we śnie, jak we mgle,
Razem wciąż, sami wciąż, oczy twe, usta twe.
Ja i ty, tylko ty, na co nam świat, na co czas
To wszystko trwa obok, obok nas.

Wciąż obok nas, obok nas życia nurt,
Kocham twych oczu blask, pragnę wciąż twoich ust.
Ale spójrz, ale patrz, ile zmian wokół nas
Dzieje się tyle spraw, życie ma wiele barw.

Więc chodź póki czas z życia pić każdy haust,
Czerpać je, wdychać je, poznać trud, poznać gniew,
Szczęścia smak, walki smak, bo żaden cień, żaden blask
Nie może przejść obok, obok nas.
Nie może przejść obok, obok nas.

 

Takie – oparte na miłości bliźniego – zaangażowanie jest szczególnie potrzebne w dzisiejszych czasach. Terroryzm mediów sprawia, że zaczynamy postrzegać rzeczywistość przez pryzmat mechanizmów systemu. Giną nam z pola widzenia ludzie. Dlatego chrześcijański naród nie odczuwa dyskomfortu opowiadając się za organizowaniem igrzysk, zamiast zająć się głodującymi dziećmi. Z tego samego powodu nie przeszkadza nam, gdy media opisują sztuczny świat, w którym nie widzimy osób, ale przypisane im role. Nazwiska polityków to tylko etykiety.

Odzyskanie perspektywy personalistycznej jest najważniejszym zadaniem współczesnego społeczeństwa. Wszystkie inne problemy da się wówczas łatwo rozwiązać. Przekonanie to leży u podstaw projektu argumenty.net. Taki jest nasz cel i tego życzymy z okazji Wielkiej Nocy naszym czytelnikom.

 

Przypis:

1Wiktor Werner, Religia w czasie czy poza nim? Jeden z metodologicznych problemów historii religii. Historyka, T. XXIX, 1999, s. 69 – 78.

Kiedyś organ Michnika zasłynął tym, że z okazji Świąt Wielkiej Nocy opublikował „Ewangelię Judasza”. Podobnym wyczynem może się pochwalić amerykański portal biznesowy, który w Wielkim Tygodniu ogłosił światu, że fragment papirusu, zawierający twierdzenie, że Jezus miał żonę wygląda na autentyczny. Chodzi o tak zwaną „Ewangelię Żony Jezusa”. Co prawda w tekście artykułu można przeczytać, że niektórzy specjaliści uważają cały ten zapis wręcz za żart, ale przecież „wydaje się autentyczny”. Nie wykluczone, że na Czerskiej już pracują nad pełną wersją (do świąt jeszcze kilka dni). Wszak – jak pisze businessinsider.com (przywołując LiveScience), dokument pozwala na nowo postawić pytania o rolę kobiet i żonatych mężczyzn a Kościele – zarówno starożytnym, jak i współczesnym. Widać bez niego takie pytania ciężko byłoby Amerykanom wysłowić (choć nic nie piszą o żadnym semantycznym przełomie ani oświeceniu).

 

Dla człowieka wierzącego istnieje prostsze wyjaśnienie w postaci diabła nasilającego swą działalność w okresie świąt. Ale kto by się takimi nienowoczesnymi poglądami przejmował. Amerykańskie media fachowe są z pewnością bardziej wiarygodne dla współczesnego człowieka, niż kościelna tradycja.

 

zobacz też: Paweł Lisicki, "Informacje o żonie Jezusa to całkowita bzdura"

 

źródło grafiki: Wikipedia

 

 Prezes PiS mówił dzisiaj o ograniczonym zaufaniu do państwa w kwestii poprawności wyborów. Zapowiedział także wzmożoną działalność kontrolną realizowaną przez mężów zaufania. Nie ma w tej informacji nic ciekawego (bo mężowie zaufania to przecież rzecz zwyczajna). Nawet natychmiastowe oburzenie premiera Tuska może dziwić wyłącznie z tego powodu, że znalazł on na to czas w trakcie Wielkiej Gry z Władimirem Putinem. Po co więc o tym pisać? Z powodu „ruskich serwerów”. Jarosław Kaczyński mówił: „Były wieści o serwerach poza polskimi granicami. Wolałbym, żeby serwery były własnością Państwowej Komisji Wyborczej, by były w pomieszczeniach PKW. Tak nie jest”. Organizacja systemu liczenia głosów wyklucza możliwość fałszerstw poza lokalem wyborczym. Lokalizacja serwerów nie ma więc żadnego znaczenia. Jednak mit o „ruskich serwerach” trwa i jest pielęgnowany wśród specjalistów od przegrywania wyborów, tak jak mit „czarnej wołgi” w czasach Gierka. Niestety jedynym tego efektem jest przykre wrażenie amatorszczyzny.

 

 

 

Według mediów Tomasz Adamek skompromitował się w programie TVP. Oglądając ten program, trudno dociec o jaką kompromitację może chodzić. Może o to:

- Panie Tomaszu, a kto jest w Polsce Pana idolem politycznym? Albo... kogo uważa Pan za męża stanu?
- Wie Pani co? Ja kocham Pana Jezusa i On jest moim Panem.

Gdyby Adamek powiedział, że mężem stanu jest Tusk, to o kompromitacji mowy by nie było (a może nawet zostałby ministrem transportu).

O tym, czy Tusk nadaje się na męża stanu, świadczą ostatnie jego wypowiedzi:

Ze względu na osobistą tragedię traktowano liderów PiS „jak dzieci specjalnej troski”, ale czas tej ochrony się kończy. […] Jeżeli można mówić o "zbrodni smoleńskiej", to jest to zbrodnia Macierewicza i Kaczyńskiego na zdrowiu psychicznym polskiego narodu.

Zaiste słowa godne męża stanu. Tusk w tym samym wywiadzie odniósł się do słynnej fotografii z „żółwikiem”. Nie twierdzi, że zdjęcie jest zmontowane. Nie wyjaśnia też, że na przykład nawet w tragicznych chwilach człowiek może okazywać radość na widok przyjaciół. Nie. On idzie w zaparte: Insynuowanie, że ktoś tam miał uśmiech na twarzy jest tak obrzydliwe, że aż trudno to komentować. Twarz Tuska jest widoczna z boku i od tyłu. Ale Putina widać an face i doprawdy nie ma co insynuować. On się po prostu uśmiecha. To co dalej mówi Tusk wygląda jakby żywcem wyjęte z podręcznika małego manipulanta: przecież nie jestem idiotą, żeby się dać sfotografować z uśmiechem na ustach.

 

Tymczasem wątpliwości wobec oficjalnej wersji wydarzeń 10 kwietnia 2010 w Smoleńsku jest coraz powszechniejsza. Już blisko ¼ Polaków skłania się do teorii zamachu. Pojawiają się też poważne analizy w zachodnich mediach na ten temat. Autor artykułu „Did Putin Blow Up the Whole Polish Government in 2010? A Second Look” (Czy Putin mógł wysadzić cały polski rząd w 2010 roku? Nowe spojrzenie) pisze: „To było postrzegane jako wypadek. Teraz, po grze Putina na Ukrainie, ludzie nie są tak pewni”. Jeszcze bardziej stanowczy jest związany z SFPPR News & Analysis Paweł Styrna. Pyta on wprost, czy to jest czas, aby ponownie zastanowić się nad rolą Putina w katastrofie smoleńskiej?

 

Pozostaje pytanie do naszego „męża stanu”. Na psychuszki ich wszystkich?

 

Kanał telewizyjny Russia Today (i związany z nim portal rt.com) to jak wiadomo każdemu Polakowi „anglojęzyczna tuba propagandowa Putina”. Tymczasem otrzymał on właśnie prestiżową nagrodę (złoty medal) na New York Festivals. To zresztą nie jest pierwsza tego typu nagroda dla tej stacji. Najciekawsza jest jednak reakcja mediów. Media rosyjskie oczywiście się tym chwalą, a media polskie milczą. Głos Rosji informuje oczywiście o nagrodzie także po polsku. Ale wiadomość jest tak sformułowana, że czytelnik może sobie pomyśleć, że to wyraz uznania dla tej stacji. Tymczasem jest to nagroda w jednej z wielu kategorii, dla filmu, którego stacja jest producentem. Film „Blood and Honor” opowiada o kaukaskiej wendecie.

Dzisiaj firma HP ma ogłosić, że dawała łapówki, aby zdobyć kontrakty w Polsce. Minister Sienkiewicz w porannej audycji radiowej wyraził wielką radość z tego powodu. To – wedle słów ministra – wielki dzień dla Polski. To wydarzenie przesuwa nas ze wschodu na zachód!

Żyjemy sobie tak w nieświadomości w naszej III RP, a tu tyle wspaniałych dni nas ominęło! Sam początek był z wielkiego „C”, bo ani rząd francuski, ani firma Bull specjalnie się nie kryli w tym, że kontrakt na „komputeryzację” polskiej skarbówki to sposób na obejście unijnego zakazu wspierania państwowych firm. Potem było wiele większych i mniejszych uroczystości. Z bardziej znaczących można by wymienić:

  • ogłoszenie przez Rosjan, że KGB dała Leszkowi Millerowi pieniądze na założenie SLD

  • ujawnienie, że zakup PZU przez BIG Bank + Eureco dokonał się częściowo za pieniądze PZU

  • ujawnienie przez amerykańskiego naukowca jak zachodni bankierzy za sfinansowanie kitu dla tubylców sprywatyzowali polskie emerytury

  • ujawnienie przez Amerykanów, że za jakieś drobne wynajęli sobie więzienie dla CIA w Polsce

Kiedy ujawnią kwity na mocy których zobowiązaliśmy się do wyprzedaży polskich banków, to zapewne ogłosimy święto narodowe!

Sąd nakazał ponowne rozpatrzenie wniosku o rejestrację kościoła Latającego Potwora Spaghetti. Okazuje się, że nasze państwo jest bezradne wobec takich żądań. Bo nagle ludzkość zgłupiała i już nie wie, co to jest religia (a młodzieży się wydaje, że się dobrze bawi). Religioznawca wyjaśnia: „Dawniej za religijne uznawano grupy, które wykazywały w swoich wierzeniach sferę sacrum, osobową lub nieosobową świętość. Jednak współczesna refleksja religioznawcza nie jest już pewna, czy sacrum jest niezbędne”.

 

 

 

Na ilustracji symbol nowego „kościoła” (za Wikipedią).

 

Według komentarza dw.de do węgierskich wyborów UE musi bronić przed Orbanem „wartości, które legły u jej podstaw”. Jeśli rzeczywiście chodziłoby o te właśnie wartości (które symbolizuje dwanaście gwiazd z korony Matki Bożej), te obawy brzmiałyby absurdalnie. Jednak wielu członkom UE wydaje się, że ta organizacja ma być lewacka (nawet „konserwatywny” premier Wielkiej Brytanii chwali się występowaniem przeciw tradycyjnej rodzinie).

Inicjatorzy Wspólnoty Europejskiej z pewnością łatwiej dogadaliby się z Orbanem, niż z jakimkolwiek innym przywódcą UE.

 

Na tym samym portalu można znaleźć równie absurdalną krytykę propozycji unii energetycznej. Wiadomo, że to nie leży w interesie Niemiec i na pewno się oni nie zgodzą na szkodzenie specjalnym stosunkom niemiecko-rosyjskim. Ale dorabianie do tego wolnorynkowej ideologii w sytuacji, gdy Niemcy płacą za gaz dwukrotnie mniej, niż Polacy i Ukraińcy, jest niepoważne.