Wicepremier Morawiecki znalazł sprzymierzeńca dla swojego planu, w potężnym koncernie General Electric. Zwracają też uwagę przygotowywania do wielkich inwestycji infrastrukturalnych: na kolei, rozwój żeglugi i rurociągów (PERN). Przy okazji reformy oświaty szkoły będą wyposażane w szerokopasmowy internet.

Sejm wprowadził drakońskie kary za wyłudzenia podatku VAT, co powinno dać duże oszczędności budżetowi. Oczywiście opozycja jest przeciw – bo „uderza w przedsiębiorczość”. Podobnie jak próba rozbicia lokalnych koterii (tu chyba o sukces będzie najtrudniej).

Można także już podsumować pierwsze efekty demograficzne programu 500+. W 2016 roku urodziło sie o 15tys dzieci więcej niż rok wczesniej. To znacznie więcej niż się spodziewano. Rząd zmierza więc do rozsądnego wyważenia inwestycji i polityki prorodzinnej.

 

Polityka zagraniczna różni się tym od polityki wewnętrznej, że mniej w niej słów. Nie ma potrzeby głosić na cały świat strategii działania – bo z sojusznikami można się po cichu dogadać, a wrogom nic do tego. (Biorąc pod uwagę, można mieć wątpliwości – czy Minister Waszczykowski uprawa politykę zagraniczną). Oczywiście częścią każdej polityki są wizyty dyplomatyczne i urządzany przy tym medialny show. Ale to co najważniejsze widać dopiero się po efektach.

Pierwsza wizyta zagranicznej głowy państwa w USA to wydarzenie głównie medialne, ale media służą do przesłania całemu światu pewnych komunikatów. Spotkanie Prezydenta USA z Premier Wielkiej Brytanii owocowało przede wszystkim komunikatem o chęci dalszego wspierania NATO. Reszta to głównie spekulacje ekspertów. Wśród nich na pierwszy plan przebija się zastąpienie traktatów przez dominację „anglosfery” (czyli triumwirat USA – Wielka Brytania – Australia) – przy radosnym wsparciu Izraela.

Miejmy nadzieję, że to na razie tylko żydowskie pobożne życzenia (choć oni potrafią zmieniać swoje życzenia w rzeczywistość). Gwałtowny zwrot w polityce na Bliskim Wschodzie oraz powrót do strategii ekspansji i dominacji może bowiem skutkować gwałtownymi konfliktami. Tego obawia się najbardziej Kalifornia – gdzie mieści się centrum technologicznego rozwoju (Dolina Krzemowa). Dla informatycznego biznesu zdecydowanie lepszy był ład liberalny. Dlatego Kalifornijczycy się burzą i gwałtownie rośnie ilość zwolenników secesji Kaliforni z USA. Głównym argumentem jest to, że Kalifornia jest zmuszona dotować ogromny budżet wojskowy a Kalifornijczycy są wysłani na wojny, których jedynym skutkiem jest rozwój terroryzmu. To z kolei sprawia, że największym zagrożeniem jest dla Kalifornii odwet wyłącznie za to, że jest częścią USA.

W Europie jedynym politykiem, który ma jakiś pomysł na znalezienie się w tej nowej sytuacji jest Victor Orban. Dostrzega on, że reset z Rosją staje się nieuchronny i proponuje nawet, aby to Węgry były filarem tego resetu. Polska owładnięta duchem Giedroycia woli wspierać odradzający się na Ukrainie faszyzm. Choć bezczelność Banderowców sięga już takich granic, których naprawdę nie wolno przekraczać. Może dzięki temu przyjdzie opamiętanie? W reakcji na zakaz wjazdu dla Prezydenta Przemyśla posłowie PiS odmówili przyjazdu na X Forum Europa – Ukraina w Rzeszowie. Zakaz został cofnięty – więc część posłów pewnie przybędzie (na pewno nie zmieni decyzji Marszałek Sejmu). Ale na tym forum można się spodziewać jedynie mnóstwa słów. Do znaczących czynów w skali międzynarodowej chyba nadal nie jesteśmy zdolni. Może być już tylko gorzej. Trzeba było słuchać głosów rozsądku Dwa lata temu było już zupełnie jasne, że część polskiej elity wykorzystała naiwność Ukraińców, rozbudzając płonne nadzieje na Unię Europejską i wspaniały, syty, bogaty Zachód. Pytanie tylko do czego to wykorzystano?

Podział ról wydawał się jasny: media podburzają, naród protestuje, a politycy prowadzą – do boju o wolność i demokrację. Jednak totalna opozycja w chwilowej rozsypce, więc aktyw dziennikarski dwoi się i troi. Chodzą na demonstrację robiąc za studentów, i jeżdżą do Brukseli wyręczając targowiczan. Goszczący tam funkcjonariusz Michnika błaga przy okazji o wsparcie. Bo ten wredny reżim kaczystowski nie dość, że nie publikuje u nich reklam, to jeszcze nie chce z nimi gadać! No to Unia musi dać dotacje, bo inaczej nie będzie na propagandę. Na razie wydział propagandy trzyma się mocno. Gdy w przestrzeni publicznej pojawi się jakieś łgarstwo - to w poszukiwaniu źródła prawie zawsze trafiamy na Czerską. Tak było ostatnio z głośnym "blokowaniem" jedwabnego Szlaku (http://www.argumenty.net/2501) i zmuszaniem nieubezpieczonych pacjentów do kłamstw (http://www.argumenty.net/2483).

Propagandystów wspiera poseł Nitras, który swoimi relacjami z sejmu udowadnia, że jednak może być jeszcze gorzej. Jednak warsztatowo musiałby się trochę podciągnąć – by dostać pracę w Polsacie albo innym TVN.

W Polsacie urządzono wczoraj zamiast wiadomości seans pod tytułem „Wina pilotów. Do ustalenia kto im kazał. Część druga”. Na szczęście tym razem piloci byli za kierownicą samochodów – więc nikt nie zginął. W relacji z wypadku kolumny z ministrem Macierewiczem było wszystko co się da podciągnąć pod „arogancję władzy”. Z nieszczęsnym Misiewiczem włącznie (trzeba przyznać, że facet pasuje do udowodnienia każdej tezy). Po wiadomościach - dla utrwalenia – dyskusja o tym, czy władza może pilotów zmuszać do takich zachowań. W relacji zabrakło pytania do kierowców lub ministra – czy miało miejsce zmuszanie. Poseł Nitras jednak by się przydał….

TVP dostosowuje się do poziomu mediów prywatnych. Przyznaje to nawet Przewodniczący Rady Mediów Narodowych Krzysztof Czabański: „Standardy, które powinny w tym zawodzie obowiązywać i obowiązują, choć mało kto ich przestrzega, są nieraz naruszane”. Oczywiście ma on rację, że trzeba się przeciwstawić zjednoczonemu frontowi antyrządowej propagandy. Jednak telewizja publiczna nie tylko „rozbija” kłamliwą propagandę poprzez pokazywanie prawdy, ale tworzy sama materiały propagandowe. Podobnie jak we wspomnianej informacji Polsatu pojawia się w relacji wszystko, co może zwiększyć siłę przekazu. Na przykład relacja z „demonstracji studentów” ubarwiona fragmentem filmu Barei „Miś” jest z pewnością bardziej wymowna (i chyba ciekawsza) niż suchy przekaz. Można mieć jednak wątpliwości, czy nie ma w tym jakiegoś zachwiania proporcji. Może jednak należałoby obstawiać, że prawda zwycięży bez propagandowego wsparcia?

Podobno Donald Trump przygotowuje dekrety którymi chce drastycznie zmniejszyć międzynarodowe zaangażowanie USA (informuje o tym NY Times).

Jeden z nich ustala kryteria finansowania przez USA organizacji międzynarodowych. Nie dostaną amerykańskich pieniędzy te organizacje, które umożliwiają pełne członkostwo Autonomii Palestyńskiej lub Organizacji Wyzwolenia Palestyny, te które wspierają lub finansują aborcję oraz te które sprzeciwiają się sankcjom wobec Iranu i Korei Północnej. Także organizacje na których działanie znaczący wpływ mają państwa finansujące terroryzm lub łamią prawa człowieka. To może uderzyć przede wszystkim w ONZ. Co prawda Palestyna jest tylko (od 2012 roku) państwem nieczłonkowskim (jak Watykan), ale onz-promuje i finansuje aboircję (poprzez UNFPA).

Dostanie się zapewne także Amnesty International, która promuje aborcję. Może skończą się kontrowersyjne (liczone w setkach tysięcy funtów rocznie) zarobki zarządu tej organizacji.

Drugi z przygotowywanych dekretów nakazuje przegląd wszystkich traktatów pod kątem możliwości ich renegocjacji. Traktat TPP który nie wszedł jeszcze w życie już został anulowany.

Szybkość i zdecydowanie z jakim Trump wziął się do pracy pozwala zweryfikować kilka informacji podawanych przez media na jego temat:

1. Jest nieprzewidywalny? Wręcz przeciwnie. Robi dokładnie to, co zapowiadał w kampanii wyborczej. Nawet Meksyk przestał protestować przeciw murowi granicznemu – a jedynie ma nadzieję, że nie będzie musiał za niego zapłacić.

2. Mowa inauguracyjna była początkiem następnej kampanii wyborczej? Nie – to była zapowiedź tego co obecnie Prezydent robi. A o czym miał mówić?

3. Trump nie ma pojęcia o polityce międzynarodowej? Jego uderzenie w podstawy egzystencji międzynarodowych pasożytów jest zbyt celne jak na ignoranta. Gra na marginalizację UE stwarza zupełnie nową sytuację międzynarodową.

4. Trump będzie działał w interesie wielkiego biznesu? Za komentarz wystarczą ujawnione przez WikiLeaks zapisy TPP, który „pozwala firmom pozwać rząd takiego państwa przed tajny, ponadnarodowy trybunał arbitrażowy”.

5. Trump jest populistą? Jeszcze nigdy żaden prezydent nie musiał się zmierzyć z tak masowymi protestami. Admiratorzy „demokracji” chyba nie będą twierdzić, że ich „głos ludu” jest mniej ważny, niż „głos ludu” który ma ich dość?

 

Portal zerohedge.com publikuje opis sytuacji gospodarczej w postaci kilku bardzo wymownych wykresów. Na jednym z nich zestawiono populację ludzi w wieku produkcyjnym (25-54) w USA (kolor niebieski), stopy procentowe FED (kolor czarny) i dług federalny (kolor czerwony). Liniami przerywanymi zaznaczono kryzysy związane z pęknięciem bańki na rynku informatycznym i na rynku nieruchomości.

Problem zobrazowany na tym i pozostałych wykresach polega na tym, że wspomniane kryzysy nie spowodowały przywrócenia gospodarki do stanu równowagi. Mało tego – kolejny kryzys finansowy, który wydaje się nieunikniony, trudno będzie zażegnać tak jak poprzednie – poprzez realne zubożenie części społeczeństwa, masowy dodruk pieniądza i eksplozję zadłużenia.

Czy działania podejmowane przez Donalda Trumpa mogą zapobiec katastrofie? Nie – ale to może być dobry wstęp do dużej systemowej zmiany. Globalizacja doprowadziła do sytuacji, w której gospodarcze zależności uniemożliwiają cofnięcie się ze ścieżki prowadzącej ku katastrofie.

Nie mamy zbioru gospodarek lokalnych, które dobrze ilustruje stare polskie powiedzenie: „niech na całym świecie wojna, byle polska wieś spokojna”. Gdy w 2008 roku na ulicach Moskwy pytano przechodniów co zrobią, gdy do Rosji dotrze kryzys, jedna z zaczepionych kobiet odpowiedziała: „wrócimy na wieś i będziemy jeść kartofle”. Te dwie wypowiedzi ilustrują sytuację, w której lokalna gospodarka jest w stanie zapewnić egzystencję lokalnemu społeczeństwu. Czy to możliwe do wykonania w skali globalnej? Donald Trump nie ma takich ambicji. On chce sprawić, aby gospodarka amerykańska zapewniła godny byt Amerykanom („America first”). Powrót do protekcjonizmu i odtworzenie lokalnego przemysłu może zapewnić możliwość przetrwania USA w dobrej kondycji każdej katastrofy światowych finansów. Ta zaś poprzez wojny walutowe ulegnie przyspieszeniu. Najbardziej ucierpią kraje które są pozbawione ekonomicznej suwerenności. Takie jak Polska. Plan Morawieckiego można w tej sytuacji porównać do wysiłku zbrojeniowego i budowy COP przed Drugą Wojną Światową. Niestety zachodzi obawa, że także w tym sensie, że za późno i ze zbyt małym rozmachem.

Realną alternatywę także pokazują publikowane w cytowanym na wstępie wykresy. W skali globalnej tendencje nie są tak katastroficzne jak w odniesieniu do USA (zwłaszcza, gdybyśmy uwzględnili Afrykę, którą pominięto na kilku wykresach). To co występuje obecnie jako kryzys migracyjny, to tylko przejaw wielkiego problemu nierówności rozwoju. Ten problem to równocześnie zadanie jakie mamy jako ludzkość do wykonania. Ono nie jest niewyobrażalnie trudne. Można zbywać kryzys imigracyjny oskarżaniem Angeli Merkel. Czy jednak nie należałoby raczej docenić tego, że zastosowała środki doraźne, które dały czas na refleksję i podjęcie działań które naprawdę zmienią świat? U podłoża systemowego kryzysu leży to, że zachód dochodzi do kresu rozwoju przy takim ustawieniu światowej gospodarki, które wymaga ekspansji. Jeśli ta ekspansja zostanie zmieniona na realną pomoc w wyrównywaniu poziomu cywilizacyjnego rozwoju, to zyskamy nową perspektywę. Twierdzenie, że Unia Europejska nie ma szans na przetrwanie jest w tej sytuacji pochopne. To w Europie tkwi siła, która jest w stanie zapoczątkować nowe trendy oparte na cywilizacyjnej misji.